Według strefy czasowej, obowiązującej w Paryżu, mieliśmy godzinę dwudziestą. Do tego czasu ani razu nie zobaczyliśmy przebudzenia Tony’ego. Prawdopodobnie potrzebował więcej odpoczynku, niż poprzednio. Na szczęście lekarz był taki dobroduszny i pozwolił nam być przy nim. Najgorsze było ciągłe czekanie, a doktorek nadal nie pojawił się w szpitalu. Czy on w ogóle zamierza ruszyć tyłek z kraju?
Rhodey: Nadal nie mam wieści od mamy. Ciągle tracimy czas.
Pepper: Wiem, a najgorsze w tym wszystkim jest ta niepewność. Musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Jeśli dr Yinsen nie będzie mógł przylecieć… Jeśli twoja mama nie załatwi zgody na leczenie… Jeśli…
Rhodey: Pepper, jakoś to będzie. Grunt, żeby miał siłę do walki.
Pepper: Nie mogli nic zrobić. Mogą tylko podawać lekarstwa. To okropne.
Z moich oczu uciekły łzy, co spłynęły po policzkach.
Rhodey: Pepper…
Pepper: Muszę wyjść.
Gwałtownie wstałam, wybiegając z sali. Wybuchnęłam niekontrolowanym płaczem. Byłam taka słaba, bezużyteczna, a do tego bezradna. Nie potrafiłam opanować swych emocji. Tak beznadziejnie już dawno się nie czułam.
Kiedy chciałam wrócić do pomieszczenia, zadzwoniła moja komórka. Byłam w szoku, lecz mimo swojego stanu, odebrałam.
Virgil: Córciu, jak tam wyjazd?
Pepper: W porządku. Tak, jakby.
Virgil: Mnie nie oszukasz. Płaczesz? Przez kogo?
Pepper: Przez lekarzy, bo… Bo są bezradni. Nie potrafią… Nie potrafią pomóc Tony’emu.
Virgil: Oj! Nie martw się. Wszystko jest na dobrej drodze. Właśnie chciałem wam przekazać pewne wieści. Sami uznacie, czy są dobre, a może wręcz przeciwnie.
Pepper: Wieści? Od kogo?
Virgil: Ode mnie i od Roberty. Jeśli nie masz w pobliżu Rhodey’go, przekaż od razu, gdy skończysz ze mną gadać.
Pepper: Mam się bać, tatku?
Virgil: Skądże, więc gotowa?
Pepper: Zawsze.
Otarłam policzki dłonią, wsłuchując się w słowa ojczulka. Byłam tak ciekawa, że na tę chwilę odpłynęły troski.
Pepper: Zamieniam się w słuch.
Virgil: Tylko nie krzycz, jak to usłyszysz.
Pepper: Eee… Postaram się.
Virgil: Pierwsza sprawa to załatwienie ochrony dla mamy Rhodey’go. Agenci pilnie nad nią czuwają, aby nic jej złego się nie stało.
Pepper: To dobrze. Czyli możemy spokojnie latać po świecie?
Virgil: Nie widzę problemu. Po drugie: została poinformowana o stanie Tony’ego i powiedziała, że powiadomi specjalistę od razu, gdy wróci z pracy.
Pepper: Świetnie!
Virgil: Jako, że są plusy, znalazły się też i minusy.
Wiedziałam. Znajdą się jakieś przeciwności.
Pepper: To znaczy?
Virgil: Duch pozostaje nadal nieuchwytny. Nie wiemy, gdzie się znajduje i co planuje.
Pepper: Czy to wszystko?
Virgil: Jest jeszcze jedno.
Pepper: Co takiego?
Virgil: Nie wiadomo, czy jakiś samolot odbędzie lot. Warunki w Nowym Jorku są niesprzyjające. Zresztą, w innych miastach jest podobna sytuacja.
Pepper: O! To fatalnie! On jest nam potrzebny! Musi przybyć do Paryża! Od tego zależy życie Tony’ego!
Virgil: Au! Mówiłem, żebyś nie krzyczała.
Pepper: Wybacz.
Virgil: Dobrze, córeczko. Ja muszę iść posprawdzać teren. Może wpadnę na tę zjawę.
Pepper: Uważaj na siebie.
Virgil: Ty również.
Nie zdążyłam się pożegnać, a już nas rozłączyło. Jednak zrobił coś niemożliwego. Pomógł odnaleźć w beznadziejnej sytuacji coś, o czym każdy człowiek potrafi zapomnieć. Słowo na N, a brzmi ono “nadzieja”.
**Rhodey**
Rudzielec wrócił z dość podejrzanie optymistycznym nastawieniem. Można powiedzieć, iż tryskał szczęściem. Widocznie ktoś lub coś ją podbudowało. Nawet nie musiałem pytać. Sama wszystko wyśpiewała.
Pepper: Rozmawiałam z tatą i powiedział mi, że twoja mama ma ochronę agentów. Poza tym, po pracy miała powiadomić doktorka, żeby tu przyleciał. Problem może być z lotem, bo jest niebezpiecznie w powietrzu.
Rhodey: Co oznacza, że nasze dalsze loty mogą być wstrzymane. Kiepsko.
Pepper: No wiem, ale przynajmniej są też i dobre wiadomości.
Rhodey: Mimo wszystko, dr Yinsen musi się tu znaleźć, bo w przeciwnym razie…
Pepper: Nie kończ. Tony nie umrze. Jest silny, a w dodatku wychodził zwykle bez szwanku.
Rhodey: Tylko zauważ, w jakim stanie jest obecnie implant. Potrzebuje wymiany.
Pepper: Niestety.
Po kilku minutach, zauważyłem ruch dłoni. Poruszył nią delikatnie, zaś powieki się uchylały.
Pepper: Wołaj lekarza.
Nie potrzebowała więcej mówić. Natychmiast wybiegłem sprowadzić specjalistę. Wpadłem na niego na korytarzu. Zamiast tłumaczyć, co się stało, wyrzuciłem z siebie dwa proste słowa.
Rhodey: Obudził się.
Lekarz: Tak szybko? To dobrze się składa. Widać, że jest silny. Walczy całym sobą.
Rhodey: Doktorze, zawsze tak było.
Uśmiechnąłem się lekko, bo cieszyłem się z tego obrotu spraw. Teraz wystarczyło, aby wytrzymał do przyjazdu Ho Yinsena.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Tony oddychał bez korzystania z maski tlenowej. Miał problemy z mówieniem, ale i tak próbował ukryć swój ból przez wymuszony uśmiech.
Lekarz: Wyjdźcie na chwilę, bo muszę przeprowadzić kilka badań.
Pepper, Rhodey: ZGODA.
Razem opuściliśmy pokój. Ruda długo nie wytrzymała, skacząc z wielką euforią.
Pepper: Jupi! Wreszcie się ocknął! Czemu się nie cieszysz?
Rhodey: Cieszę się, ale jestem rozsądny. Oszczędzam energię na nasze dziwne zabawy.
Pepper: W sumie, to dobrze robisz.
Rhodey: Martwi mnie jedna rzecz.
Pepper: Jaka?
Rhodey: Pamiętam, że mój ojciec spóźnił się z powrotem do domu o trzy tygodnie. Winą była zła pogoda na niebie. Wolałbym nic nie krakać, lecz trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność.
Pepper: Ale tak teoretycznie, do innego kraju można dostać się pociągiem.
Rhodey: Podróż potrwa dłużej, ale… Wiesz, co? Nawet dobry pomysł.
Pepper: Ominie turbulencje, anomalie pogodowe, chociaż… Chociaż Nowy Jork i pociąg przez ocean? Eee… Coś tu nie pasuje do reszty.
Rhodey: A! Faktycznie, lecz można popłynąć statkiem.
Pepper: Aj! Caramba! Przerąbane. Musimy znaleźć inne wyjście. O! Chyba mam.
Wyjęła telefon, pokazując mi aplikację, która jest w stanie połączyć się ze zbrojownią i wysłać zbroję. To był bardzo zły pomysł. W ten sposób tylko zdradzimy tożsamość Iron Mana.
Rhodey: Zbyt ryzykowne. On nie może dowiedzieć się prawdy.
Pepper: A masz lepszy sposób na przemierzenie takiego dystansu?
Rhodey: Albo pogoda się poprawi, albo będzie mógł rozmawiać na odległość.
Pepper: Potrzebujemy pomocy naszego geniusza. Na pewno na coś wpadnie.
Rhodey: I naprawdę chcesz go męczyć w takim stanie? Jeszcze nie wydobrzał po ataku, a do tego…
Pepper: Spokojnie, panikarzu. Da radę.
Postanowiłem pójść z nią, pamiętając o zdrowiu przyjaciela. Weszliśmy do sali, gdzie nie zastaliśmy lekarza. Widocznie wyszedł szybciej, a my nawet nie zdołaliśmy tego zauważyć.
Pepper: Hej, Tony. Jak się trzymasz? Nie będziemy długo przy tobie siedzieć, bo wiemy, że potrzebujesz odpocząć, ale mamy do ciebie malutką sprawę. Pomożesz?
Tony: Heh! Tęskniłem za wami. Jeśli mogę coś zrobić, to mówcie.
Pepper: Rhodey?
Rhodey: No, bo mamy pewien problem. Chodzi o dr Yinsena. Samolot może nie wystartować w tym tygodniu, a z uwagi na zniszczony implant, tylko on może cię uratować.
Tony: Ej! Nie bójcie się. Wszystko jest… w porządku.
Pepper: Tony, co z tobą?
Wiedziałem. Od samego początku udawał poprawę samopoczucia. Wziął maskę tlenową, przez co mógł kontynuować z nami pogadankę.
Tony: To normalne i macie rację. Jest jedyną osobą, która się na tym zna.
Pepper: Myślałam nad użyciem zbroi, ale Rhodey mnie ochrzanił.
Tony: Mam lepszy pomysł.
Pepper, Rhodey: JAKI?
Tony: Rozmowa wideo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi