Część 3: Twój przyjaciel


Koperta leżała na wycieraczce, a my zastanawialiśmy się, jaka była jej zawartość. Pepper nie byłaby sobą, gdyby nie rozpoczęła swojego słowotoku.


Pepper: Pewnie list od kochanki Rhodey’ego, bo zmądrzał i szuka prawdziwej dziewczyny, a nie kawałka papieru w oprawie, chociaż to może być pocztówka od naszych rodziców lub jakaś pomyłka.
Rhodey: Pepper, za te twoje skojarzenia powinnaś dostać w nos, ale będę miły i tego nie zrobię.
Pepper: Och! Spokojnie. Nie popełniasz żadnego wykroczenia, kochając kogoś… Co ty o tym sądzisz, Tony?
Tony: No nie wiem. Otwórzmy i się przekonajmy.


Bez wahania wziął dokument, otwierając przy okazji drzwi. Nic do nas nie powiedział. Sprawdził zawartość, ale milczał.


Rhodey: Tony, co tam jest?
Pepper: Ej! Ziemia do Iron Mana! Słyszysz, co do ciebie mówimy?!


Rudzielec nie był cierpliwy i zaczął potrząsać jego ramionami.


Pepper: Głuchoto, odpowiadaj!
Rhodey: Pepper, zostaw go… Co tam pisze?
Tony: Musimy wracać.
Rhodey: Nie wierzę.
Tony: To uwierz! Wiedziałem, że tak będzie! Wiedziałem, że ktoś wyjdzie z cienia i zaatakuje! A wy mnie nie słuchaliście!
Rhodey: Chłopie, co z tobą? Uspokój się. Dobrze wiesz, jak stres szkodzi twojemu sercu. Być może bierzesz wszystko na poważnie.
Tony: To co powiecie na to?!


Pokazał nam zdjęcie, na którym była moja mama. Fotografia wyglądała na prawdziwą i zrobiona z dobrego punktu obserwacyjnego. Nie pojmowałem, co to wszystko miało znaczyć. Jeśli ten “ktoś” chciał wyprowadzić Tony’ego z równowagi, spisał się na medal.


Rhodey: To nic nie znaczy, a nawet, gdyby ktoś ją obserwował, mógłby skłonić się do kradzieży. Wielu przestępców tak postępuje, dlatego nie wpadaj w panikę.
Pepper: Tony, mój tata jest agentem FBI. Jeśli zauważyłby jakiegoś kretyna, to już leży i kwiczy na ulicy, żeby nie zakuwać go w kajdanki. Poza tym, tyle ludzi Fury’ego patroluje miasto, że do niczego nie dojdzie.
Tony: Ale jest też wiadomość! Jakakolwiek byłaby ochrona, mógł ją przejść! Dlaczego?! BO NAS NIE MA!
Rhodey: Tony, musisz się uspokoić, bo inaczej…
Tony: Gdybym… Gdybym pamiętał…
Rhodey: Co jest napisane na kartce?
Tony: Że… Że będzie… pierwsza do… odstrzału.
Rhodey, Pepper: TONY!


Chwycił się za implant i upadł. Wiedziałem, że serce nie wytrzyma takiego nacisku. Pepper sprawdziła treść informacji. Nie pomylił się. Ktoś celuje w mój dom. Moją rodzinę.
Gdy położyłem przyjaciela obok łóżka, rudzielec dał mu pod głowę zwinięty kocyk. Widocznie wzięła wiele rzeczy.


Rhodey: Żelazko też zabrałaś ze sobą?
Pepper: Już nawet nie próbuj być śmieszny, ale fajnie, że starasz się być ogarnięty tak, jak zwykle. Mam nadzieję, że szybko się ocknie.
Rhodey: Też na to liczę, chociaż miał słuszne obawy.
Pepper: Dlaczego?
Rhodey: Kiedy gadałem z mamą wtedy na London Eye, nie mówiła normalnie. Miałem wrażenie, jakby bała się cokolwiek wydusić z siebie.
Pepper: Czyli ktoś się na nią czai? Boisz się?
Rhodey: Nie, ponieważ znam umiejętności T.A.R.C.Z.Y., a jeszcze jest tyle herosów, którzy mogliby jakoś zaradzić.
Pepper: Fajne myślenie.
Rhodey: Dzięki, a tak poza tym, znasz się na pierwszej pomocy.
Pepper: Przeszłam specjalne kursy, bo po tym, jak zbroja zwariowała, chciałam być bardziej użyteczna.
Rhodey: Wiem coś o tym. Ja byłem zmuszony się tego nauczyć.
Pepper: Kto ci kazał?
Rhodey: Nikt. Tylko sytuacja, w jakiej się znalazłem. Było kilka dni po wypadku i dowiedziałem się, że w takim stanie, to zawsze mogą pojawić się niemiłe niespodzianki.


Po tych słowach, przypomniałem sobie dzień, kiedy rozmawiałem z dr Yinsenem w sprawie Tony’ego. Dzięki szybkim kursom zdobyłem odpowiednie doświadczenie, co pozwoliło na działanie w każdym stanie zagrożenia życia.


Pepper: Ej! Żyjesz?


Pstryknęła mi palcami przed oczami, aż wróciłem do rzeczywistości. Jeden dzień i każdy urwał się do wspominek.


Rhodey: Wybacz. Lekko odfrunąłem.
Pepper: Heh! Nic dziwnego, lecz każdy tego doświadczył.
Rhodey: Co z nim zrobimy?
Pepper: Sprawdzę bransoletkę.
Rhodey: No to widzę, że przy tobie nic mu się nie stanie. Ma zapewnione bezpieczeństwo.
Pepper: Lata praktyki.


Uśmiechnęła się, a następnie zbadała funkcje życiowe, jakie wyświetlały się na gadżecie.


Rhodey: I jak, pani doktor?
Pepper: Wszystko gra. A! I nie nazywaj mnie tak.
Rhodey: A co w tym złego?
Pepper: Dobrze wiesz, kim chcę być w przyszłości, a przez tego osiołka nie zamierzam zmieniać ścieżki wyboru.
Rhodey: Nawet nie powiedziałem nic takiego. To twoje życie.
Pepper: Cieszę się, że się rozumiemy. Teraz poczekajmy, aż się obudzi.


Nagle usłyszeliśmy dźwięk z mechanizmu, zaś na twarzy chorego był widoczny grymas bólu.


Rhodey: Implant się wyładował? Dość szybko.
Pepper: Wiem i to jest niepokojące.


Zdjąłem mu bluzkę, podpinając ładowarkę do urządzenia. Cały proces nie był zaburzony. Jednak nadal zastanawiałem się, dlaczego energia tak nagle znika.


Rhodey: Coś jest nie tak. Jeżeli przez dalszą część podróży działanie drugiego serca zacznie słabnąć, będziemy zmuszeni do powrotu. Tylko dr Yinsen może coś tu zdziałać.
Pepper: Zgadzam się, chociaż wolałabym, aby już było dobrze.
Rhodey: Zanim poszedłem z nim na lotnisko, odwiedziliśmy doktorka i nic nie mówił o pogorszeniu.
Pepper: Albo coś zataił.
Rhodey: Albo Tony nie mówi nam całej prawdy.


Martwiliśmy się o niego, lecz mogliśmy zrobić tylko jedną rzecz. Cierpliwie czekać.


**Pepper**


Nie tak wyobrażałam sobie wyjazd. Wolałam za wszelką cenę uniknąć ostrego dyżuru. Stawka była bardzo wysoka, pani Rhodes znalazła się na celowniku, a my byliśmy za daleko, żeby doktorek śmieszek mógł zaradzić z implantem. Czułam się bezradna. Czuwałam przy nim, aż zachciało mi się spać.


Rhodey: Dobranoc, Pepper. Reszta leży w moich rękach.
Pepper: Dzięki.


Padłam twarzą do poduszki, próbując zasnąć. Niestety, lecz nerwowo wierciłam się na boki. Żadna pozycja nie pozwalała odprężyć się.


Pepper: Tony, musisz być silny. Zrób to dla mnie.
Rhodey: Ej! Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.
Pepper: Powiedziałam to do siebie, więc nie podsłuchuj.
Rhodey: Zapomniałaś, że siedzę obok twojego wyrka, bo tam leży?
Pepper: Ech! No racja.
Rhodey: Jeśli coś cię niepokoi, powiedz to.
Pepper: A co, jak nie chcę?
Rhodey: Wtedy na pewno nie zaśniesz spokojnie.
Pepper: A ty?
Rhodey: Mną się nie przejmuj.
Pepper: Rhodey, bez snu nie wytrzymasz.
Rhodey: Przecież zasnę bez problemu, ale przydałyby się kajdanki.
Pepper: Kajdanki? Co ty bredzisz?! W BDSM się bawisz? O nie! Nie ze mną takie numery!
Rhodey: Chcę go przykuć do kabla, gdyby się szybciej obudził. W ten sposób nigdzie nie ucieknie.
Pepper: Boże! To jest dla ciebie niańczenie, czy bycie strażnikiem więziennym?
Rhodey: Masz te kajdanki, czy nie?


Chciałabym kiedyś usłyszeć opowiastki o tych dniach, gdy Tonuś jest nieposłuszny i ignoruje zalecenia. Nie tego wieczora, a może następnego dnia. Wyjęłam kajdanki z plecaka. Po co je wzięłam? Na wypadek, gdyby pojawił się kryminalista, a glina nie posiadałaby kajdanek. Eee… Prawda była taka, że potrzebne są dla zabawy. Panikarz przypiął uwięź do kabla wraz z ręką chorego. Będzie niezły ubaw, kiedy się ocknie.


Pepper: Dobranoc, Rhodey.

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Spokojnie. Ciepłe buleczki zawsze o poranku. Wyjątkiem są weekedny w szkole/
      PS: Możemy popisać na Hangout ;)

      Usuń
    2. Akurat nie mam jak, ale mam konto na fb do rp. Tam możesz mnie zaprosić. Jestem Terra Helgenor

      Usuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X