Część 6: Zagrajmy


**Pepper**


Próbowałam nie dawać mu powodu do paniki. Cokolwiek zdarzyłoby się naszym krewnym, nie jesteśmy bezradni. Przynajmniej uspokoił się na tyle, że światło mechanicznego serca nie mrugało, niczym kula dyskotekowa.


Pepper: Wracamy do parku, czy chcesz jeszcze postać?
Tony: Możemy iść, bo pewnie coś jeszcze przygotowałaś.
Pepper: Oczywiście. Chcę nagrać wasze tańce.
Tony: Pep, nic nie mówiłaś o dyskotece.
Pepper: A kto nam każe iść do klubu? Poczekamy do wieczora w parku i sami zabawimy się. Dobrze wiesz, że muzyka jest wszędzie.
Tony: Nie jesteś na mnie zła?
Pepper: Za co? Weź nie dramatyzuj. Po prostu skup się na relaksie, a będzie dobrze. Nie przyjechaliśmy po to, aby siebie nawzajem dołować. Odpoczynek jest naszym celem, myszko.
Tony: Dobrze o tym wiem, papużko.
Pepper: O! Jak miło.


Nie spodziewałam się, że tak szybko zbliżą się nasze usta. Tym razem, trwaliśmy dłużej, niż poprzednim razem. Chyba zakochałam się w nim na nowo.
Gdy rozłączyliśmy wargi, chwyciliśmy się za ręce, idąc do Rhodey’go. Jesteśmy parą. Nie potrzebnie ukrywamy ten fakt przed resztą świata. Zresztą, w samym Londynie mogłam zliczyć tysiąc par. Miłość nie powinna być zakazana.
Po dotarciu na miejsce, usiedliśmy w kole. No dobra. W takim niby okręgu. Bardziej przypominało trójkąt.


Pepper: No dobra, moi drodzy. Zaczynamy drugą część chilloutu, jaką będzie...
Rhodey: Striptiz dla ubogich?
Pepper: Przywalę.
Tony: Scrabble?
Pepper: Pudło, gołąbku.
Tony: Ej! To za papużkę, tak?
Pepper: Nie. Robię to z miłości do ciebie.
Rhodey: Ulala! Jaki romantyzm zaleciał.
Tony: No to w końcu, co to za gra?
Pepper: Butelka.
Rhodey: O nie!
Pepper: O tak!
Tony: Nie skończyliśmy osiemnastki, pamiętasz?
Pepper: No i? Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.


Zaśmiałam się diabelnie, wyjmując potrzebny przedmiot. Byli w szoku. Nic dziwnego, ale i też nie nielegalnego.


Pepper: Zanim zaczniecie mnie podejrzewać o pijaństwo, wyjaśnię. Po pierwsze: to flaszka po piwie tatusia. Po drugie: jest pusta. Po trzecie: zabrałam ją, kiedy chciał wyrzucić śmieci.
Tony: Ale dlaczego butelka? Coś mam obawy do tej twojej zabawy.
Pepper: Oj! Nie pękaj, a latanie w zbroi nad innymi krajami bez papierka jest w porządku? No właśnie.


Położyłam ją w środku, wykonując jeden obrót. Szyjka wskazywała na histeryka. O! Dobry start.


Pepper: Prawda, czy wyzwanie?
Rhodey: Prawda.
Pepper: Heh! Odważnie, więc czy kiedykolwiek całowałeś się z jakąś dziewczyną? Podkreślam, iż chodzi o żywą osobę z krwi i kości.
Rhodey: Fałsz.
Pepper: Musisz mówić prawdę. Lepiej nie ściemniaj.
Rhodey: Taka prawda. Jedynie całowałem mopa z przyklejoną twarzą Joanny D’arc.


Nie mogłam. Jakie zwierzenie. Pewnie więcej frajdy byłoby przy alko, lecz wiedziałam, że nie wciskał nam ciemnoty.


Rhodey: Dobra. Moja kolej.


Zakręcił tak mocno, aż miałam wrażenie, że ta butelka wyleci i kogoś grzmotnie w łeb, a  następnie poleje się krew, czego nikt nie pewno nie chciałby doświadczyć. Jednak pomyliłam się, a następną osobą do odstrzału byłam… ja?


Rhodey: Prawda, czy wyzwanie?
Pepper: Wyzwanie.
Rhodey: O! To będę musiał coś wymyślić.
Pepper: Spiesz się powoli. Mamy czas.
Rhodey: Okej.
Pepper: Ale nie przeginaj zbytnio, jasne?
Rhodey: Spoko. Jestem normalny.


On chyba robił to specjalnie. Prawie prychnęłam przez to, co powiedział. Normalny? Błąd. Nikt normalny nie całuje mopa i nie kocha historii. Może w innym uniwersum. Kto wie?


Rhodey: Masz krzyczeć “Papaja!”, okrążając drzewa w parku.
Pepper: Wszystkie?!
Rhodey: Pozwolę ci ominąć kilka z nich.
Pepper: O rany! Wyjdę na pacjenta, który spieprzył z psychiatryka.
Rhodey: Wybacz. Mogłaś wybrać prawdę.


Westchnęłam ciężko, szykując gardło do tej próby. Na złość wziął kamerę, celując we mnie. Będzie to nagrywał? Świetnie. Żenada zostanie do końca życia. Przynajmniej nie każe się rozbierać.


**Rhodey**


Mogłem być wredny, dając coś chorego do zrobienia, ale takie wyzwanie powinno poprawić nasze nastroje. Szczególnie Tony’ego. Próbował udawać, że wszystko gra, choć w środku go coś dręczyło.
Po tym, jak ruda ruszyła do biegu, usłyszałem jej krzyki.


Pepper: PAPAJA! PAPAJA! LUDZIE! PAPAJA!
Tony, Rhodey: HAHAHA!
Tylko my reagowaliśmy na to śmiechem. Reszta ludzi zabierała swoje pociechy z dala od gaduły. Niestety, lecz parę dzieciaków włączyło się do zabawy, wrzeszcząc na cały głos to słowo. Wszystko pozostanie nie tylko w naszej pamięci, ale i też taśmie. Idealnie uchwyciłem w kadrze jej bieganie.
Gdy okrążyła ostatnie drzewo, padła na koc, usiłując złapać dech w piersiach. Kumpel sam turlał się ze śmiechu, aż ewidentnie rozbolał brzuch.


Rhodey: Zaliczone.
Pepper: No ja myślę.
Rhodey: Fajnie, że nie byłaś sama. Miałaś młodszych przyjaciół.
Pepper: Hahaha! A on tak dalej będzie się taczać?
Rhodey: Nie wiem. Spytaj go.
Pepper: Tony, ogarnij się.


Lekko walnęła w jego plecy, przez co wrócił do tureckiego siadu. Powoli opanowywał się, a sądząc po pisku implantu, ból zmusił do spokoju.


Tony: Ach! Dobra… Już skończyłem. Nigdy tego nie zapomnę.
Rhodey: Ja też.
Tony: Dobra. Ja bez losowania chcę wyzwanie.
Pepper: Wow! Kolejny odważny się znalazł. Spoko, więc twoim zadaniem będzie… Będzie… Kurde! Mam to na końcu języka… Rhodey, co mam mu dać?
Rhodey: Z liścia za kłamstwa. O! Zapomniałem, że nie powiedział nam o tej rozmowie.
Pepper: Ja wiem.
Rhodey: Serio? Mów.
Pepper: Duch rzucił groźby, że zrobi coś naszym rodzicom, jeśli Tony się nie zjawi w Nowym Jorku do tygodnia.
Tony: Czyli musimy skrócić podróż. Pomyślimy po powrocie. Macie już dla mnie czalendż?
Pepper: Mam! Pocałuj Rhodey’go.
Tony, Rhodey: CO?!
Pepper: To był żart. No spokojnie.
Tony: Pep, przejdź do rzeczy.
Pepper: Dobra. Twoje zadanko będzie polegało na zatańczeniu kaczuszek.
Tony: Kaczuszki? Poważnie mam zrobić z siebie durnia na oczach wszystkich?
Pepper: Ja zrobiłam, więc twoja kolej, korniku.
Tony: Nie znam muzyki.
Pepper: Już ci puszczam.


Pepper miała wszelkie niezbędniki ze sobą. Oniemiałem na widok głośników,


Tony: Ile mam tańczyć?
Pepper: Minuta wystarczy, ale możesz więcej, boberku.
Tony, Rhodey: BOBERKU?!


Muzyka zaczęła rozbrzmiewać z urządzenia. Ta mina brata była bezcenna. Kamera była włączona, gdyż ten występ przejdzie do historii w życiu Iron Mana. Poruszał się według rytmu, z czym nie miał problemu. Starałem się nie śmiać, ale to było ponad moje siły. Brązowooka już cisnęła bekę z niego, a filmik się nagrywał.
Kiedy już zamierzał zakończyć swój występ, dołączyłem do niego. Tańczyliśmy oboje. Ludzie dorośli mieli nas za wariatów, którymi byliśmy na co dzień.


Pepper: Ej! Ja też idę.


No i tak we trójkę robiliśmy z siebie idiotów, co w gruncie rzeczy sprawiało nam dużo przyjemności. Dawno tyle nie ruszałem się ciałem. Geniusz także czuł się tak samo.


Pepper: Ole!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X