Part 25: Tak miało być



**Pepper**


On odszedł. Tony poszedł na tamten świat. Gdy chciałam swoje życie budować na nowo, ktoś musiał mi go odebrać. Jak to możliwe, że taki nieugięty człowiek, który nie pierwszy raz walczył jako Iron Man,  przegrał wszystko, zostawiając przyjaciół, co zawsze byli u jego boku? To okrutne. Miało być tak pięknie i ktoś musiał zabić Tony’ego. Dlaczego musiał odejść? Dlaczego się nie pożegnał? Tylko wszystko ze sobą zabiera, a nas na śmierć pozostawia. Czy to jest sprawiedliwe, że on umiera, a nasza nadzieja ucieka? Czy to możliwe, że już go nigdy nie ujrzymy, bo pod ziemią leży nieżywy? Czy jest sens pytać Boga o to samo? Ciągle cierpimy i jeszcze ci mało? A z niego nic nie pozostało? Nawet wspomnienia poszły w niepamięć. Za jaką cenę muszę przeżywać rozpacz przez kilka dźgnięć?


**Ho**


Chyba źle zrobiłem, pozorując śmierć Tony’ego. Powinienem się nie zgadzać, bo przecież mógł znaleźć inne wyjście. Miał wrócić do żywych po kilku godzinach, ale stan zgonu nadal pozostał. Czyżbym przesadził z mieszanką? Jeśli naprawdę go zabiłem, będę miał kłopoty. Zresztą, ja nie chciałem tego robić. Nalegał, bo uznał to za jedyny sposób, by zadbać o bezpieczeństwo swoich bliskich. Głównie Pepper.
Byłem w sali, sprawdzając wszelkie odczyty, które pozostały bez zmian. Nie wiem, jak długo to jeszcze potrwa, a minęło ponad pięć godzin. W plan została wtajemniczona Victoria. Potrzebuję pomocy, gdyby sytuacja byłaby poza kontrolą.


Dr Bernes: Powinieneś odpocząć. Już za długo tu siedzisz. Wiem, co czujesz, ale sam tego chciał
Dr Yinsen: Tylko, że mogłem mu zaszkodzić z ilością mieszanki
Dr Bernes: Ho, nie przejmuj się. Tony jest silny. Na pewno przeżyje. Przecież ty byś nikogo nie zabił
Dr Yinsen: Jesteś pewna?
Dr Bernes: Znamy się od studiów, a poza tym, nie chciałbyś mu zrobić krzywdy. Pamiętasz, co zawsze mówiliśmy?
Dr Yinsen: “Ratować za wszelką cenę, wszelkimi środkami, wszelkimi metodami…
Dr Yinsen, Dr Bernes: By ocalić życie”
Dr Bernes: No więc nie zapominaj o tym
Dr Yinsen: Dziękuję, że tu jesteś. Na pewno chcesz z nim zostać?
Dr Bernes: Na pewno. Idź już do domu
Dr Yinsen: Nie wiem, jak mam ci dziękować
Dr Bernes: Nie musisz. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj. Pomogłeś mi, więc ja pomogę tobie. No to widzimy się jutro
Dr Yinsen: Zgoda. Dobranoc


**Victoria**


Ho wrócił do domu. Powinien odpocząć, bo przez Tony’ego prawie postawiłby się cały personel medyczny. Musieliśmy go zabrać do SHIELD. Fury o niczym nie wiedział, ale tam miał dojść do siebie. Nie ukrywam, że też martwiłam się o Tony’ego, a z tym też łączył się strach. Jeśli ktoś się dowie, że próbował go zabić, a raczej upozorował jego śmierć, trafi do więzienia lub gorzej. Ratować za wszelką cenę, wszelkimi środkami, wszelkimi metodami, by ocalić życie.


~* 9 godzin później*~

Byłam zmęczona, stojąc w jednej i tej samej sali. Nic się nie zmieniło. Jak długo to jeszcze potrwa? Tony, bądź silny. Już chciałam iść na przerwę, ale urządzenia przy jego łóżku zaczęły świrować. Nawet implant. Co się dzieje? Nie wiedziałam, jak zareagować, a na mojego pecha Ho nie odbierał. Mam nadzieję, że nic mu się nie stało. Dobra, myśl. Skup się. No skup. Cholera! Z wariujących funkcji kardiomonitora pojawiła się pozioma linia, ciągnąca się do końca czarnego ekranu. Nie mogę nic zrobić, skoro nie wiem, co dokładnie znajdowało się w mieszance. Nienawidzę bezradności. Nie mogę pozwolić mu umrzeć. Jeśli zrobię coś nie tak, już nigdy się nie obudzi, a ja będę mordercą. Jego serce wciąż nie pracuje, a mechanizm odmawia jakiegokolwiek posłuszeństwa. Pomyślałam, by upewnić się, czy funkcje życiowe nie były błędnie pokazane. Spróbowałam wybrać po raz drugi numer do przyjaciela.

Dr Bernes: Ho, jesteś tam? Potrzebuję pomocy

Dr Yinsen: Ach... Victorio, dobrze, że dzwonisz. Tony się obudził?
Dr Bernes: Jesteś ranny?
Dr Yinsen: To nic wielkiego. Przeżyję, ale.... muszę do was dotrzeć
Dr Bernes: Dasz radę?
Dr Yinsen: Muszę, bo inaczej... umrze. Wiesz, że...
Dr Bernes: Jeśli serce nie bije, implant nie jest w stanie go utrzymać przy życiu
Dr Yinsen: Dlatego użyj defibrylatora
Dr Bernes: Mam go zabić?
Dr Yinsen: Zrób to!

Chyba nie mam innego wyboru. Musiałam spróbować. Poczułam wielki strach, ale i też źródło nadziei. Ho zawsze wiedział, co należy robić. Szybko wyjęłam defibrylator, ustawiając na średnią moc uderzenia.


Dr Yinsen: Nie wahaj się. Robisz słusznie

Dr Bernes: Potrzebuję cię
Dr Yinsen: Wszystko... leży... w twoich rękach
Dr Bernes: Ho... nie potrafię
Dr Yinsen: Nie masz wyjścia
Dr Bernes: Boję się. Boję, że będzie gorzej
Dr Yinsen: Zaufaj mi. Wierzę, że potrafisz. Dasz... radę
Dr Bernes: Ho!

Krzyknęłam i już nie usłyszałam jego głosu, a do oczu nazbierały się łzy. Jednak zaryzykowałam wszystko, stawiając na jedną kartę. Uderzyłam raz bez rezultatu. Zero zmian. Zwiększyłam moc. Wciąż tak samo. Spróbowałam po raz trzeci, podkręcając prawie do zabójczej dawki. 

Gdy strzeliłam, opuściłam ręce, które zaczęły drzeć. Byłam gotowa kapitulować, ale to było za wcześnie. Miałam wrażenie, że widzę, jak implant lekko świeci. Czyżby mi się udało?

 Dr Bernes: Dziękuję ci


---**---

No to koniec balowania i bierzemy się do pracy. Przed wami otwiera się faza druga. Jako, że to będzie dożywotnie opko (chyba całe życie), podzieliłam je na fazy ( szukaj tej etykiety). Zamknęliśmy już pierwszą, więc możecie się domyślać, że jeszcze się wiele zmieni. Zaplanowałam sporo wątków i mam nadzieję, że dalej będziecie tu wpadać. Jak wrażenia? Czy coś was zaskoczyło? Pytajcie, bo kto pyta nie błądzi :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X