Brak bólu, oddychanie nie sprawiało problemów, a moje serce tętniło nowym życiem. Dawno nie czułem się tak świetnie. Nie dość, że wreszcie przestałem cierpieć, to miałem otrzymać wypis za trzy godziny.
Tony: Cześć, Pep.
Pepper: Widzę, że masz się znakomicie i to bez ściemy. Mam rację?
Tony: Jak w siódmym niebie.
Pepper: Tylko mi tu nie odlatuj.
Tony: Nie od ciebie. No chodź tu do mnie.
Pepper: Tęskniłam.
Rzuciła mi się w objęcia i nie zamierzała puścić. Jednak wiedziała, że w taki sposób nie pogadamy. Usiadła obok łóżka, gapiąc się na rozrusznik. Wyglądał o wiele inaczej, niż poprzednio. Był nieco większy, a wewnętrzny kształt przypominał pierścień z łącznikiem do stopu metalu.
Tony: Działa lepiej, niż ten wcześniejszy. Mogę być dłużej na chodzie.
Pepper: Heh! To świetna wiadomość.
Tony: Dzisiaj wracam do domu. Nie ma powodu mnie trzymać, skoro wszystko gra.
Pepper: Wiesz, że powinieneś pilnować zaleceń.
Tony: Ale mówię prawdę. Lekarz przyznał, iż wypisze mnie za trzy godziny.
Pepper: I tak mam go ochotę zabić.
Tony: Za co?
Pepper: Te jego żarty nie są śmieszne!
Tony: Hmm… Niech zgadnę… Próbował rozluźnić atmosferę?
Pepper: Bingo!
Tony: Zaraz się z nim rozprawię.
Zaśmiałem się, odpinając wszelkie elektrody. Założyłem bluzkę, a następnie wstałem na równe nogi. Nie miałem z tym problemu, co zdziwiło moją rudowłosą.
Kiedy wyszedłem z sali razem z nią, na podłodze znalazłem kopertę.
Tony: Deja vu?
Pepper: Pewnie Duch, ale nie bój się. Widziałam panią Rhodes. Jest bezpieczna.
Tony: Ciekawe.
Otworzyłem papier, wyjmując wiadomość. Byłem zaintrygowany jej treścią.
Dobra robota, Anthony. Posłuchałeś się mnie i wróciłeś.
Pewnie już wiesz, że nikomu nie spadł ani jeden włos z głowy.
Wiesz, dlaczego? Ponieważ chciałem cię przetestować. Chciałem
sprawdzić, czy Iron Man zrezygnuje z odpoczynku, aby zająć się
ochroną najbliższych. Test uznaję za zdany.
PS: Kiedy znów się spotkamy, nie będę miał dla ciebie
litości. Ciesz się nowym życiem.
Twój wróg numer jeden.
Pepper: Tony, co on napisał?
Tony: Nie wierzę. To… To był test.
Pepper: Test? Dziwak z niego.
Tony: Muszę zobaczyć się z Robertą. Gdzie ją ostatnio widziałaś?
Pepper: Chodź za mną, a na pewno się nie zgubisz.
Zgodziłem się, idąc przy jej prawym boku, zaś nasze dłonie splotły się. Skręciliśmy raz w prawo, natrafiając na trzy znane osoby. Obok Rhodey’go leżał plecak, czyli zbroja, zaś prawniczka z lekarzem mieli posępne miny.
Dr Yinsen: A kto ci pozwolił się ruszać z łóżka? Wiesz, co twoje ciało musiało przejść?
Tony: Czuję się dobrze.
Dr Yinsen: Bo działają leki.
Pepper: Doktorek ma przerąbane.
Dr Yinsen: Dlaczego?
Pepper: Tony?
Tony: Niech pan już nie żartuje przy Pepper. Ona nie trawi tych żartów.
Dr Yinsen: Przykro mi. Taki mój urok osobisty.
Roberta: Wracaj do sali, bo dostaniesz szlaban na wypady z przyjaciółmi.
Tony: Chcę już wrócić do domu. Proszę.
Dr Yinsen: Pod warunkiem, że dasz się zbadać.
Tony: Żaden problem.
Dr Yinsen: Z tobą są same problemy.
Wszyscy się zaśmiali, a ja jedynie poszedłem posłusznie do sali pod eskortą doktorka. Nie była ona konieczna, choć nie zamierzał mnie ścigać po całym oddziale.
Po wykończeniu serii badań, podpisał wypis.
Dr Yinsen: Zadowolony?
Tony: Jak najbardziej.
Dr Yinsen: To się ciesz, bo następnym razem, nie będę taki dobry.
Tony: Wow! Druga groźba tego samego dnia. Na pewno zapamiętam.
Dr Yinsen: Mam taką nadzieję. Lepiej uważaj na siebie.
Tony: Ja zawsze uważam.
Dr Yinsen: Więc, skąd takie wypadki?
Tony: Każdemu się zdarza.
Dr Yinsen: Mhm… No dobra. Leć do dziewczyny, zanim zmienię zdanie.
Tony: Dziękuję za uratowanie mi życia po raz któryś… z kolei.
Dr Yinsen: Taka praca, chłopcze.
Pożegnałem się ze specjalistą, dołączając do pozostałych. Wziąłem na plecy swój plecak, a reszta zajęła się bagażem. Opuściliśmy szpital, idąc w kierunku domu.
Tony: Nie każcie mi tu wracać. Proszę.
Rhodey: Wszystko zależy od ciebie, więc postaraj się nie oberwać.
Tony: Duch już zapowiedział walkę. Muszę być przygotowany na wszystko.
Pepper: Ej! Damy radę. Tak, jak zawsze.
Roberta: Pepper, możesz iść do domu. Wolałabym, żebyś nie była świadkiem rozmowy między tymi osłami.
Tony, Rhodey: OSŁAMI?!
Lekko nas podirytowało takie, a nie inne porównanie. Jednak po Robercie Rhodes mogliśmy wszystkiego się spodziewać. Pożegnaliśmy się z rudą na pasach. Cmoknąłem ją w policzek, a potem poszliśmy dalej.
**Rhodey**
Czas przesłuchania nadszedł. Pechowo placówka medyczna znajdowała się dwa kilometry od naszego domu. Położyłem walizki w salonie, gdzie usiedliśmy na kanapie. Pierwszy raz widziałem, jak Tony położył się na sofie, dając nogi do góry. Wyluzował, aż miło popatrzeć.
Roberta: Anthony Edwardzie Starku, nogi!
Tony: Wystarczy Tony.
Rhodey: Hahaha!
Roberta: Trochę kultury, dzieciaki. Mamy do pogadania.
Rhodey: Eee… Mogę iść po adwokata?
Tony: Ja też poproszę.
Roberta: Już? Skończyliście się nabijać? Głupki.
Rhodey: Na wyjeździe leciały lepsze wyzwiska.
Roberta: W to nie wątpię.
Zapowiadał się ciekawy wieczór. Musieliśmy wysłuchać jej pytań, a następnie na nie odpowiedzieć bez żadnych pokrętnych słów. Nie zamierzaliśmy opowiadać od samego początku. Wystarczyło, aby spytała się, z czym miała wątpliwości.
Roberta: No dobra, żartownisie. Macie moje słowo, że nikomu nie zdradzę o waszej tajnej działalności, ale…
Tony: Ale?
Roberta: Musicie się skupić na szkole. Gdy ją skończycie, pójdziecie tam, gdzie wam się podoba.
Rhodey: Na pewno tak zrobimy.
Roberta: Jeszcze nie skończyłam.
Rhodey: Poważnie?
Roberta: Nie zadałam, jak na razie ani jednego pytania, więc siedzieć na swoich dupskach i odpowiadać zgodnie z prawdą.
Tony: Niczego nie powiem bez adwokata.
Rhodey: Hahaha!
Nie wiedziałem, skąd u niego wziął się taki humor. Poza wyjazdem, to nigdy nie sypał takimi żartami. Dobrze, że szybko doszedł do siebie.
Roberta: Jeszcze jedna taka odzywka, a będzie dożywotni szlaban!
Rhodey: Tony, lepiej przystopuj.
Roberta: Ciebie także dotyczy ta uwaga!
Tony: Oj! Nie krzyczmy i pogadajmy, jak ludzie.
Roberta: Przecież rozmawiamy.
Tony lekko nachylił się, szepcząc mi coś do ucha. Myślałem, że przez niego skisnę ze śmiechu.
Tony: Jak myślisz, kiedy skończy przesłuchanie? Bo mi to wygląda na całodobowe gadanie bez przerwy.
Rhodey: Nie wiem.
Roberta: O czym wy tam szepczecie? To niekulturalne. Zachowujcie się normalnie… Anthony, dlaczego położyłeś nogi na ławie?
Tony: Eee… Chciałem je wyprostować?
Roberta: Och! I co ja z wami mam?
Całą zabawę przerwał telefon do geniusza.
Tony: Wybaczcie na chwilę.
Roberta: Siadać! Nigdzie nie wychodzisz!
Tony: A właśnie sobie idę.
Roberta: Anthony!
Wstał i po prostu wyszedł na zewnątrz. Nawet domyślałem się, kto mógł dzwonić. Jedna osoba na świecie, co nie widziała poza nim żadnego życia.
Rhodey: On wróci. Ma ważną sprawę do załatwienia.
---***---
Jeszcze 2 notki do końca tego opo i wstawiam one shota specjalnego. Mam nadzieję, że gdy ogarnę szkolne zadania (w liceum było zdecydowanie łatwiej) zacznę pisać nowe opowiadanie. Jest plan, okładka i pierwszy szkic. Na chwilę obecną wszystko jest niewiadomą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi