Część 13: Zabawa w zwierzyniec

Znalezione obrazy dla zapytania hamster
**Pepper**

Chyba ścięło mnie na dwie godziny. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał trzynastą. Lekko uderzyłam o kostkę Rhodey’go, bo też przysnął przy swojej lekturze.

Pepper: Ej! Budzimy się.
Rhodey: Pepper…
Pepper: Wstawaj!

Wzięłam mu książkę, trzaskając mu przed nosem. No i to go obudziło.

Rhodey: Aaa! Przegięłaś!
Pepper: Sorki, ale nudzi mi się.
Rhodey: To się rozbierz i ubrań pilnuj.
Pepper: No bardzo śmieszne, Rhodey.
Rhodey: No co? Dałem ci propozycję.

Nie mógł przestać się głupawo uśmiechać, aż nabrałam ochoty na rozwalenie mu ząbków w drobny mak. Byłam zdolna do wielu rzeczy. Wiedział o tym doskonale, a mimo to, ciągle prowokował.

Pepper: Ponad dwadzieścia godzin podróży. Chyba wykituję.
Rhodey: A wolałaś ryzykować samolotem?
Pepper: Byłoby krócej!
Rhodey: Przeżyjesz. Możesz większość czasu przespać. Kto ci zabroni?
Pepper: Hmm… No nikt, ale…
Rhodey: Więc daj mi spokój.
Pepper: Oj! Proszę cię grzecznie. Pograjmy w coś.
Rhodey: Dziwię się, czemu nie dręczysz Tony’ego.
Pepper: On potrzebuje bardziej snu od nas.
Rhodey: Wiem.

Oboje doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę, dlatego wciąż mieliśmy obawy, co do całej wycieczki. Postanowiłam poszukać jakiś gier w plecaku. Niestety, lecz poza kartami, nie znalazłam nic. Za słabo się przygotowałam do wyjazdu. No to nie zostało mi nic innego poza improwizacją.

Pepper: Kaczka.
Rhodey: Pepper, co ty…
Pepper: Masz wymienić jakieś zwierzę na “a”.
Rhodey: Eee… Nie rozumiem.
Pepper: Kaczka kończy się na “a”, więc na kończącą się literę szukasz zwierzaka.
Rhodey: Okej? No to, co powiesz na antylopa?
Pepper: Może być. Wreszcie załapałeś.

I tak graliśmy, aż skończyły nam się pomysły. Postanowiliśmy zaprzestać na tej grze. Zresztą, widziałam po jego minie, że nie potrafił się bawić. Coś go dręczyło i ja wiedziałam, co to było, bo miałam taki sam powód do niepokoju.

Pepper: Nie bój się. Tony nie przegra tej walki. Wytrwa do powrotu.
Rhodey: A jeśli tak nie będzie? Pepper, powinniśmy już wracać do domu, a my to odwlekamy.
Pepper: Rozumiem twój strach, ale powinniśmy bardziej w niego uwierzyć. Nie jest zwykłym nastolatkiem, pamiętasz? To człowiek z żelaza, więc taki ktoś poradzi sobie z chorym sercem.
Rhodey: Naprawdę chciałbym w to wierzyć, ale kończy nam się czas. Im dalej jesteśmy od Nowego Jorku, tym bardziej ryzykujemy. Pamiętaj o Duchu. On jeszcze nie skończył z nami.
Pepper: Ale skończy, gdy mój tatuś złapie tego drania.

Próbowałam jakoś myśleć pozytywnie, okłamując samą siebie. Histeryk zachowywał się w identyczny sposób, chociaż pozostał mu ten rozsądek. Położyłam głowę na ramieniu Tony’ego, zasypiając.

**Rhodey**

Oboje spali tak spokojnie, że nie powinienem się przejmować. Żeby zabić czas, wróciłem do poprzedniej lektury, jaką była biografia Churchilla. Bardzo chętnie ją czytałem i zawsze z wielką przyjemnością wracałem do niej. Bardzo motywowała mnie jego postawa, zaś strategie dowódcy wykorzystywałem w każdej walce z przestępcami. Najpierw myśleć, a dopiero potem działać. Jednak Iron Man często o tym zapominał, przez co mógł odnieść śmiertelne rany.
Kiedy zacząłem czytać następną część, usłyszałem ziewanie kumpla. Obudził się.

Rhodey: Nie wolisz dłużej pospać? To długa podróż, Tony.
Tony: Jakoś nie potrafię.
Rhodey: Coś cię trapi?
Tony: Tracimy czas.
Rhodey: Co masz na myśli?
Tony: Dobrze wiesz.

Tak. Wiedziałem, skąd nasunął mu się taki wniosek. Nie musiałem pytać o szczegóły.

Rhodey: Dopadną go. Zobaczysz. Nikomu nie zdarzy się nic złego.
Tony: A skąd możesz to wiedzieć? Nie ma cię tam. Nie wiesz, czy nie prześlizgnął się wokół ochrony Roberty. Nie masz pojęcia, co się dzieje!
Rhodey: Tony, nie krzycz. Musisz się uspokoić, bo będziesz miał kolejny atak.
Tony: Wybacz.

Dość szybko ochłonął, lecz nie mógł przede mną ukryć, że czuł ból. Dostrzegłem ten typowy grymas, kiedy zwykle cierpiał.

Rhodey: Niczym się nie przejmuj. Potrzebujesz odpocząć.
Tony: Pepper dalej śpi?
Rhodey: Na chwilę się obudziła i graliśmy.
Tony: O! Mam nadzieję, że nie w żadne sadystyczne gierki.
Rhodey: Nie, nie. To było normalne, choć nie znam nazwy.
Tony: Ona i normalne? Rhodey, co mnie ominęło?
Rhodey: Niewiele.
Tony: Hahaha! Moja Pep.

Śmiał się szczerze mimo ciągłego bólu, który prawdopodobnie miał swe źródło przy implancie. Zaraził mnie tym śmiechem, aż sam wybuchnąłem z tej emocji na cały przedział. Niektórzy patrzyli się na nas dziwnie. Głównie tyczyło się dorosłych, gdyż dzieci spały.

Rhodey: Gdyby ciebie teraz słyszała, miałbyś przerąbane.
Tony: Oj! Lepiej jej nie mów. Proszę cię.
Rhodey: Ej! To zostanie między nami.
Tony: Świetnie, chomiczku.
Rhodey: Chomiczku?
Tony: Przegiąłem?
Rhodey: Nie pocałuję cię.
Tony: Heh! Przecież tak się z tobą droczę. Ach!
Rhodey: Tony?

Zmartwiłem się. Zgiął się z bólu, ale od razu wyświetliło się przypomnienie na bransoletce.

Tony: Spoko. Podładuję rozrusznik. Nic strasznego.

Uśmiechnął się, a następnie wyjął ładowarkę. Ostrożnie odsunął rudą, podwinął bluzkę i podpiął się do urządzenia.

Tony: I po krzyku. Widzisz? Nie trzeba panikować.
Rhodey: I tak będę obserwował.
Tony: No serio. Miała rację.
Rhodey: Co?
Tony: Niańka od siedmiu boleści.

Znowu się zaśmiał, a ja nie znalazłem powodu do zachwytu. Po prostu chwyciłem za książkę, analizując poprzednie strony.

Tony: Chyba się nie obraziłeś, co?
Rhodey: Nie. Jedynie czytam, a tak wracając do tej zabawy, to mieliśmy mówić zwierzęta na literę, które zakończyło słowo.
Tony: A! To faktycznie jest normalne.
Rhodey: Mówiłem.
Tony: Słodko śpi.
Rhodey: Aż kusi namalować wąsy.
Tony: Rhodey, ani się waż, bo będziesz miał do czynienia ze mną.
Rhodey: Sorki, Romeo. Kara za bicie kapciem musi być.

Znalazłem w swoim plecaku czarny mazak, co miał posłużyć w zemście na gadule. Z głupawym uśmieszkiem tworzyłem dzieło na buźce nieświadomej ofiary.

Rhodey: Wąsik francuski.
Tony: Dobra. Tyle wystarczy.
Rhodey: Poczekaj. Jeszcze jeden element.


Dorysowałem okulary wokół umiejscowienia oczu, “tworząc” okulary.

Rhodey: Wybitny ze mnie artysta, prawda? Przyznaj, że wygląda zabawnie.
Tony: Będzie piekło.
Rhodey: Nie boję się. A ty?
Tony: Nigdy się nie bałem.
Rhodey: Kiepsko kłamiesz.
Tony: Poważnie. Jedynie strach objawia się z obawą o wasze życie. Nigdy nie wybaczę sobie, jeśli stanie się wam krzywda.
Rhodey: Będzie dobrze. Bardziej pomyśl o sobie.

Próbowałem dać mu do zrozumienia, iż miał poważne problemy ze zdrowiem. Nie mógł ich lekceważyć. Jednak on wolał nie przejmować się tym, bo bardziej pragnął z nami spędzić, jak najlepiej ten wyjazd.

Rhodey: Dobra. Na dziś mi starczy czytania. Później dokończę.
Tony: Chyba się przesłyszałem. Ty tak na serio?
Rhodey: Serio, serio, więc dobranoc, Tony.
Tony: Nie chcę spać.
Rhodey: Ale musisz. Jeśli nie chcesz robić tego dla siebie, zrób to dla Pepper.

No i chyba to mu dało do myślenia. Bez dalszego gadania zapadliśmy w głęboki sen.

Rhodey: Spokojnych snów, przyjacielu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X