Part 17: Witaj w drużynie


**Tony**


Mimo niezadowolenia lekarza, otrzymałem wypis i mogłem wrócić do domu. Na szczęście implant nie został uszkodzony, ale i tak musiałem znaleźć Whiplasha. Zrobił krzywdę Pepper. Nie wybaczę mu tego. Drań mnie popamięta.
Razem z przyjaciółmi wróciłem na osiedle. Przy okazji zobaczyłem się z Robertą. Dawno z nią nie rozmawiałem, więc wymieniliśmy kilka zdań, aż poszliśmy w swoje strony. Musiałem pomyśleć nad nową zbrojownią, bo piwnica jest za mała, a chciałbym wybudować inną zbroję. Musiałbym, skoro Mark I już do niczego się nie nadaje. Jestem bezbronny.


**Whitney**


Whitney: Gene, jak długo będziemy ciągnąć tę szopkę?
Gene: Aż zdobędę to, co będę chciał
Whitney: Nie możesz sam odnaleźć resztę pierścieni?
Gene: Od kilku miesięcy nie potrafię zlokalizować dwóch ostatnich, a poza tym, muszę się zemścić
Whitney: Tak w sumie, to też tego chcę. Zniszczę Potts. Zemszczę się za to, jak mnie poniżyła w ósmej klasie
Gene: Czyli musimy się skupić na własnym celu. Podobno Whiplash tu krążył, ale coś mi się wydaje, że Mandroidy go zniszczyły
Whitney: Skąd możesz to wiedzieć?
Gene: Dzięki pierścieniom. No to będziemy bawić się w tę szopkę jeszcze długo


**Pepper**


Tony prosił, żebym poszła z nimi do piwnicy. Nie wiedziałam, co chciał zrobić. Bałam się. Chyba nie zamknie mnie tam, jak niewolnicę? Ej! To głupie! Nie zrobiłby tego. Musi mieć inny powód.
Zeszliśmy schodami na dół, a po lewej mieliśmy włącznik światła. Od razu było jaśniej i mogliśmy iść dalej. Skręciliśmy w lewo, gdzie znajdowała się część piwnicy Tony’ego. Sprawnie otworzył kłódkę, a moim oczom ukazały się wszelkie narzędzia, kawałki starych elementów zbroi i oczywiście rowery. Wyglądała, jak zwykła piwnica. Wyobrażałam sobie, że jego przybytek będzie bardziej… naukowy.


Tony: Tutaj właśnie spędzam najwięcej czasu. Niestety, ale będę musiał się przenieść, bo nie mam warunków do dalszej pracy
Rhodey: Już ci wcześniej mówiłem, że to za duże ryzyko trzymać tu swoją zbroję. Jeszcze ktoś, by odkrył…
Pepper: U mnie wystarczyło, że widziałam, jak zmieniasz się w Iron Mana, gdy biegłeś po schodach. Więcej ostrożności
Tony: Oj! Wiem o tym, dlatego wszystko przenoszę w inne miejsce
Rhodey: Niech zgadnę… Garaż?
Tony: Nie. Akurat niedaleko znajduje się dawny warsztat mojego ojca. Wystarczy trochę nad nim popracować i nikt nie odkryje, że jestem Iron Manem
Rhodey: Wolałbym tu nie mieszkać
Tony: Chodzi o Whitney?
Pepper: Ohyda! Nie wspominaj mi o niej!
Tony: Przepraszam, Pep
Pepper: Mówiłam ci coś, Tonusiu
Rhodey: Tonusiu? Czy ja o czymś nie wiem?
Tony: Mamy taką umowę. Ja mówię do niej Pep, a ona może do mnie mówić, jak jej się podoba. Wybrała Tonuś
Rhodey: Hahaha! To brzmi, jakby babcia cię szczypała w policzek i coś mówiłaby do ciebie bez zębów
Tony: Udam, że tego nie słyszałem
Pepper: To co robimy?
Tony: Wiesz już, kim jestem i co robię, więc dołączysz do naszej drużyny
Pepper: O nie! Nie zmusicie mnie do tego, żebym zbierała zwłoki po was. Heh! Mowy nie ma
Tony: Mogłabyś nam pomagać. Chyba jesteś dobra w szukaniu informacji?
Pepper: Najlepsza
Tony: To jak? Zostajesz z nami?
Pepper: Mi pasuje, ale nie liczcie, że będę zastępować grabarza
Rhodey: Hehe! Nie musisz
Pepper: Tony wiele ryzykuje
Tony: Takie życie
Rhodey: Zaczniemy dzisiaj przeprowadzkę?
Tony: Później, bo zgłodniałem
Rhodey: Ja trochę też
Pepper: To chodźcie do mnie na obiad


Tony zamknął piwnicę i poszliśmy do mojego mieszkania. Od razu, kiedy otworzyłam drzwi, powędrowałam do kuchni. Rhodey zamknął drzwi, a ja próbowałam coś zrobić na szybko. Pomyślałam o frytkach. Wystarczy wstawić na patelnię i gotowe. Tonuś jako jedyny nie był cierpliwy i zaczął mi przeglądać przez ramię, co robię. Czułam się lekko skrępowana tak bliską obecnością chłopaka.


Pepper: Odsuń się, bo cię poparzę
Tony: Nie zrobiłabyś tego
Pepper: Czyżby?
Tony: No przecież mnie lubisz i martwiłaś się. Na pewno mogę być przy tobie bezpieczny
Pepper: Lepiej niech nie zgubi cię pewność siebie, bo któregoś dnia, przegrasz
Tony: Dobrze o tym wiem


Objął mnie w pasie i cmoknął w policzek. Zawstydziłam się, rumieniąc się, jak buraczek. To było miłe uczucie. Te motylki, tańczące w brzuchu.
Po kilku minutach dopiero zauważyłam, że zniknął. Tylko, czy naprawdę mnie przytulił? A może sama sobie wymyśliłam jako własne pragnienie? No nieważne.
Niecałą godzinę później obiad był gotowy. Każdemu nałożyłam frytki na talerz i postawiłam keczup wraz z solą. Niech mi nie mówi, że unika frytek, bo zabiję.
Siedzieliśmy tak, konsumując jedzenie, a Rhodey mówił o tym, co zrobił Tony, jak był małym dzieckiem. Uderzenie w drzwi, rozwalenie krzesła, udawanie księżniczki, a nawet skakanie bez opamiętania po stole, jak czegoś chciał. Od razu się zawstydził, że też zmienił się w buraczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X