**Pepper**
Tony musiał dojść do siebie, ale zaczynał rozumieć, co chciał zrobić. Jednak wybaczyłam mu i całe szczęście, że Matt wtedy spał. Lepiej niech nie ma świadomości o tym incydencie. Gdy był spokojniejszy, wyjaśniłam całą “bajeczkę”, jak rodzą się Makluańskie dzieci. Słuchał mnie dosyć uważnie. Widziałam, że żałował tego, bo chciał zabić nasze dziecko. Wstał z wózka, by wrzucić nóż do kosza. Próbował być w pełni opanowany, więc usiadł spokojnie obok mnie.
Tony: Nie chciałem go zabić… Ja… naprawdę nie chciałem
Pepper: Na szczęście mnie posłuchałeś i do tragedii nie doszło. Powiesz mi, co się z tobą dzieje?
Tony: Tak, jak mówiłaś. Przeszłość nawiedza w koszmarach. Nie chcę, by Lily przechodziła przez to samo, co ja
Pepper: Widziałeś w nim Gene’a, ale on taki nie będzie. Dopilnuję tego, żeby wyrósł na mądrego mężczyznę
Tony: Zawiodłem… na całej linii
Pepper: Ej! Nie smuć się i uspokój. Wszystko będzie dobrze, ale nie możesz im narzucać swojej przeszłości. Musisz walczyć z lękami, bo one cię zniszczą
Tony: Wiem o tym, Pep
Przytulił się do mnie, cmokając w policzek. W końcu odczułam spokój, a on po części również. Siedział tak, wpatrując się w łóżeczka maluszków. Nie odezwał się ani jednym słowem. Jedną rękę trzymał się w miejsce implantu z pochyloną głową w dół. Chyba zagłębił się w przeszłości, lecz nagłe pojawienie się Rhodey’go wraz z panią Rhodes przywróciło go do teraźniejszości.
Roberta: Dzień dobry, Pepper. Jak się czujesz?
Pepper: Świetnie. Czuję się bardzo dobrze
Roberta: Cieszę się, choć słyszałam, ze poród miałaś trudny
Pepper: Hehe! Taka malutka niespodzianka, bo urodziłam też dziewczynkę, a teraz pani jest ich matką chrzestną
Roberta: To miłe z twojej strony. Dziękuję. Mogę je zobaczyć?
Pepper: Śmiało. Można też wziąć na ręce
Roberta: A tak w ogóle, mów do mnie Roberta
Uśmiechnęła się, biorąc maluszki na ręce. Matt był zawinięty w niebieski, zaś Lily w różowy kocyk. Przyglądała im się, a jej twarz promieniowała szczęściem.
**Tony**
Miło było znów zobaczyć Robertę. Dawno nie widziałem dawnej opiekunki, która opiekowała się mną razem ze swoim mężem po śmierci mojego ojca. Rhodey’mu zawdzięczam życie, a im danie mi tego ciepła rodzinnego domu. Każde wsparcie, jakie potrzebowałem po wypadku. Mój przyjaciel nadal jest moim bratem. Gdyby nie oni, nie byłbym szczęśliwym ojcem.
Kiedy Roberta rozmawiała z Pep, poprosiłem go, by porozmawiać na korytarzu. Zgodził się, więc mogłem mu wszystko powiedzieć, co mnie gryzie. Potrzebowałem pomocy.
Rhodey: Mama w końcu znalazła czas. Cieszy się, jak nigdy dotąd… A teraz mów, co się stało, że mamy gadać incognito?
Tony: Tylko mi nie krzycz, Rhodey. Nie panowałem nad sobą. Ja…
Rhodey: Co? Czy możesz mówić normalnie? Zresztą, przejdź do sedna
Tony: Jak chcesz… Chciałem… zabić Matta
Rhodey: Kompletnie ci na mózg padło?! Tony, co się z tobą dzieje?
Tony: To przez przeszłość. Widziałem w nim Gene’a, bo skrzywdził Lily, jak…
Rhodey: Ty byłeś kiedyś ranny
Tony: Rozumiesz, dlaczego tobie to mówię? Tylko ty i Pepper macie o tym pojęcie
Rhodey: Przykro mi, ale przeszłość cię nie tłumaczy
Tony: Nie byłem sobą
Rhodey: Coś ci poradzę
Tony: Co?
Rhodey: Leczenie psychiatryczne
Tony: Żartujesz sobie?
Rhodey: A co? Mają cierpieć, bo boisz się zapomnieć o wypadku? Boisz się powtórki z sytuacji?
Tony: Już się stało, Rhodey. Lily ma implant przez Matta
Rhodey: Chcesz być z Pepper szczęśliwy?
Tony: Bardzo chcę
Rhodey: Więc pójdziesz na terapię, jeśli nie masz zamiaru niszczyć swojej rodziny
Tony: Nie jesteśmy małżeństwem
Rhodey: To może czas podjąć poważną decyzję? Nie martw się. We wszystkim ci pomogę. Więc jak, Tony? Będziesz się leczyć?
Tony: Będę, lecz najpierw trzeba zorganizować ślub. Może jeszcze dzisiaj
Rhodey: Oj! Niezłe wyzwanie. Zobaczę, co da się zrobić
Tony: Dzięki, Rhodey. Jesteś niezastąpiony
Rhodey: Miło to słyszeć
Tony: To teraz możemy wrócić do nich
Wróciliśmy do sali, a one ze sobą chichotały. Śmiały się. Jednak z ust Roberty musiało paść pytanie o implant. Pepper powiedziała jedynie o komplikacjach przy porodzie. Po raz kolejny zataiła prawdę.
Roberta: Biedna, Lily. Teraz będzie przechodziła przez to samo, co…
Tony: Na ciebie już pora. Muszę z nią porozmawiać sam na sam
Roberta: No… dobrze. Trzymajcie się jakoś i fajnie było was zobaczyć, że jesteście szczęśliwi
Pepper: Dziękuję za przyjście
Roberta: To nic wielkiego. Jakbyś czegoś potrzebowała, zawsze ci pomogę
Pepper: Będę o tym pamiętać
Kobieta pożegnała się z dziećmi, dając im buziaka w czoło. Potem pozostaliśmy we trójkę. Przez chwilę, bo Rhodey poszedł zagadać lekarzy… Tak. Dał nam czas, żeby nie przeszkadzali. Dzięki ci, bracie. Zawsze mogę na ciebie liczyć.
Pepper: Bardzo miła, jak zawsze. Miałeś szczęście, że z nią mieszkałeś
Tony: Powiedziała ci?
Pepper: Tak jakoś wyszło. Poznam swoich teściów?
Tony: A nie mówiłem ci, że moi rodzice nie żyją?
Pepper: Mówiłeś o ojcu
Tony: Matka też… Pepper, czy zechciałabyś jutro złożyć przysięgę małżeńską?
Pepper: Eee… Na serio? W szpitalu? Skąd taki pośpiech?
Tony: Mamy dzieci
A poza tym mam inne powody, o których dowie się po całej ceremonii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi