Part 57: Ostrzegałem



**Tony**

Razem z Rhodey'm poszliśmy do piwnicy, by zabrać ostatnie graty. Spakowaliśmy do pudła wszelkie gadżety, przenośną ładowarkę, schematy i narzędzia. Pozostało jeszcze wyprowadzić rower i gotowe. Od razu pojechaliśmy na nich, gdzie mieliśmy spotkać się z Pepper. Wystarczy, że minął kwadrans, by dotrzeć do celu. Otworzyłem wejście, wstukując kod.

Tony: Wiesz, co trzeba zrobić?
Rhodey: Są zawsze lepsze sposoby
Tony: No chyba mnie teraz nie porzucisz?
Rhodey: Haha! Nie. Idź rozpakuj rzeczy, a ja zajmę się pierwszą fazą
Tony: Dobra

Poszedłem do części domowej, by rozpakować rzeczy. Zacząłem od wypełnienia szafy ubraniami. Potem rozłożyłem swoje “zabaweczki”, której część podpiąłem do gniazdek w ścianie. Od razu zrobiło się jaśniej w pomieszczeniu. Wszystko było rozpakowane, czyli mogłem zająć się wypełnianiem pozostałych półek. Pierwsze z pomieszczeń należało do salonu. Przy układaniu książek do szuflady, zauważyłem, jak leży obramowane zdjęcie na jej dnie. Na nim widziałem mamę, tatę i siebie w wieku bodajże 5 lat. Tacy uśmiechnięci, że nie spodziewaliśmy się ciągu katastrof. Najpierw umarła moja rodzicielka, a w fatalnym wypadku straciłem ojca. Chwyciłem fotografię, by przyjrzeć się jej bliżej, aż obudziły się stare wspomnienia.

Tony: Wszystko było piękne, a teraz już takie nie będzie

Kiedy minęła godzina, uporałem się z robieniem porządku. Teraz musiałem poinformować Pep, żeby się zjawiła. No to możemy zaczynać.



**Pepper**


Nareszcie Tony zadzwonił. Nic ciekawego nie robiłam, bo patrzenie się w sufit, szukając jego niezwykłych właściwości nie było interesującym zajęciem. Natychmiast zerwałam się z łóżka, sięgając po telefon.

Pepper: No słucham cię, Tonusiu. Czekałam, aż zadzwonisz. Powiesz mi w końcu, co kombinujesz?
Tony: Przyjedź do zbrojowni! To ważne! Rhodey oszalał!
Pepper: Co?!
Tony: Nie wiem, co się z nim dzieje. Musisz mi pomóc! Rhodey… zostaw to! Rhodey! Niee…
Pepper: Tony, coś cię przerywa
Tony: Pepper… musisz… Pepper!
Pepper: Tony!

Byłam skołowana. Co się tam działo? Myślałam, że epizody z Kontrolerem dawno dobiegły końca, a tu szaleństwo. Czyżby Tony ukradł mu książkę? Oj! Bardzo niedobrze. Wybiegłam najszybciej z mieszkania, zamykając drzwi. Po kwadransie dojechałam do zbrojowni. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Jego sanktuarium wyglądało, jak po przejściu trąby powietrznej. Gorzej! Jak wysypisko śmieci! Rhodey dalej czegoś szukał, a Tony chciał go zatrzymać.

Tony: Rhodey, odpuść. Nie znajdziesz tego
Rhodey: To gdzieś musi być!
Pepper: Powiecie mi, co się stało?!
Rhodey: Zgubiłem moją ulubioną biografię!
Pepper: Niech zgadnę… Z historii?
Rhodey: NIE NABIJAJ SIĘ! POMÓŻ MI!
Pepper: Dobra, dobra. Panikarz
Rhodey: Że jak?!
Tony: Lepiej go bardziej nie denerwuj. Pomóż
Pepper: Skoro nalegasz, to proszę bardzo

Postanowiłam podać histerykowi pomocną dłoń. Początkowo zaczął się uspokajać i opanował emocje, ale nadal szukał zguby. Już chciałam przeszukiwać kolejny kąt, ale poczułam silny ból głowy. Prawie upadłam na podłogę, lecz skończyło się na trzymaniu skroni.

Tony: Wszystko gra?
Pepper: Sama nie wiem
Tony: Usiądź na kanapie. Akurat tego jeszcze nie dorwał
Rhodey: O! Tam jeszcze nie szukałem
Tony: Rhodey, stój!

To było bardziej komiczne, niż oglądanie śmiesznych filmików na Youtube. Przez chwilę przyglądałam się, jak Tony próbował go zatrzymać. Jednak znowu ból się nasilił do takiego momentu, że usłyszałam znajomy głos.

Gene: Powinnaś mnie posłuchać, a nikt by nie ucierpiał
Pepper: Gene? Czego chcesz?
Gene: Pierścieni. Jeśli mi ich nie oddasz, ktoś straci życie. Ostatnio moja kochana Mask pomogła w realizacji planu
Pepper: Co ty zrobiłeś?!
Gene: Ostrzegałem cię, że zajmę się Starkiem i dotrzymałem słowa
Pepper: Nie rozumiem
Gene: To proste. Jego reaktor jest bombą. Wystarczy jeden przycisk i każdy, kto stoi w jego zasięgu, umrze
Pepper: Błagam! Nie rób mu krzywdy
Gene: Nie płacz. To twoja wina, bo mogłaś ze mną współpracować, a nikt nie zostałby ranny. Niestety, ale już jest za późno. Czas ucieka
Pepper: Oszczędź Tony’ego! Proszę!
Gene: Pomóż mi zdobyć kolejny pierścień. Tylko tyle wystarczy, by bomba nikogo nie zmiotła
Pepper: Zgoda
Gene: Najpierw trzeba zlokalizować świątynię. Odezwę się później

Gdy skończył mnie maltretować psychicznie, ból ustąpił, więc powróciłam do poszukiwań. W jednej chwili mój wzrok skupił się na czymś błyszczącym. Podeszłam w tamto miejsce, a oczy przetarłam ręką. Srebrne pudełko w kształcie serca. Chwila… Co Tony robi? On klęczy? Nie wierzę.

Tony: Nie żałuję, że cię poznałem, bo w takiej piękności się zakochałem, więc niech ten symbol nas połączy, by miłość na zawsze zjednoczyć
Rhodey: Tony, jaki poeta
Tony: Zamknij się. Psujesz tę chwilę. Ekhm… Pepper Potts, czy zostaniesz moją żoną?
Rhodey: Powiedz tak
Tony: RHODEY, MILCZ! Pepper, zechcesz spędzić ze mną resztę życia?
Pepper: Eee…

Przez chwilę się wahałam, bo Gene zniechęcił mnie do wszystkiego, ale chciałam powiedzieć…

Pepper: Tak. TAK!

Włożył mi pierścień na palec i uścisnęłam go mocno, a całe wydarzenie zapieczętowaliśmy pocałunkiem. Cieszyłam się, że miał tyle odwagi, by zrobić coś takiego. Jednak mnie kocha, ale nie mogę pozwolić, żeby Khan zrobił mu krzywdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X