Part 59: Wesołych Świąt cz.1





**CZYTASZ NA WŁASNE RYZYKO** TYLKO DLA DOROSŁYCH**

**Pepper**


Czekałam, aż zrobi kolejny ruch. Najpierw powoli szedł w stronę łóżka, odpinając pasek u spodni. Szedł z takim spokojem, że chciałam, żeby był, jak najbliżej mnie, a on specjalnie to przeciągał w nieskończoność. Nigdy nie byłam cierpliwa, więc wstałam, szarpiąc go za koszulę, aż w końcu mogłam spojrzeć mu w oczy. Oboje opadliśmy na kołdrę. Czułam, jak jakiś wewnętrzny ogień się rozpala, przez który chciałam działać z taką namiętnością, by nic nas nie ograniczało, dlatego zaczęłam odpinać mu spodnie. Nie bronił mi tego, a sam dobierał się pod moją sukienkę. Jego ręka powędrowała wzdłuż nóg, zatrzymując się przy majtkach. Akurat udało się pozbawić jego spodni, rzucając je w kąt, gzie też leżał pasek. Od razu poczułam ciepło w tamtym miejscu. W całym ciele rozpalała się chęć namiętności. Próbowałam zachować spokój, że w jego obecności nie powinnam niczego się bać.


Tony: Nie bój się. Będę bardzo delikatny. Powiesz mi, kiedy przestać, dobrze?
Pepper: Tak
Tony: Rozluźnij się i kochaj się ze mną. Chcesz tego?
Pepper: Chcę. Zróbmy to

Pocałował mnie namiętnie w usta, a jeszcze ręką jeździł po plecach, zaś ta druga nadal pozostała na bieliźnie. Nie pozostałam mu dłużna i moje ręce też zaczęły wędrówkę. Najpierw rozpięłam mu koszulę, by móc dotknąć jego ciała. Dalej nasze usta wiły się w rozkosznym pocałunku bez przerywania pieszczot. Gdy rozpiął mi sukienkę, zwinnie rozpiął stanik, który również został rzucony w ten sam kąt, gdzie reszta ubrań. Ostrożnie zsunęłam z niego bokserki, a on dorwał się do mojego skrytego skarbu. Włożył tam rękę, a żeby bliżej poczuć jego dotyk dłoni, rozchyliłam uda, by miał większą swobodę do poruszania się wewnątrz mnie. Fala podniecenia zalała ciało, aż jęczałam, oddychając głęboko. Zaczął od kilku palców, a później nabrała go ochota do wsunięcia, jak najgłębiej całej dłoni. Poczułam się wypełniona. Ruszał nią powoli w górę i w dół. Nie potrafię opisać tego, co wtedy poczułam. To nie był ból, ale coś między ta granicą połączoną z podnieceniem. Gdy wiedział, że jestem gotowa, skoro byłam rozluźniona oraz pewna, co zrobi, wyjął dłoń. Jednak musiał jeszcze się ze mną podroczyć, dotykając wewnętrznej strony ud, zataczając na nich kółka. Po skończeniu tej czynności, przybliżyliśmy się, jak najbliżej siebie, aż oboje poczuliśmy zachwyt. Rozszerzyłam bardziej nogi, by pozwolić mu wejść we mnie. Jęczałam, wzdychając, lecz błagałam, by nie przestawał. Całe ciało wyginało się w łuk, że musiałam trzymać się jego pleców, bo miałam wrażenie, jakbym miała wybuchnąć. Jak już przyspieszył tempo, jęczałam głośniej, aż chciałam uciszyć się poduszką, lecz tego mi zabronił. Zaczęłam oddychać głęboko i nagle dostałam spazmu, że jeden krzyk… I już było po wszystkim. Opadliśmy na łóżko, przykrywając się kołdrą.

Tony: I jak?
Pepper: Jeszcze… nigdy… nie czułam się… tak spełniona
Tony: Nie będziesz się martwiła, jak spłodzimy dziecko?
Pepper: Będę najszczęśliwszą matką razem z tobą
Tony: Cieszę się

Pocałowaliśmy się w usta i leżeliśmy wtuleni do siebie, a światło reaktora było jedynym źródłem energii, dzięki któremu mogłam widzieć jego twarz. Po tej całej nocy przypomniało mi się, że muszę pomóc Tony’emu. Gene nie może go zabić.

**Gene**

Whitney: Myślisz, że ci pomoże?
Gene: Nie ma wyjścia, bo inaczej zabiję Starka. Wiem, jak bardzo jej na nim zależy, dlatego musi oddać mi pierścienie
Whitney: Mówiłeś o ostatniej świątyni, a nie o...
Gene: Tylko ja jestem godny bycia Mandarynem. Nie mogę pozwolić, by była silniejsza ode mnie, a przecież TYLKO JA ZASŁUGUJĘ NA TĘ MOC. I żadna smarkula z Nowego Jorku nie będzie posiadać tej potęgi
Whitney: Dlatego miałam mu dać reaktor z bombą i pomieszać w mieszankach?
Gene: Właśnie
Whitney: Ech! A nie wolisz załatwić tego w inny sposób?
Gene: Niby jaki?
Whitney: Kradzież
Gene: Ty wiesz, że to nawet nie jest głupie? Wiem, że Stark jej pomógł ukryć pierścienie. Na pewno są w zbrojowni
Whitney: Czyli już nie potrzebujesz mojej pomocy
Gene: Mylisz się. Musisz go wkurzyć, żeby bomba wybuchła
Whitney: Przesadzasz. Tak wiele osób może zostać rannych. Powinniśmy ograniczyć zasięg do minimum
Gene: Serio, Whitney? Nie poznaję cię. Chcesz zemsty na Potts, więc czemu się zamierzasz wycofać?
Whitney: Bo lepiej wstrzyknąć mu tę mieszankę ze szpitala. Bombę odpalimy później, skoro jest stale aktywna
Gene: Hmm… No dobra. To zmień się w Pepper, a ja dorwę pierścienie

**Rhodey**

Mam nadzieję, że Tony niczego nie będzie żałować. Muszę poczekać, aż przyjdzie, bo sam tej choinki nie wniosę. Może powinienem pójść do nich? Nie. Lepiej nie ryzykować, bo mnie zabiją. Niech gołąbeczki spędzą trochę czasu razem, a ja zajmę się szukaniem ozdób do drzewka. Albo nie… Poczytam to, co wcześniej zacząłem. Hmm… Dwudziesta trzecia? Mam czas, żeby spać. Oni pewnie też nie chcą... No to na czym skończyłem? A! Na pierwszym rozdziale. Zacząłem czytać pierwsze linijki kolejnej części, gdy do zbrojowni przyszedł… Niemożliwe.

Rhodey: Tony?
Tony: Jak widać. To ja
Rhodey: A Pepper zostawiłeś samą?
Tony: Przyszedłem po dwutlenek litu. Pamiętasz, gdzie go zostawiłem?
Rhodey: Nie wiem. Chyba w szafce. I co tam porabiacie? Jakoś nie jest głośno
Tony: Hehe! Potrafimy być cicho
Rhodey: O! To lepiej nie posuń się za daleko
Tony: Zobaczymy

Uśmiechnął się i wziął przybornik z substancją, a ja wróciłem do czytania. Po skończeniu pierwszej strony zauważyłem, że zniknął.

**Tony**

Nie wierzę, że się do tego posunąłem. To było wspaniałe. Teraz nie zapomnimy wrażeń z tego wieczoru. Moja ukochana spała, a swoją rękę trzymała przy reaktorze. Następnego dnia trzeba się wziąć za przygotowanie świąt. Chyba o czymś zapomniałem. Ooł.


----**---

Zainspirowane Crazy in love z "Fifty shades of Grey" (nie oglądałam filmu, ale muzykę słyszałam). Mam nadzieję, że jakoś wyszło, bo takich rzeczy nigdy nie pisałam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X