Część 11: I tak źle. I tak niedobrze


**Tony**


Niezbyt zwracałem uwagę na ból, a w szczególności na implant. Cokolwiek wymyśliliby, jedynie przedłużą kilka dni więcej życia. Bez nowego mechanizmu nic nie da się zrobić, ale doktorek wyraźnie zakomunikował przed moim wyjazdem, że do tej pory nie ma żadnego w zapasie. Tego im nie powiedziałem. Już wystarczająco zepsułem ten wyjazd.


Pepper: Halo? Tony, odpłynąłeś.
Tony: Wybacz. Zamyśliłem się.
Pepper: Nie ten jeden i na pewno nie ostatni.


Ostatni. Tak myślałem, lecz próbowałem skłonić się do skupienia się na nich.


Tony: Więc, co myślicie o moim pomyśle?
Pepper: Hmm… Jakby tak na to popatrzeć, może się udać.
Tony: Na pewno.


Boże! Dlaczego kłamię? Robię im w ten sposób jeszcze większą krzywdę, niż przy zatajaniu sekretów. No nic. Pozostało mi ostatnie wyjście.


Tony: Och! Nie będziecie na mnie źli, jak pójdę spać.
Pepper: Heh! Żaden problem, choć chciałabym…
Rhodey: Pepper, daj mu spokój… Cieszymy się, że wracasz do zdrowia. Odwiedzimy cię jutro.
Pepper: Właśnie! I przyniesiemy jakieś gry, żebyś się nie nudził.
Tony: Nie trzeba, Pep. Niedługo mnie wypiszą. Już ja się o to postaram.


Uśmiechnąłem się głupawo, ukrywając prawdę. Jednak z tym wypisem sam nie byłem pewny, czy go dostanę. Wolałbym nie umrzeć w Paryżu. Jeśli mam zginąć, chcę, aby wykończył mnie mój przeciwnik.
Kiedy oni wyszli z sali, wybrałem numer do specjalisty. Długo niecierpliwiłem się na odpowiedź po drugiej stronie, aż się doczekałem.


Tony: Doktorze Yinsen, jest pan zajęty?
Dr Yinsen: O! Kogo ja słyszę? Witaj, Tony. Jak podróż? Mam nadzieję, że wszystko idzie zgodnie z planem.
Tony: No i tu jest problem.
Dr Yinsen: Co się stało? Roberta mi powiedziała, że podobno źle się czujesz, ale nie dowiedziałem się szczegółów.
Tony: Implant się wyczerpuje coraz szybciej.
Dr Yinsen: Obawiałem się tego najbardziej ze wszystkich złych przeczuć. Opowiedz mi, co dokładnie się wydarzyło.
Tony: Miałem atak serca podczas lotu do Stambułu. Teraz jestem w szpitalu w Paryżu i lekarze…


Niedobrze. Znowu zabrakło mi tlenu. Wziąłem głęboki wdech, a następnie wydech całą objętością płuc.


Dr Yinsen: Spokojnie. Nie mów za wiele, jeśli nie dasz rady. Oszczędzaj się.
Tony: Przepraszam, ale… Ale czy nie przeszkodziłem panu?
Dr Yinsen: Skądże. Dopiero zacząłem dyżur. Nawet cieszę się, że pomyślałeś, żeby do mnie zadzwonić. To miłe z twojej strony.
Tony: Nie ma za co. Pan zrobił dla mnie wiele, a spłata… Spłata…


Cholera. Duszę się.


Dr Yinsen: Tony, wszystko gra?
Tony: Dokończymy… później?
Dr Yinsen: Pewnie, ale nie pogarszaj swojego zdrowia. Rób to, co trzeba.


Nie zdołałem odpowiedzieć, gdyż telefon wypadł mi z rąk. Wcisnąłem przycisk w celu wezwania pomocy. Wszystko wyglądało na dobre i nagle spadłem do takiej sytuacji? Jakim cudem?
Zanim na dobre zatraciłem się w czerni, dostrzegłem trzy postacie. Lekarza oraz moich przyjaciół.


**Pepper**


Jeszcze zaledwie pięć minut temu, Tony wyglądał na w miarę zdrowego. Coś przeoczyliśmy? Moje obawy wróciły z podwójną siłą, zaś nadzieja… Ona ulatniała się. Ledwo zobaczyliśmy, co się działo, a potem zostaliśmy wygnani na korytarz. Za zamkniętymi drzwiami odbywał się dramat i nic nie mogliśmy na to poradzić. Byłam przerażona nie na żarty.


Pepper: Dlaczego, Rhodey? Dlaczego to musi się dziać?
Rhodey: Nie wiem, ale musimy dać mu siłę. On wygra tę walkę.
Pepper: Nawet nie zdążyliśmy przekazać dobrych wiadomości.
Rhodey: Jeszcze zdążymy. Przecież…
Pepper: Rhodey?


Nie zdołał dokończyć przez dzwoniącą komórkę. Wahał się nad odebraniem.


Pepper: Kto to? Nie zamierzasz z kimś gadać? To twoja mama?
Rhodey: Nie. Ktoś inny.


W końcu po jakiś dziesięciu sekundach, odebrał, a całą rozmowę przełączył na tryb głośnomówiący.


Rhodey: Doktorze Yinsen?
Dr Yinsen: Dzień dobry, Rhodey.
Pepper: Doktorek śmieszek?
Dr Yinsen: O! Witaj, Pepper. Rozumiem, że jesteście w komplecie. Dobrze się składa.
Rhodey: Coś jest nie tak, prawda? Proszę powiedzieć. Zrozumiemy wszystko.
Dr Yinsen: Chciałem spytać, czy z Tony’m jest lepiej. Nie mogę się do niego dodzwonić, a zmartwiłem się.
Rhodey: Stracił przytomność i próbują go ocalić.
Dr Yinsen: Rozumiem. A długo czekacie?
Rhodey: Jakieś trzy minuty.
Pepper: No niech nam doktorek zdradzi, co się wyprawia. Chcieliśmy zrobić rozmowę wideo, żeby mógł pan pomóc niedoświadczonym lekarzom z implantem. My naprawdę chcemy, aby wszystko grało, więc proszę coś zrobić.
Rhodey: To nasz przyjaciel. Potrzebujemy go.
Dr Yinsen: Dzieciaki, ja wszystko rozumiem. Przyjaźń, większe relacje, traktowanie jako rodzina… Naprawdę lubię was, ale postawmy sprawę jasno.


Cały czas mówił z pełną powagą. Jedynie przy przywitaniu nas zachował swój humor. Widocznie oglądaliśmy świat w złej palecie barw.


Pepper: O co chodzi?
Dr Yinsen: Cokolwiek byście wymyślili, żaden sposób się nie powiedzie.
Pepper: Ale gdyby pan udzielał im wskazówek, Tony mógłby…
Dr Yinsen: Sama operacja może go zabić.


Serce podskoczyło mi do gardła. Zabić?


Pepper: Jak to… zabić?
Dr Yinsen: Wyjęcie mechanizmu w celu naprawy może być ryzykowne i kosztować jego życie.
Pepper: Nie… To nieprawda.
Rhodey: Czyli nie da się mu pomóc?
Dr Yinsen: Nie powiedziałem tego. Po prostu trzeba podejść do tego w inny sposób.
Pepper, Rhodey: JAKI?
Dr Yinsen: Od wielu miesięcy pracuję nad pewną metodą leczenia. Jeszcze nie wszystko stracone. Na razie zostawiam wam wszystko w waszych rękach.
Rhodey: Dziękujemy.
Dr Yinsen: No to jesteśmy w kontakcie. Dzwońcie, gdyby zaszła taka potrzeba.
Pepper: Dobranoc, doktorku.
Dr Yinsen: Mam piętnastą.
Pepper: A! Zapomniałam o tych strefach, więc do usłyszenia.
Dr Yinsen: Bezpiecznych podróży.


Zakończyliśmy konwersację, co zmieniła nam sposób myślenia. Nadal była szansa na uratowanie geniusza.
Kilka minut później, uchyliły się drzwi. Lekarz przekazał nam informacje. Mimo złych przeczuć, wysłuchaliśmy Francuza do samego końca.


Lekarz: Sytuacja opanowana. Leki podziałały i może oddychać bez przeszkód. Rany! A tak myślałem, że jutro dam mu wypis.
Rhodey: Tak szybko?
Lekarz: Nie wyglądało, żeby miało mu się pogorszyć, ale jak widać, świat zaskakuje.
Pepper: Co z nim teraz będzie? Możemy z nim porozmawiać?
Lekarz: Na razie zostanie na obserwacji. Zobaczymy, co będzie w kolejnych dniach. Jeśli chodzi o wizyty, akurat zasnął.
Pepper: Nie mamy, gdzie nocować. Czy możemy spać na korytarzu?
Lekarz: Ech! Trochę niezdrowe, ale pójdę wam na rękę. Ten jeden raz.
Pepper: Dziękujemy.
Lekarz: Tylko nie mówcie, że pozwoliłem. Miałbym przez to bardzo kiepsko u ordynatora szpitala.
Pepper: Dobrze. Będziemy milczeć.
Rhodey: W tym jesteśmy najlepsi.
Lekarz: Cóż… Liczę was za słowo.


I tymi słowami zakończył z nami rozmowę. Usiedliśmy na krzesłach, zasypiając na siedząco.


Pepper: Dobranoc, histerio.
Rhodey: Śpij dobrze, gaduło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X