Nie wiem, jak to Rhodey widział, ale nie będę walczyć z moim przyjacielem. Przyleciałem go uratować, a nie próbować swoich sił w walce, dlatego zdjąłem zbroję. Andrew nadal mnie atakował, okładając pięściami, bo przez chwilę zapomniał o swojej broni. Muszę mu jakoś uświadomić, że nie jest pod niczyją kontrolą. Starałem się go trzymać z daleka, broniąc jedynie rękami.
Tony: Andrew, spójrz na mnie! Przypomnij sobie, kim jesteś. Pamiętasz, że masz rodzinę?
Andrew: Przestań!
Tony: Nie będę z tobą walczył
Andrew: A ja nie przestanę, dopóki z tobą nie skończę
Tony: Andrew, proszę cię! Przypomnij sobie!
Rhodey: Tony, to nic nie da. Trzeba zniszczyć hełm!
Znowu zaczął strzelać do Kontrolera, a marionetka wciąż trzymała się w pobliżu. War Machine starał się zniszczyć jego "zabawkę", ale ciągle się chronił Andrew. Nie zwracał na to uwagi, używając całego arsenału. Wciąż trzymał furię przez wcześniejsze porwanie ojca? Rhodey, ja ciebie nie poznaję.
**Rhodey**
Tak długo czekałem, by się zemścić za to, co zrobił mojemu ojcu. Gdyby nie on, nie pałałbym taką nienawiścią, bo zawsze planowałem swoje kolejne posunięcie. Jednak tu cel był prosty. Zemsta. Gdy Kontroler był już zbyt pewny swojej wygranej, Andrew znajdował się od niego dalej, że bez problemu strzeliłem repulsorem w jego hełm. I o to mi chodziło. Tracił władzę nad przyjacielem Tony'ego. Teraz mógł mu próbować przywrócić pamięć.
Kontroler: Andrew, zastrzel go! Słyszysz? Rozkazuję ci zabić Starka! Zrób to!
Rhodey: Uszkodziłem twój hełm. Straciłeś nad nim kontrolę
Kontroler: Andrew, zabij Tony'ego Starka! Na co czekasz? Zrób to teraz!
Tony, pospiesz się, bo Kontroler się nie poddaje.
**Tony**
Już nie miałem farta, bo znowu mierzył do mnie z pistoletu, lecz wahał się, czy pociągnąć za spust. On walczy! Podniosłem ręce na znak kapitulacji, czekając na rozwój wypadków.
Tony: Andrew, proszę cię. Przypomnij sobie o Rachele. Jest twoją żoną, pamiętasz? I masz syna Steve'a. Czy dla nich jesteś w stanie się zmienić? Nikt cię nie kontroluje. Proszę cię, odłóż broń i wróćmy do domu
Andrew: Przykro mi, ale muszę to zrobić
Kontroler: Tak. Zrób to!
Rhodey: Zamknij się!
Uderzył go z rękawicy, że lekko się zachwiał. Moja ostania nadzieja. Musi pamiętać swoich najbliższych lub samych przyjaciołach.
Tony: Andrew, a mnie pamiętasz? Pomogłeś mi w terapii z lękami
Andrew: T... Tony... Ja... Przepraszam... Musimy się pożegnać
Tony: Nie! Nie rób tego!
Andrew: Żegnaj, Tony. Byłeś moim przyjacielem
Chwila... Czy on przypomniał sobie, kim jest? To dlaczego prosi o wybaczenie i się żegna? Nie! On przyłożył sobie broń do skroni, trzymając za spust. Andrew, nie rób tego.
Tony: Andrew, proszę. Odłóż broń
Andrew: Przykro mi
Tony: ANDREW!
Nastąpił strzał, a mój krzyk rozniósł się po całym pomieszczeniu. Odzyskał kontrolę, by nie został na nowo wykorzystany. W jednej chwili poczułem zarazem wściekłość, jak i przerażenie tym, co się stało na moich oczach. Niepotrzebnie zdejmowałem zbroję, bo mogłem mu odebrać broń przez jeden strzał z repulsora. Ach! Głupi ja! Teraz już nic nie zrobię. Przegrałem.
Kontroler: Widzisz, Stark? Przez ciebie każdy musi cierpieć, bo jesteś Iron Manem
Tony: Ty gnido! Zabiję cię, draniu!
Chwyciłem za pistolet, biegnąc z furią w jego stronę. Kiedy w niego wycelowałem, czułem szybkie bicie serca. Ta adrenalina, która w ułamku sekundy ulotniła się. Nagle zatrzymałem się przez silny ból przy implancie. Krzyknąłem, padając na podłogę. Cholera! Było tak blisko. Mogłem zabić Kontrolera, ale moje serce nie wytrzymało tego wszystkiego. Wzrok miałem zamglony i z trudem oddychałem.
Kontroler: I co, Iron Manie? Taki z ciebie bohater, że pokonała cię druga słabość. Wygrałem, prawda? Pokonałem cię
Rhodey: Zapomniałeś o mnie jeszcze, dupku. To za ojca! Za to, co mu zrobiłeś!
Może obraz był niewyraźny, ale usłyszałem dźwięk przeładowania karabinu ze zbroi War Machine. Poza tym zdołałem też wychwycić krzyk Kontrolera, który przebił się przez ten hałas. Zabił go bez namysłu. Nie spodziewałbym się, że posunie się do czegoś takiego. Gdy skończyła się mu amunicja, ciało wroga padło z hukiem na podłogę. Wyglądało podobnie, jak Duch pokonał Hummera, lecz tu było więcej dziur. Rhodey przez chwilę patrzył na to, czego dokonał, a później podbiegł do mnie. Podobno, jak się umiera, widzi się twarze swoich dzieci. Chyba mogę potwierdzić te wierzenia. Czułem, że to mój koniec. Jego rękę miałem pod głową, zaś drugą trzymał przy implancie. On też nic nie zrobi. Śmierć jest nieunikniona.
Tony: W końcu... nadeszła... sprawiedliwość, prawda? Przepraszam... że musiałeś... go zabić
Rhodey: Nie musisz mi tego mówić, Tony... Tony, słyszysz mnie? Tony!
Zamknąłem oczy, pogrążając się we wspomnieniach o dzieciach. Widziałem ich twarze, a później była jedynie ciemność.
**Rhodey**
Cholera! Jest z nim kiepsko. Na pewno to wina stresu, choć zawsze jakoś się trzymał. A teraz? Nie słyszałem bicia jego serca.
Rhodey: FRIDAY, pełny skan medyczny
<<Nastąpił arak serca, przez co implant nie działa prawidłowo i doszło do utraty przytomności>>
Rhodey: Niedobrze. Muszę się pospieszyć, bo w każdej chwili jego serce może przestać bić!
Od razu chwyciłem go, lecąc do szpitala, gdzie lekarze będą w stanie mu pomóc. Poprosiłem FRIDAY, by zabrała pustą zbroję Tony'ego do zbrojowni. Pepper pewnie będzie w szoku, ale później jej powiem, co się stało. Najpierw muszę oddać Tony'ego w odpowiednie ręce. Ktoś, kto go ocali po raz kolejny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi