Part 35: Wszystko będzie dobrze


**Tony**


Bylem wdzięczny Viper za zajęcie się Pepper, a Duchowi musiałem kiedyś spłacić dług, skoro mnie uratował, a przeze mnie został zmuszony do zabicia Hummera. Akurat podrzucili nas niedaleko zbrojowni. Nie ukrywam, ale implant domagał się ładowania. Jednak wcześniej nie zwracałem na to uwagi, przyglądając się dziewczynie. Tak bardzo brakowało mi jej uśmiechu, bliskości, a najbardziej tego słodkiego, lecz czasem poirytowanego głosiku, jak u nastolatki.
Weszliśmy do środka i podszedłem do kanapy, gdzie znalazłem odpowiednie urządzenie. Od razu poczułem się lepiej. Poprosiłem, żaby usiadła obok. Poczułem, gdy przytuliła się do mnie, aż z jednej strony było odczuwalne przyjemne ciepło wraz z dotykiem jej delikatnych dłoni.


Pepper: Musiałeś mnie tak straszyć? Myślałam, że już po tobie i cię nigdy nie zobaczę
Tony: Przepraszam, Pepper, ale ja po prostu nie miałem innego wyjścia
Pepper: Przez ciebie mogłam umrzeć. Pojmujesz to? Taki miał być plan?
Tony: Myślałem…
Pepper: Gówno myślałeś. Jakbyś myślał, nie zrobiłbyś tego. Płakałam, jak głupia, obwiniając się, że JA JESTEM WINNA TWOJEJ ŚMIERCI
Tony: Pep, uspokój się
Pepper: Nie udobruchasz mnie! Kto wiedział o planie ?! Rhodey?
Tony: Tylko lekarze. Poza nimi nikt
Pepper: Ale Duch jakoś się dowiedział
Tony: Nie przewidziałem tego
Pepper: Tony, spójrz mi w oczy. Czy ty naprawdę mnie kochasz?
Tony: A skąd takie pytanie?
Pepper: Chyba mam prawo zapytać po tym piekle, które musieliśmy przeżyć
Tony: Kocham cię całym sercem. Pamiętaj o tym


Przytuliłem ją, gdy jej zbierało się na płacz. Poczułem się okropnie z każdego powodu, bo ciągle kuło w klatce piersiowej, a myśli były zaplątane i niemożliwe do odczytania. Ukrywałem w sobie cały ten ból. 
Kiedy skończyło się ładowanie, zostawiłem zbroję, zamykając zbrojownię. Poszliśmy pieszo do domu. Było ciemno, a po Pepper widziałem, że się bała. Na szczęście przy mnie może liczyć na bezpieczeństwo. Żaden rudy włos nie może spaść z jej głowy.


Tony: Powinienem zainwestować w auto
Pepper: Oj! Powinieneś. Wielki Iron Man, a musi na piechotę zapieprzać do domu
Tony: Może jeździ jakiś autobus?
Pepper: Wątpię o pierwszej nad ranem
Tony: A taksówki?
Pepper: Kursują non stop
Tony: No to złapmy jedną


**Pepper**


Zgodziłam się, by poczekać na przyjazd taksówki. Jednak, gdy tak stoję, akurat powiewało mroźne powietrze. Martwiłam się o Tony’ego, że zmarznie i będzie chory, jak pożyczył mi kurtkę. Nawet go nie prosiłam, a widział, że stałam w krótkim rękawku. Troszczy się o innych, lecz o siebie nie zadba.
Po godzinie czekania pojawiła się taksówka, która odwiozła nas pod blok. Znowu chłopak pokazał swój gest, płacąc za usługę. Jeszcze uprzejmy otworzył drzwi od klatki schodowej i mogliśmy pójść do swoich mieszkań. Jednak on miał inny plan.


Pepper: Myślałam, że jesteś zmęczony
Tony: Trochę jestem, ale muszę wyjaśnić coś Rhodey’mu
Pepper: Niech zgadnę… Wyjaśnisz mu wszystko, nim padnie na zawał?
Tony: To mój przyjaciel, a poza tym traktujemy się, jak bracia
Pepper: Cieszę się, że żyjesz i dzięki za wszystko
Tony: Jutro czeka nas coś więcej
Pepper: A co dokładnie?
Tony: Wycieczka rowerowa
Pepper: Jest! Nareszcie! Ups…
Tony: Śpią ludzie
Pepper: Wymsknęło mi się
Tony: Ha! Nie martw się. Nie usłyszą, bo są głusi niczym pień
Pepper: No dobrze, Tony. To o której się spotkamy?
Tony: Zadzwonię do ciebie
Pepper: A masz mój numer?
Tony: Ostatnio zhakowałem SHIELD, więc go sobie zapisałem. A ty?
Pepper: Twój zapisałam jako “intruz”
Tony: Świetna nazwa
Pepper: Czemu?
Tony: Spodziewaj się mnie niespodziewanie


Uśmiechnął się głupawo i cmoknął w policzek, aż się zarumieniłam. Jeszcze przez chwilę patrzyłam na tego przygłupa, nim zamknęłam drzwi, a późnej ułożyłam się do snu.


**Tony**


Po pożegnaniu się z Pep postanowiłem nawiedzić Rhodey’go. Tak. Użyłem odpowiedniego słowa, skoro uznaje mnie za zmarłego. Mam nadzieję, że go nie przestraszę na śmierć. Ostrożnie zapukałem do drzwi. Nikt nie otwierał. Głuchy? Albo romansuje z kochanką. Niestety, ale nie jest człowiekiem, tylko historią. Okej. Drugie podejście, czyli dzwonek… Chyba słyszę jakieś kroki. Tak. To on. W końcu ruszył dupę z kanapy. Bez wahania otworzył z lekko przymkniętymi oczami.


Tony: Cześć, Rhodey
Rhodey: Nie znam cię


Trzasnął drzwiami. Chciałem się na niego drzeć, ale po prostu wszedłem do środka.


Tony: Znowu czytasz historię po nocy?
Rhodey: Tony? To naprawdę ty?
Tony: A myślałeś, że kto się zjawi?
Rhodey: Nie! To nie możesz być ty. Widziałem, jak umierałeś
Tony: Być może, ale wróciłem. Powinieneś dostać opieprz za to, bo nie wierzyłeś Pepper. Duch istnieje
Rhodey: Niby cię słyszę, ale nie wierzę
Tony: Ja żyję! Obudź się! Jestem tu!
Sąsiadka: ZAMKNIJ RYJA! DAJ LUDZIOM SPAĆ. ZAJEBIŚCIE, ZE ŻYJESZ, ALE MNIE TO GÓWNO OBCHODZI


Od razu przestałem krzyczeć przez zdenerwowanie starszej sąsiadki. Jednak Rhodey w końcu zaczął mi wierzyć. Przetarł oczy i uwierzył, ze ja stoję przy nim. Od razu mnie przytulił, jak brata. Zaczynał rozumieć, że żyję i mam się dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X