Part 38: Opcja bez powrotu


**Pepper**


Całą tę chwilę przerwał Rhodey, który musiał zacząć haftować. To obleśne. Mało brakowało, a trafiłby na mnie. Jednak już mnie nic nie bawiło, a oni musieli wiedzieć, kim tak naprawdę jestem. Pora się przyznać.


Tony: Muszę cię zabrać do szpitala
Rhodey: Nie trzeba
Tony: Ale raczej muszę. To może być coś poważnego
Pepper: Tony ma rację. Niech cię ktoś przebada
Rhodey: To nic ta…

I znowu puścił pawia. Chyba nie jest z nim dobrze. Zaczęłam się niepokoić, a Tony próbował mu pomóc, choć był przyćmiony. Błądził wzrokiem bez skupienia. Znowu myśli o wyspie? Nie miałam pojęcia, jakie piekło musiał tam znieść, ale i tak musiałam powiedzieć o swoich mocach.

Pepper: Wiem, że to trochę nie najlepszy moment na zwierzanie, ale musicie coś wiedzieć
Tony: Coś się stało?
Pepper: Może zacznijmy od tego, czy znacie Mandaryna
Rhodey: Tego dupka poznałbym z zamkniętymi oczami
Pepper: Dupka?
Rhodey: Przez niego rozbił się samolot!
Tony: Rhodey, przestań
Rhodey: Nie! Ten właśnie pieprzony drań zniszczył ci życie!
Tony: Uspokój się. Proszę cię. Przestań o tym mówić
Rhodey: Przez niego masz chore serce!
Tony: SKOŃCZ!

Krzyczał tak głośno, że obecni ludzie w parku przez chwilę przykuli swój wzrok na nas. Tony od razu położył się i odwrócił na bok. Dlaczego Rhodey go zdenerwował? Co się z nim dzieje? Ten gniew w jego oczach był na parę sekund, a później oprzytomniał.

Tony: Już mi nigdy o tym nie wspominaj
Rhodey: Przepraszam… Ja… Ja tego nie chciałem
Pepper; Dobra, uspokójcie się oboje. Ciężko mi o tym mówić, ale też mogę władać pierścieniami
Tony: Czy to znaczy, że…
Pepper: Tak. Jestem potomkinią rodu Makluan
Rhodey: Wow! To coś nowego. Nadal chcesz z nią być?
Tony: Rhodey, skończ już. A masz jeden z nich?
Pepper: Wszystkie, które miał. Brakuje mi dwóch. Na pewno szybko się zorientuje, że zniknęły
Tony: Jesteś odważna. Mam nadzieję, że jesteś po naszej stronie
Pepper: Zawsze będę

Uśmiechnęłam się, by dać jakąś część radości. Znowu każdy z nas wpatrywał się w niebo, aż zamknęliśmy oczy.

**Tony**

Śniłem, że znowu byłem na wyspie Hummera. Swoim wzrokiem patrzyłem na niego, przypominając sobie, jak zmusił Ducha do zabicia mnie, a ciało Stane’a było gdzieś zabierane. Pamiętałem nadal ciągle ten ból, jaki mi zadał. Jak schodziłem z tego świata. Krzyczałem z bólu, aż nie potrafiłem spokojnie oddychać. Chciałem, by to się skończyło, ale Duch przycisnął jeszcze bardziej. Hummer wrzeszczał, jak opętany, żeby ze mną skończył. Wtedy poczułem, jak miażdży implant i wyciągnął go cały zniszczony. Przestałem czuć cokolwiek.

Hummer: Dobrze się spisałeś. Teraz pójdziemy po jego przyjaciół
Tony: Niee!

Obudziłem się z krzykiem, trzymając się za serce. Na dworze było ciemno, a pod drzewem byliśmy tylko ja, Pepper i Rhodey. Wszystko prawie normalnie. Poza jednym szczegółem. Byłem duchem.
Nagle z cienia wyszedł ten drań. Nie Hummer, a ktoś z AIM.

Kontroler: Twoje dni są policzone

Wtedy całkowicie się ocknąłem z tym samym przerażeniem, jak wcześniej. Musiałem złapać oddech, ale żyłem. Ja żyłem!

Pepper: Tony?
Tony: To tylko… zły sen. Co z Rhodey’m?
Pepper: Śpi
Tony: Nadal jesteśmy w parku?
Pepper: Tak, ale musimy gdzieś schować pierścienie
Tony: Masz rację. Która godzina?
Pepper: Dochodzi czternasta. Uspokój się
Tony: Wybacz. I tak wolałbym go zabrać do lekarza. Nie tylko przez głowę, ale i przez to, jak dziwnie się zachowuje
Pepper: Chyba normalne, jak na kogoś, kto próbował przewrócić drzewo
Tony: Pepper, bądź poważna
Pepper: Jestem
Tony: Nie wydaje mi się
Pepper: Tylko w ten sposób jestem spokojna. Tak reaguję, jak czegoś się boję
Tony: Nie winię cię za śmiech. Doskonale cię rozumiem. Oby śnił o czymś miłym
Pepper: Jak ujeżdżanie dziewicy orleańskiej w sypialni?
Tony: Hmm… Może być

**Rhodey**

Powoli ból mijał, aż przestało mnie mdlić. Jednak musiałem się uspokoić. Zamknęłam oczy, próbując być sobą. Niestety, to było niemożliwe. Dlaczego? Widziałem, że znajdywałem się w domu. Jest ze mną Tony. Wszystko gra, lecz nie do końca. Rozmawialiśmy o jakiś sprawach związanych z Iron Manem, a przy oknie był cień tego samego gościa, którego ujrzałem w lesie. Znowu było te same światło.

Kontroler: Jestem Rhodey Rhodes
Rhodey: Jestem Rhodey Rhodes
Kontroler: Moim zadaniem
Rhodey: Moim zadaniem
Tony: Rhodey, o czym ty mówisz?
Kontroler: Jest zabicie Tony’ego Starka
Rhodey: Jest zabicie Tony’ego Starka

Chwyciłem za nóż i nie słuchałem błagania przyjaciela. Po prostu z zimną krwią zraniłem go śmiertelnie w brzuch, ale miałem nie przestawać. Miałem go zabić i z całej siły uderzałem w implant, aż pękł, a facet klasnął dłońmi, nakazując.

Kontroler: Zrób to

Gwałtownie się obudziłem, krzycząc.

Rhodey: Nie zrobię tego!
Tony: Rhodey, co się dzieje? Wszystko gra?
Rhodey: Miałem zły sen
Tony: To tak, jak ja
Rhodey: Przepraszam

Wziąłem rower i pojechałem do domu. Musiałem panować nad sobą, by nikomu nie stała się krzywda.

**Tony**

Tony: Co się mu stało?
Pepper: Nie wiem, ale jeden lekarz to za mało. Jedziemy do zbrojowni?
Tony: Tak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X