Part 69: Odrodzenie


**Pepper**


Strażnik pojawił się na chwilę i zniknął. Postanowiłam nabrać sił wraz z odpornością przez medytację. W ten sposób łatwiej znieść ból. Po krótkiej chwili poczułam przypływ energii. Powoli wstałam, będąc gotowa na kolejne uderzenie. Teraz cała dwunastka rycerzy zaatakowała w tym samym momencie, uderzając w te same miejsca, co poprzednio. W sali usłyszałam donośne echo mojego krzyku. Ten ból był silniejszy od poprzedniego.


Strażnik: Poddajesz się?
Pepper: N… Nigdy!
Strażnik: Więc będziesz cierpiała
Pepper: Ach! Tylko… na tyle… was stać?
Strażnik: Tak bardzo chcesz mieć całą potęgę pierścieni Makluan?
Pepper: Chcę… zmienić… świat… za wszelką… cenę


Nie miałam już sił do kolejnej walki, bo ciało krwawiło coraz mocniej, że słabłam. Jednak nie mogłam się poddać. Musiałam zdać ten test. W jednej chwili zaobserwowałam jakąś zmianę. Każdy z rycerzy zaczął mierzyć w serce, lecz nie rzucili się wspólnie, a osobno. Po kolei jeden z nich ranił mnie, aż krew tryskała większymi strumieniami. Czułam utratę sił.


Strażnik: Poddajesz się?
Pepper: Nie… Nigdy… NIGDY! SŁYSZYSZ? NIGDY!
Strażnik: Podziwiam twój upór, a ta próba dobiega końca
Pepper: Umrę…
Strażnik: Tak


Nagle stało się coś dziwnego. Wojownicy połączyli się ze sobą, tworząc giganta z olbrzymim mieczem. Chyba nadeszła moja kolej, by dołączyć do rodziców. Byłam gotowa na ostateczne uderzenie. Wstałam ledwo na nogi i zamknęłam oczy, czując nadchodzącą Śmierć.


Pepper: Idę do was, tato


W pomieszczeniu rozświetlił się blask miecza, który przebił się przez serce, aż krzyknęłam z bólu, leżąc we własnej krwi. Czułam, jak funkcje życiowe ustają. Oddech, ruch kończyn i bicie serca, jakie przed chwilą wydało ostatni dźwięk w tym samym momencie, kiedy wydusiłam z siebie ostatnie tchnienie życia.
Już myślałam, że znajdę się po drugiej stronie, ale wydarzyło się niezwykłe zjawisko. Ciało zamieniło się w kryształki szkła, które w jednej sekundzie rozprysły się w powietrzu. Zaczęłam lecieć w białym promieniu, żeby doszło do przemiany. Chłód zastąpiło ciepło, a wewnątrz mnie eksplodowała potężna fala energii. Zbroja połączyła się ze skórą, tworząc łuski, zaś w rękach dzierżyłam moc dziewięciu pierścieni.


Strażnik: Udowodniłaś swoją godność. Teraz możesz posiąść ostatni symbol władzy rodu Makluan


Powoli lądowałam na ziemi, czując przypływ sił z kosmicznej energii, a strażnik zmienił się w pierścień. Cała świątynia zniknęła, powracając do formy ruin. I wtedy też wrócił Gene razem z człowiekiem Tong, co zjadł wcześniej smok. Śmierć była iluzją.


Gene: Co się stało?
Pepper: Zdałam test
Gene: Dobra robota, a teraz oddaj mi pierścienie. Chyba chcesz zobaczyć się ze Starkiem?
Pepper: Chcę
Gene: Więc masz wybór. Oddaj mi je, a nie odpalę bomby


**Tony**

Ból był nie do zniesienia, a przez niego zbudziłem Rhodey’go. Podał mi jakiś lek na uspokojenie, ale nie zadziałał. Nie chciałem tak szybko odejść. Tak bez pożegnania? Nie mogę. Straciłem siły na wszystko i ogarnęła mnie ciemność.



**Rhodey**


Bałem się o Tony’ego. Nie wytrzymał z bólu i stracił przytomność. Byłem bezradny, choć jedyną deską ratunku została pomoc medyczna. Sprawdziłem odczyty na bransoletce, które spadały do stanu krytycznego. Natychmiast zadzwoniłem do Victorii. Na szczęście szybko odebrała.


Dr Bernes: Słucham cię, Rhodey. Co się stało?
Rhodey: Jest źle. Bardzo źle. Tony mi tu zaraz wyzionie ducha!
Dr Bernes: Uspokój się. W jakim jest stanie?
Rhodey: Umiera!
Dr Bernes: Nie krzycz. Zaraz tam pojadę z Ho. Niewykluczone, że czeka go operacja. Przygotuj jakieś sterylne pomieszczenie
Rhodey: A nie może być w szpitalu?
Dr Bernes: Tracimy czas! Zrób, co mówię, a my już się zbieramy
Rhodey: Uratujecie go?
Dr Bernes: Zrobimy, co się da


Rozłączyła się, a ja czekałem na ich przyjazd. Musiałem też znaleźć jakieś miejsce do przeprowadzenia inwazyjnego zabiegu, który może ocalić Tony’ego lub nic nie zdziałać. Znalazłem jedno puste pomieszczenie. Od razu przeniosłem go na stół z przykrytym białym prześcieradłem.

Rhodey: Nie umieraj mi tu, Tony. Walcz! Walcz dla nas i swojej przyszłości z Pepper! Proszę cię… Nie zostawiaj… nas. Czy za dużo od ciebie wymagam?



**Victoria**


Implant skończyliśmy akurat wtedy, gdy okazał się potrzebny. Ho wątpił, że zadziała, a na testy nie było już czasu. Tony umierał. Teraz liczyło się to, by go uratować. Razem wsiedliśmy do karetki, jadąc na miejsce wezwania.


Dr Yinsen: Nie wiem, czy nie dojdzie do jakiś komplikacji. Jeszcze nie przeszedł testów, a ty chcesz ryzykować?
Dr Bernes: To nasza jedyna szansa. Jeśli coś pójdzie nie tak, biorę za to odpowiedzialność
Dr Yinsen: Nie możesz
Dr Bernes: Mogę, bo nie zostałam z nimi i postawiłam złą diagnozę. Teraz cierpi przez mój błąd. Gdybym została…
Dr Yinsen: I tak byłoby to samo. Zrozum, że tego nie moglibyśmy uniknąć. Będziesz asystować przy operacji?
Dr Bernes: Z tobą zawsze
Dr Yinsen: No to do dzieła

Przyspieszyliśmy na kolejnym zakręcie, mijając auta w zawrotnym tempie.



----**---

Obrazek nawiązuje, jak mogła wyglądać przemiana Pepper.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X