Szczęśliwy dramat


Iron Man walczy razem z War Machine ramię w ramię przeciwko Whiplashowi i Duchowi. No i walka na początku idzie dosyć łatwo. Podejrzanie łatwo, bo Whiplash nigdy nie odpuszczał, a teraz olewał, ile siły trzeba przyłożyć. Duchowi zależało jedynie na kasie, więc musiał zabić Iron Mana. Wystarczyło zbliżyć się niebezpiecznie blisko i przejść ręką przez zbroję, by pozbyć się tego, co utrzymuje Tony'ego przy życiu, czyli implant.
Rhodey walczył z przyjacielem, odganiając biczownika, który trzaskał biczami na prawo i lewo. Nikt nie przypuszczał, że szybko odleci z pola bitwy.

-Coś za łatwo poszło, Tony. Nie uważasz?
-Możliwe, ale powinniśmy się cieszyć. Teraz pozostał nam jedynie on. Ee... tylko, gdzie on jest?

Duch zniknął. Przez żaden z sensorów zbroi nie mogli go zobaczyć. Jednak on dalej był. Nagle Tony poczuł silny ból.

-Znalazła się... zguba- pomyślał, próbując złapać oddech.

I wtedy Rhodey domyśla się, co stoi za przyczyną tak złego stanu przyjaciela. Wie, że gdzieś obok niego czaił się Duch. Zaczął mierzyć do niego z repulsorów, aż trafił. Jednak wróg był silniejszy i przetrwał atak, ściskając bardziej implant. Rhodey był wściekły i za wszelką cenę chciał ocalić Tony'ego. Użył mocy unibeamu, która zdołała wyrzucić Ducha, przebijając go przez kilka skrzyń. Leżał przez chwilę nieruchomo. Tony odetchnął z ulgą, kaszląc.

-Żyjesz?
-Chyba... tak.
-Chodźmy już stąd. Pepper pewnie na nas czeka i się martwi.
-A nie powinna. Przecież zawsze wracamy z walki.
-Oj! Nie tym razem, Anthony- odezwał się Duch, mierząc z blastera.

Ataki były coraz bardziej agresywniejsze. Nawet chciał użyć całej mocy do unibeamu, by raz na zawsze pokonać Ducha. Wiedział, że w ten sposób mógł go zniszczyć na dobre. Wymierzył w niego, przekierowując całą moc do napierśnika, czyli głównego źródła zasilania. Wystarczył moment i nastąpił strzał. Wydawało się, że mogą już wracać do domu. Jednak on wstał.

-Zostawmy go, Tony. Wracajmy do Pepper.
-Nie... Nie możemy.
-Chcesz się zabić? Nie rób tego.
-Zapomniałeś... co zrobił? Muszę walczyć. Ty wracaj, jeśli tak ci śpieszno do domu.

Podleciał do przeciwnika, celując z rękawic w niego. Ten podniósł ręce na znak poddania.

"To musiał być podstęp"- pomyślał Iron Man.

I miał rację. Wystarczyło na chwilę stracić czujność, a wróg mógł niespodziewanie zaatakował. I tak też się stało. Wskoczył, przenikając całym ciałem przez pancerz.

-Jak to możliwe?- zdziwił się, bo zwykle wystarczyła mu ręka do przeniknięcia przez coś.

Nagle usłyszał, jak przez komunikator krzyczy jego ruda, która wciąż na nich czekała.

-Tony, twoja moc spada. Musisz się naładować. Wracajcie w tej chwili!
-Nie mogę... przykro mi- wyłączył komunikaty, ignorując rozkaz.

Gdy już miał wymierzyć w Ducha, ten znowu się rozpłynął w powietrzu. Rhodey podszedł do przyjaciela, rozglądając się wciąż uważnie, czy nie czai się gdzieś zagrożenie w pobliżu.

-Teren czysty. Już go nie znajdziesz. Musimy wracać do zbrojowni.
-Ech! No niech ci będzie- posłuchał się War Machine, lecąc do bazy.

Jednak nie spostrzegł, że coś miał przyczepione na plecach. Duch z ukrycia wyrzucił specjalne urządzenie, które mogło zneutralizować całą zbroję oraz każde urządzenie. Mogło się przenieść z urządzenia na ciało użytkownika. Nikt o tym nie wiedział. Zbyt małe, by zauważyć

Po powrocie do rudowłosej przyjaciółki, odłożyli pancerze. Jej mina sugerowała, że będzie duużo mówić.

-Co to miało być do cholery?! Ja tu wam mówię, że macie wracać, bo się zmyli, a wy mnie tak po prostu rozłączacie? Oj! Kiedyś tego pożałujecie. Chcecie mieć karę? Popamiętacie tego. Już wam konfiskuję zbroje i ich nie znajdziecie. Ha! I kto tu jest górą? Oczywiście, że Pepper Potts.

- Jak ty chcesz to zrobić, Pep? Przecież to...

Nie zdołał dokończyć, bo poczuł silne porażenie prądem. Nie wiedzieli, co jest grane. Krzyczał, a oni byli bezradni. Niespodziewanie upadł na podłogę, a to ustrojstwo Ducha przeniosło się blisko implantu, wyłączając go. To już był stan zagrożenia życia.
Po kilku minutach, Tony stracił przytomność i już nie czuł nic. Nawet nie słyszał paniki w głosie rudej. Jedynie Rhodey był spokojny, bo ktoś musiał. Sprawdził, co mogło być usterką. Zauważył, że wypadło jakieś urządzenie na podłogę. Przepalone, a implant nie świecił. Już nic nie musiał wiedzieć i zabrali go do szpitala. Szybko wsiedli do auta, zabierając do odpowiedniego specjalisty. Liczyła się walka z czasem, bo w każdej chwili serce mogło przestać pracować, skoro urządzenie do podtrzymywania życia zostało wyłączone.
Kiedy dotarli na miejsce, krzyczała po pomoc.

-Niech nam ktoś pomoże! On umiera! Zróbcie coś!

Jeden z lekarzy podbiegł do nich, analizując sytuację. Jego mina już sama mówiła, że było kiepsko.

-Zaburzenia pracy serca, utrata przytomności i brak czucia w dłoniach.

-Co to znaczy?- odezwała się dziewczyna i liczyła na jakąś nadzieję, że to nie oznaczało kalectwo.

-Zabiorę go na operację. Może coś uda mi się zdziałać.

-Proszę- błagała, a on jedynie wziął chłopaka.

Również chciał go uratować, dlatego walczył. Zabrał na blok, a oni czekali. Czekali na jakieś wieści. Minuty zamieniały się w godziny. Godziny ciągnęły się w nieskończoność, aż po dopiero trzech godzinach uzyskali jakieś informacje. Widok rękawiczek i fartuch we krwi odrzucił dziewczynę ze strachu. Pepper chciała o coś zapytać, lecz ledwo stała na nogach. Bała się, co może usłyszeć. Coś dobrego, co ją uspokoi, a może na odwrót? W każdym bądź razie, nie była w stanie się stamtąd ruszyć. Tony był dla niej zbyt ważny.
Lekarz przetarł rękawiczki, patrząc na nich ze spokojem.

-Implant znowu działa, ale to, co spowodowało jego wyłączenie, bardziej pogorszyło stan serca, a do tego wszystkiego możliwe, że prawa ręka nie będzie sprawna.

-Jak to?- spytała ze łzami w oczach, choć dalej myślała pozytywnie.

-Doszło do przerwania nerwów i nie zdołaliśmy ich naprawić. Przykro mi. To wykracza poza nasze możliwości.

-A można się z nim zobaczyć?- tym razem zapytał Rhodey i dostali pozwolenie na widzenie.

Chłopak leżał na sali pooperacyjnej. Oddychał spokojnie, ale nie wiedział, do czego doszło, a ktoś nad nimi czuwał. Czuwał? Nie. Raczej obserwował. Nikt inny, jak Duch. Chciał wiedzieć, jak sytuacja się rozwinie. Pragnął dobić swoją ofiarę.
Pepper usiadła przy łóżku Tony'ego razem z Rhodey'm. Myślała, czy mogli zapobiec tej tragedii.

-Przecież dla Tony'ego, konstruowanie zbroi, ratowanie świata... To jest dla niego wszystko. Cały... Cały świat.

-Wiem o tym, Pepper. Będzie dobrze.

-Niby jak? Nie może ruszać prawą ręką! Nawet nie próbuj mnie pocieszać, bo ci się to nie uda.

-Pepper, spokojnie. Wychodził z gorszych wypadków.

-Ale nie paraliż!

-Pepper...

-Nie chcę.. Nie chcę, żeby cierpiał.

-Nie będzie- przytulił ją, a ona się rozpłakała.

Nie wiedziała, co ma zrobić. Była bezradna, a chciała mu pomóc. Nagle zauważyli, jak się budzi. Nic mu nie mówili, co im powiedział lekarz. Sam się zjawił, bo musiał mu powiedzieć okrutną prawdę. Dlatego przyjaciele musieli opuścić jego salę. Powiedział mu to na spokojnie.

-Robiłem co się dało, Tony. Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć, ale nie zdołałem uratować twojej ręki.

-Co?

-W sensie, że nie możesz nią nic robić.

-Ale... ale jak? Przecież...

-Nie jest amputowana, ale nie będziesz mógł pracować prawą ręką bo jest wyłączona tak jakby z ciała. Próbowałem wszystkiego, ale nie udało się.

-Ale... Ale ja muszę... Ja muszę walczyć.

-Najpierw odpocznij i nie zamartwiaj się.

Opuścił go lekarz, a chłopak był przerażony. Tyle walk stoczył i zwykle jego serce ucierpiało, a teraz coś nowego. Nie potrafił w to uwierzyć.

-Moja misja skończona. Już po Iron Manie- powiedział Duch sam do siebie, znikając.

Cala trójka znowu mogła być razem, zaś lekarz znowu się pojawił. Tym razem późno wieczorem i musiał coś jeszcze im powiedzieć. Coś jeszcze bardziej niezwykłego.

-Pragnę was wszystkich przeprosić.
-Ale za co? Przecież robił pan, co trzeba- zaczął Tony, a on kontynuował.
-Tony, spróbuj ruszyć ręką.
-No ruszam i co?
- A co ci mówiłem?
-Że nie będę mógł nią nic robić.
-No właśnie, a skoro jest...
-To był żart?
-Co?
-Tak. Żartowałem. Haha! Daliście się nabrać.

Wszyscy stali skamieniali. Szok, ale... zatkało ich. Jednak później w sali był głośny śmiech. Przytulili Tony'ego, ciesząc się, że diagnoza była fałszywa.

-To w takim razie, co mi jest?
-Już nic, ale musisz na siebie uważać- uśmiechnął się, a Pep już chciała...

Taaak. Zrobiła to.

-Jak pan mógł?! Tak się nie robi do kurwa cholery pierdolonej, jasne?!
-Pepper, spokojnie. Musiałem to zrobić.
-Czemu?
-Bo ktoś was obserwował.
-Tak?
-Duch- zgadł Tony i miał rację.
-Duch? No brawo. Chyba chciał dopilnować, czy nie żyjesz. Cóż, wybaczcie, ale musiałem mu wmówić kłamstwo.
-Czyli jestem zdrowy?
-W pewnym sensie, tak. Na razie odpoczywaj.

Yinsen zostawił ich samych. Pep znowu go przytuliła, bo nie mogła uwierzyć, że cała ta szopka była przez Ducha.

Morał: Czasem trzeba kłamać, by ocalić czyjeś życie.

---***---

I tak wstawiam taką bajeczkę. Została napisana przez bezsenność, bo ani ja, ani Donia nie mogła zasnąć. Pisanie na czacie zamieniło się w historię. W ten sposób powstał szczęśliwy dramat, bo był happy end, choć wydawało się, że go nie będzie.
PS: Wybaczcie za błędy. Jak z kimś się pisze, to nie patrzy się na literówki czy złą gramatykę.
PS 2: Autorce stuknęło 20 lat. I jeszcze pisze o IMAA. Wariactwo, co nie? :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X