Part 48: Pod wodą



**Pepper**

Nie wiedziałam, co zrobić. Tony był chory, a wizja testu była dość wyraźna. Musiałam podjąć odpowiednią decyzję, która nie była łatwa. Upierał się, że nic mu nie jest, bo od zdobycia pierścienia zależała siła Gene’a. Może pozbawiłam go całej mocy, ale na pewno spróbuje je odzyskać. Trzeba być czujnym. Skoro ja miałam wizję, on też dowie się o dziewiątej świątyni Makluan.

Tony: W porządku?
Pepper: Chyba tak. Nie zostawię cię tu samego
Tony: Pierścień jest ważniejszy
Pepper: Ale jesteś chory
Tony: To nic takiego. Dam radę. Zjemy coś?
Pepper: Chciałam dokończyć smażyć naleśniki, a przez alarm nie mieliśmy czasu czegoś zjeść
Tony: Masz rację

Już chciał wstać, ale go zatrzymałam.

Pepper: Leż. Zajmę się wszystkim

Poszłam do kuchni, gdzie zajęłam się sporządzaniem posiłku. Niewiele minęło czasu i danie było gotowe. Naleśniki położyłam na dużym talerzu, które miałam zamiar zanieść do salonu. Miałam taki zamiar, ale Tony musiał mi zagrodzić przejście. Prawie wpadłam na niego.

Pepper: Mówiłam ci coś!
Tony: Wybacz. Nie jestem cierpliwy
Pepper: Powinieneś odpoczywać! Jesteś blady, jak ściana!
Tony: Spokojnie. Nic mi nie jest
Pepper: Na pewno?
Tony: Zjedzmy coś, a potem pomyślimy nad misją
Pepper: Zgoda, ale pod jednym warunkiem
Tony: Jakim?

Oberwał w twarz.

Pepper: Jeśli spróbujesz jeszcze raz mnie nie posłuchać, nie będzie miło. Zrozumiano?
Tony: Tak, kochana
Pepper: Mówiłam, że możesz się tak odzywać?
Tony: Oj! Przestań. Przecież mnie kochasz, prawda?
Pepper: Prawda

Na dowód pocałowaliśmy się, lecz krótko, bo w każdej chwili mógł spaść talerz na podłogę. No dobra. Czasem powinien oberwać, by czegoś się nauczył.
Poszliśmy do salonu i zaczęliśmy konsumować jedzenie. Akurat w kuchni był dżem truskawkowy, więc tylko tym smakiem mogliśmy się delektować. Zajadaliśmy ze smakiem, aż na talerzach pozostały pustki.

Pepper: I jak smakowało?
Tony: Nie mógłbym narzekać
Pepper: Coś się nie podoba? Może sam zrobiłbyś lepsze? O nie! Do pieca cię nie puszczę. Jeszcze zemdlejesz i będę cię wiozła na ostry dyżur. Tak bardzo stęskniłeś się za doktorkiem, co?
Tony: Pepper, zwolnij. Nie nadążam za tobą
Pepper: Twój problem, Tonusiu. No dobra. Musimy być gotowi. Jeśli Gene też wie o kolejnym pierścieniu, powinniśmy mieć jakiś plan
Tony: To prawda, lecz najpierw dowiedzmy się, jak długa czeka nas podróż
Pepper: Zgoda


Wrzuciłam jedynie naczynia do zlewu i mogliśmy iść do części roboczej, czyli obecnej zbrojowni. Rhodey chyba umierał z nudów, bo odbijał jakąś piłkę, siedząc w fotelu.
Aż mnie kusiło coś powiedzieć, ale nastąpił silny ból głowy, który rozrywał od środka. Upadłam na kolana, trzymając się skroni. Znowu widziałam świątynię. Dowiedziałam się ważnych informacji o dokładnym jej położeniu. Jednak zaskoczył mnie wygląd strażnika. Zmieniał formę w zależności od lęków. W wizji zmienił się od dużej tarantuli do człowieka z zakrwawioną białą koszulą. Gdy wizja dobiegła końca, Tony pomógł mi usiąść na kanapie. Ból zaczynał mijać, a w głowie dudnił jakiś głos.


Strażnik: Pokonaj swoje słabości. Udowodnij, kim naprawdę jesteś


Potem już słyszałam normalnie.


Tony: Pepper, słyszysz mnie? Co się stało?
Pepper: Au! To naprawdę bolało. Musimy tam dotrzeć jako pierwsi
Rhodey: O czym ty mówisz? Walnęłaś się w głowę, czy Tony tak na ciebie działa, że odlatujesz?
Tony: To nie jest śmieszne, Rhodey. Trzeba powstrzymać Gene’a… Miałaś kolejną wizję?
Pepper: Tak. Czeka nas podróż do Ekwadoru. Przejdziemy przez dżunglę, a na jej końcu jest morze. Na samym dnie będzie dziewiąta świątynia Makluan
Rhodey: Eee… Czyli mamy nurkować specjalnie pod wodę?
Pepper: Jakiś problem?
Rhodey: Jak się tam dostaniemy?
Tony: Załatwię akwalungi
Pepper: A ja użyję pierścienia teleportacji, żebyśmy znaleźli się, jak najbliżej celu
Rhodey: Hmm… Wszystko brzmi ładnie i pięknie, ale potrzebujemy broni, planu, mapy… No wszystkiego na taką wyprawę
Tony: Jak zejdziemy na dno, włączymy zbroję, zaś akwalungi schowamy do plecaków, które zostawimy gdzieś przy wejściu
Rhodey: Okej. Zajmijmy się tym


**Tony**


Pepper potrzebowała odpoczynku, dlatego leżała na kanapie. Razem z Rhodey’m szukaliśmy informacji o starożytnych świątyniach, które w niewyjaśniony sposób zatonęły. Mieliśmy kilka lokalizacji, choć najtrafniejsza znajdywała się w Ekwadorze. Tak, jak Pep mówiła. Najpierw była dżungla, a na jej końcu wchodziło się do wody.
Dwie godziny później wybiła czternasta. Pepper spała w najlepsze. Musiała nabrać sił, bo bez niej nic nie zrobimy. Przez te całe szukanie zapomniałem naładować implant. To dziwne, bo przypomnienie się nie odezwało.


Rhodey: Chcesz dla niej ryzykować?
Tony: Muszę. Ona jest godna pierścieni. Wierzę, że wykorzysta je w odpowiedni sposób
Rhodey: No niech ci będzie, ale na pewno chcesz działać w takim stanie?
Tony: Niby jakim?
Rhodey: Jesteś blady i dziwnie wyglądasz
Tony: Ostatnio nie spałem, jak trzeba. Ciągłe koszmary nie dają spokoju
Rhodey: Wiesz, że się martwię. Nie chcę cię stracić
Tony: Ja ciebie też. Was obojga
Rhodey: To może zadbasz o siebie? Ładowałeś implant?
Tony: Nie było przypomnienia
Rhodey: To dziwne
Tony: Chyba bardzo dziwne


Postanowiłem sprawdzić bransoletkę. Powinno się włączyć przypomnienie. Było 10 %. Nic dziwnego, że wyglądam na trupa. Od razu podszedłem do stolika, by podłączyć implant do ładowania. Poczułem się lepiej. Taki pełny energii. Tylko dlaczego wcześniej nie zadzwonił alarm?

--**---

No i na dziś kończymy fazę drugą. Przepraszam za dzisiejszy SPAM, ale chciałam przyspieszyć z notkami. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Jeśli macie jakieś pytania, pytajcie. Staram się, by historia była oryginalna, ale z czegoś trzeba czerpać inspiracje. Gdyby coś było nie tak, powiedzcie co. No to tyle na dzisiaj. Dziękuję za czytanie, a jutro zaczniemy fazę trzecią pełną niespodzianek :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X