**Pepper**
Dopiero się rozkręcałam z moimi pomysłami na niezapomniane wrażenia z wycieczki. Tony podszedł do Rhodey’go, by sprawdzić, czy żyje. No na pewno żyje. Co za pytanie. Nawet podniósł się z ziemi, więc nie jest źle. Raczej nie ma wstrząśnienia mózgu. Jednak zmartwił się stanem przyjaciela. Lekko się chwiał, ale później chciał wsiąść na rower.
Tony: To nie jest dobry pomysł, Rhodey
Rhodey: Dam radę
Tony: No nie wydaje mi się. A ty, Pepper? Przesadzasz
Pepper: Niech patrzy, jak jedzie
Rhodey: Przez ciebie traci rozsądne myślenie
Tony: Eee… Czy ty uważasz, że zwariowałem?
Rhodey: Tak trochę
Tony: Proszę cię, milcz. Boli cię głowa?
Rhodey: A jak myślisz, geniuszu? Boli, jak diabli, ale da się przeżyć
Pepper: Będziecie tak gadać, czy jedziemy dalej?
Tony: Czyli gdzie?
Pepper: Do parku na piknik, bo mieliśmy odpocząć z dala od kłopotów. Nie uważacie, że przyda nam się odrobinę wytchnienia?
Tony: Pewnie, że się przyda, ale to nie powód, by taranować Rhodey’go
Pepper: Oj! Przepraszam bardzo. Ja nic takiego nie zrobiłam
**Rhodey**
Nie miałem ochoty słuchać rudej i postanowiłem zostawić ich samych. Niech gołąbeczki same ze sobą poświergotają. Przeszedłem się kilka metrów dalej. Moją uwagę przykuł dziwny blask. Coś się świeciło między drzewami. Postanowiłem sprawdzić, co to może być. Byłem tego coraz bliżej, aż na parę sekund oślepłem, choć wcale tak nie było.
Nagle poczułem, że nie mogę się ruszyć, a oczy dalej wpatrywały się w ten sam punkt. Ktoś coś do mnie mówił.
Kontroler: Jestem Rhodey Rhodes
Rhodey: Jestem Rhodey Rhodes
Dziwne uczucie, bo moje usta same zaczęły mówić i nie miałem nad tym kontroli.
Kontroler: Moim zadaniem
Rhodey: Moim zadaniem
Kontroler: Jest zabicie Tony’ego Starka
Rhodey: Jest zabicie…
Kontroler: Tony’ego Starka
Nie chciałem tego powiedzieć i chciałem być silny, ale przegrałem z własnym ciałem.
Rhodey: To…
Kontroler: Jest zabicie Tony’ego Starka
Rhodey: Jest zabicie Tony’ego Starka
Nagle pstryknął palcami, aż blask zniknął i znowu mogłem kontrolować siebie. Nie wiedziałem, do czego doszło. Pomyślałem, że to było złudzenie, które było przerażające. Mam zabić Tony’ego?
**Pepper**
Rhodey w końcu wrócił. Czekaliśmy na niego 30 minut, a wolałabym zaklepać najlepsze drzewo w parku. Nie wierzę, że tak długo szczał do krzaków. Albo puszczał pawia. Wszystko mi jedno.
Pepper: Możemy już jechać?
Rhodey: Tak, tak. Możemy
Tony: Chcesz mi coś powiedzieć?
Rhodey: Nie martw się. Wszystko gra
Tony: Mówisz jakoś inaczej
Rhodey: Oj! Nie czepiaj się. Jedźmy już
Mi też nie pasowało zachowanie Rhodey’go, ale wycieczka była ważniejsza. Skoro mamy czas, musimy go wykorzystać. Być może ostatni raz odczujemy tę ulgę. Tony też wyglądał jakoś podejrzanie. Jednak jego akurat rozumiałam po tym, co musiał przeżyć. Dziwię się, że zechciał z nami pojechać.
Znowu wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy do parku. Po niecałej godzinie dotarliśmy na miejsce. Mieliśmy szczęście, bo drzewko było wolne. Od razu kazałam im pobiec, choć mieli tego lenia w dupie. Hmm… Jakoś szybko się pozbierali i nareszcie mogliśmy odpocząć. Rhodey trzymał rękę na głowie, leżąc na trawie, patrząc dziwnym wzrokiem w niebo. Tony chyba cierpiał na coś innego. A mnie nic nie bolało. Postanowiłam z nim pogadać.
Pepper: Tony, dobrze się czujesz?
Tony: To nic… takiego
Pepper: Martwię się. Czy to dla ciebie dziwne?
Tony: Po prostu…
Pepper: Co? Wolisz trzymać wszystko w sobie? Proszę bardzo
Tony: Pep, nie obrażaj się
Pepper: To zacznij mnie traktować poważnie!
Już chciałam się zapaść pod ziemię, czując utratę miłości. Chciałam już uciec, ale on mnie oplótł swoimi rękami. A jednak jeszcze jestem dla niego ważna. Chcę być przy nim tak blisko, by… A to innym razem. Mamy czas.
**Gene**
Chciałem teleportować się do świątyni, ale nie miałem przy sobie pierścieni. Musiałem zejść do piwnicy. Gdy otworzyłem kłódkę, znalazłem szkatułkę. Cholera! Jest pusta. Kto mi je ukradł? Czyżby Pepper odkryła kolejne zdolności? Co to za Mandaryn bez swojej mocy? Muszę je, jak najszybciej odzyskać, a ona słono mi zapłaci za kradzież. Wiem, na kim jej zależy. Tony Stark musi umrzeć.
**Pepper**
Siedzieliśmy tak bezczynnie i znowu byliśmy odosobnieni. Każdy nad czymś myślał, a Tony dalej mi nie odpowiedział, co go boli. Naprawdę wolałabym być pewna, że wszystko jest w porządku.
Pepper: Odpowiesz mi?
Tony: Na co?
Pepper: Co się z tobą dzieje? Taka wielka tajemnica?
Tony: Po prostu to, co zawsze
Pepper: Serce?
Tony: Czy coś jeszcze chcesz wiedzieć?
Pepper: Dlaczego mam wrażenie, że mnie zlewasz?
Tony: To nie tak. Ja jedynie chcę, żebyś była bezpieczna
Pepper: Przy tobie zawsze jestem
Tony: Prawie cię straciłem. Nie mogę pozwolić na powtórkę z “rozrywki”
Pepper: Bo tak nie będzie. Będzie dobrze
Pocałowałam go w usta, a Rhodey na nas nie zwracał uwagi. Poczułam się spokojniejsza, ale bałam się wszystkiego, co może się przytrafić. Następnego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi