Komputer skanował cały obszar i nadal nic nie było o aktywności przestępców. Nawet brak śladu po Kontrolerze, a Mask nie wyszła z ukrycia, choć na nią trzeba uważać.
<<Wybiła północ. Alarmy o zagrożeniach wyłączone>>
Rhodey: Poważnie? A możesz je włączyć? Jeszcze nie skończyłem
<<Proszę podać kod dezaktywujący>>
Rhodey: No nie! Ja się tak nie bawię! Masz szukać dalej!
<<Proszę poczekać do następnego dnia, ale nie sądzę, by to było konieczne>
Rhodey: A to niby dlaczego?
<< Po zniknięciu sygnatury energetycznej Whiplasha, Mandaryna i Blizzarda, sądzę, że nie ma powodów do obaw>>
Rhodey: W takim razie, bądź taka miła i RUSZ TYM SWOIM MÓZGIEM! Muszę znaleźć ojca. Szukaj Davida Rhodes
<<Radzę ci zasnąć, Rhodey>>
Rhodey: Chwila... Skąd ty wiesz...
<< Mój stwórca wbudował we mnie też skaner i wiem, że teraz tu siedzisz. Powinieneś odpocząć, a kiedy już to zrobisz, włączę systemy>>
Rhodey: Jesteś bardziej podobna do człowieka
<<Uczę się>>
Ech! Przyznałem komputerowi rację i poszedłem zdrzemnąć się na kanapę. Nie wierzę, że system w zbrojowni brzmi, jak kobieta. Myślałem, że Pepper jest jego jedyną. Haha! Coś mi się wydaje, że mój przyjaciel skrywa wiele sekretów. Ciekawe, jak ją nazwał?
**Tony**
Gwałtownie się obudziłem, biorąc jeden głęboki wdech. Później już oddychałem spokojnie, ale rozglądałem się, szukając znajomej twarzy. Rozpoznałem Victorię i... Yinsena? Znowu tu samo. Nic nie rozumiem.
Tony: Co się stało?
Dr Yinsen: Przywróciliśmy cię do życia tak, jak zawsze. Pamiętasz, jak ci mówiłem, że stres jest dla ciebie zabójczy? To właśnie przez niego mogłeś stąd odlecieć na zawsze
Tony; Dziwne. Przecież nie walczyłem
Dr Bernes: Nie w tym rzecz, Tony. Kabelki z implantu się przepaliły wskutek zbyt szybkiego bicia serca, bo znowu przypomniałeś sobie wypadek. Andrew mówił, że zachowywałeś się dziwnie. Krzyczałeś na kogoś
Tony: Nie pamiętam
Dr Bernes: W porządku. Chyba nawet tak będzie dla ciebie lepiej. Hmm... Musisz odpocząć i nie denerwuj się, bo naprawdę kiedyś tu wykitujesz
Tony: Mogę zostać sam?
Dr Bernes: Możesz
Nadal nie potrafiłem powiązać faktów. Przez moje lęki prawie mogłem umrzeć. Muszę jakoś nad nimi zapanować. Mam nadzieję, że Andrew mi pomoże.
**Pepper**
Już druga nad ranem? Nie wierzę, a Matta dalej roznosi energia. Kiedy mu się znudzi? Dobrze, że Lily zasnęła, ale tego diabełka trzeba dorwać. Nie miałam zbyt wiele siły, lecz starałam się go złapać. Jednak był szybszy ode mnie. Postanowiłam zastawić pułapkę przed wejściem do kuchni. Zatrzymałam się tam, czekając na tego wariata. Aha! Leci. Zaraz go dopadnę. No chodź tu. Jeszcze chwila... O! Jest!
Pepper: Mam cię. Teraz mi grzecznie pójdziesz spać albo przywiążę do łóżeczka. Masz wybór. Będziesz spał? Będziesz?
Wzięłam go na ręce i położyłam do łóżeczka przy Lily. Przez chwilę jego ręce próbowały coś chwycić. Dałam mu misia, żeby miał jakąś maskotkę. Jeśli tak będzie robił każdego dnia, nie wytrzymam z nim sama. Nie chciałabym zawracać głowy Robercie, bo jest prawniczką, ale na pewno dałaby radę mi pomóc. Zwłaszcza z Mattem. Czy te geny Makluańskie faktycznie wzmagają aktywność fizyczną? Nawet samodzielnie się uczą bez wzorców. Czego się mogę po moich maluchach jeszcze spodziewać? Niebawem będą na tyle duże, że będą robić, na co będą miały ochotę. Chwila... A Rhodey'go nadal nie ma? Przecież w zbrojowni jest bezpieczny. Nic mu na pewno nie grozi. Zresztą, ja idę uderzyć w kimę. Histeryka dorwę później.
**Kontroler**
Ktoś usiłuje go znaleźć? Niech mu będzie. Pora wprowadzić dalszy ciąg planu, a do tego potrzebuję kobiecej ręki. Na Viper raczej nie mogę liczyć, ale Madame Mask z pewnością zechce ze mną współpracować. Razem zniszczymy Iron Mana i jego blaszaną spółkę. Jednak najpierw muszę dopilnować, by mój więzień nie uciekł. Jest mi potrzebny, bo bez niego nie zmuszę Rhodesa po raz kolejny do czegoś dla mnie ważnego. Muszę dostać zbroję w swoje ręce.
**Rhodey**
Wstałem z kanapy o piątej, ale tyle mi wystarczyło, by wziąć się do roboty. Systemy znowu były włączone, a komputer mógł kończyć skanowanie.
Rhodey: No dalej, tato. Daj jakiś znak życia. Jakikolwiek. Powiedz mi, gdzie jesteś?
<<Lokalizacja ustalona: Moskwa>>
Rhodey: Moskwa? Kurczę. No to mamy problem. Rosjanie nie lubią Amerykanów
<<W zbroi nie widać twojej tożsamości>>
Rhodey: Wiem, ale... No właśnie... Jak ty się nazywasz?
<<FRIDAY>>
Rhodey; Oryginalny to on nie był
<<Pilnuj swojego nosa i zakładaj zbroję>>
Rhodey: Czy Tony cię na kogoś wzorował?
<<Nie wiem, a kogoś ci przypominam?>>
Rhodey: Tak. Taką jedną rudą. Jest jego żoną
Haha już kocham ten komputer ja chce taki sam :D Ale mam nadzieję ze ten głupi dziad z AIM nic nie zrobi Davidowi bo sama Skopje mu tyłek. A Tony żyje jest dobrze. A mój kochany Matt ma energię za 100 xD będzie z niego cudny chłopak .
OdpowiedzUsuńHaha. Twój syn. a FRIDAY wzięłam z komiksów, ale naprawdę taki komputer :D Też chce taki
UsuńTaaak mój synek, kochanie moje xD on jest nietyklany, ja Ci nie pozwolę nic mu zrobić on jest maine :P
UsuńTak. Wiemy to Dzęki za info :D
Usuń