**Pepper**
Przez chwilę miałam spokój, ale obudziły mnie silne skurcze. Próbowałam spokojnie oddychać, a maluch znowu kopał. Teraz przesadzał. Bolało, jak diabli. Wiem, że chciał być wolny, ale miał czas.
~*Następnego dnia o godzinie ósmej*~
**Ho**
Wyniki Tony’ego były mniej więcej w normie, choć przesadziłem w czasie operacji. Mógł przeze mnie umrzeć. Serce nadal odczuwa tę mieszankę, jaką użyłem na nim, więc jest słabe. Musiał być ciągle pod moim okiem. Szybciej go nie wypuszczę, jak za tydzień. Gdy wziąłem jego dokumentację medyczną, poszedłem do jego sali. Łóżko było przykryte kołdrą. Musiałem go obudzić.
Dr Yinsen: Tony, wstawaj. Muszę cię zabrać na badania. Obudź się! Tony?
Odsłoniłem pościel i po chłopaku żadnego śladu. Przecież mówiłem, żeby nie uciekał. Cholera! Mogłem z nim zostać, a Rhodey śpi. No właśnie. Może coś wie? Postanowiłem go delikatnie szturchnąć. Lekko ruszył głową, otwierając oczy.
Rhodey: Mamo, nie budź mnie. Już nie chodzę do szkoły
Dr Yinsen: Rhodey, obudź się
Rhodey: Eee… Co?
Dr Yinsen: Oprzytomnij i mi powiedz, gdzie wcięło Tony’ego?
Rhodey: Tony? Chyba się zwinął do Pepper
Dr Yinsen: I ty mu na to pozwoliłeś?!
Rhodey: Nic mu nie będzie
Dr Yinsen: Jego serce potrzebuje czasu na odpoczynek, a przez takie zrywanie się w nocy. Takie ucieczki… nic nie dadzą. Pogarsza swój stan
Rhodey: To może powiedzmy to Tony’emu?
Dr Yinsen: A wiesz, że powinniśmy tak zrobić?
Nie tracąc czasu na dalsze rozmyślanie, gdzie może być Tony, poszliśmy na porodówkę. Do sali jego narzeczonej. Victoria właśnie tam szła. Czy ona wiedziała, że tu przyszedł?
Dr Yinsen: Wiedziałaś o tym?
Dr Bernes: Nie. A co? Zgubiłeś go?
Dr Yinsen: Tobie też tak do śmiechu?
Rhodey: Jak wszystkim
Dr Yinsen: Ty już milcz!
Dr Bernes: Coś ty taki nerwowy, Ho? Wyglądasz na zestresowanego
Dr Yinsen: Może nie wiesz, ale Tony musi uważać na serce
Dr Bernes: Uspokój się. Śpią
Rhodey: Jakie gołąbki. Leżą sobie w łóżku
Dr Yinsen: Ty chyba coś brałeś, Rhodey. Nie jesteś pijany?
Rhodey: Tylko senny
Dr Bernes: Och! Przestańcie oboje. Za bardzo panikujesz, Ho. Jest dobrze. Przecież, gdybym go widziała, zaprowadziłabym do odpowiedniej sali
Dr Yinsen: Masz rację. I przepraszam
**Pepper**
Maluch znowu dał o sobie znać. Brutalnie kopał, a moje krzyki zbudziły Tony’ego. Czułam, że coś jest nie tak. Czułam, jak jedno z moich dzieci może umrzeć. Próbowałam być spokojna, ale po prostu rozrywało mnie od środka.
Tony: Pepper! Niech jej ktoś pomoże!
Pepper: Aaa! Tony!
Tony: Jestem tu… Jestem… Bądź silna. Teraz ja ci dam siłę. Będziesz walczyć
Pepper: Tony, ja… Ja… Aaa! Nie potrafię!
Tony: Do jasnej cholery! GDZIE JEST LEKARZ?!
Trzymał mnie silnie za rękę, a lekarka w końcu podała mi jakieś leki, co niewiele pomogły. Chciała wyprosić Tony’ego z sali, ale on upierał się, by być ze mną. Jakoś zgodziła się i przeprowadziła badanie. Nadal na monitorze z USG nie było widać drugiego dziecka. Jaszczur nie mógł się pomylić. Jednak miałam wrażenie, że… krwawię?
Dr Bernes: Musisz dziś rodzić. Nie masz innego wyjścia. Tony, wyjdź z sali
Tony: Nie! Ja będę z nią!
Dr Bernes: Będzie operowana!
Pepper: Nie! Ja… muszę… rodzić naturalnie. MUSZĘ! AAA!
Tony: Pepper, wytrzymaj. Oddychaj głęboko
Dr Bernes: Ech! Jesteście uparci. No dobrze. Sama tego chciałaś, ale bezpieczniejsza byłaby operacja. Jednak uszanuję twoją decyzję
Skurcze były coraz silniejsze, a Matt nadal kopał. Bałam się, że robi komuś krzywdę. Czy to możliwe, że dzieci w łonie matki walczą o przetrwanie? Żeby pokazać, które jest silniejsze? Tylko w przypadku nienormalnych ciąż, jak moja, czyli z obcego DNA Makluan. Musiałam był silna tak, jak w ostatniej świątyni. Wygrałam z bólem, więc teraz też tak będzie. Tony mnie wspierał i tylko jego obecność dawała odrobinę spokoju. Silnie trzymałam go za rękę, by mnie nie opuścił ani na krok.
**Tony**
Pepper bardzo cierpiała i nikt nie wiedział, jak jej pomóc, ale uśmiechała się do mnie. Cieszyła, że mogę być przy niej. Przecież ojciec dziecka powinien towarzyszyć przy porodzie. Jeszcze nie ma pokoiku, a my nawet nie wzięliśmy ślubu. Następnym razem, zaplanuję kolejne maleństwo.
Cholera! Czy ona musi tak cierpieć? Dlaczego nic jej nie dadzą, by jakoś uśmierzyć ból?
Tony: Pepper, wytrzymaj. Bądź silna… dla nas i … naszego dziecka… Nie chcę… was stracić… Proszę cię… Bądź silna
Pepper: Tony…
Tony: Jestem tu. Skup się… na naszych chwilach. Zapomnij o bólu. Przypomnij sobie
Dr Bernes: Pepper, musisz to przeżyć. Uspokój się i musisz przeć
Pepper: Będę
Przez chwilę była spokojniejsza, lecz znowu wrócił ból. Jednak lekarka mówiła, że jeszcze trochę i dziecko będzie na zewnątrz. Ciągle ją trzymałem za rękę, a na czoło przyłożyłem zimny okład na czoło. Nie wiem, co mogłem jeszcze zrobić. Chyba wystarczy, że okażę jej wsparcia. Nie! Nie wystarczy! Chcę jakoś pomóc. Ona nie może się tak męczyć.
Dr Bernes: Jeszcze trochę. Wytrzymaj. Teraz będzie mocny skurcz. Dasz radę
Tony: Pepper… Pamiętaj. Jestem… tu… Walcz
Pepper: AAA! DOŚĆ!
Dr Bernes: Nie poddawaj się. Już widzę główkę. Pepper, ostatni raz. Pamiętaj, że nie jesteś sama. Pepper, skup się. Już prawie koniec
Czułem, jak zaciska mocniej rękę, a drugą dłonią wbijała się pazurami w łóżko. Musiała być silna. Byłem przy niej. Starałem się ją jakoś uspokoić, ale ten ból ją rozszarpywał od środka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi