Biegnij, Tony! Biegnij! ( z okazji urodzin Tośki)

tumblr_npor1gqkfs1qes700o1_1280.jpg
Anthony Edward Stark. Wszyscy znają tego pana, więc nie muszę go przedstawiać. Odkąd stał się Iron Manem, na Nowy Jork spadają przeróżne nieszczęścia. Teraz pewnie zastanawia was, dlaczego nasz bohater jest winny katastrofom. To wina jego elity wrogów, którzy co chwilę dają mu popalić. Jednak tego dnia ktoś inny był wrogiem. Kto? Zbroja. No tak. To ma sens, prawda? Jednak nie była to jedna zbroja. Zresztą, opowiem wam.
Tony wrócił z kolejnej walki zwycięsko. Odłożył swój pancerz na miejsce, a następnie zaczął wgrywać nową aktualizację oprogramowania.
Nagle do zbrojowni przyszedł Rhodey z porcją kanapek.


Rhodey: A ty dalej tutaj? Chłopie, siedzisz tu już ponad trzy godziny. Co robisz?
Tony: Niedawno wróciłem z akcji, więc jestem tu dopiero kilka minut.
Rhodey: Czekaj, bo nie ogarniam. Jaka akcja? Walczyłeś z kimś? Czemu ja nic o tym nie wiem?
Tony: Ej! Przestań. Zaraz zamienisz się w Pepper.
Rhodey: Wybacz. Po prostu martwię się. Musisz na siebie uważać, pamiętasz?
Tony: Oj! Pamiętam, pamiętam. Dziennie słyszę od ciebie tę samą śpiewkę.
Rhodey: Więc co to była za walka?
Tony: Tylko Maggia. Napadli na skarbiec Tong.
Rhodey: A Mandaryn też tam był?
Tony: Nie. O dziwo byli sami.
Rhodey: Pewnie szuka kolejnego pierścienia.


Przyjaciel położył mu jedzenie na stół roboczy, gdzie jakimś cudem znalazło się miejsce.


Rhodey: Jak skończysz się bawić, to wróć do domu.
Tony: Pewnie. Zaraz będzie gotowe.
Rhodey: To coś do zbroi?
Tony: Tak.


Odparł krótko, powracając do zajęcia. Rhodes wyszedł z bazy, zaś Pepper zajmowała się lekcjami z chemii. Nie ogarniała ich. Załamywała się na tyle, że jej pokój wyglądał jak po przejściu tornada.


Pepper: Kurna! Przeklęta chemia! Nienawidzę! No nienawidzę!


Postanowiła zadzwonić do Tony’ego, który był najmądrzejszy z przedmiotów ścisłych. Jednak nie odbierał. Dobijała się wielokrotnie, pisała SMS-y, zapychała skrzynkę mailową, aż w końcu cierpliwość rudzielca się wyczerpała.


Pepper: Dobra. Taki jesteś? Już jadę do ciebie.


Spakowała zeszyt, książkę, piórnik, a przede wszystkim telefon, żeby kochany tatuś nie zamartwiał się nad jej nieobecnością. Taki agent FBI zważa na niebezpieczeństwa i chciałby, żeby była odseparowana z dala od zagrożenia.
Kiedy dotarła na miejsce, dostrzegła geniusza jak biegł.


Pepper: O co chodzi?
Tony: Pepper, uciekaj!
Pepper: Ej! Co jest… grane?


Była w szoku, ponieważ za nim ścigały go zbroje. Każdą, którą stworzył. Miały jeden cel.
<<Zniszczyć Tony’ego Starka>>


Okej. To był żart. Tak naprawdę, to chciały go ochronić, czyli ściągnąć siłą do bazy i zamknąć w zbroi.


Tony: No rusz się!
Pepper: Aaa! Tony!


Przeraziła się, widząc ilość pustych pancerzy bez kontroli. Było ich więcej niż widziała zazwyczaj w zbrojowni. Chłopak chwycił dziewczynę za rękę, zwiększając siłę biegu.


Pepper: Możesz mi wytłumaczyć co zrobiłeś?
Tony: Sam tego nie rozumiem. To… To nie powinno się zdarzyć.
Pepper: Tony!
Tony: Przepraszam. Ja tylko chciałem usprawnić zbroję.
Pepper: Najpierw znajdźmy jakąś kryjówkę. Gdzieś, gdzie nas nie namierzą.
Tony: One chcą mnie. Ty jesteś wolna.
Pepper: Teraz już nie.


Szybko zniknęli z terenu fabryki.


Pepper: Tędy.


Wskazała na ślepy zaułek, skąd nie było żadnego wyjścia. Już chciał coś powiedzieć, ale zasłoniła mu usta swoją ręką.


Pepper: Wiem jak to wygląda i tłumaczyć się będziesz później. Teraz musisz mi zaufać, jasne?


Kiwnął głową.


Pepper: Świetnie.


Wyjęła telefon, wybierając numer do pewnej osoby. Oboje dobrze ją znali. Nie był to nikt inny jak James Rhodes. W skrócie Rhodey. Akurat skończył misję w grze Call of Duty. Odebrał telefon, bo wiedział, że ignorowanie rudej może skończyć się dla niego cmentarzem.


Rhodey: Cześć, Pepper. Jak tam?
Pepper: Rhodey, jest duży, a nawet mogę powiedzieć, że gigantyczny problem.
Rhodey: No dobra. A co konkretnie? Właśnie miałem zamiar robić kolejną część gry.
Pepper: To sprawa życia i śmierci!
Rhodey: Jeśli Tony się nie odzywa, zawsze ma powód.
Pepper: Ej! Nie o to chodzi!
Rhodey: Co się stało?
Tony: Pepper, pospiesz się.
Rhodey: Tony?


Teraz go zamurowało. Ostatnio widział geniusza w zbrojowni. Nie miał bladego pojęcia co się odwalało.


Rhodey: Coś wam grozi? Powiedzcie.
Tony: Pepper!
Pepper: O! Cholera! Jest ich jeszcze więcej!
Rhodey: Ale czego? Wyjaśnij!
Pepper: Nie mam na to czasu! Biegnij do zbrojowni wyłączyć komputer.
Tony: To nic nie da!
Pepper: No dobra... Zrób coś, bo nie mamy, gdzie uciec!
Rhodey: Dobra, dobra. Już lecę. I coś mi się wydaje, że to sprawka Tony’ego.
Pepper: Nie inaczej.


Dziewczyna rozłączyła się, gdyż musiała uciekać. Przyjaciel wybiegł z domu, kierując się do zbrojowni. Na szczęście w okolicy fabryki nie dostrzegł ani jednego pancerza, więc mógł spokojnie zakraść się i znaleźć rozwiązanie.
Kiedy on znajdował się w środku bazy, geniusz złapał zadyszkę. Potrzebował odpocząć.


Tony: Przerwa.


Nastolatka rozejrzała się za siebie, upewniając o bezpiecznej odległości od pościgu.


Pepper: Zgoda.
Tony: Nie uciekniemy.
Pepper: Wiem, ale musimy co jakiś czas zmieniać kryjówkę.
Tony: Głupie aktualizacje.
Pepper: No tak. Sam jesteś sobie winien, lecz teraz potrzebujemy znaleźć sposób na ich unieszkodliwienie. Może jakiś wirus. Masz coś w zanadrzu?
Tony: Nie.
Pepper: Oby Rhodey coś wykombinował. W nim nadzieja.
Tony: Da radę… W końcu… to Rhodey.
Pepper: Fakt. A! Właśnie! Od kiedy on gra w gry komputerowe?
Tony: Od zawsze. W ten sposób… pozbywa się… złych… emocji.
Pepper: To ma sens. Każdy potrzebuje czegoś takiego. Ja na przykład idę do piwnicy, gdzie kładę arbuza ze zdjęciem Whitney. Legalnie biorę broń i strzelam w nią, aż cała kartka będzie przedziurawiona.
Tony: O mój Boże! Kogo ja poznałem?
Pepper: Hehehe! A ty, Tony? Jak odreagowujesz?
Tony: Pracą. Budowanie czegoś w zbrojowni. Takie tam.
Pepper: Może kiedyś razem postrzelamy. Co o tym sądzisz?
Tony: Taki sposób na randkę?
Pepper: Powiedzmy.


Cmoknęła chłopaka w policzek, aż nieco się zarumienił. Ostrożnie zerknął czy gdzieś nie czaiły się kupy żelastwa. Odetchnął z ulgą.


Tony: Możemy już iść.


Niespodziewanie uderzył o coś metalowego w plecy. Patricia stała sparaliżowana ze strachu.


Tony: Pepper?
Pepper: Wiej!


Od razu odwrócił się, a z tych emocji miał wrażenie, jakby serce mu podskoczyło do gardła. Natychmiast ruszyli do ucieczki. W jakąkolwiek skręcali stronę, mieli zablokowaną drogę.


Pepper: Cholera! To na nic! Są za szybkie!
Tony: Mam pomysł.
Pepper: Jaki?
Tony: Kapitulacja.
Pepper: Co?! Oszalałeś?! Niby jakim cudem ma się to udać?!
Tony: Warto spróbować.


Oboje zatrzymali się, zaś zbroje otoczyły ich z każdej strony.


<<Anthony Stark>>


Tony: Tak. To ja.


<<Proszę z nami>>


Tony: Zgoda. Pod warunkiem, że…


Nie zdołał dokończyć, ponieważ jeden z pancerzy stracił głowę.


Tony: Co jest grane?


Byli w szoku, bo pojawił się Whiplash, który z chęcią niszczenia rozwalał pancerze na czynniki pierwsze.


Whiplash: Zginiesz, Iron Manie. I ty także, blaszaku.
Pepper: Co tu się odpierdala?!
Tony: Też chciałbym to wiedzieć.
Pepper: Zwiewajmy stąd, zanim nas zauważą.


Ponownie ruszyli do biegu, mijając zaskoczonych przechodniów. Niektórzy nagrywali wideo z walki biczownika. Jednak musieli przyznać, iż chciwy drań świetnie się przy tym bawił i do tego śmiał się złowieszczo nad kawałkami skafandrów.


Whiplash: Buahahaha! I kto tu jest najlepszy? To ja!
Mr. Fix: Skończyłeś się bawić?


Nie spodziewał się, że jego szef będzie miał do tego pretensje.


Whiplash: No co? Zniszczyłem Iron Mana.
Mr. Fix: Nie ma pilota. Niszczysz zbroje, ale nie jego. Dopóki go nie dorwiesz, będziesz spał w sosnowym pudle.
Whiplash: Ale szefie…
Mr. Fix: Powiedziałem co masz zrobić, więc do roboty.
Whiplash: Ech! No dobra.


Niechętnie zostawił resztki latających puszek po konserwie i wzleciał wysoko na swojej pile tarczowej w poszukiwaniu prawdziwego herosa. Poza tym, nienawidził spać w pudle, dlatego skłonił się do posłuszeństwa wobec swego pana.
W tym samym czasie, Rhodes główkował nad odnalezieniem rozwiązania problemu.


Rhodey: Dziwne. Wszystko wygląda na normalne. Co mogłem przeoczyć?


Wybrał numer do Tony’ego, aby upewnić się czy nie zostali ranni. Odebrał w zaskakująco błyskawicznym tempie.


Tony: Rhodey, powiedz, że coś znalazłeś.
Rhodey: Nadal nic, ale możliwe, że zepsuły się chipy inteligencji.
Tony: Znowu? To już któryś raz z rzędu!
Rhodey: Nie ma co do tego wątpliwości. Zresztą, zaraz odezwie ci się przypomnienie i lepiej do tego czasu wróć do zbrojowni.
Tony: Postaram się. Zresztą, mój przyjaciel drań pomógł pozbyć się kilku z ogona. Możliwe, że będę na czas.
Rhodey: Co? Jaki znowu przyjaciel?
Tony: Whiplash wpadł z wizytą.
Rhodey: Jasny gwint! Spadajcie stamtąd!
Tony: Spokojnie, panikarzu. Już się ulotnił.
Rhodey: Ale i tak musisz wrócić. Pospiesz się.
Tony: Dzięki za przypomnienie. To lecę.


Bez ostrzeżenia zakończył rozmowę.


Rhodey: Powodzenia.


Pościg przeciągał się na kolejne przecznice Nowego Jorku. W pościgu brały udział trzy pancerze: Mark I, Hulkbuster oraz pancerz zwiadowczy. Przeciwnik nawet nie zwracał na nie uwagi, zajmując się wyznaczonym zadaniem. Jedynie Tony z Pepper musieli jakoś poradzić sobie z nimi co nie było łatwe. Córce agenta FBI także dokuczało zmęczenie. Na domiar złego odezwał się alarm w bransoletce. Chłopak chwycił się za implant, głęboko oddychając.


Tony: Nie teraz… Nie mogę.
Pepper: Chyba naprawdę musimy się poddać.
Tony: Serio?
Pepper: To część planu. Posłuchaj mnie uważnie.


Szepnęła mu do ucha parę słów, które doskonale rozumiał. Wiedział, iż po raz drugi musiał jej zaufać. Zgodził się na pomysł. Wyszedł naprzeciw zbroi, jęcząc z bólu. Żeby było bardziej wiarygodnie upadł na ziemię, trzymając za mechanizm.


Pepper: Tony, co się dzieje? Słyszysz mnie? Powiedz coś!
Tony: Ach! Pepper… umieram.
Pepper: Nie! Nie pozwolę ci na to! Niech ktoś wezwie lekarza!
Tony: Tak się mówi jak jesteś w szpitalu.
Pepper: Sorki. Jeszcze raz… NIECH KTOŚ RATUJE MOJEGO CHŁOPAKA!


Na te krzyki zbroje przyleciały bardzo szybko. Jedna z nich wykonała skan medyczny.


<<Konieczne ładowanie implantu>>


Pepper: To wszystko wasza wina! Zraniłyście go!


<<Nigdy nie pozwolimy skrzywdzić naszego stwórcy. Chronimy jego życie>>


Tony: Pepper…
Pepper: Jak mogę wam zaufać?! Nie! Nie zabierzecie go!


Uroniła kilka łez z oczu. Miały wydawać się sztuczne, lecz Anthony doskonale zdawał sobie sprawę, że nie były one częścią teatrzyku. Mark I chwyciła go sposobem matczynym.


<<Zaufaj nam. Anthony Stark nie umrze pod naszą opieką>>


Pepper: Mam taką nadzieję.


Otarła policzki, a następnie patrzyła na odlatujące pancerze.


Pepper: Przynęta zarzucona.


Podczas gdy James zastanawiał się nad pozbawieniem życia sztucznej inteligencji, usłyszał hałas w okolicy fabryki. Wyszedł zobaczyć co się święciło. Przeraził się na widok nieprzytomnego przyjaciela w objęciach zbroi.


Rhodey: Tony!


Natychmiast podbiegł do nich, a one zaczęły do niego celować.


Rhodey: Whoa! Nic wam nie zrobię. Chcę tylko wiedzieć co z Tony’m.


<<My się nim zajmiemy>>


Odpowiedziały w tym samym momencie. Szły do bazy, skupiając się na ocaleniu wynalazcy. Czarnoskóry nie zamierzał ryzykować, więc poszedł na około, wchodząc tylnym wejściem.


Rhodey: Zwariowany dzień.


Powiedział sam do siebie, przechodząc przez bramę garażu. W ten sposób dotarł do celu jako pierwszy.
Nagle na komórkę zadzwoniła gaduła, choć w kontaktach była nazwana jako wredota.


Rhodey: Pepper, nie mogę teraz rozmawiać.
Pepper: Widziałeś je?
Rhodey: Zbroje? No tak. Poszły do zbrojowni.
Pepper: Czyli się udało.
Rhodey: Ale co? Zraniły go i tu zabrały? Taki był twój plan?
Pepper: Nie! Z Tony’m wszystko gra. Poza tym, że musi mieć naładowany implant, bo inaczej będzie kaput.
Rhodey: Ale nie wyglądał dobrze.
Pepper: Rhodey, nie panikuj. Po prostu on udaje.
Rhodey: Ale jak to ma niby rozwiązać problem?
Pepper: Tego akurat nie wiem. Obserwuj co się dzieje i gdyby zaczęły świrować jeszcze bardziej, masz prawo je rozwalić.
Rhodey: Chyba powinienem spytać się Tony’ego o zdanie.
Pepper: Eee… Wypadł z gry, więc stracił prawo głosu.
Rhodey: Okej?
Pepper: Bądź czujny. Później do was dołączę. Ciao!
Rhodey: Pepper, czekaj!


No i zerwała kontakt. Histeryk nie był tym zachwycony. Jednak skupił się na kontroli sytuacji, ponieważ zbroje już znalazły się w bazie.


Rhodey: Oj! Nie wygląda to dobrze.


Geniusz nadal udawał omdlenie, choć przez lekkie porażenie prądem z rękawicy podskoczył nieco do góry.


Tony: Aaa! Co to było?!


<<Musiałam cię obudzić. Musisz być przytomny podczas operacji>>


Tony: Co?! Operacji?! Nie zgadzam się!


<<Spokojnie, Anthony. To nie będzie bolało. Nic nie poczujesz>>


Pancerz szpiegowski przygotowywał wszelkie narzędzia do zabiegu, a Hulkbuster strzegł stalowych drzwi, aby nikt niepożądany nie przeszkodził.


<<No to możemy zaczynać>>


Podeszła z szlifierką kątową, na co Stark podskoczył z przerażenia. Wstał od stołu, broniąc się.


Tony: Nie zgadzam się.


<<To konieczne.Tylko tak będziesz miał zagwarantowane bezpieczeństwo>>


Tony: O nie! Nie pozwolę szperać w mojej głowie! Ach!


Niestety, lecz brak zasilania w mechanizmie go osłabiał na tyle, aż padł na kolana. Nie zamierzał się poddać. Wciąż liczył, że wybrnie z tej ciężkiej sytuacji.


<<Pozwól sobie pomóc>>


Tony: Nie… Nie w taki... sposób.
Rhodey: Tony!


<<Mamy intruza! Brać go!>>


Tony: Ach! Rhodey, ty idioto!


Tak. Nikt się nie przesłyszał. Właśnie tak nazwał przyjaciela, którego traktował niczym brata. Oberwał z repulsora, padając na podłogę. Gdzieś zagubił swoje rozsądne myślenie, bo inaczej nie da się wytłumaczyć tak kretyńskiego zachowania. Chory podszedł o własnych siłach do niego, sprawdzając czy nic mu się nie stało. Przepalona bluza, spora dziura w materiale. Nie. Na pewno nic mu nie jest. Poczujcie ten sarkazm.


Tony: Hej! Rhodey, pobudka!


Szturchanie było bezcelowe, chociaż usłyszał jakieś mruknięcie.


Rhodey: M… Mamo. Nie teraz.
Tony: Żyjesz. Co za ulga.


<<Nie na długo>>


Tony: Nie!


Zasłonił kumpla swoim ciałem.


Tony: Nie strzelisz!


<<Masz rację, dlatego muszę cię zabrać siłą>>


Tony: Autodestrukcja!


<<Co?>>


Tony: Zniszcz się!


Na te słowa trzy egzemplarze wybuchły, pozostawiając za sobą jedynie kawałki żelaza rozsypanego po zbrojowni.


Tony: No to… teraz… mogę… zemdleć.


Padł na podłoże, zamykając oczy. Rhodey zdołał się doprowadzić do porządku, gdyż jakimś cudem nosił pod ubraniem kawałek zbroi. Kiedy to zrobił? Nikt nie wie i raczej nigdy ta tajemnica nie zostanie odkryta. Chłopak podpiął mu ładowarkę do implantu, kładąc na jedno z łóżek w pomieszczeniu medycznym.
Kiedy zajął się sprzątaniem bałaganu, Pepper wkroczyła z olbrzymią wyrzutnią rakiet.


Pepper: Rany! Spóźniłam się.
Rhodey: Aaa! Pepper! Zostaw to!
Pepper: Jak je pokonałeś? Co zrobiłeś? Gdzie Tony? Wiele mnie ominęło?
Rhodey: Z tego co słyszałem, to Tony kazał im dokonać autodestrukcji.
Pepper: Co takiego?! A my lataliśmy prawie na koniec miasta, żeby im uciec, a on… On tylko kazał im wykonać rozkaz?! To jakieś jaja!
Rhodey: Też tak uważam, ale już po wszystkim.
Pepper: Gdzie on jest?
Rhodey: W lecznicy, ale bez obaw. Jest cały i zdrowy.


Więcej nie musiała pytać. Pobiegła do odpowiedniego pomieszczenia, skąd dostrzegła znajomą postać. Weszła bez wahania. Leżał, chrapiąc.


Pepper: Dobrze cię widzieć. Jak się obudzisz, czeka cię mała niespodzianka.



Cmoknęła w czoło śpiocha, a następnie pozwoliła mu odpoczywać do woli. Zasłużył. W końcu w jeden dzień wykrzesał z siebie sporego kopa energii. No i co było dalej? Pewnie jesteście ciekawi jak potoczył się ciąg dalszy historii. To bardzo proste. Spadła atomówka na Nowy Jork i wszystkich szlag trafił. Nie no żart. Takie zakończenie byłoby nie na miejscu. Można powiedzieć, że Tony z Pepper świetnie się bawili, strzelając do arbuzów, zaś Rhodey rozwalał przeciwników w Call of Duty. A Whiplash? Ten drań wieszał pranie. Okej. Na to nie dacie się nabrać. Nasz złoczyńca poszedł na karciankę do Unicorna i Killer Shrike’a. To chyba wystarczy, prawda? Świetnie, więc gasimy światełka i dobranoc.

---***---

Na rozgrzewkę wrzucam komedię. Powstała z myślą urodzin dla przyjaciółki, dlatego chyba nie pogniewa się, że to dodałam na bloga. Pamiętajcie, że wrzucam posty regularnie. Jedynie może ich nie być, jeśli zabraknie materiałów. Na szczęście jeszcze mi to nie grozi ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X