Tony: Nie! To niemożliwe! Co jest grane?! Aaa!
Chwyciłem się za makówkę, której ból nasilił się jeszcze bardziej. Nie potrafiłem się skupić.Nawet z połączeniem się ze zbroją miałem kłopot.
Tony: Sandhurst!
Krzyczałem nazwisko sprawcy. Tak. Ten świat był wirtualny. Czułem to, a jeszcze wczoraj podobno ocaliłem świat przed obcymi. Gubiłem się. Co było prawdą? Jak długo miał trwać ten obłęd? Postanowiłem walczyć z bólem i polecieć w zbroi odnaleźć tego wariata. Bezskutecznie. Każda próba założenia pancerza kończyła się rozpalaniem piekła w umyśle.
Tony: Aaa! Wyłaź, draniu! Aaa! Nie chowaj się!
Nie potrafiłem ustać na nogach, więc upadłem. Zwijałem się przez narastające cierpienie. Nie wiedziałem, co robić. Jak wrócić do przyjaciół?
Po jakiś pięciu minutach, pojawił się Kontroler. Zupełnie, jakby się teleportował. Prędkość myśli. Pamiętałem, co mówił o Magistrali.
Tony: Co ty mi zrobiłeś?!
Kontroler: Ja? Tobie? Oj! No błagam, Iron Manie. Sam jesteś sobie winien.
Tony: Dlaczego?
Kontroler: Bo nie współpracujesz ze mną. Wrócisz do domu, jeśli tylko dasz mi Ekstremis.
Tony: Wypchaj się!
Kontroler: Naprawdę? Więc spędzisz resztę życia tutaj. Nie przeżyjesz nawet dnia.
Tony: Ach! Założysz się?
Kontroler: Stark, to logiczne. Dasz serum, a wtedy otworzę wyjście. Inaczej stąd nie uciekniesz, choć poprzednia próba ci się udała. Jednak cię odnalazłem, bo wiem o tobie wszystko.
Cholera. To miało sens. Wróciłem wtedy z Rhodey’m do zbrojowni, ale musieli mnie dopaść jeszcze tej samej nocy i zabrać tu. Niedobrze.
Kontroler: Nadal nie zmienisz zdania? Chcesz tu spędzić ostatnie chwile życia?
Tony: Zgoda.
Kontroler: Nie rozumiem.
Tony: Dam Ekstremis.
Kontroler: Wyśmienicie, więc otwórz swój umysł. Pokaż recepturę. Nie ukrywaj tego.
Byłem słaby, dlatego nie mogłem walczyć. Może i moje umiejętności hakowania nie działały, ale to nie oznaczało, że stałem się bezradny. Potrafiłem zmodyfikować informacje przechowywane w mózgu. To był mój klucz.
Gdy przesyłanie danych się rozpoczęło, ból zwiększył się na tyle, że traciłem siły. Ściskałem szczękę z trwającej agonii. Wiłem się bez kontroli.
Kontroler: Nie poddawaj się, Stark. Wkrótce ból minie. Daję ci moje słowo.
Tony: Aaa! Nie!
Kontroler: Jeśli teraz zemdlejesz, nie dostanę tych danych! Musisz wytrzymać!
Tony: Aaa!
Moje ciało odmawiało jakiegokolwiek posłuszeństwa. Powoli oczy się zamykały, zatracając w niekończącej się ciemności.
Kiedy ocknąłem się, byłem przykuty do stołu w laboratorium A.I.M. Ostatkami energii zerwałem z siebie wszelkie kable. Ledwo stałem na nogach, ale biegłem tak szybko jak byłem w stanie. Nie zatrzymywałem się.
Po wyjściu na zewnątrz, całe miasto spowił mrok. Użyłem komórki, aby skontaktować się z Rhodey’m. Może był w zbrojowni. Miałem tylko taką nadzieję.
Tony: Rhodey, odbierz. Ach! Cholera!
Znowu odezwał się ból głowy. Upadłem na kolana, chwytając się za łepetynę.
Tony: Rhodey… gdzie… jesteś?
Traciłem nadzieję. Mógł być w innym mieście. Gdzieś indziej.
Rhodey: Tony, to ty? Gdzie jesteś? Mama się zamartwia.
Udało się. Słyszał mnie.
Tony: Rhodey… namierz… komórkę.
Rhodey: Komórkę? Nie jesteś w zbroi?
Tony: Pospiesz się.
Rhodey: Dobra, dobra. Zostań tam, gdzie jesteś. Już tam lecę.
Chciałem podziękować, lecz zabrakło siły. Upuściłem telefon, tracąc przytomność.
~*Cztery godziny później*~
Obudziłem się w szpitalnym łóżku. Niewiele pamiętałem. Dostrzegłem jedynie trzy osoby w sali. Rhodey, Pepper i Roberta. Próbowałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Zaniepokoiłem się, aż zacząłem się niespokojnie ruszać we wszystkie strony.
Rhodey: Ej! Spokojnie, Tony. Już wszystko jest dobrze. Nic ci nie grozi.
Tony: Rhodey, czy on… Czy on was skrzywdził?
Rhodey: Masz na myśli Kontrolera?
Tony: Tak.
Rhodey: Nic nam nie zrobił. Tylko ciebie porwał.
Tony: To dobrze.
Odetchnąłem z ulgą, bo mogłem mówić. Nie doznałem żadnych uszkodzeń. Czy aby na pewno?
Pepper: Tony, możesz być spokojny. Przez cały czas szukaliśmy cię. Tak nagle zniknąłeś, aż myślałam o najgorszym. Na szczęście lekarze usunęli to diabelstwo.
Tony: Co takiego?
Roberta: Miałeś w głowie sondy, które prawie uszkodziły twój mózg.
Tony: Dorwę tego drania.
Roberta: Na razie odpoczywaj. Nie wiem, co by było, gdyby Rhodey znalazł cię o minutę później.
Tony: Byłbym martwy?
Roberta: Teoretycznie tylko mózg. Tak mówili, kiedy zobaczyli, w jakim jesteś stanie.
Tony: Co z tatą? Nie przyszedł?
Rhodey: Nie znalazł się.
Tony: A inwazja?
Pepper: Wow! Miałeś fajne sny. Do niczego takiego nie doszło.
Rhodey: Mamo, zostawisz nas na moment?
Roberta: Ech! Macie jakieś tajemnice?
Rhodey: Chodzi o coś ważnego, ale nie chcemy, żebyś o tym wiedziała. To niespodzianka.
Roberta: Niespodzianka? Hmm… No dobra. Daję wam pięć minut.
I tak zostaliśmy we trójkę. Zażądałem wyjaśnień, a taka ilość czasu nie wystarczała na tę rozmowę.
Tony: Ona nie wie?
Rhodey: O zbrojowni? Nie.
Tony: Więc jak jej wytłumaczyłeś te sondy?
Rhodey: Ja nic nie musiałem. Zgubiłeś się, więc cię szukaliśmy. Potem cię znalazłem, a lekarze znaleźli powód utraty przytomności. Mama w to uwierzyła, a skoro jesteś geniuszem, to mogła pomyśleć, że chcesz poprawić swoją zdolność myślenia.
Tony: Percepcja.
Rhodey: Nie rozumiem.
Tony: Cały czas byłem w błędzie, a myślałem… Myślałem, że odzyskałem ojca.
Pepper: Co jeszcze widziałeś?
Tony: Gene zdobył wszystkie pierścienie, Hammer zamienił w zombie swoich sojuszników, a potem sam padł ofiarą gazu, Hulk zmienił kolor na szary, Dooma pożarł jakiś demon, a cały świat dowiedział się o nas.
Pepper, Rhodey: WOW!
Tony: No i uratowaliśmy świat, walcząc o Ziemię.
Pepper: Ja też?
Tony: Tak. Śmigałaś w swojej zbroi.
Pepper: O! A jak wyglądała?
Tony: Dowiesz się jak ją dostaniesz.
Musiałem zamilknąć i skupić się. Nie byłem pewny czy to co widzę, jest prawdą. Może kolejne złudzenie. Mogłem to sprawdzić w jeden sposób.
Tony: Pepper, podejdź.
Pepper: Eee… Mam się bać?
Tony: Nie.
Z zaskoczenia pocałowałem ją, łącząc nasze wargi. Uczucie miłości i ciepła było prawdziwe. Nie odepchnęła mnie, więc musiała być realną postacią. Musiała być Pepper.
Pepper: Co to miało być?
Tony: Chciałem się upewnić, że nie gadam do pikseli.
Pepper: Nadal masz wątpliwości?
Tony: Już nie.
Uśmiechnąłem się do nich. Wiedziałem, że czekało nas mnóstwo pracy. W końcu jako bohaterowie Nowego Jorku nie możemy iść na chorobowe.
---**---
I tak dodałam ostatnią mini historię. Czas na opowiadanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi