Część 15: Niespokojne sny


**Rhodey**


Tony dość długo nie wychodził z łazienki. Zaczynałem się bać. A Pepper? Uderzyła w kimę, chociaż ciągle wierciła się niespokojnie. Najpierw sprawdziłem, co się z nią dzieje. Jako przyjaciel martwiłem się o nich oboje. Podszedłem ostrożnie, słysząc jej ciężki oddech. Koszmary. Tego byłem pewien. Delikatnie potrząsnąłem ramionami.


Rhodey: Pepper, uspokój się. To tylko zły sen.
Pepper: Nie… Nie! Oni go skrzywdzą. Nie! Zostawcie go!
Rhodey: Cii… Już dobrze.


Pogłaskałem ją po czole, dając rudej spokój ducha. Udało się. Oddech był naturalny, a serce biło odpowiednim rytmem.


Rhodey: Śpij.


Teraz pozostało mi jedynie zobaczyć, jak trzymał się mój przyszywany brat. Podszedłem do drzwi, pukając mocnymi uderzeniami.


Rhodey: Tony, wszystko gra?


Nie odpowiadał. Ponowiłem stukanie.


Rhodey: Tony, odezwij się!
Pepper: Rhodey, co tak krzyczysz?


Świetnie. Obudziłem ją. Będzie piekło. Przetarła oczy i na mojego farta nie wydarła się na mnie.


Pepper: Dalej nie wyszedł?
Rhodey: Coś jest nie tak.
Pepper: Albo zasnął przy sraniu.
Rhodey: Pepper, bądź poważna.
Pepper: Sorki, ale… Za dużo widziałam.
Rhodey: Co ci się śniło? Opowiesz mi?
Pepper: Najgorszy sen z możliwych.


Gdy to powiedziała, z oczu poleciały małe łezki, zaś dłonie drżały przez strach.


Pepper: Rhodey, boję się.
Rhodey: Hej! Będzie dobrze. Poradzi sobie, bo ma nas. Cokolwiek się wydarzy, może na nas liczyć. Głowa do góry.
Pepper: Tony, co tam robisz?
Rhodey: Widzisz? Nie jest dobrze.
Pepper: Dobra, więc przejdę do ofensywy. Odsuń się.


Zrobiłem tak, jak kazała. Przeszedłem na drugą stronę, a ona miała zamiar wyważyć drzwi.


Rhodey: Ej! Stój! Wystarczy chwycić za klamkę.
Pepper: A! No racja.


Przekręciła gałkę, uchylając wejście do pomieszczenia.


Pepper: Rhodey, przynieś ładowarkę! Prędko!


Szybko podbiegłem do plecaka, poszukując urządzenia. Długo kopałem, bo miał wiele rzeczy, a większość z nich stanowiła tylko niepotrzebny ciężar.
Po odnalezieniu gadżetu, podałem go gadule, co natychmiast zajęła się chorym.


Rhodey: Co się stało?
Pepper: Implant padł.
Rhodey: Jak to padł? Niedawno miał ładowany.
Pepper: No normalnie bateria się wyczerpała.
Rhodey: Niedobrze.
Pepper: Pomóż mi go przenieść.
Rhodey: Okej.


Chwyciłem za nogi, zaś ona trzymała resztę ciała wraz z podpiętą ładowarką do implantu. Bransoletka wyświetlała słaby poziom energii. Ledwie pięć procent. Przenieśliśmy nieprzytomnego na łóżko, zważając na przeszkody, jakimi były rozwalone walizki po całym pokoju. Przykryliśmy też kocem, żeby było mu ciepło.


Pepper: Jest stabilny. Wszystko gra.
Rhodey: Wszystko dzięki pani doktor Patricii Potts.
Pepper: Mówiłam ci już, żebyś mnie tak nie nazywał.
Rhodey: Nie moja wina, że jesteś w tym dobra.
Pepper: Musimy przerwać wyjazd. Wiem, co wcześniej ustaliliśmy, ale jest coraz gorzej.


Niespodziewanie zadzwonił telefon. Byłem w szoku.


Pepper: Kto się dobija o tej porze?
Rhodey: Nasz ukochany doktorek.


Odebrałem bez wahania. To, czego się dowiedziałem, zmroziło moją krew w żyłach. Okropna wieść na koniec dnia.


**Tony**


Pole usłane różami, dzieci z latawcami, a przede wszystkim uśmiech mojej Pep. Mojego rudzielca, za którego oddałbym wszystko. To wszystko wyglądało, jak złudzenie raju. Złudzenie pięknego zakończenia zwykłej historii dwóch kochanków. Leżeliśmy wpatrzeni w swoje twarze. Żadnych zmartwień, czy ran. Nawet byłem bez implantu, a całe serce odżyło na nowo.


Pepper: O czym myślisz, kochany?
Tony: O tobie. Tylko ty zawróciłaś mi w głowie.
Pepper: Naprawdę? A co z rolą Iron Mana? Nie kochasz tego blaszaka?
Tony: A ty? Tęsknisz za nim?
Pepper: Szczerze? Nawet jest bez niego o niebo lepiej.


Poczułem, jak nasze wargi się łączą, zaś języki plotą się w namiętnym tańcu miłości. Kochałem ją nad życie. Pragnąłem, aby ta chwila trwała wiecznie. Niestety, lecz te pragnienie było zbyt słabe. Coś musiało się popsuć, gdyż cała otoczka spokoju przepełniła się w krzyki i płacz. Sceneria kwiatów zamieniła się w grobowiec wielu ofiar. Słyszałem, że o wszystko obwiniali mnie. Mnie jako Tony’ego Starka. Przy jednym nagrobku dostrzegłem ojca Pepper.


Virgil: Spoczywaj w pokoju, mój aniołku. Ten drań długo nie pożyje. Też będzie pochowany.


Nie mogłem w to uwierzyć. Ona również umarła? Z jakiegoś powodu nawet nie potrafiłem nic z siebie wykrztusić. Zamiast powiedzieć zwyczajne “Przepraszam”, zacząłem się dusić. Skuliłem się przez narastający ból. Przez głowę przelatywał fałszywy uśmiech rudowłosej.


Tony: Przepraszam… cię… Pep. Najmocniej... przepraszam.


I tylko tyle zdołałem z siebie wykrztusić, nim pojawiło się jakieś światło.


**Pepper**


Nie potrafiłam przestać płakać. Nie dość, że w moim chorym śnie Tony umarł na moich oczach, a ja bezradna patrzyłam na tę agonię, to jeszcze doktorek potwierdził, że czasu jest coraz mniej i musimy wrócić. Długo z nim nie rozmawialiśmy, bo miał dyżur, ale utwierdził nas w przekonaniu, jak wielki popełniliśmy błąd, kontynuując wyprawę dookoła świata.
Kiedy usiłowałam zasnąć, usłyszałam ciężki oddech Tony’ego. Od razu zerwałam się z łóżka, sprawdzając, co się wyprawiało.


Pepper: Tony, już dobrze. Jestem tu.
Tony: Pepper…
Pepper: Cii… Śpij słodko, kochany. Ja też miałam złe sny, wiesz? Śniło mi się, jak umierasz. Jednak nie wierzę w to. Wiesz, dlaczego? Bo przy mnie nic ci nie grozi.
Tony: Przepraszam… Znowu musiałaś mnie ratować.
Pepper: Mogę to robić całą wieczność, jeśli będzie trzeba.
Tony: Kochana jesteś, wiewióreczko .
Pepper: Och! Ty także, świstaku.
Tony: Sny są wytworami z naszej głowy. Nie powinniśmy się tego bać.
Pepper: Masz rację, ale na razie wyśpij się do porządku. Jutro wyruszamy do zoo.
Tony: Więc mam dobry powód, choć głównie ty jesteś przyczyną, bo nie potrafiłbym żyć bez ciebie.
Pepper: I ja bez ciebie też.


Ucałowałam go w czoło, a następnie wróciłam do snu. Próbowałam wrócić, gdyż on nadal nie zasnął.


Tony: Pep, mogę cię o coś spytać?
Pepper: Pytaj śmiało.
Tony: Co zrobisz, gdybym umarł?
Pepper: Na serio musisz mnie pytać o takie rzeczy?
Tony: Jestem ciekawy.
Pepper: Ech! Raczej popełniłabym samobójstwo.
Tony: Poważnie?
Pepper: Tak myślałam, ale wolałabym nie planować nic do przodu. Masz żyć, jasne?
Tony: Dla ciebie będę istniał nawet, gdyby moje ciało przegrało. Nie bój nic. To szybko nie nastąpi.


Mylił się. Tak bardzo był w błędzie, co doprowadzało do wylania kolejnych łez. Szybko je starłam z policzka, żeby nie pokazywać smutku. Mieliśmy cieszyć się wspólnym wypadem za granicę. Odwróciłam głowę w stronę okna, słysząc w pokoju chrapanie geniusza. Ten dźwięk nieco wyciszył moje zmartwienia. Mimo tego, w głowie pojawiło się zarazem mnóstwo pytań, jak i wątpliwości. Zdecydowałam nie zadręczać się nimi, zostawiając je na później. Pewnie Rhodey również głowił się nad tym samym. Potrzebowaliśmy dobrego planu.


Pepper: Kolorowych snów, Iron Manie.

---***---

Nie wiem co się stało, ale pojawiają się błędy na blogu. Bardzo was za to przepraszam. Postaram się naprawić wszystko w najbliższych tygodniach.
PS: Jeszcze 9 części i pojawi się one shot specjalny. O czym? Nie będę zdradzać :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X