Part 94: Ósma klasa


**Pepper**


To było dziwne. Dlaczego ten komputer miał taki zgryźliwy charakter, przypominający mnie? Kurwa! A jeśli Tony...  Nie! Nie zrobiłby tego. Czyżby upodobnił swój system do mojego zachowania? Chyba będzie musiał mi składać wyjaśnienia. Nagle ktoś zadzwonił na komórkę. Nieznany numer. Mask. Zdaje się, że już wyszła z ukrycia.


Pepper: Madame Mask, zgadza się?

Whitney: Być może, ale wiesz, kim jestem pod maską, więc nie udawaj niewiedzy i przejdźmy do sedna
Pepper: Zabiję cię za porwanie Lily!
Whitney: Lily? A! Mówisz o tej małej rudej z implantem? Hmm... Tak. Jest ze mną
Pepper: Czego chcesz? Pieniędzy?
Whitney: Oj! Jesteś naiwna. Chcę jedynie zemsty
Pepper: Dalej rozpamiętujesz ósmą klasę? Przecież byliśmy dziećmi! Dlatego porwałaś Lily?!
Whitney: Nawet nie próbuj się usprawiedliwiać! Zniszczyłaś mi życie! Zrobiłaś ze mnie pośmiewisko na oczach całej klasy! Przyrzekłam sobie, że zemszczę się na tobie w najbardziej okrutny sposób. Jako, że Iron Man ostatnio zrobił sobie wolne, wzięłam za cel twoją ukochaną córeczkę
Pepper: Jeśli ją skrzywdzisz, przysięgam, że znajdę cię i...
Whitney: A szukaj mnie, ale pamiętaj, że ona już cierpi

Może się rozłączyła, ale zdołałam ją namierzyć. Teraz dorwę tę sukę. Jeśli naprawdę skrzywdziła Lily, zabiję ją bez problemu. Przecież chyba nie ma pojęcia, że mam przy sobie broń. Bez trudu padnie martwa. Jednak nie mogę brać ze sobą Matta, a Roberta nadal nie wróciła.


Pepper: Będziesz musiał jednak iść ze mną, ale masz nie rozrabiać, jasne?


<<I tak będzie hałasował>>


Pepper: Prosił cię ktoś o zdanie?!


<<Tylko mówię>>


Pepper: To milcz! Denerwujesz mnie


<<Niby czemu? Bo przypominam ciebie?>>


Pepper: Co?! To Tony cię stworzył, żebyś była moją kopią?!


<<Mów mi FRIDAY>>


Pepper: Chyba muszę z nim szczerze porozmawiać, ale najpierw porachuję komuś kości


<<Powodzenia>>


Pepper: Pochlebiasz moje plany?


<<Chcesz uratować swoją córkę, więc idź i ją ratuj>>


Pepper: Uratuję. A gdzie Rhodey?


<<Obecnie przebywa na helikarierze w Rosji. Tam zlokalizowałam zbroję War Machine>>


Pepper: Skontaktuję się z nim, gdy wszystko skończy się dobrze


**Whitney**

No i znowu płacze. Możliwe, że słyszała swoją matkę. Nieważne. Nie skończę jej męczyć, dopóki nie umrze. Nawet, jak ją znajdzie, będzie martwa i od razu dołączy do niej. Ech! Niech skończy tak drzeć mordę! Przywiązałam bardziej ręce i nogi, by nie była w stanie się ruszyć. Taka mała, a jedynie, co umie powiedzieć, to "mama". Żałosne. Szukałam jakiejś mocnej taśmy, ale nigdzie jej nie ma... Moment... Ktoś idzie po schodach. Nie było czasu na lepszą kryjówkę, jak piwnica.

Whitney: Czego pani tu szuka?
Sąsiadka: Nie twój interes! Ja ciebie też nie pytam, co tam za rytuały odprawiasz
Whitney: Jakie...
Sąsiadka: Oj! Ty tam sama wiesz, jakie. Eee... Czy ona musi tak drzeć mordę? Ciągle ją słychać! Zrób coś!
Whitney: Nie mam taśmy, głupia babo!
Sąsiadka: Głupia?!

Nie spostrzegłam, jak mnie uderzyła mocno z pięści w twarz, aż spadła mi maska. Ma wyczucie.

Sąsiadka: Jesteś niezaradna. Bierz to i zaklej jej tę jadaczkę
Whitney: Dziwne
Sąsiadka: Co? Nie znałaś mnie z tej strony? A! Widzisz. Wiele o mnie nie wiesz. No to rób swoje, a ja idę robić obiad. Jak skończysz się bawić, zjesz ze mną?
Whitney: Czemu nie? Mogę zjeść

Uśmiechnęła się i wzięła wiadro z ziemniakami ze sobą. Dziwna baba, ale za to pomocna. Dzięki niej, ta smarkula w końcu zamilkła.

Whitney: No to teraz możemy kontynuować. Na czym skończyłam?

Podniosłam maskę z ziemi, zakładając ją na twarz, a później użyłam swojej ręki, by ściskać implant, jak najmocniej. Wiedziałam, że czuła ból, bo po jej policzkach spływały łzy. Chciała krzyczeć, ale nie mogła. Byłam w stanie posunąć się do wszystkiego. Taka zemsta. Zemsta, w której muszą być ofiary.
Gdy czułam, jak serce dziecka słabnie, ścisnęłam bardziej i już nic nie robiła. Nie wydała żadnego odgłosu. Teraz wystarczyło wyrwać mechaniczne serce z klatki piersiowej, by agonia dobiegła końca. Byłam tak blisko pozbawić bezbronnej życia, ale ktoś strzelił w drzwi.

Pepper: Nie ruszaj się, Whitney! To sprawa między nami! Puść Lily albo zarobisz kulkę z łeb
Whitney: Ha! A jednak mnie znalazłaś. Nie boję się ciebie. Już nic nie zrobisz, bo twoja córka...

Nie zdążyłam dokończyć, bo wparowała do środka z jeszcze innym dzieckiem. Hmm... No tak. Jej synek. Ech! Może miała broń, ale nie odczuwałam obawy o własne życie. Kontynuowałam tortury, aż nie spostrzegłam, jak blisko miałam przyłożony pistolet do głowy. Szybka jest. Wiedziałam, co powie, dlatego rzuciłam dzieckiem o ścianę.

Whitney: I co? To koniec. Przegrałaś

2 komentarze:

  1. Sąsiadka chorą na głowę to chyba ona powinna w psyhiatryk siedzieć, a jak nie to sama ja tam wrzucę. Czy ten komp ma coś do mojego synka ?! Czy on myśli ze nie umie się zachować w takich sytuacjach ?! Taaa Pep i przegraną to Whitney chyba jej nie zna Pep nigdy nie przegrywa

    OdpowiedzUsuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X