Part 21: Inne plany



**Tony**


Pepper nadal leżała nieprzytomna. Nie spuszczałem jej z oka ani na minutę. Chciałem jakoś pomóc, ale jedynie wyjście, jakie pozostało, to zbudować nową zbroję. Taką, którą szybko nie zniszczą i będzie odporna na każdego wirusa, włączając też obcą technologię. Siedziałem tak, zastanawiając się, kto chciał ją zabić.
Niespodziewanie do drzwi zapukał Rhodey.


Tony: Nie krępuj się. Otwarte


Wszedł do środka i nie był zbyt spokojny. Niczego nie rozumiałem. Pokierował się do salonu. Nie ukrywał zdziwienia, widząc że drugi raz Pep znalazła się na tej samej kanapie. Od razu usiadł obok mnie, próbując ukryć zmartwienia. I tak mi powiesz, Rhodey. Innej opcji nie ma.


Rhodey: Co się stało? Znowu Whitney się migdaliła z Gene’m?
Tony: Chciałbym, ale to nie to. Nie uwierzysz, ale ktoś chciał ją zabić
Rhodey: Co?! Ona nie żyje?
Tony: Głupku, ona żyje. Nie widzisz, że oddycha?
Rhodey: Mam nadzieję, że jej nie rozbierałeś
Tony: RHODEY, to nie jest śmieszne. Mogła zginąć
Rhodey: No to czemu tak bezczynnie tu siedzisz? Idź szukaj drania
Tony: Muszę mieć jakiś trop. Pepper coś pewnie widziała. Nawet za dużo
Rhodey: To znaczy? Co masz na myśli?
Tony: Pojechałem z nią do Jersey, by szukać jej matki. I właśnie wtedy ją straciła z rąk zabójcy, który chciał zabić Pep
Rhodey: Niedobrze. Przecież Whiplasha zniszczyły Mandroidy
Tony: Poważnie?
Rhodey: No tak. To było wtedy, jak groził, że ją skrzywdzi, a Natasha wysłała wsparcie
Tony: Jednego kłopotu mniej, ale gdybym miał zbroję, nikt, by nie zginął!
Rhodey: Tony, nie obwiniaj się
Tony: Wiedziałem, że coś jest nie tak! Wiedziałem i nie ostrzegłem Pepper na czas! To moja wina! Straciła ostatnią osobę! JA JESTEM TEMU WINNY!


Krzyczałem na całe gardło z wściekłości i bezradności. Ona mogła zginąć, a za to umarł ktoś inny. Czułem się okropnie, bo nic nie zrobiłem. Jedynie spanikowałem. Taki ze mnie bohater? Tchórz? Lekko zabolało mnie w klatce piersiowej, ale nie interesowałem się moim zdrowiem. Pep była najważniejsza. Moja anielica ma zostać przy moim boku. Przy niej mogę w spokoju zasnąć.


**Pepper**


Powoli otwierałam oczy. Wszystkie wspomnienia z ostatniej godziny wróciły do mojej głowy. Gwałtownie wstałam, chwytając się za serce. To nie mógł być koszmar. Ona odeszła, a ja znowu leżę u Tony’ego. Co to robi Rhodey? Ktoś krzyczał. Nawet nie zauważyli, że tu jestem.


Pepper: Ucisz się! Mogę wiedzieć, co ja tu robię?
Tony: Cieszę się, że się obudziłaś. Akurat rozmawialiśmy o tym
Pepper: Mi się wydawało, że krzyczeliście
Rhodey: To Tony. Wściekł się, bo nie powstrzymał zabójcy
Tony: Powiedz mi, jak mam się inaczej czuć?! Pepper, przepraszam. Powinienem ją chronić
Pepper: Wtedy ty byś leżał na jej miejscu. Nie chcę cię stracić


Rzuciłam się mu w ramiona, płacząc. Może straciłam ostatnią, najbliższą mi osobę. ale muszę zacząć wszystko na nowo. Po prostu nie mam innego wyjścia.


Pepper: Nie obwiniaj się. Nie mogliśmy tego przewidzieć, ale mogłam pomyśleć, że to pułapka


Zabrałam swoje rzeczy i zmierzałam ku wyjściu. Tony znowu mnie dogonił, a ja nie chciałam z nikim rozmawiać. No poza jedną osobą. Ta, która ostatnio namieszała mi w głowie.


Tony: Powinnaś odpocząć. Lepiej się połóż
Pepper: Dzięki za troskę, ale poradzę sobie sama


Wyszłam odłożyć wszystko do domu. Rozpakowując zawartość plecaka, przypomniał mi się cały ból, gdy moja mama opuszcza ten świat, wędrując do tego “lepszego”. Tak szybko nie wypuszczę tego z pamięci.
Kiedy zrobiłam porządek, poszłam do Gene’a. Jakoś potrafiłam odkryć, gdzie dokładnie mieszka. Hmm… pod trzynastką. Wystarczyło pójść trochę schodami do góry i byłam na miejscu. Mam nadzieję, że tej szmaty z nim nie ma. Odważyłam się zadzwonić do drzwi. Nie wiem, czy dobrze robię, ale chcę poznać prawdę.


**Gene**


Nikogo się nie spodziewałem tak wcześnie. O dziesiątej zwykle śpię, ale może to był ktoś ważny. Aha. Był. Patricia Potts znana również jako Pepper. Nawet dobrze, że sama odważyła się tu przyjść. Otworzyłem drzwi, a ona nieco nieśmiała weszła do mieszkania. Zaprowadziłem ją do salonu. Całe szczęście, że nie było Whitney, bo tym razem ja bym sprzątał rzygi Pepper. No dobra. Usiedliśmy przy wspólnym stole.


Gene: Miło, że przyszłaś. Pewnie chcesz wiedzieć wszystko o swoich mocach?
Pepper: Jakbyś mógł mi powiedzieć, mów
Gene: Wierzysz, że należysz do rodu Makluan?
Pepper: Niezbyt, ale nie rozumiem, czemu mi wtargnąłeś wtedy do głowy?
Gene: Wybacz. Po prostu chciałem się z tobą skontaktować
Pepper: Są drzwi. Nie mieszkam daleko
Gene: Wiem, wiem. Naprawdę mi wybacz. Zacznijmy od podstaw. Wielki twój przodek przed swoją śmiercią szukał swego potomka wśród swoich dzieci, ale żadne z nich nie zasługiwało na tak potężną moc, jak pierścienie Makluan. Ty też możesz je posiadać, lecz trudne są do zdobycia
Pepper: Czyli poza regeneracją jestem zwykłym człowiekiem? Więcej mi nie powiesz?
Gene: Może pomogłabyś mi w ich szukaniu?
Pepper: Mam rozumieć, że najzwyczajniej w świecie chcesz mnie wykorzystać. Nie piszę się na to
Gene: Nie zostawię cię z niczym. Będziemy dzielić się władzą. Będziesz u mojego boku jako druga z potężnego rodu Makluan
Pepper: Mogę nad tym pomyśleć?
Gene: Masz czas do namysłu. Nie myśl za długo
Pepper: Dziękuję

Odprowadziłem ją do drzwi i wyszła. Niebawem pozna wszystkie sekrety. Jeśli uważa, że będę z nią dzielić władzę, jest w wielkim błędzie. Musiałem skłamać. Powinna być trzymana na odległość i nie pozwolę, by była tak potężna, jak ja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X