Część 24: Noc zakochanych


**Rhodey**


Tony nie wracał od dwóch godzin, a na telefon nie mogłem się dodzwonić. Nieco zmartwiłem się. Było już po dwudziestej drugiej, więc powinien zjawić się w domu. Mama nie wyglądała na zachwyconą. Jego ucieczka rozgniewała ją na tyle, aż sam bałem się do niej zbliżać.


Rhodey: Mamo, on wróci. Poszedł zobaczyć się z Pepper.
Roberta: Ale nie może być za długo poza domem, a teraz jest taka godzina, że mogą go napaść jacyś złodzieje i zrobić mu krzywdę. A kto odpowiada za niego? No ja!
Rhodey: Wiem, że się martwisz, ale przy swojej dziewczynie ma zapewnioną ochronę.
Roberta: I naprawdę się nie przejmujesz? Dziwne.
Rhodey: Może tak odrobinę, choć z drugiej strony po prostu wiem, iż jest z nią bezpieczny. Na wyjeździe potrafiła o niego zadbać.
Roberta: Pewnie tak, ale i tak powinien wrócić. Jeśli spróbuje spać u Pepper, to jej ojciec będzie bardzo niezachwycony, co może doprowadzić do kłopotów.
Rhodey: Eee… Jak wielkich?
Roberta: Tak wielkich, że wywaliłby go bez ani chwili zawahania.


Faktycznie. Ojcowie jako agenci potrafią być bezlitośni. Oby nie ubzdurał sobie noclegu. Wybrałem po raz kolejny numer do niego. Nadal nie zamierzał odebrać. Zupełnie tak, jakby był czymś wielce zajęty. O kurcze. Chyba nie przyszło im na myśl o… Raczej nie.


**Pepper**


Na dworze nieco ochłodziło się, dlatego przenieśliśmy wszystko do picia i jedzenia, żeby leżało w moim pokoju. Przy okazji pościeliłam łóżko, aby nam się wygodnie spało. Widziałam, iż ciągle był przeciwny temu pomysłowi, ale jeszcze nigdy u mnie nie nocował. Chciałam, żeby na jedną noc był tak blisko, jak nigdy dotąd. Walka ze złem mogłaby nie pozwolić na powtórzenie takiej wyjątkowej sytuacji.


Pepper: Dobranoc, Tony.
Tony: Ja jeszcze nie idę spać.
Pepper: Serio? A nie jesteś zmęczony?
Tony: Ani trochę.
Pepper: Wow! Dziś w ogóle cię nie poznaję. Nie jesteś sobą.
Tony: A to źle, że tak jest?
Pepper: Nie! Nawet tak mi się bardziej podoba.


Cmoknęłam go w policzek, a następnie rzuciłam na kołdrę.


Pepper: Spać.
Tony: Pep, noc nadal młoda. Możemy zrobić tak wiele.
Pepper: Czy nie wyraziłam się dość jasno? Spać!
Tony: Pep…
Pepper: Dobranoc, Anthony.
Tony: Ej! Tylko nie Anthony, bo się fochnę na ciebie, Patricio.
Pepper: Osz ty! Tylko tatuś może tak do mnie mówić.
Tony: Patricia.
Pepper: Przestań.
Tony: Pepper.
Pepper: Skończ.
Tony: Potts.
Pepper: O! Taki jesteś? Teraz cię nie puszczę nigdzie.


Wskoczyłam na niego znienacka, blokując drogę ucieczki. Nie potrafił się ruszyć, gdyż mój ciężar nie pozwalał na ruch. Musiałabym przesunąć się na bok, aby pozwolić mu zwiać. Nie zrobiłam tego i nie zamierzałam zmięknąć.


Tony: Nie zejdziesz, prawda?
Pepper: Szczerze? Właśnie otrzymujesz karę w największym wydaniu.
Tony: Czuję się, jak twój niewolnik.
Pepper: Oj! No nie przesadzaj, Anthony.
Tony: Mówiłam, żebyś z tym skończyła!
Pepper: Anthony Edwardzie Starku, zamierzam z tobą spędzić resztę życia, więc mogę cię nazywać, jak mi się podoba.
Tony: Whoa! Powoli! Nie myśl tak do przodu.
Pepper: Ale muszę, bo ty tego nie zrobisz.
Tony: Tu się niestety zgodzę, ale miasto nie obroni się same.
Pepper: Och! Ile razy mam ci powtarzać, że są też inni bohaterowie? No chyba nie chcesz całe życie mieć spartolone przez bycie Iron Manem, co?
Tony: Zobaczymy, jak będzie. Na razie nie mogę ci obiecać, że zrezygnuję.


Spodziewałam się takiej, a nie innej odpowiedzi. Zrezygnowana zeszłam z niego, kładąc się w stronę okna. Zabrałam większość kołdry w ramach małej zemsty za te durne odzywki.


Tony: Serio? Dalej mam karę? Oj! Nie bądź na mnie zła.
Pepper: A ktoś mówił, że jestem? Nie, więc nie marudź.
Tony: I tak nie idę spać. Cokolwiek ze mną zrobisz, to nie zmusisz mnie do tego.
Pepper: A założysz się?
Tony: O co?
Pepper: Jeśli mi się uda, przebierzesz się za klauna i tak wrócisz do domu.
Tony: A jeśli ja wygram, wtedy ty całujesz Rhodey’go.
Pepper: Coś ty powiedział?!
Tony: Nie udawaj głuchej. Powiedziałem głośno i wyraźnie.
Pepper: Może coś źle usłyszałam, ale mam go pocałować?
Tony: Hmm… Tak.
Pepper: Spoko. O ile tylko w policzek.
Tony: W usta.
Pepper: Tony!
Tony: Hahaha! Wygrałem.


Wkurzyłam się na niego, aż oberwał w pysk dość solidnie. Troszkę zaczerwienił mu się policzek, ale miał za swoje. Dostał słuszne lanie, choć gdyby mój tatusiek odkrył jego obecność, poczułby gorsze traktowanie.
Gdy zaczęłam atakować chłopaka łaskotkami, próbował bronić się. Bezskutecznie. Byłam silniejsza od niego, więc skapitulował na samym starcie.


Pepper: Już masz dość?
Tony: Hahaha! Z tym całowaniem… Ach! Żartowałem!
Pepper: O! Teraz próbujesz się wywinąć? Nie pozwolę ci na to.
Tony: Hahaha! Przestań!
Pepper: Pójdziesz grzecznie spać, to przestanę.
Tony: Musisz mnie szantażować?
Pepper: Taka metoda sprawdza się na takie barany, jak ty.
Tony: Barany?!


Na chwilę zaprzestałam łaskotek.


Pepper: Spać.
Tony: Eee… Nie.
Pepper: Mówiłam coś.
Tony: Ja też, ale…
Pepper: Ale co?
Tony: Tak naprawdę, to masz pocałować Rhodey’go, gdy przegrasz zakład.
Pepper: Ja nigdy nie przegrałam, dlatego zaryzykuję.
Tony: Stoi.


Zderzyliśmy się piąstkami, pieczętując umowę. Leżeliśmy bez ruchu, choć wiedziałam, kiedy zaśnie. Wystarczy usłyszeć chrapanie, a zakład uznam za wygrany. Nie odezwał się już ani jednym słowem. Po prostu leżał odwrócony w przeciwnym kierunku.


Pepper: Ugryzłam cię? W sensie, że to, co ci mówiłam.


Zero reakcji. Nienawidziłam, gdy ktoś mnie ignorował, a on właśnie to robił.


Pepper: Pobiję cię, jeśli nie odpowiesz.
Tony: Myślę.
Pepper: Nad czym?
Tony: Nad wszystkim, ale głównie nad tym, co będę robić po ukończeniu Akademii Jutra.
Pepper: Spokojnie. Mamy dużo czasu do namysłu. Dziś możesz odpuścić.
Tony: Próbujesz mnie zmusić do spania.
Pepper: Hmm… Nie zmuszam, lecz próbuję, a ty przez myślenie starasz się nie zasnąć.
Tony: Bingo, Patricio.
Pepper: Chyba coś ci mówiłam na ten temat, Anthony.
Tony: Wychodzę.
Pepper: Ej! Zaczekaj! No nie obrażaj się!


Nie do wiary. Nadepnęłam mu na ego. Zdenerwował się, wstał i wyszedł.


Pepper: Tony!


Pobiegłam za nim, aby go dogonić. Na szczęście dorwałam geniusza przy wejściowych drzwiach od domu.


Pepper: Tony, stój!
Tony: Unieważniam zakład. Muszę już wracać. Miło było, ale się skończyło.
Pepper: No ej! Przepraszam, dobra? Nie chciałam. Zostań ze mną.
Tony: Dobranoc, Pep.


Pomachał na pożegnanie i wyszedł. Chyba naprawdę przegięłam. Szkoda, że nie mogłam cofnąć czasu.
Po powrocie do pokoju, otrzymałam SMS-a. Postanowiłam zaspokoić ciekawość, czytając jego treść.


Zrobiłem ci na złość, wychodząc. Tak naprawdę, to dobrze się czułem w twoim towarzystwie. Powinniśmy to kiedyś znowu powtórzyć.
Tony :)


Uśmiechnęłam się tak, jak było na emotikonce. Odczułam ulgę. Nadal mnie kochał i nie miał mi za złe mówienie pełnym imieniem. Ta noc przejdzie do pamięci i wiem, że nie była ona ostatnia.

---***---

I tak kończy się wakacyjne opowiadanie o przygodzie związanej z wielką podróżą dookoła świata. Było ciężko mi to skończyć, gdyż w połowie pisania zderzyłam się z okrutną rzeczywistością. Przez stratę mojego pupilka nie potrafiłam długo pisać. Otwierałam dokument i od razu zamykałam. Na szczęście dzięki motywacji pewnej czytelniczki (o ciebie chodzi, Saro) udało się zapisać ostatnie zdanie. Jeśli coś nowego napiszę z IMAA, to dodam na bloga bez obaw czy ktoś czyta, czy też nie. Mogłabym dodać crossover, chociaż nie wiem czy są tu osoby, które znają anime "Bleach". Jeśli tak, wstawię to. No nic. Mam wenę, ale czasem brak chęci. Komentarze motywują. Nie bójcie się zostawić po sobie śladu ;)

2 komentarze:

  1. Szczerze? Ogólnie patrząc na opowiadanie, jest super. Nie brakuje dramatycznych sytuacji, to samo można powiedziec o chwilach spokoju i miłości. Nie było jej mega dużo, a to duży plus :)Czekam na kolejne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak pozytywne odebranie opka. Kolejne się tworzy i mam nadzieję, że nie zawiodę ;)

      Usuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X