**Pepper**
Z całego tego pośpiechu zapomniałam wziąć swojej bluzki. Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział z czerwonym stanikiem, jak paraduję po korytarzu. No nieważne. Wróciłam się do jego mieszkania. Cieszył się, jak głupi do sera. Jednak on już był w koszulce i sprzątał bałagan w pokoju.
Pepper: Zapomniałam wziąć bluzki. Wybacz
Tony: Nie szkodzi, a zapomniałaś jeszcze o tej pierwszej, jak się zrzygałaś na Whitney
Pepper: Haha! Faktycznie. Gdzie ja tu mam głowę? Chyba Rhodey mnie nie widział?
Tony: Skąd mam to wiedzieć? Żartuję. Nie martw się. Pewnie czyta coś z historii
Pepper: Tak późno w nocy?
Tony: Pamiętaj, że nigdy na nic nie jest za późno
Pepper: Czy ty coś sugerujesz?
Tony: Ha! Może odrobinę. Proszę, ubierz się, a ja pójdę po twoją zgubę
Szybko zapięłam guziki w górnej części ubioru, a Tony wrócił z różową bluzką. Podziękowałam mu i wróciłam do domu. Od razu zasnęłam w salonie.
~*Następnego dnia*~
Czułam się taka słaba, ale nie mogłam zrezygnować z podróży. Nie wiem, skąd te uczucie. Przecież wcześniej wszystko było w jak najlepszym porządku. Co się stało? No nic. Powoli wstawałam, aż w jednym momencie rozbolała mnie głowa.
Gene: A jednak jesteś ze mną spokrewniona
Pepper: Kim jesteś?
Gene: Spotkaliśmy się już. Nie poznajesz?
Pepper: Gene?
Gene: Widzę, że znasz moje imię. Wiem, że dziwnie się czujesz, ale to normalne. W końcu jesteś dziedziczką rodu Makluan. Nie zauważyłaś, czegoś w sobie szczególnego?
Pepper: Szybko się wyleczyłam i dobrze
Gene: Czyli odkryłaś regenerację? Cóż. Kiedyś ci wszystko wyjaśnię
Gdy wyszedł z mojej głowy, ból zniknął. Od razu poczułam się nieco lepiej, choć nie potrafiłam uwierzyć, co mi powiedział. Rozgryzę to później. Muszę odnaleźć moją mamę, dlatego spakowałam podstawowe rzeczy do plecaka, a w międzyczasie zjadłam coś na ząb i poszłam po Tony’ego. O dziwo był gotowy.
Gdy zapukałam do drzwi, miał wyposażony plecak.
Pepper: Gotowy?
Tony: Zawsze i wszędzie
**Tony**
Uśmiechałem się do niej. Cieszę się, że mogłem jej pomóc. Gdybym był w takiej samej sytuacji, na pewno zrobiłaby to samo. Coś mi mówiło, że mnie potrzebowała, ale coś złego wisiało w powietrzu.
Nad ranem pojechaliśmy do New Jersey. Pepper nie wyglądała najlepiej. Zbladła i przysypiała za kierownicą. Jednak wciąż chciała pokazywać silną dziewczynę.
Tony: Nie chcesz się zamienić?
Pepper: Coś się stało? Chyba nie sądzisz, że pozwolę ci prowadzić
Tony: Powinnaś odpocząć. Na pewno dobrze się czujesz?
Pepper: To moja sprawa i nieważne. Nie zrezygnuję z poszukiwań mamy
Przyspieszyła pedałem gazu i nawet nie spostrzegłem, jak szybko mijaliśmy zatłoczone auta, stojące w korku na czerwonych światłach. Była zdeterminowana, więc znaleźliśmy się pod odpowiednim adresem bez większych przeszkód. Zaparkowaliśmy przed posesją, gdzie miałbym przyjemność poznać jej matkę. Ciekawe, jaka jest?
**Duch**
Patricia Potts. Tak długo czekałem, aż zechcesz zobaczyć się z Mirandą. Wpadłaś w moją pułapkę. To czego nie widzisz, może cię zranić.
**Pepper**
Zadzwoniłam do drzwi, licząc że zobaczę moją rodzicielkę. Może zdjęcia były wyblakłe, ale nie mogła się za bardzo postarzeć. Najgorsza była ta niepewność, czy znów ją ujrzę, a z tych całych wrażeń zrobiłam się blada. Tony chciał się wycofać, ale został, gdy klamka została ruszona. Serce mi waliło młotem tak szybko, że nie było w stanie być spokojne, a oczy nabrały zdumienia. Coś mi mówiło, że…
Pepper: Mama?
Miranda: Patricio, jak urosłaś. Ślicznie wyglądasz
Od razu się do niej przytuliłam. To naprawdę ona. Z oczu wypłynęło kilka łez. Poczułam jej ciepło. Udało mi się. Teraz pozostało porozmawiać. Tak długo na to czekałam.
Nagle Tony coś krzyknął.
Tony: Pepper, uważaj!
Padłam na ziemię i on zrobił tak samo. Na dachu stał jakiś facet w białym kapturze, który schował swoją broń. Po odwróceniu twarzy w stronę matki, widziałam jak upada. Upada martwa. Poczułam, jak we mnie pęka serce na milion kawałków, a sama opadam bezwładnie. Jedynie usłyszałam drugi krzyk chłopaka, nim zdołałam zamknąć oczy.
**Tony**
Biedna Pepper. Wciąż jest narażona na niebezpieczeństwo. Na szczęście przeżyła, ale jej matka nie miała go tyle i umarła. Kto chce ją skrzywdzić? Muszę zadbać o nią, by już nikt nie próbował zrobić jej krzywdy. Zabrałem ją do auta na rękach, kładąc z tyłu, a ja wsiadłem za kierownicę. Wielka szkoda, że zobaczyła na nowo swoją matkę, nim skonała na oczach rudej. Martwiłem się o nią, dlatego po przyjeździe do miasta zabrałem ją do siebie na noc, żeby miała u mnie ochronę. Położyłem Pepper w salonie, gdzie przykryłem kocem. Chyba muszę zbudować nową zbroję, a z tym wiąże się nowa zbrojownia.
**Duch**
Tym razem ci się udało, ale twoja śmierć została już zapisana.
**Gene**
Pepper ma te same geny, co ja. Albo przyłączy się do mnie i mi pomoże w poszukiwaniach pierścieni albo będzie moim wrogiem w walce o przeznaczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi