**Rhodey**
Siedziałem przy Pepper, czekając, aż się wybudzi. Na szczęście rany na szyi bardzo szybko się goiły. Tony podobno też dojdzie do siebie, ale oboje nadal nie otworzyli oczu. Poprosiłem mamę, by została z Pepper. Może jej nie znała, ale chciałem zobaczyć się z przyjacielem. Chciałem sam ocenić, jak źle z nim jest, skoro to jeszcze nie koniec walki o życie.
Godzinę później, pojawiła się w szpitalu.
Roberta: To ona?
Rhodey: Tak
Roberta: Biedna. Pewna przez Tony’ego musi cierpieć. Wie o Iron Manie?
Rhodey: Nie obwiniaj go, dobra? Sam też walczy o życie. Pójdę zobaczyć, co z nim, a ty bądź przy niej. Wrócę, jak najszybciej się da
Roberta: Ale wie, że Tony to Iron Man?
Rhodey: Nie wiem. Wiem jedynie, że niedawno straciła ojca i źle się z tym czuje
Roberta: W porządku. To znaczy, że ktoś musiał dokończyć stare porachunki
Wyszedłem z sali i udałem się na helikarier. Z pomocą Natashy uzyskałem pozwolenie na wejście. Bałem się, co mają zobaczyć. Przecież przeżył. Nie odszedłby bez pożegnania.
Powoli otwierałem szklane drzwi, wchodząc do sali, gdzie leżał Tony. Wyglądał inaczej. Szara skóra i niebieskie żyły.
Rhodey: Podobno wirus został zwalczony, więc czemu tak wygląda?
Natasha: Część wirusa pozostała bliska implantu i dalej jest aktywny. Co z Pepper?
Rhodey: Rany szybko się goją. Wiesz, kim jest Whiplash?
Natasha: Nie miałam z nim do czynienia
Rhodey: Ulubiony zabójca Mr. Fixa z biczami, który potrafi zabić
Natasha: Dziwne, bo widziałam dziś takiego robota i potem słyszałam krzyk Tony’ego. Czyli on mu to zrobił?
Rhodey: Jemu i Pepper. Dzięki za pomoc. Wiem, że wysłałaś Mandroidy
Natasha: Potrzebowałeś wsparcia, więc miały zająć się problemem
Rhodey: Mam nadzieję, że szybko wrócą do zdrowia, a Whiplash zginie w zgniatarce
Natasha: SHIELD upora się z nim, a wy zajmijcie się swoim życiem
Rhodey: Coś się stało?
Natasha: Muszę cię zostawić, bo idę na kolację z Clintem
Rhodey: Ech… To idź
Natasha: Uda ci się z inną dziewczyną
Rhodey: Na pewno nie znajdę takiej nieziemskiej kobiety, jak ty
Natasha: Haha! Zobaczymy. Trzymaj się
Rhodey: Do zobaczenia
Siedziałem przy Tony’m, patrząc, jak jego implant bardzo lekko świecił. Nadal sobie powtarzałem. On nie umrze. Nie może, ale puls był taki słaby, że los był przesądzony po jednej stronie.
Rhodey: Wyjdziesz z tego, prawda? Będziesz walczył do samego końca
Dr Bernes: Na pewno tak będzie
Przestraszyłem się na głos lekarki. Odwróciłem się i była o wiele młodsza od Yinsena. Jednak pracowała w SHIELD, czyli ma wystarczająco sporo doświadczenia.
Rhodey: Pani ze mną rozmawiała przez telefon?
Dr Bernes: Rhodey, zgadza się?
Rhodey: Tak, to ja
Dr Bernes: Nie musisz się bać o stan twojego przyjaciela. Na razie utrzymuje się stabilny, ale to może się gwałtownie zmienić
Rhodey: Dr Yinsen wiedziałby, co robić
Dr Bernes: Co nie znaczy, że ja mam być bezradna. Nauczył mnie wszystkiego, więc nie musisz się bać. Postawię Tony’ego do żywych
Rhodey: Mam nadzieję
Dr Bernes: Wszystko zależy od niego
**Tony**
Stałem przed duchem, wędrując w nicość, w której nie byłem sam. Moja anielica również tam znalazła swoje miejsce. Ostrożnie podchodziłem do niej, by upewnić się, że tam była. Widziałem uśmiechniętą twarz, aż przyspieszyłem biegu. Pragnąłem ją dotknąć. Chwycić za rękę, ale od razu rozpłynęła się w powietrzu. Była wytworem mojej wyobraźni. Z tęsknoty.
Nagle poczułem, że moje serce znowu zaczęło bić. Czy będę żyć? A może to moja ostatnia godzina?
**Pepper**
Powoli otwierałam oczy. Czułam, że z trudem mogę oddychać, ale miałam na twarzy maskę tlenową. Szpital? Co się stało? Obudziłam się, a obok mnie siedziała jakaś kobieta w długich, czarnych włosach z ciemną karnacją. Nerwowo rozglądałam się po sali, szukając znajomej twarzy, ale obraz wciąż był rozmazany.
Roberta: Nic nie mów. Wszystko będzie dobrze. Musisz odpoczywać
Pepper: Kim… pani… jest?
Roberta: Mamą Rhodey’go. Prosił, żebym została z tobą
Pepper: Nic… mu… nie jest?
Roberta: Spokojnie. Żyje i nie zrobił mu krzywdy. Wezwać lekarza?
Pepper: Nie… trzeba
Roberta: Na pewno? Może lepiej, by zobaczył, czy wszystko gra?
Pepper: Jak… pani… uważa
**Tony**
Zacząłem powoli się wybudzać z tego dziwnego świata i trafiłem do tego rzeczywistego. Znowu ból powrócił. Wirus nadal chciał pożreć mnie żywcem. Próbowałem być spokojny. Wydawało mi się, że słyszę Rhodey’go. Nie potrafiłem oddychać, a ból był nie do zniesienia. Implant został tak zainfekowany, że Vortex przedzierał się do serca. Moje ręce chciały wyrwać mechanizm, by zakończyć te piekło. Tyle, że Rhodey mnie powstrzymywał.
Rhodey: Tony, uspokój się. Zaraz ci pomogą
Tony: Rhodey? Nie… Nie potrafię…
Dr Bernes: Nic nie rób. Za chwilę poczujesz się lepiej
Poczułem, że coś mi wbija w rękę i na nowo moje serce zaczęło zwalniać, zatrzymując swoją pracę.
**Pepper**
Nadal nie potrafiłam normalnie oddychać. Wcześniej potrafiłam złapać odrobinę powietrza, a teraz pogrążyłam się w ciemności. Nie czułam nic, trafiając do nicości bez możliwości oddechu.
O luju jakie to spokojne...dobreee daj następny pliska ♥
OdpowiedzUsuń