Part 47: Szczęście w nieszczęściu


**Tony**

Jeszcze przez chwilę patrzyłem na Ivana, który był kolejną ofiarą Kontrolera. Tak być nie może. Jeśli będę zmuszony zabić drania, nic mnie nie powstrzyma. Biedna jego żona i syn. Stracili kogoś tak bliskiego, a przeze mnie padła komenda likwidacji. Może gdybym nie sprowokował pszczelarza, Vanko byłby wciąż żywy? Musiałem wziąć się w garść i powiedzieć jego rodzinie, że zginął. Użyłem pozostałej energii, by odpalić moc w butach. Za drugim razem się udało. Dzięki małemu włamaniu do Projektu Pegaz, miałem adres do rodziny Vanko, która mieszka niedaleko Stark International. Po godzinie przybyłem na miejsce. Akurat na wieży zegarowej wybiła dwunasta, więc miałem sporo zaoszczędzonego czasu.
Ostrożnie podleciałem kilka metrów nie za blisko domu, a w oknie widziałem, jak kobieta trzyma swego synka, powtarzającego ciągle to samo pytanie o powrót ojca. To było dla mnie za wiele. Nie mogłem im powiedzieć prawdy. No tak. Stchórzyłem. A co? Niech ktoś inny powie tę wiadomość.
Wróciłem do zbrojowni rozczarowany całą akcją. Pep jedynie mi się rzuciła na szyję.

Pepper: Wróciłeś! Tak się cieszę, że jesteś cały!
Tony: Przecież mówiłem, że wrócę

Odłożyłem zbroję na miejsce, a Rhodey podejrzliwie mi się przyglądał.

Rhodey: Dobrze się czujesz?
Tony: Tak. Jak widać żyję. Myślałem, że będzie… gorzej
Rhodey: Z Vanko nie ma żartów
Tony: I Kontrolerem
Rhodey: Jak to? On też tam był?
Tony: Nie wiem
Rhodey: Ale mówiłeś…

Zanim zdołał dokończyć, wyszedłem ze zbrojowni do części domowej. Położyłem się na kanapie i zasnąłem. Musiałem pobyć sam.

**Pepper**

Tony zachowywał się dziwnie. Nawet Rhodey nie wiedział, co jest grane. Wcześniej nas rozłączył i nie mogliśmy nic usłyszeć. Obraz był z kamer, ale zaśnieżony. Już chciałam iść za nim, lecz Rhodey mnie zatrzymywał.

Pepper: Co robisz?! Muszę iść pogadać z Tony’m!
Rhodey: Zostaw go. Musi trochę sam posiedzieć
Pepper: Ty masz go w dupie! Jak możesz?!
Rhodey: Zaufaj mi. Teraz najlepiej będzie, jak sam pozbędzie się problemu
Pepper: Martwię się
Rhodey: A myślisz, że ja tego nie czuję? Za każdym razem, kiedy leci na misję i może nie wrócić, boję się go stracić
Pepper: Ja też, mimo że znam Tony’ego krócej od ciebie
Rhodey: Ale zależy ci na nim, tak?
Pepper: No tak
Rhodey: Więc daj mu chwilkę do namysłu
Pepper: Niech ci będzie, Rhodey

Poszłam do kuchni, by dosmażyć naleśników. Akurat zauważyłam, jak Tony spał w salonie. Pomyślałam, by go przykryć kocem, żeby biedaczek nie zmarzł. Wyglądał tak słodko, jak spał. Lekko pogłaskałam jego włosy, aż poczułam, jak ruszył głową, a na twarzy pojawił się grymas bólu. Dotknęłam czoła, sprawdzając mu temperaturę. Było ciepłe, co oznaczało gorączkę.

Pepper: Tony, słyszysz mnie? Obudź się

Lekko szturchnęłam w ramię, aż otworzył oczy. Teraz bardziej przypominał menela spod osiedlowego baru, niż normalnego człowieka. Dobra. Nie będę się z niego nabijać. Potrzebował pomocy.

Pepper: Co się z tobą dzieje? Czemu nic mi nie powiedziałeś? I poleciałeś na misję w takim stanie?
Tony: Złoczyńcy… sami się nie… powstrzymają
Pepper: Teraz masz tu leżeć. Nawet nie próbuj się ruszać
Tony: Przepraszam. Znowu jestem na twojej łasce
Pepper: Nie mów tak. Chcę ci pomóc. Mogłeś powiedzieć, że jesteś chory. Jak długo?
Tony: Nawet nie zauważyłem
Pepper: Mówisz serio?
Tony: Pepper, są ważniejsze sprawy na głowie

Położyłam jego głowę blisko mojej klatki piersiowej. Miałam ochotę się rozpłakać. Wcześniej miał poważną walkę i mógł nie wrócić.

Pepper: Bałam się, że się już nie zobaczymy
Tony: Wiem o tym

**Tony**

Jak miło poczuć dla odmiany jej żywe serce, które było takie ciepłe, aż chciało się tak leżeć w nieskończoność. Okłamałem Pepper, jeśli chodzi o chorobę. To objawy dalszego stadium umierania. Będę czuł się coraz gorzej do momentu utracenia sił na wszystko. Nie chcę nikogo ranić, dlatego pozostawię sekrety w swojej głowie.

Tony: Dobrze, że jesteś
Pepper: Ja też się cieszę, ale powiesz mi, do czego doszło na misji?
Tony: Bardzo chcesz wiedzieć?
Pepper: To mnie uspokoi, że nikt ci nie zrobił krzywdy
Tony: Doszło do… wypadku. Przeze mnie ktoś zginął… Miał rodzinę. Nie mogę być spokojny. Nie mogę
Pepper: Tony, wszystko się ułoży. Jakoś dadzą radę

Gdy miała odruch, żeby się do mnie bardziej przytulić, chwyciła się za głowę. Musiała ją rozboleć makówka.

Tony: Pepper?
Pepper: To… nic. Mam… wizję świątyni
Tony: Jak to?
Pepper: Dzięki mocy… Jest… pod wodą. Aaa! Nie!
Tony: Pepper!

**Pepper**

Widziałam dziewiątą świątynię Makluan, gdzie miał się znajdować pierścień. Test polegał na walce z samym sobą. Z własnymi słabościami, bo przez przegraną traci się życie. Po zakończeniu wizji, ból przestał naciskać, że mogłam odetchnąć na chwilę z ulgą. Musimy jakoś się tam dostać. Mandaryn nie może dostać pierścieni, bo to oznaczałoby koniec świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X