Część 4: Pobudka, śpiąca królewno


**Tony**


Leniwie otwierałem oczy, bo z jakiegoś powodu potrzebowałam większej ilości snu. Ostatnimi czasy mój organizm dziwnie reagował. Być może przez ostatnią walkę z Duchem. Właśnie po tym, co się stało, Pepper wymyśliła podróż dookoła świata. Skoro już pomyślałem o rudej, to jedna jej noga zwisała nad podłogą, dotykając prawie głowy Rhodey’ego. Moment. Co on robi obok mnie? Byłem w szoku. Próbowałem się ruszyć, lecz prawa ręka została przykuta do kabla od ładowarki.


Tony: Chyba mnie coś ominęło.
Pepper: Tony!


Niepotrzebnie powiedziałem to na głos, gdyż moja ukochana bez namysłu sturlała się na ziemię, aż upadła na histeryka.


Rhodey: Au! Mój brzuch! Co ty robisz?!
Pepper: Ojć! Wybacz, ale cieszę się, że nasz nieborak się obudził z drzemki.
Tony: Kogo nazywasz nieborakiem?
Pepper: No ciebie, pacanie.
Rhodey: Hahaha! A tak w ogóle, jak się wam spało?
Pepper: Eee… Nie będę tego komentować. Miałam chore sny.
Tony: Dlatego dyndała ci stopa obok gęby Rhodey’go?
Rhodey: Co takiego?!


Był wściekły, co mogłem zauważyć w tych oczach. Wstał i zaczął ją łaskotać w ramach kary. Rozbawiła mnie ta sytuacja, że chciałem do nich dołączyć. Potrafiłem jedynie usiąść, bo do kajdanek potrzebowałem kluczyka. Mogłem wziąć ze sobą narzędzia. Mogłem, ale nie pomyślałbym, że któryś z nich posunie się do czegoś takiego.
Kiedy skończyli się ze sobą droczyć, trząsłem rękami przed ich twarzą.


Tony: Rozkujcie mnie. Będę grzeczny.
Pepper: Momencik, rybko.
Tony: Rybko? Czemu rybka, a nie…
Pepper: Co? Wolisz być orką?
Rhodey: Ja bym mu dał miano wieloryba.
Tony: Super! A może od razu waleń?!


Zwariowali z tymi nazwami, choć sam nie byłem lepszy. Ruda przyglądała się bransoletce przez chwilę, a dopiero później uwolniła z uwięzi. Przy okazji odłączyłem się od urządzenia i założyłem bluzkę.


Pepper: Jeśli znowu spróbujesz zemdleć, przysięgam przy Rhodey’m, że zostawię cię w szpitalu, a my doskonale wiemy, jak kochasz to miejsce.
Tony: Poważnie? Kiedy niby urwał mi się film?
Pepper: Wczoraj, kiedy wróciliśmy do hotelu. Wszystko przez kopertę.
Tony: A! Coś mi świta.
Rhodey: Tony, muszę cię o coś zapytać.
Tony: Mam się bać?
Rhodey: Niekoniecznie, ale nie ściemniaj, zgoda?


Nie rozumiałem, co było grane. Logiczne, iż nie chciał słuchać kłamstw. Co pragnął usłyszeć?


Tony: Zgoda.
Rhodey: Więc posłuchaj uważnie. Wczoraj odezwało się przypomnienie o ładowaniu implantu.
Tony: Nic dziwnego.
Rhodey: Słuchaj dalej. Zwykle włącza się na poziomie 10%, co zawsze mija po godzinie. Ostatnio minęło pół godziny i się odezwał alarm. Wyjaśnisz?


Niedobrze. Mam u nich przekichane.


Rhodey: No to, jak jest? My się martwimy.
Pepper: Właśnie, dlatego nie owijaj w bawełnę. Coś nie tak z implantem?
Tony: Pamiętacie, jak kilka tygodni temu walczyłem z Whiplashem, żeby odbić Stane’a?
Pepper: Trudno nie zapomnieć, bo doktorek nas wystraszył, że umarłeś, a prawda była zupełnie inna.
Tony: Rhodey?
Rhodey: Nie potrafię puścić tego w niepamięć.
Tony: W trakcie ostatniej wizyty dowiedziałem się, że czas do kolejnego ładowania się skrócił, co oznacza tylko jedno.
Pepper: Nie wymienił ci implantu na nowy?
Rhodey: Jaja sobie robisz? To nie może być prawda!
Tony: Rhodey, nie krzycz.


Nie zamierzałem ich martwić swoim stanem, a sam niedawno odkryłem szczegóły ostatniej interwencji chirurgicznej. Wcześniej unikał tego tematu, ale zmusiłem go, żeby się przyznał, do czego doszło.


**Pepper**


Byłam przerażona. Czy to miało znaczyć, że ten wyjazd był naszym ostatnim? Nie. Nie powinnam tak myśleć. Będzie dobrze. Musi tak być. Jako, że w pokoju mieliśmy balkon, paranoik tam wylądował. Zdenerwował się. Rzadko widziałam, kiedy wpadał w taką furię. Nie krzyczał na nas. Nie chciał tego robić, więc wycofał się. Podałam geniuszowi wodę, bo pewnie zaschło mu w gardle od tego leżenia.


Tony: Dzięki.
Pepper: Mogłeś nam wcześniej powiedzieć. Nie zależy ci już na nas?
Tony: Pep, to nie tak. Po prostu nie chciałem psuć wakacji. Cieszyliście się z tego wypadu. Nie planowałem niczego zniszczyć.
Pepper: Więcej nie miej żadnych tajemnic, dobrze? Przez to Rhodey się wkurzył.
Tony: Przeproszę go.
Pepper: Na razie niech ochłonie. Potrzebuje chwili samotności. Później dołączymy do niego, bo zaplanowałam coś na dzisiaj. Powinno wam przypaść do gustu.
Tony: A zdradzisz, co to takiego?
Pepper: Taka niespodzianka. A tak poza tym, jak się czujesz?
Tony: Dobrze, chociaż cały czas chce mi się spać.
Pepper: Oj! To niedobrze. Trzeba coś na to poradzić, a w takiej sytuacji należy się dotlenić.


Cmoknęłam chłopaka w czoło, a potem wyjęłam paluszki solone.


Pepper: Chcesz?
Tony: Na razie nie jestem głodny.
Pepper: Musisz coś zjeść, aby mieć siły.
Tony: Później, dobrze?
Pepper: Okej. Więcej dla mnie.


Uśmiechnęłam się na moment, a prowiant znikał w mgnieniu oka. Oby plan wypalił. Wszystko zależało, jak długo pupilek prawniczki będzie dochodził do siebie.
Kiedy po paluszkach nie został żaden ślad, wstaliśmy na równe nogi, zmierzając do części z większą przestrzenią na powietrze. Uchyliłam drzwi, wchodząc do środka. Tonuś wszedł za mną.


Tony: Rhodey, wybacz za to, że ci nie powiedziałem. Wolałem nie zepsuć tego wyjazdu.
Rhodey: I to jest twoje wytłumaczenie? Fakt, iż z Pepper mamy zaliczone szkolenia, ale z implantem ci nie pomożemy. Nie znamy się na tej technologii. Pomyślałeś, co by się stało, gdyby doszło do jakiegoś rodzaju awarii?
Tony: Przepraszam. Już nie będę nic ukrywał przed nami.
Rhodey: No ja myślę, bo w przeciwnym razie naprawdę wrócimy do domu.
Pepper: Ej! Ja nie chcę rezygnować z wycieczki. Wiem, jak poważna jest sytuacja, dlatego pomyślałam nad piknikiem. Jesteśmy blisko parku. Tam można coś zjeść, pobawić się i zapomnieć o troskach. Zresztą, jutro pakujemy manatki, a lot będzie do Stambułu. To jak? Jesteście za moim pomysłem, czy przeciw?


Wariaci tylko stali, patrząc się w dal. Raczej przesadziłam z moim gadaniem. Ciężko się do tego przyznać, ale taka prawda.


Rhodey: Kiedy chcesz tam iść?
Pepper: Jak tylko zbierzemy się do kupy… Tony?
Tony: Co ja?
Pepper: Zgadzasz się na piknik?
Tony: Pewnie. Może w ten sposób wynagrodzę wasze troski.
Pepper: Jupi! Idziemy na zabawę!


Cieszyłam się, niczym małe dziecko. Przez tę chwilę mogłam zapomnieć o tym, czego się dowiedziałam.


Tony: No to w drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X