Part 56: Czas zmian


**Tony**

Lekarz próbował mnie podnieść na duchu, ale bez skutku. Prosił, żebym nie myślał o tym. Akurat to było niewykonalne, ale teraz Pepper musiała wiedzieć. Koniec tajemnic. Mamy być ze sobą szczęśliwi, więc nie powinniśmy oddalać się od siebie.

Dr Yinsen: Za dwie godziny będziesz mógł wrócić do domu, ale najpierw powiem ci, co musisz robić
Tony: Zgaduję, że będę musiał się ładować
Dr Yinsen: Pudło. Z tego, co z dr Bernes ustaliliśmy, reaktor jest w pełni wystarczalny i nie wyczerpuje się
Tony: Czuję się dziwnie
Dr Yinsen: Bo przestaniesz chodzić na baterię?
Tony: To też, ale…
Dr Yinsen: Tony, co się dzieje?

Poczułem się odrobinę słabo, ale wstałem z łóżka, siadając na nim. Przez chwilę kręciło mi się w głowie, lecz nie przejmowałem się tym. Szybko objawy ustąpiły.

Dr Yinsen: Wszystko gra?
Tony: Tak. Po prostu przez chwilę czułem się słabszy
Dr Yinsen: Zapomniałem ci chyba wspomnieć o dwutlenku litu. Wciąż musisz to brać. Poza tym, nie przemęczaj się, a poczujesz się lepiej
Tony: Nie będzie lepiej, skoro umieram. Teraz tego przed nikim nie ukryję
Dr Yinsen: Nie myśl o tym. Skup się na swoich planach, a ja pójdę po wypis
Tony: Może tu wejść Rhodey?
Dr Yinsen: Żaden problem. Już go wołam

Po kilku minutach pojawił się w sali, a doktorek poszedł sporządzić wypis. Przez cały ten czas zapomniałem o najważniejszej rzeczy. Mam nadzieję, że Rhodey mi pomoże. Od razu go przytuliłem, jak brata.

Tony: Dobrze cię znów widzieć
Rhodey: I wzajemnie. Chciałeś się ze mną widzieć, a czemu nie z Pepper?
Tony: Mam plan
Rhodey: Nie pozwolę ci uciec
Tony: Nie taki plan. Właśnie tu chodzi o nią
Rhodey: Oho! Już wiem, o czym ty myślisz
Tony: A właśnie, że nie wiesz. Wiesz, że ją kocham, prawda?
Rhodey: Trudno nie zauważyć

Szturchnąłem go w ramię, aż oboje się rozchmurzyliśmy, że nie byliśmy już tak przybici, jak wcześniej. Powiedziałem mu, co zamierzam zrobić. Nawet był chętny do pomocy.

Rhodey: Oj! Żebyś tylko potem tego nie żałował. Wiesz, że ta decyzja wpłynie na twoje życie?
Tony: I co z tego? Chcę, żeby była szczęśliwa i bezpieczna
Rhodey: W ten sposób jedynie ułatwiasz wrogom zadanie
Tony: Nie martw się. Drugi plan polega na stworzeniu zbroi, która będzie mogła działać w każdych warunkach. To co, Rhodey? Pomożesz?
Rhodey: Pewnie, ale nie zacznij później żałować
Tony: Nie będę. Muszę wszystko zrobić, zanim skończy się czas
Rhodey: Dalej możesz umrzeć?
Tony: Chyba tak powinno być
Rhodey: Przecież nie masz implantu, więc czemu…
Tony: Przez wyspę. To tamtego dnia zniszczyło się moje życie
Rhodey: Wiem, ale pamiętaj, że masz mnie i Pepper. Nie zostawimy cię

Znowu go przytuliłem, aż zdałem sobie sprawę z tego, co nieuniknione. Kilka łez uwolniło się z oczu.

Tony: Ja nie chcę was stracić. Nie chcę… umierać
Rhodey: Tony, poradzimy sobie. Nawet zapomnisz o tym, jak będziesz cieszył się życiem
Tony: Masz rację

Przestałem się dołować i czekałem na wypis.



**Pepper**

Nie wiedziałam, że wydarzenia z wyspy nadal prześladują Tony’ego. Trudno zapomnieć dzień, który mógł zmienić się w tragedię. Na szczęście dzięki Duchowi i jego rodzinie, zdołaliśmy wyjść prawie bez szwanku. Prawie, bo mogliśmy umrzeć. Ja tez nie potrafię przestać o tym myśleć, skoro właśnie wtedy mogłam go stracić na zawsze.

~*2 godziny później*~

Tony mógł wyjść ze szpitala. Dość szybko, jak na kogoś, kto mógł dziś kopnąć w kalendarz. Wyglądał w porządku, choć i tak zmartwienie nadal istniało. Od razu cmoknęłam go w policzek, przytulając, jak najbliżej siebie. Czułam różnicę, bo jego serce biło inaczej. Jakby znowu był zdrowy.

Pepper: Już cię wypisali?
Tony: Jakiś problem?
Pepper: Żaden i mam nadzieję, że nie będziesz próbował czegoś ukryć
Rhodey: Dopilnuję, by mówił prawdę
Tony: Rhodey, niańczyć mnie nie musisz
Rhodey: Pepper?
Pepper: Ha! Ja się zgłaszam na ochotnika
Tony: Najpierw pojedźmy do domu
Pepper: Na pewno dobrze się czujesz?
Tony: Na pewno. Dobra. Jedźmy już

Wyszliśmy ze szpitala i taksówką pojechaliśmy do domu. Nikogo nie spotkaliśmy, więc bez problemu mogliśmy iść do swoich mieszkań.

Tony: Spotkamy się w bazie, Pepper. Zadzwonię, żebyś tam poszła
Pepper: Eee… A ty, co kombinujesz?
Tony: Cierpliwości

Cmoknął mnie w policzek, ale byłam tak podekscytowana, że nie potrafiłam usiedzieć w miejscu. Weszłam do mieszkania, by w miarę spokojnie czekać na telefon od Tony’ego.

**Tony**

Wyjąłem walizkę z szafy, by spakować wszystkie swoje rzeczy. Wcześniej wziąłem takie drobnostki, lecz teraz chciałem mieszkać przy zbrojowni. Dobrze, że nie muszę ładować reaktora, a jedynie wstrzykiwać dwutlenek litu. Po jakimś kwadransie każda część leżała w walizce, półki pozostały puste wraz z odłączeniem elektronicznych urządzeń. Mogłem sprzedać mieszkanie. Gdybym wcześniej pomyślał o spotkaniu Gene’a, czy też Whitney, nie zrobiłbym tak głupiego błędu. Jednak z drugiej strony poznałem wspaniałą dziewczynę, w której się zakochałem.
Na zegarku wybiła godzina szesnasta. Zabrałem walizkę i zamknąłem drzwi od mieszkania na klucz. Na drzwiach nakleiłem informację o sprzedaży.

Tony: Rhodey, gotowe!
Rhodey: Jakoś szybko. Jesteś gotowy?
Tony: Bardziej nie mogę nad tym myśleć. Jestem gotowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X