Nie byłam pewna, czy wybrałam odpowiedni moment na spotkanie. Zresztą, nie mogłam z tym czekać do następnego dnia. Poprosiłam tylko, żeby przyszedł. Pomimo krzyków pani Rhodes, odważył się uciec. Dla kogo? Dla mnie, a to wiele znaczy.
Kiedy spoglądałam przez okno na ulicę, dostrzegłam bruneta o niebieskich oczach z czymś w ręce. Jakaś paczka? Co on kombinował? Byłam tak ciekawa, że dzwonek do drzwi zaalarmował o pojawieniu się gościa. Natychmiast zbiegłam po schodach, otwierając mu.
Tony: Dzień dobry, kwiatuszku.
Pepper: Witaj, konserwo.
Tony: Konserwo? No weź. Jestem dla ciebie taki miły, a ty…
Nie pozwoliłam dokończyć, całując geniusza z wielką namiętnością. Chwyciłam za jego rękę, prowadząc na balkon. Od razu zamknęłam drzwi, aby nikt nam nie przeszkadzał.
Pepper: Wyłącz komórkę.
Tony: Po co?
Pepper: To nasz wieczór.
Tony: A gdyby Roberta…
Pepper: Guzik mnie to obchodzi! Teraz liczysz się tylko ty… i ja.
Tony: Okej. Zrobię to.
Pepper: Super, a paczuszkę postaw na stole. Chcesz coś do picia?
Tony: No nie wiem. Zależy, co proponujesz.
Pepper: Hmm… Mam zimne puszki coli. Może być?
Tony: Pewnie.
Pepper: Więc za sekundkę do ciebie wrócę.
Cmoknęłam chłopaka w powietrze, a następnie pomaszerowałam do lodówki, skąd wyjęłam napoje, zaś z szafki wzięłam paczkę chipsów. Na szczęście tatuś miał długą zmianę nocną, więc mogłam zrobić to, czego pragnęłam.
Pepper: Idealnie.
Wróciłam na taras z piciem oraz przekąskami, a on siedział zrelaksowany, skupiając swój wzrok na gwieździstym niebie. Byłam w szoku.
Pepper: Eee… Chyba mi podmienili chłopaka. Wszystko gra, Tony?
Tony: No pewnie. Takie to dziwne, że jestem spokojny?
Pepper: Nigdy cię nie widziałam w takim stanie.
Tony: Źle?
Pepper: Nie! Jest super. Właśnie chciałam, żebyś się niczym nie przejmował.
Tony: Wyłączyłem telefon, jak nalegałaś. Widzisz?
Pokazał zgaszony ekran, a żaden dźwięk nie wydobywał się przez klikanie po ekranie.
Pepper: Dzięki. Teraz nic nam nie przeszkodzi.
Tony: Otwórz prezent.
Pepper: Nie musiałeś.
Tony: Dla mojego rudzielca zrobię wszystko.
Pepper: Och! Przez ciebie jedynie dostanę cukrzycy.
Tony: Przynajmniej będziemy siebie odwiedzać w szpitalu. Ty będziesz na diabetologii, a ja na kardiologii.
Pepper: Heh! Żartowniś.
Tony: No co? Stwierdzam fakty, ale zobacz, co ci dałem.
Z lekkim niepokojem otworzyłam pudełko, które miało w sobie jeszcze jeden karton, co też zawierało kolejny pakunek. Zabawa w matrioszkę.
Pepper: Tu nic nie ma.
Tony: Kop głębiej.
Pepper: Dobra, dobra.
Po wypakowaniu dwudziestu czterech warstw, dotarłam do zawartości.
Pepper: Babeczki?
Tony: Aż osiemnaście.
Pepper: Zaraz, zaraz… Czy ty…
Tony: Wszystkiego najlepszego, Pep.
Oniemiałam. Nie potrafiłam ukryć łez w oczach. Pamiętał. On pamiętał o moich urodzinach.
Pepper: Dziękuję.
Przytuliłam go najczulej, jak potrafiłam. Więcej nie byłam w stanie z siebie wydusić. Po raz pierwszy w życiu brakowało mi słów.
Tony: Każda ma inne nadzienie.
Pepper: Brzmi, jak te zadania na Youtube.
Tony: Być może, ale nie otrujesz się nimi. Fakt, że nie robiłem ich sam, ale z pomocą cukiernika. Powiedziałem, jakie smaki lubisz i tak je stworzył.
Pepper: Tony, ja… Ja nie mówiłam ci nic o urodzinach. Może raz wspominałam, ale ty… Ty pamiętałeś. Myślałam…
Tony: Po prostu zapisałem datę w telefonie. Codziennie wyskakiwała mi wiadomość z tym, co zrobić na taką okazję. Nawet Rhodey nie wiedział o moim pomyśle.
Pepper: Ale to miłe z twojej strony. Zaskoczyłeś mnie.
Tony: Heh! Jeszcze pewnie nie raz będziesz miała niespodziankę.
Pepper: Hahaha! Dobra. Zacznijmy je jeść. Wyglądają tak apetycznie, że zjem je wszystkie.
Tony: Na zdrowie.
Wzięłam pierwszą babeczkę do ust, czując rozpływającą się czekoladę w ustach. Przez moje obżarstwo na talerzu pozostały same okruszki. Biedny, Tonuś. Nie zdążył się nacieszyć słodyczą.
Pepper: Wybacz. Za szybko je zjadłam.
Tony: Nic nie szkodzi. W każdej chwili mogę pojechać po kolejne.
Pepper: Czekaj… Ile zostało upieczonych?
Tony: Eee… Mogę kłamać?
Pepper: Tony…
Tony: Nie bądź zła.
Pepper: Więc powiedz.
Tony: Ponad sto.
Zagięło mnie. Ile razy będę otwierać gębę z wielkiego zaskoczenia? No widać, iż się bardzo postarał.
**Tony**
Chyba prezent się spodobał. Niby na osiemnastkę powinienem przygotować coś godnego pamięci, lecz przez te zamieszanie z Duchem i wycieczkę, nie mogłem skupić myśli na czymś bardziej kreatywnym. Zastanawiałem się nad rzuceniem jakiegoś tematu odpowiedniego do rozmowy. Coś bez zmartwień i czegoś, co nie dotyczyło Iron Mana.
Tony: Smakowało?
Pepper: No ba! Przepyszne.
Tony: To się cieszę… I naprawdę nie gniewasz się na mnie?
Pepper: Niby za co?
Tony: Za ten wyjazd, bo trochę go zespułem.
Pepper: A! Nie przejmuj się. Teraz, gdy masz nowy rozrusznik, możemy śmiało zaplanować o wiele większą podróż, wpadając do największych miast świata. Zresztą, było bardzo zabawnie i wszystko zostanie na taśmach.
Tony: No tak. Przecież wszystko nagrywałaś.
Pepper: Spoko. Potem wam udostępnię płytkę z wszystkimi filmikami, bo nie wiem, czy wiesz, ale nagrało się więcej, niż miało.
Tony: To znaczy?
Lekko się zmartwiłem, bo po głowie chodziła mi jedna scenka. Bardzo intymna.
Tony: Błagam. Tylko mi nie mów, że…
Pepper: Bez paniki. Nie nagrało się nasze małe szaleństwo w hotelu.
Odetchnąłem z ulgą.
Tony: No to dobrze.
Pepper: Myśleliśmy o tym samym. Przypadek?
Tony: Nie sądzę.
Pepper: Hahaha! Częstuj się chipsami, a ja zaraz wracam.
Tony: Pep, zostań.
Pepper: A co? Anthony jest dzidziusiem i potrzebuje mamusi?
Tony: Przestań mi z tym Anthony! Dobrze wiesz, jak tego nienawidzę!
Bezmyślnie podniosłem na nią głos. O dziwo nie wkurzyła się. Wręcz przeciwnie. Ponownie pocałowała mnie, ale tak mocno, jakby nie potrafiła oderwać się od mych ust. Trwaliśmy tak przez kilka sekund, aż zabrakło nam powietrza.
Pepper: Okej. Nigdzie nie uciekam. Zostanę.
Tony: Cieszę się. W końcu mamy spędzić ten czas we dwoje, prawda?
Pepper: Tak, myszoskoczku.
Tony: Myszoskoczku?
Pepper: No takie zwierzątko. Sorki, ale nie znudziła mi się ta zabawa w zwierzyniec.
Tony: Możesz mnie nazywać, jak chcesz. Zawsze będę cię kochać w ten sam sposób.
Pepper: Och! Tony.
Objąłem ją w talii, kładąc głowę na jej lewym ramieniu.
Tony: Dopóki tu jestem, nigdzie cię nie puszczę, żabko.
Pepper: Żabko? Osz ty!
Próbowała uderzyć z liścia, lecz w ostatniej chwili złapałem za nadgarstek, stosując chwyt, który wykorzystywali policjanci przy aresztowaniach.
Tony: Ani mi się waż mnie bić.
Pepper: Tonusiu, już nie będę. Możesz puścić.
Tony: Słowo?
Pepper: Słowo.
Zaufałem rudej, choć szybko tego pożałowałem. Całym ciałem rzuciła się na mnie. Wylądowaliśmy na podłodze. Nie mogłem się ruszyć.
Tony: Pepper, złaź ze mnie.
Pepper: Nie.
Tony: Pep…
Pepper: Pozwolę wstać pod jednym warunkiem.
Tony: Jakim?
Pepper: Będziesz spać ze mną.
Zdębiałem. Ona mówiła to tak poważnie, ale jakoś nie potrafiłem uwierzyć. Miała przerażającego ojca i raczej, gdyby odkrył moją obecność w jej pokoju, to zrobiłoby się piekło. Gorsze od przesłuchań Roberty, czy ciągłego matkowania Rhodey’go. Dostałbym porządne lanie.
Pepper: Coś nie tak, Tony?
Tony: Co twój ojciec na to?
Pepper: Hmm… Dobre pytanie. Szybko nie wróci, więc nawet się nie skapnie, że tu jesteś.
Tony: A gdyby odkrył? Pep, ja chcę jeszcze pożyć.
Pepper: Hahaha! Tak bardzo się go boisz?
Tony: Eee… Tatuś, co traktuje córeczkę, jak swoje oczko w głowie? Pomyśl, do czego może dojść.
Pepper: Oj! Wystarczy, iż nie będziesz wychodzić z pokoju. Sprawa załatwiona.
Tony: I tak będę musiał wrócić do Roberty.
Pepper: Nikt ci nie każe. Wyluzuj i popatrz w gwiazdy. Piękne niebo, prawda?
Tony: Poza tobą, to nic nie widzę.
Zaśmiała się i wreszcie uwolniła mnie ze swojego ciężaru ciała. Jednak nadal upierała się przy noclegu.
Pepper: I tak zostajesz.
Tony: Jeśli umrę, to podpisujesz się pod tym.
Pepper: Hahaha! Do niczego takiego nie dojdzie. Zaufaj mi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi