**Victoria**
Byliśmy na końcu operacji. Musieliśmy jedynie zaszyć pozostałe rany i sprawdzić, czy implant spełnia swoje zadanie. Oby nie było już więcej niespodzianek. Jednak w tym zawodzie zawsze jakieś się znajdą. Po zszyciu ran wewnętrznych, zadanych przez skalpel, przyjrzeliśmy się, jak pracuje mechanizm.
Dr Yinsen: Nie jest dobrze. Nadal nie świeci. Musieliśmy coś przeoczyć
Dr Bernes: Niemożliwe. Sprawdzaliśmy wszędzie poza… Ho, nie rób tego. Nie możesz! Znowu straci dużo krwi!
Dr Yinsen: Victorio, uspokój się. Więcej wiary. Czego się boisz? Gorzej być nie może
Dr Bernes: Posuwasz się za daleko! Tak nie można! Chwila… Chyba się budzi
Dr Yinsen: Nie możemy na to pozwolić
Znowu użył nieznanej mi substancji, która spowodowała, że zamiast uśpić Tony’ego, osłabiła bicie serca. Kompletnie oszalał! Wiedziałam, co chciał zrobić, a to jedynie skończy się jedną opcją. Śmiercią. Jednak na nic moje prośby. Gorszego pomysłu nie mógł zrobić, jak przecięcie się w środek mięśnia sercowego. Szukał problemu, dlaczego implant nie współpracuje, ale źle robił. Posuwał się za daleko. Zdecydowanie za daleko. Mimo inwazyjności nacięcia, odnalazł problem. Tego wcześniej nie zauważyłam. Kolejna bomba? Cholera. Przegięcie, jak na jeden dzień.
Dr Yinsen: Mamy winowajcę. Dziwne, że ta nie wybuchła. Dalej uważasz, że źle robię?
Dr Bernes: Nie działają żadne leki
Dr Yinsen: Dlatego spowolniłem bicie serca
Dr Bernes: Szaleństwo
Dr Yinsen: Ale przynajmniej coś pomogło. Pomóż mi pozbyć się bomby. Chwyć szczypcami za dół, a ja przetnę kable
Dr Bernes: Uważaj na główne żyły
Dr Yinsen: Wiem
Powoli zanurzyłam szczypce, chwytając za łącza ładunku, gdy Ho starał się ją unieszkodliwić. To zadanie rangi sapera, a nie lekarza.
**Pepper**
Dlaczego to tak długo trwa? Co się tam dzieje? Jeśli umrze, nigdy sobie tego nie wybaczę. Na zegarku była już prawie trzecia nad ranem, a operacja nadal trwała. Nie umiałam usiedzieć w miejscu, a Rhodey próbował nie pokazywać po sobie strachu, a Rhodey próbował nie pokazywać po sobie strachu. Jednak widziałam, że też denerwowała go ta bezczynność.
Pepper: Mówili coś wcześniej?
Rhodey: Nic, ale musimy być dobrej myśli
Pepper: Boję się
Rhodey: Ja też. Nie mogę wyobrazić sobie, jak można znosić tak wielki ból, a uwierz mi, że krzyczał
Pepper: Nie dali żadnego znieczulenia? To nieludzkie!
Rhodey: Przestań! Może nie działało na nim
Pepper: Rhodey… Ja… Ja muszę tam wejść
Rhodey: Daj im wolną rękę. Wiedzą, co należy zrobić
Pepper: Gdyby wiedzieli, Tony byłby z nami!
Rhodey: Pepper! Uspokój się. Oni walczą, jak tylko mogą, żeby żył. Robią wszystko, co się da. Daj im czas
Pepper: Tony… Nie umieraj… Jeszcze tyle… przed nami
Z oczu ponownie wypłynęły łzy. Bałam się, że o zobaczeniu Tony’ego mogę jedynie pomarzyć.
**Victoria**
Cholera! Znowu coś poszło nie tak. Miał drgawki, puls wariował i znowu krzyczał. Przyjaciel się zdziwił, że się obudził z jego specyfiku, który miał zwolnić bicie serca. Widocznie Tony walczył, by żyć. Dobra postawa, ale znowu jego krzyki nam utrudniały zadanie, skoro był niespokojny. Wezwałam Rhodey’go, żeby przyszedł, a zamiast niego do sali wtargnęła Pepper. Chwila… To jego przyszła żona… Jeśli przy najbliższym przyjacielu nie potrafi zaznać spokoju, niech ona spróbuje.
Dr Bernes: Pepper! Nie krzycz i mnie posłuchaj. Musisz uspokoić Tony’ego. Rozumiesz?
Pepper: Dobrze
Dr Bernes: Postaraj się, by był spokojny i nie patrz, co robimy
Pepper: Zgoda
Chwyciła go za rękę i zaczęła do niego mówić, kiedy my mogliśmy zająć się swoją pracą. Dzięki lekom na uspokojenie wstrząsy ustąpiły, lecz serce biło nieprawidłowym rytmem. Ho zezwolił na kardiofrynę, co dała pożądany efekt. Ostrożnie pozbywaliśmy się bomby. Jeszcze kawałeczek… Moment… Prawie jest na powierzchni… I jest! Sytuacja opanowana, choć implant nadal odmawiał współpracy tak, jak Tony.
Pepper: Tony, jestem tu. Słyszysz mnie? Nie jesteś sam. Walcz dla nas. Daję ci siłę, rozumiesz? Musisz znieść ból. Bądź dzielny, jak przy każdej walce. Proszę… Walcz
Dr Bernes: To działa. Jest dobrze. Mów do niego dalej. Jeszcze chwila i już będzie po krzyku. Co teraz, Ho?
Dr Yinsen: Bomba wyjęta. Możemy zszyć klatkę piersiową
Dr Bernes: Hmm… I co ja mam zrobić?
Dr Yinsen: Sprawdź, czy z implantem jest w porządku. Powinien działać
Dr Bernes: Dobra. Już patrzę… Świeci się, ale…
Dr Yinsen: Ale co?
Dr Bernes: Zbyt słabo
Dr Yinsen: Daj mu czas
Dr Bernes: I już po wszystkim, Tony. Dziękuję ci za pomoc, Pepper i Rhodey’mu też należą się podziękowania
Pepper: I co będzie teraz?
Dr Bernes: Ja muszę wracać do szpitala, ale dr Yinsen z nim zostanie. Ech! Było naprawdę ciężko. Cztery godziny?
Dr Yinsen: Z tyle na pewno będzie, choć zliczyłem sześć. Dobra. Posprzątajmy bałagan i połóżmy go na łóżku. Niech odpocznie
Pepper: Teraz nie umrze?
Dr Yinsen: Nie powinien, ale musi ładować implant
Pepper: Jakoś to przeboleje. Dziękuję za wszystko
**Rhodey**
Nareszcie skończyła się operacja. Tony zasnął, a na twarzy nie było już widać, że cierpi. Chciałem spytać, jak poszło. Czy coś się zmieniło?
---**---
No i to tyle, jeśli chodzi o fazę trzecią. Teraz przejdziemy do czwartej, gdzie będzie się działo. Dużo czeka na was niespodzianek. Uprzedzam, że taki były plany, a dzięki rozmowom z moją blaszaną rodzinką, kształtowała się fabuła. No więc przepraszam, że Tony będzie.. Pepper zostanie... a Rhodey... Czyli co mówić więcej, jak prosić o cierpliwość. Możecie dać jakieś pytania? Czy ktoś jeszcze czyta? Dajcie jakiś znak, bo gdyby chciała pisać tylko dla siebie, nie wstawiałabym opo na bloga :)