Part 42: Zero kontroli


**Pepper**


Była już godzina do północy, a ja nadal nie potrafiłam zmrużyć oczu do spokojnego snu. Czy mogę zasnąć bez zmartwień? Chyba nie. Muszę też pamiętać o Mandarynie, bo prędzej czy później spróbuje odnaleźć pierścienie, choć bardziej byłam ciekawa, co Tony kombinował. Hmm… Co to może być? Chce, żebyśmy byli we dwoje. O nie! Nie, Tony! Na to mamy czas. Nie powinniśmy się spieszyć. Jest zabawny, ale trochę dziecinny, jak na swój wiek. No dobra. Też się zachowuję, jak dziecko.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie telefon. O wilku mowa.


Pepper: Hej, Tony. Wiesz, która godzina? Taki geniusz, a nie zaopatrzy się w zegarek?
Tony: Nie mam ochoty dziś żartować
Pepper: Mówisz, jakbyś zobaczył truposza w Halloween
Tony: Jest grudzień
Pepper: Wiem, dlatego się dziwię. No to, co się stało?
Tony: Jestem… w szpitalu
Pepper: Nic ci nie jest?
Tony: Mnie nic, ale Rhodey’mu już tak
Pepper: O Boże! To Mandaryn?
Tony: Nie. On… chciał się zabić
Pepper: Bredzisz. Masz gorączkę?
Tony: Mówię serio. Przyjedziesz?
Pepper: No dobrze. Tylko się ubiorę. Będziesz się musiał tłumaczyć
Tony: Wiem


I rozłączył się. Nie wiedziałam, co się dzieje. Rhodey chciał popełnić samobójstwo? Nie wierzę. Jednak martwiłam się o nich, więc szybko przebrałam się w normalne ciuchy i pojechałam do szpitala. Mogłam wszystkiego się spodziewać, ale nie tego, co mi powiedział.
Żeby dowiedzieć się, gdzie mogę ich znaleźć, a zwłaszcza Tony’ego, poszłam do gabinetu dr Yinsena. Znałam drogę na pamięć, dlatego bez problemu szybko tam trafiłam. Nie pukałam i pozwoliłam sobie sama tam wtargnąć. Zauważyłam, jak Tony leżał na kanapie, wpatrując się w jakieś kartki, które trzymał w ręce. Był zdenerwowany.


Pepper: Hej! Już jestem. Dobrze się czujesz?
Dr Yinsen: Tony, odłóż to na chwilę. Twoja dziewczyna przyszła
Tony: Kto?
Pepper: Pepper. No weź oprzytomnij. Chciałeś, żebym przyszła, więc jestem. Teraz liczę na dobre wyjaśnienie, skoro ściągnąłeś mnie tu tak późno
Tony: Wybacz. Chyba nici z naszych planów. Muszę zająć się Rhodey’m
Dr Yinsen: Nie taka była umowa. Już ci mówiłem, że jest w dobrych rękach i powinieneś zmartwić się sobą
Pepper: Coś nie tak?
Tony: Proszę nie mówić
Pepper: Tajemnica? Naprawdę, Tony? Tylko po to tu jestem? To chociaż mi powiedz, jak się czuje Rhodey?
Tony: Jest po operacji i leży na OIOMie. To moja wina, że chciał się zabić! Gdybym wtedy pojechał za nim, nie zrobiłby tego! Nie walczyłby o życie! TO JA JESTEM WINNY!


Tak krzyczał, że zakuło go w klatce piersiowej, aż zemdlał. Lekarz podał mu jakieś leki dożylne i od razu zasnął.


Pepper: Bardzo z nim źle?
Dr Yinsen: Sam ci powie, a z Rhodey’m jest dobrze. Musi być pod stałą obserwacją, by nie próbował znowu kolejnego usiłowania samobójstwa
Pepper: Mogę się z nim zobaczyć?
Dr Yinsen: Na chwilę, ale nie dłużej niż 5 minut. Musi odpoczywać


Lekarz zgodził się i poszłam na OIOM, gdzie leżał mój przyjaciel. Musiałam czekać, aż mi otworzą.


**Victoria**


Nie minęło zbyt wiele czasu, aż stan uległ znacznej poprawie. Zaczął samodzielnie oddychać, co było dobrym znakiem. Po sprawdzeniu parametrów uznałam, że wszystko było w porządku. Teraz jedynie pozostało się dowiedzieć, co jeszcze brał i dlaczego chciał odebrać sobie życie.
Niespodziewanie otworzył oczy nieco zdezorientowany. Poświeciłam mu latarką, sprawdzając reakcję źrenic, które reagowały prawidłowo.


Dr Bernes: Jak się czujesz? W końcu wróciłeś do żywych
Rhodey: Gdzie… ja… jestem?
Dr Bernes: Spokojnie. Jesteś bezpieczny, ale muszę zadać ci kilka pytań. Mogę?
Rhodey: Proszę
Dr Bernes: Wiesz, że próbowałeś się zabić?
Rhodey: Wiem
Dr Bernes: A powiesz mi dlaczego?
Rhodey: Chroniłem… Tony’ego
Dr Bernes: Nie sądzisz, że to trochę dziwny sposób na obronę?
Rhodey: Musiałem. Nie… mogłem… go skrzywdzić. Czy on…
Dr Bernes: Żyje. Nic mu nie jest. Bardzo się martwi o ciebie
Rhodey: Gdzie on jest? Czy ja mu coś zrobiłem?! Miałem tego nie robić! Nie! Nie zrobię tego! NIE ZROBIĘ!
Dr Bernes: Rhodey, uspokój się!
Rhodey: Niee!


Krzyczał i zachowywał się, jakby coś go opętało od środka. Chciał chwycić za pierwsze ostre narzędzie, jakie znajdzie pod ręką. Trafiło na nożyczki. Już chciał się tym ranić, ale w porę wstrzyknęłam silny lek nasenny, co spowodowało, że rozluźnił mięśnie, zasypiając. Dopiero wtedy spostrzegłam znajomą mi osobę przed salą. Postanowiłam do niej podejść.


Dr Bernes: Witaj, Pepper. Jak zdrowie?
Pepper: Dziękuję. W porządku, ale chyba z Rhodey’m tak nie jest. Co się stało?
Dr Bernes: Sama nie wiem. Wiem tylko tyle, że połknął sporą dawkę leków nasennych, a we krwi nie ma śladów po alkoholu. A może wiesz, czy miał wcześniej jakieś urazy?
Pepper: Jedynie uderzył w drzewo i rzygał praktycznie, co chwilę. Czy to ważne?
Dr Bernes: Nawet nie wiesz, jak bardzo, choć i tak musi być skonsultowany z psychiatrą
Pepper: To nienormalne, ale będzie żyć?
Dr Bernes: Będzie, lecz ma problem z psychiką. Tego nie potrafię pojąć


Kiedy chciałam już coś powiedzieć, pojawił się Ho. Poszłam z nim porozmawiać na osobności. Oddaliliśmy się nieco od OIOMu, aż mógł mi zdradzić, co miał do powiedzenia.


Dr Yinsen: Potrzebuję dwutlenku litu
Dr Bernes: Po co ci to?
Dr Yinsen: Nie mogę ci powiedzieć, bo ona może nas podsłuchiwać, ale naprawdę muszę, jak najszybciej zdobyć tę substancję
Dr Bernes: Jak znajdę, przyniosę ci. A jest źle?
Dr Yinsen: Nawet, aż za bardzo źle

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X