**Tony**
Nadal czekałem, aż pojawi się pomoc. Minęło 5 minut, a Rhodey wciąż leżał nieprzytomny. Sprawdziłem jeszcze raz oddech wraz z zmierzeniem pulsu. Cholera. Nie słyszę bicia jego serca. Nie mogę dłużej czekać. Musiałem wziąć się za uciskanie klatki piersiowej. Zrobiłem je z trzydzieści razy plus dwa wdechy. Na nowo zanalizowałem sytuację. Wciąż bez zmian. Gdy już chciałem kontynuować, do kuchni wparowała lekarka. To była Victoria. Mam nadzieję, że mi pomoże. Od razu wyjęła swój sprzęt, mierząc funkcje życiowe.
Dr Bernes: Jak do tego doszło?
Tony: Chyba wziął leki
Dr Bernes: Widzę, bo całe opakowanie jest puste
Tony: Uratujesz go, prawda?
Dr Bernes: Zrobię wszystko, co się da. Najpierw muszę przywrócić go do życia. Odsuń się
Przecięła nożyczkami jego bluzkę i uderzyła z defibrylatora. Byłem przerażony tym, co widziałem. Na kardiomonitorze była pozioma linia, która ciągnęła się do końca ekranu. Uderzyła po raz drugi i udało się.
Dr Bernes: Dobra. Mamy go. Muszę teraz zabrać Rhodey’go do szpitala
Tony: Mogę jechać z tobą?
Dr Bernes: Możesz. No to chodźmy
Zabrała Rhodey’go na nosze i zeszliśmy powoli po schodach. Miałem wrażenie, że z tego strachu serce mi wyskoczy. Oby szybko wrócił do zdrowia. Po kilku minutach znaleźliśmy się w karetce, gdzie podpięła go do innych urządzeń. Pojechaliśmy natychmiast do szpitala na sygnale.
Tony: Uratowałaś mu życie
Dr Bernes: Raczej ty to zrobiłeś. Każda sekunda się liczyła, ale musimy go utrzymać stabilnie, aż będziemy w szpitalu
Tony: Jak mógł to zrobić? Jak taki rozsądny człowiek, który nie ma z niczym problemów, mógł posunąć się do czegoś takiego? Jak?
Dr Bernes: Spokojnie, Tony. Jeśli nie zmieszał różnych leków, będzie żyć
Tony: A popicie je alkoholem?
Dr Bernes: Cholera!
Musiałem wykrakać. Rhodey się obudził, ale dusił się. Nie mogłem na to patrzeć, więc zacząłem szperać po półkach, szukając jakiś lekarstw. Nerwowo otwierałem następne szafki, aż chwyciła mnie mocno za ręce.
Dr Bernes: Uspokój się! Ja się tym zajmę
Tony: Proszę
Od razu wstrzyknęła mu coś do ręki, dzięki czemu miał poczuć się lepiej, ale niestety tak nie było. Znowu pojawiła się ta ciągła linia. Chciałem krzyczeć, lecz nawet nie potrafiłem nic z siebie wydusić. Po prostu siedziałem sparaliżowany ze strachu, a lekarka go zaintubowała.
Dr Bernes: Bez operacji się nie obejdzie
Tony: Jest z nim, aż tak… źle?!
Dr Bernes: Nie krzycz. Robię, co mogę. Zaraz będziemy w odpowiednim miejscu
Tony: Dlaczego chciał się zabić?
Dr Bernes: Nie wiem. Po prostu nie wiem. Aparatura będzie za niego oddychać, ale to nie rozwiąże problemu. Czy brał tylko leki nasenne?
Tony: Nie wiem
Dr Bernes: To ważne
Tony: Ja… Ja… Nie wiem
Dr Bernes: Spróbuj sobie coś przypomnieć, bo potrzebuję informacji
Kilka minut później pojawiliśmy się w szpitalu. Rhodey został zabrany na salę operacyjną. Musiałem mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
**Victoria**
Bez wahania postanowiłem zabrać go na operację. Nie wydaje mi się, że leki i alkohol są jedyną przyczyną, Podejrzewam głębokie cięcia na ciele. Nie miałam zbyt wiele czasu, by sprawdzić resztę. Na szczęście parametry wracały do normy. Zleciłam podstawowe badania wraz z obecnością alkoholu we krwi. Sprawdziłem, czy miał jakieś rany. I miał w okolicy mostka.
Dr Bernes: Przygotujcie sprzęt. Będziemy operować.
**Tony**
Trzeba czekać. To dobija, a chcę żeby żył. Jeśli Rhodey umrze, nie wybaczę sobie tego, że wtedy za nim nie pojechałem. Czekałem przed blokiem ponad dwie godziny. Dalej nikt nie wyszedł, a ja stawałem się coraz niecierpliwy.
Dr Yinsen: Tony, co ty tu robisz?
Przez zamyślenie nie zauważyłem, jak przyszedł. Wyglądał na zdziwionego. Normalnie, skoro wizytę mam dopiero za tydzień.
Tony: Rhodey jest operowany
Dr Yinsen: Sprawy Iron Mana?
Tony: Nie wiem. Nadal nie umiem tego pojąć. On by nigdy się do tego nie posunął
Dr Yinsen: Rozumiem, ale nie martw się. Jest silniejszy, niż ci się wydaje. Sam mu dajesz siłę
Tony: Może ma pan rację, ale nie potrafię tak tu siedzieć i nic nie robić
Dr Yinsen: Teraz przynajmniej wiesz, jak on się czuje
Tony: Okropność
Dr Yinsen: Widzisz, dlatego zadbaj o siebie
Tony: Są już wyniki?
Dr Yinsen: Mam je, ale za tydzień się zobaczymy
Tony: A nie mogę dowiedzieć się teraz?
Dr Yinsen: Chyba teraz masz ważniejsze sprawy na głowie
Gdy już chciał pójść, musiałem go na chwilę zatrzymać.
Tony: A powie mi pan później, co z Rhodey’m?
Dr Yinsen: Dr Bernes się nim zajmuje, więc jej zapytaj, co chcesz wiedzieć
Tony: Dobrze
Dr Yinsen: Bądź dobrej myśli
Tony: I będę
Zaczynałem przysypiać na krześle, lecz od razu się przebudziłem, jak pojawiła się lekarka. Część fartucha miała we krwi. Myślałem, że zemdleje. Przecież nie miał żadnych ran.
Tony: Co z nim? Żyje? Będzie żył?! Powiedz coś!
Dr Bernes: Uspokój się. Żyje, ale musiałam go zabrać na OIOM. Muszę obserwować, czy nie spróbuje znowu się zabić. Okazało się, że drasnął się czymś ostrym, ale nic mu nie jest, więc nie panikuj. Na razie jest sytuacja opanowana
Tony: Mogę się z nim zobaczyć?
Dr Bernes: Proszę, tylko mi nie krzycz
Zgodziłem się i poszedłem z nią pod odpowiednią salę. Próbowałem być spokojny, ale to było trudne. Chciałem jakoś opanować swoje emocje. Jednak nie dałem rady, gdy zobaczyłem bladą twarz przyjaciela. Lekarka pozwoliła mi wejść. Jedynie na chwilę.
Tony: Teraz rozumiem, jak ty się czujesz. I nie jest dobrze
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi