**Pepper**
Pojechałam z Rhodey’m do szpitala. Nie wiedziałam, dlaczego Tony zemdlał. Martwiłam się o niego. I jeszcze jakaś Mask może podszywać się pod innych? Fuuj! Czyli Tony nie był Tony’m, jak ja z nim chciałam… Kurwa! To chore! Przespałabym się z kobietą?! O! Chyba zwariuję. No dobra. Szybko pojawiliśmy się na miejscu. Rhodey powiedział, że mamy zobaczyć się z Yinsenem. W swoim gabinecie chciał nam coś powiedzieć.
Gdy dotarliśmy pod odpowiednie drzwi, weszliśmy do środka. Znowu Yinsen. To logiczne, skoro on był odpowiedzialny za życie naszego “geniusza”. Usiedliśmy przed nim przy biurku. Wyglądał na niezbyt spokojnego.
Rhodey: No to jesteśmy. Proszę nam powiedzieć, co się stało?
Dr Yinsen: Nie martwcie się. Za kilka godzin wróci do domu
Pepper: Ale co się dzieje? Gdzie on jest?
Dr Yinsen: Za bardzo się zdenerwował, bo nie chce zrezygnować z bycia Iron Manem
Rhodey: Taki już jest. Możemy się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Dobrze, ale go nie denerwujcie. Dopilnujcie, by się zmienił albo jakoś pomóżcie mu dźwigać tą odpowiedzialność
Pepper: Nic mu nie jest?
Dr Yinsen: Spokojnie. Odpoczywa. Chodźcie ze mną
Wstaliśmy z krzeseł, idąc za doktorkiem. Okazało się, że Tony po prostu spał na kanapie. Wyglądał tak słodko. Jakby tak mu wsadzić mokry paluch do ucha… Nie. Nie zrobię mu tego. W końcu się uspokoił i cała agresja z niego uciekła. Tak się bałam, że coś mu się stało. Chciałabym, żeby żył. Najlepiej niech zostawi SHIELD ratowanie świata.
Podeszłam do niego, dotykając jego czoła. Było ciepłe. Czyżby był chory? Znowu pojawiły się zmartwienia.
Pepper: Ma gorączkę. Czemu nic nam pan nie powiedział?
Dr Yinsen: No, bo nie jest chory
Rhodey: Chwila. Chyba się budzi
Pepper: Tony?
Widziałam, jak ociężale próbował unieść powieki, ale ta reakcja o niczym nie świadczyła. Oczy nadal pozostały zamknięte.
Pepper: Co się dzieje?
Dr Yinsen: Zaraz sprawdzę, tylko muszę po coś iść. Zostaniecie tu?
Pepper: No pewnie
Dr Yinsen: Wrócę za chwilę. Gdyby coś się złego działo, wołajcie
Rhodey: Oby to nie było konieczne
Dr Yinsen: Niestety, ale nie możemy być pewni wszystkiego
Miał rację. Nie mogliśmy być w pełni optymistami. Czasami trzeba pomyśleć racjonalnie. Coś, co może naprawdę się zdarzyć i niekoniecznie musi być dobre.
**Rhodey**
Pepper bardzo przejmowała się Tony’m. A przecież nie powinna. Dr Yinsen mówił, że nic mu nie jest i może wrócić do domu. Tylko nadal się nie budzi. Coś jest nie tak.
Rhodey: Nie martw się. Nawet nie zauważysz, że się obudzi
Pepper: Może, ale nie wydaje ci się to dziwne?
Rhodey: Co konkretnie?
Pepper: Doktorek jest jakiś tajemniczy. Nie mówi nam wszystkiego. A co, jeśli Tony umiera?
Rhodey: Hej! Nawet nie próbuj tak myśleć. Przecież oddycha
Kilka minut później pojawił się lekarz. Nie miał niczego przy sobie, a mówił, że po coś idzie. Czemu kłamał? Już niczego nie rozumiem. Od razu podszedł sprawdzić, co się dzieje z Tony’m. Widział zmartwienie na twarzy Pepper, a jego mina nie mówiła nic szczególnego poza powagą. Jednak zaczął klepać go po policzku. Chciał obudzić Tony’ego.
Dr Yinsen: Dobra, Tony. Koniec drzemki. Halo! Słyszysz mnie? Możesz już wrócić do domu. Tony?
Nie reagował na nic. Żaden odruch, a nawet wołanie nie poskutkowało. Zaczynałem się bać o przyjaciela. Ta niepewność mnie dobijała. Yinsen sprawdził odczyty z bransoletki, aż doszedł do funkcji życiowych. Nawet zbadał implant, który… zgasł?
Rhodey: Doktorze, co z nim? Tylko proszę mi nie wciskać ciemnoty, że…
Dr Yinsen: Przykro mi, Rhodey
Pepper: Nie! Nie! To nie może być prawda!
Dr Yinsen: Nic nie da się zrobić
Pepper: Przecież wszystko było dobrze. Jak to możliwe?
Dr Yinsen: Nie wiem, ale Vortex niczego ze sobą nie zostawił, choć trochę uszkodził serce
Rhodey: Pieprzony drań! Cholerny Whiplash!
Pepper: Nie! Niee!
Rozpłakała się, trzymając swoją głowę przy jego klatce piersiowej. Ja też nie ukrywałem swojej rozpaczy. Może byłem facetem, ale umarł mój przyjaciel. Mój brat, który stracił cały świat. Jak mogłem do tego dopuścić? Mogłem go jakoś ocalić, ale Śmierć przyszła do niego, gdy myśmy byli tego nieświadomi. Lekarz jedynie wypisał akt zgonu. Ruda w pewnym momencie była tak załamana, że krzyczała na całe gardło, płacząc jeszcze bardziej, niż na początku.
Pepper: I co będzie teraz, Rhodey?
Rhodey: Musimy… jakoś… żyć
Pepper: Rhodey, spokojnie
Rhodey: Nie mogę… Pepper. Po prostu nie mogę
Wciąż płakałem, ale dała mi swoje wsparcie. Oboje to przeżywaliśmy i nikt z nas nie znał odpowiedzi na dwa pytania. Jak to się stało? Dlaczego?