**Tony**
~*Następnego dnia o godzinie ósmej*~
Obudził mnie alarm na bransoletce i z telefonu, który był poza moim zasięgiem, bo Pepper rzuciła spodnie, aż na koniec pokoju. Powoli wstawałem na nogi, by jej nie zbudzić. Ubrałem bokserki, podniosłem spodnie wraz z zapięciem ich na pasek, a na koniec włożyłem koszulę. Po tych kilku czynnościach mogłem pójść przygotować nam śniadanie, lecz najpierw musiałem przemyć twarz. Poczułem się słabo, co było oznaką słabego serca. Powinienem użyć dwutlenku litu, który zostawiłem w zbrojowni. No nic. Najpierw zajmę się moją ukochaną. Gdy przemyłem twarz, chwiejnym krokiem doszedłem do kuchni. Wziąłem kilka kromek chleba, smarując je masłem. Na stole położyłem je razem z twarożkiem do kanapek, a woda szybko się zagotowała. Może nie mogłem pić kawy, ale Pep mogła. Oj! Chyba dźwięk czajnika postawił ją na nogi. Powoli podeszła do mnie z zaspanymi oczami.
Tony: Dzień dobry, kochanie. Jak się spało?
Pepper: W porządku. Nawet dobrze. Dziękuję ci za wczorajszy wieczór
Tony: Nie ma za co. Chcę, żebyś go pamiętała, bo mimo roli Iron Mana, nadal cię traktuję jako najważniejszą część mojego życia
Pepper: Teraz już się o tym przekonałam
Cmoknęła mnie w policzek, biorąc jedną kromkę do ust. Po zjedzeniu śniadania i wypiciu kawy przez Pep poszliśmy do zbrojowni. Rhodey już siedział na fotelu, analizując zagrożenie. Na ekranie była pokazana sygnatura wroga. Blizzard.
Tony: Akurat w Święta zawitał
Pepper: Kto?
Tony: Lubi zimę. Taka chodząca lodówka, ale mówi się na niego Blizzard
Rhodey: Niech zgadnę… Już chcesz do niego lecieć?
Tony: Jakbyś zgadł. Trzeba się rozerwać
Pepper: Chyba już za bardzo wczoraj się rozerwałeś
Rhodey: Ooo! Czyli wy…
Tony: Pep, nie mów. To co? Lecimy?
Pepper: To tylko napad na bank. Policja da sobie radę
Tony: Nie z nim
Podszedłem do szafki, gdzie miałem swój przybornik z lekarstwami na każdy możliwy wypadek. Wstrzyknąłem dwutlenek litu i wskoczyłem do zbroi. Pepper miała na nas oko, gdy my polecieliśmy na misję.
**Rhodey**
Dobrze, że jakoś opanowałem lot swoją zbroją, bo nie chciałbym być zeskrobywany z chodnika. Tony potrzebował wsparcia, więc musiałem być gotowy do boju. Po jakiejś godzinie dotarliśmy na miejsce. Szyba w sklepie jubilerskim była rozbita na kawałki, więc wlecieliśmy tędy do środka. Nie wierzyłem, co widzę. Ten się już śmiał przez głośniki. Eee… Blizzard był przebrany za Świętego Mikołaja?
Tony: Hahaha! Rhodey, czy ty to widzisz?
Rhodey: Nie no. Serio?
Blizzard: A ty kim jesteś? Nowy Iron Man? Widzę, że klub blaszaka się powiększa. Macie tu coś na powitanie
Wystrzelił ze swojej armatki, zamrażając nasze zbroje. Jednak szybko pozbyliśmy się lodu, traktując wroga z repulsorów. Od razu poleciał na ścianę, opuszczając worek, który był pełny diamentów. Nie zamierzał walczyć, lecz uciec z łupem. Nie mogliśmy mu na to pozwolić, dlatego postanowiliśmy go dogonić, wzbijając się w powietrze. Próbował nam zniknąć z widoku, ale nie był tak szybki, jak my. Użyłem rakiet, strzelając w jego lodowy “most”, który po uderzeniu się skruszył i zbir wpadł w ręce Iron Mana. Od razu zabraliśmy go w ręce policji, co nalegała, by Blizzard znalazł się pod nadzorem SHIELD.
Tony: Łatwo poszło
Rhodey: Aż za łatwo
Tony: Możesz być, choć raz optymistą?
Rhodey: Jestem realistą. Po prostu wydaje mi się, że to było zbyt proste dla nas
Tony: Hmm… Po części masz rację. Wracamy?
Rhodey: Tak, bo Pepper sama nie poradzi sobie z choinką
Polecieliśmy zbrojami do bazy, wracając krótszą drogą. Widoczność utrudniały opady śniegu z porywistym wiatrem. Tony chyba nie wiedział, gdzie leci, bo wpadł na budynek.
Rhodey: Ej! Ocknij się. Już prawie jesteśmy
Tony: Wiem. Wybacz… Zamyśliłem się
Rhodey: Aha
Od razu coś mi nie pasowało. Wyczułbym kłamstwo na kilometr i on właśnie próbował ukryć jakiś ważny fakt przede mną. Miał być szczery, a raczej już mu się to znudziło.
**Tony**
Nie wiem, co się ze mną działo, ale to nie wina pogody. Coś jest nie tak. Nie chciałem nikogo martwić, więc nie mówiłem im o tym. Gdy wróciliśmy do bazy, choinka już stała, a Pepper kończyła ją ozdabiać, dając na jej czubek złotą gwiazdkę.
Tony: Mogłaś na nas poczekać
Pepper: Wolałam sama się tym zająć. I co? Uratowaliście Święta?
Tony, Rhodey: CO?
Pepper: W telewizji mówią o was, jak złapaliście tego człowieka- lodówkę
Tony: Blizzarda
Pepper: O! A powiedziałam inaczej? No nieważne. Wesołych Świąt
Tony: Wesołych
Zdjąłem z siebie zbroję i przytuliłem się do niej, ciesząc z jej obecności. Rhodey też odłożył pancerz na miejsce, że mogliśmy świętować. Nagle usłyszeliśmy znaną kolędę. “Silent night”. Wiedziałem że to sprawka Rhodey’go. Wzięliśmy opłatki, łamiąc się nimi, składając sobie życzenia. Najpierw złożyłem je rudej.
Tony: Kochana, Pep. Życzę ci Wesołych Świąt. Żebyś zawsze była uśmiechnięta, by nigdy nie zagościł smutek na twojej twarzy
Pepper: A ja ci też życzę Wesołych Świąt, a przede wszystkim zdrowia. Żebyś dbał o swoje serce i robiłbyś to, co kochasz
Potem podszedłem do Rhodey’go. Myślałem, czego życzyć mojemu przyjacielowi, a także bratu. W końcu też był dla mnie ważny, ale to Pep chciałbym poświęcić swoje życie w walce, jeśli zaszłaby taka konieczność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi