**Tony**
Siódma godzina, a ja jeszcze nie zasnąłem. Chciałem zobaczyć się z Pepper. Niestety, wciąż był problem z poruszaniem się, ale telefon miałem pod ręką. Chciałem upewnić się, że wszystko gra i nic jej nie jest. Sięgnąłem ręką po komórkę, co też wymagało sporego wysiłku przy szwach. Jednak jakoś go dorwałem. Przez chwilę myślałem, czy to dobry pomysł, żeby dzwonić tak wcześnie? Zasnę spokojniejszy, gdy usłyszę jej głos. Odebrała.
Tony: Dzień… dobry, Pep… Mam nadzieję… że… nie przeszkadzam
Pepper: Tony. Jak to dobrze cię słyszeć żywego. Jak się czujesz?
Tony: Hmm… Powoli wracam… do zdrowia
Pepper: Właśnie słyszę. Coś cię boli?
Tony: Tylko, jak… się ruszę. To… szwy. Nic… takiego. A ty? Słyszałem… że jesteś… w szpitalu
Pepper: No tak, bo za niecałe pięć dni urodzę dziecko, a ty mi nie wierzyłeś, że będziesz ojcem. Niezły z niego napastnik. Chyba będzie chłopczyk. Masz jakieś pomysły na imiona? Eee… No wiesz. Trzeba już coś wymyślić i pokoik urządzić, ale ty teraz musisz odpoczywać bez udziału w żadnych akcjach Iron Mana. A! I nie martw się o Gene’a, bo zabiłam gnojka
Tony: Hehe! Cała ty. Gada… gada. No to… powiem ci, że… jestem… w szoku. Dziecko? Przecież… nie jesteśmy… na to… gotowi. I zabiłaś… Gene’a? Odważnie
Pepper: Wybacz. Po prostu się cieszę, że żyjesz. Chciałabym się z tobą zobaczyć, ale przez tak szybki rozwój ciąży… No wiesz. Te obce geny
Tony: Rozumiem… Przyjdę dzisiaj
Pepper: Pozwolą ci?
Tony: Muszą. Tak… mi ciebie… brak
Pepper: Ja czuję to samo, ale musisz odpoczywać. Wiele wycierpiałeś i naprawdę robili wszystko, by cię uratować… Muszę już kończyć. Będę miała robione kolejne badania. Trzymaj się, Tonusiu. Bądź zdrów
Tony: Ty też… Pep. Ty też
Rozłączyłem się, lecz w miarę byłem spokojny, ale… Naprawdę będę ojcem. Będę ojcem! Dobra. Uspokój się. Jeszcze bardziej się zdziwisz, jak zobaczysz swojego potomka. Jednak cieszę cię, że Pepper nic nie jest, a zabicie Gene’a musiało wymagać wielkiej odwagi. Szkoda, że nie mogłem tego zobaczyć. Po kilku minutach odłożyłem telefon na miejsce i zasnąłem.
**Pepper**
Lekarka pobrała mi krew do podstawowych badań. Znowu sprawdzała, czy dziecko rozwija się prawidłowo. Ja rozumiem, że moja ciąża jest bardzo specyficzna, bo nawet po ciele nie widać, czy noszę w sobie maleńkie życie. Przesadza z diagnostyką. Jednak cieszę się, że mogłam podzielić się tą dobrą nowiną z Tony’m, który przeżył operację i mam nadzieję na szybki jego powrót do zdrowia. W końcu ktoś musi mi towarzyszyć, kiedy zacznie się poród. Lekko zamknęłam powieki, aż poczułam, jak ktoś coś wbija do ręki. Nie miałam spokoju przez moje geny.
Pepper: Dużo jeszcze będzie tych badań? Jestem zmęczona
Dr Bernes: Wiem o tym, Pepper, ale robię to dla twojego dobra. Chcę, żeby nie doszło do żadnych komplikacji, bo dziecko na razie jest zdrowe. Muszę cię obserwować. Naprawdę boję się, czego można się spodziewać przy tej ciąży
Pepper: Chociaż Tony się obudził. Już wie, że będzie ojcem. Jak wyzdrowieje, pomoże mi
Dr Bernes: Chciałabyś, aby był obecny przy porodzie? Nie wiem, czy Ho mu pozwoli
Pepper: Jak go nie puści, pogadam sobie z doktorkiem. Przecież ojciec malucha powinien być świadkiem narodzin. Nie uważa tak pani?
Dr Bernes: Po części masz rację
Pepper: Po części?
Dr Bernes: Tony musi odpoczywać po operacji. Dobrze wiesz, co będzie, jak zacznie szaleć?
Pepper: Wiem, ale mimo wszystko, ma być ze mną
Byłam uparta, że lekarka nie chciała dłużej prowadzić o tym rozmowy, więc zajęła się wypełnianiem dokumentacji. Też bałam się, jak to będzie wyglądać, a w książkach nie ma takiej wiedzy. Postanowiłam zasnąć, bo może uda się nawiązać kontakt z moim przodkiem. Próbowałam skupić swoje myśli na jego postaci ze świątyni.
Całe otoczenie było zamglone, ale mogłam go dostrzec, a długi ogon był zauważalny u jaszczura. Ostrożnie podeszłam do niego i jednym gestem ręki spowodował, że upadłam na kolana. Miałam z nim kontakt wzrokowy, gdy był coraz bliżej.
Strażnik: Wezwałaś mnie? Nie dzierżysz już pierścieni, a i tak wykorzystujesz swoje moce odpowiednio. Co cię trapi?
Pepper: Noszę w sobie dziecko, które ma w sobie obce DNA, Nie wiem, jak mam się zachować w czasie ciąży. Pomożesz mi?
Strażnik: Powinnaś wiedzieć, że nie masz jednego dziecka, a więcej. Makluańskie dzieci nigdy nie rodzą się same. Czasem walczą między sobą, a teraz ich życie powierzyłaś ludziom. To wielki błąd, Patricio. Oni ci nie pomogą
Dotknął mojego brzucha, aż poczułam, że jedno serce bije bardzo szybko, a dziecko zaczęło kopać niespokojnie.
Pepper: Co mam zrobić?
Strażnik: Bądź silna, bo przez ludzkie geny jesteś słabsza. Jeśli pozwolisz sobie przegrać z bólem, umrzesz i ty i twoje dzieci. Jednak wierzę, że dasz radę, skoro przeszłaś ostatni test
Gwałtownie się obudziłam, aż poczułam zwiększoną ruchliwość dziecka. Mówił o dwójce, a wciąż odzywało się jedno. Ból brzucha zaczął mnie rozrywać na strzępy. Krzyczałam, lecz po dostaniu dawki leków przeciwbólowych, odczułam różnicę. Kopnięcia były łagodniejsze.
Dr Bernes: Co się stało?
Pepper: Na pewno mam… jedno… dziecko?
Dr Bernes: Nie zauważyłam więcej. A czemu pytasz?
Pepper: To dziwnie zabrzmi, ale… mój przodek z krwi Makluan… powiedział mi, że nie mogę mieć… jednego, a więcej
Dr Bernes: Spokojnie. Mamy na razie wszystko pod kontrolą. Śpij dobrze. Do porodu mamy pięć dni. Odpocznij i niczym się nie martw
Pepper: Dziękuję
**Tony**
~*Następnego dnia*~
Wstałem po cichu z łóżka, odłączając się od kardiomonitora. Chciałem, jak najszybciej zobaczyć się z Pepper. Potrzebowała mnie. Ja to po prostu czuję, dlatego koniec wylegiwania się. Gdy usiadłem na łóżku, zauważyłem, że przespałem cały dzień, bo była ósma rano. Jednak czułem się lepiej. Próbowałem wyjść niespostrzeżenie, ale długo nie ustałem na nogach i upadłem. Przeklęte szwy. No i obudziłem Rhodey’go.
Tony: Zanim… zrobisz mi… kazanie, musisz mnie… zrozumieć
Rhodey: Masz odpoczywać. Zero walk przez tydzień, rozumiesz?
Tony: Wiem, ale… tu chodzi o… coś innego
Rhodey: O co?
Tony: Muszę iść… do Pepper
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi