Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tragedia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tragedia. Pokaż wszystkie posty

Wszyscy mamy problemy

0 | Skomentuj

Wszyscy mamy problemy.

Rhodey: Tony?

Lecz nie każdy o nich mówi.

Rhodey: No dalej, chłopie. Kolacja stygnie.

(wchodzi po schodach)

Chcemy ich unikać.

Rhodey: Taki jesteś? No dobra, więc wchodzę.

(otwiera drzwi)

Wszyscy mamy problemy.

Rhodey: Mama zrobiła twoje ulubione tosty. Zjesz?

Tylko, że…

Rhodey: Tony?

(podchodzi do łóżka)

Nie da się sprostać im wszystkim.

(szturcha Tony’ego)

Rhodey: Tony, obudź się.

Czasem potrzebna jest pomoc.

Rhodey: Mamo, dzwoń po pogotowie!

(nadal potrząsa jego ramionami)

Rhodey: Błagam cię, Tony. Obudź się. Obudź się!

Dwie godziny wcześniej.

Tony, Rhodey i Pepper siedzą na dachu Akademii. Geniusz rozmawia z rudą, zaś histeryk kuje do testu z chemii.

Pepper: To jakie na dziś plany, geniuszu?
Tony: Nie wiem. Ty mi powiedz.
Pepper: Hmm… O ile nie będzie potrzebny blaszak, jestem tylko twoja.
Tony: Och! Pepper.

Przytula ją czule i nie ma zamiaru jej uwolnić. W końcu oddałby za nią swoje życie.

Tony: Umiesz na dzisiaj?
Pepper: Coś tam pamiętam, ale przed lekcją jeszcze zajrzę do notatek. A ty?
Tony: Hahaha! Nie rozśmieszaj mnie, Pep. Jestem ścisłowiec, więc dla mnie, to pryszcz.
Rhodey: No to mi powiedz, jaki jest skład…

Nie dosłyszał, gdyż zagłuszył go dzwonek. Jednak domyślał się, że pytanie miało być bardzo trudne i niezbyt oczywiste do szybkiej odpowiedzi. Zeszli na dół po schodach, kierując się do sali chemicznej. Tam usiedli na swoje miejsca, czekając na rozpoczęcie sprawdzianu. Rudzielec zerkał przez chwilę do zeszytu, żeby poukładać najważniejsze wiadomości w głowie, miłośnik humanistycznych przedmiotów jedynie zerknął kilka razy na wzory, natomiast klasowy Einstein tylko uśmiechał się pod nosem.

Pepper: Kiedyś mu przywalę za to.
Rhodey: Przecież nie robi nic złego.
Pepper: Taa… Nienawidzę, jak się mądrzy. To nie fair! Powinien być, jak reszta, a nie zgrywać takiego gościa, co pozjadał wszystkie rozumy.
Rhodey: On taki już jest. Nic nie poradzisz na wrodzony intelekt do takich działów.
Pepper: Ech! Niestety.

Lekko posmutniała. To trwało moment, gdyż profesor wręczył każdemu uczniowi arkusz zadań. Dziewczyna chwyciła się za głowę.

Pepper: No to już po mnie. Żegnaj, telefonie.

Walnęła łepetyną o ławkę przez załamanie na widok pierwszego pytania. Chłopak z implantem chciał ją pocieszyć. Szepnął kilka słów do niej.

Tony: Pep, nie martw się. Będzie dobrze.
Pepper: Dzięki, ale byłoby lepiej, jakbym znała odpowiedzi.
Tony: Nie pomogę. Każdy ma inną grupę. Szacując ilość możliwych innych plansz odpowiedzi wynosi sześć.
Pepper: Mam grupę F.
Tony: Czyli się zgadza… Poradzisz sobie. Wierzę w ciebie.

Uśmiechnął się skrycie, że jedynie ona widziała ten wyraz twarzy. Nawet Rhodey skupiał się przy zapisywaniu odpowiednich wyników oraz obliczeń. O dziwo szybko przebrnął przez zadania, dochodząc do tych z rozszerzoną treścią.
Gdy czas minął na pracę pisemną, mogli rozluźnić się i odstresować. Nauczyciel pozwolił na przerwę i reszta lekcji była bez omawianego materiału. Wszyscy chwycili za komórki lub książki, zajmując się sobą. To znaczy tylko największy maniak historii miał w rękach książkę o takiej, a nie innej tematyce. Co jakiś czas był wołany jakiś nastolatek, żeby otrzymać ocenę. Szybko przyszła kolej na gadułę.

Nauczyciel: Panno Potts, pani oceny coraz bardziej spadają. Myślałem, że ten test poprawi jakość ocen. Niestety, lecz jest dwójka.
Pepper: Czy to jakiś żart?! Przecież uczyłam się! Kułam całymi dniami, nocami, chociaż wolałam wtedy robić coś innego, ale proszę mi dać czwórkę, bo naprawdę umiem to, co trzeba było na tym egzaminie. Zestresowałam się i tyle. Czy nie da się nic zrobić?
Nauczyciel: Hmm… Proszę rozwiązać to zadanie.

Wypisał na tablicy działanie, na które znała schemat rozwiązania. Trochę główkowała nad nim, lecz niezbyt długo. Zapisała wynik.

Nauczyciel: Bardzo dobrze. Masz trójkę.
Pepper: Jest! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Nauczyciel: No już tak się proszę nie cieszyć. Następnym razem nie będzie drugiej szansy.
Pepper: Wiem, ale dziękuję.

Uradowana powróciła do przyjaciół. Potem został wezwany czarnoskóry. Odłożył książkę na ławkę i podszedł do profesora.

Nauczyciel: Trójka.
Rhodey: Dziękuję, profesorze.
Nauczyciel: Nie chce pan starać się o lepszą?
Rhodey: Ważne, że zdałem.
Nauczyciel: W porządku… Pan Stark!

Zawołał geniusza, co spodziewał się dobrych wieści. Szóstka albo piątka należała mu się. Nie spodziewał się innej oceny.

Tony: I jak? Będzie szóstka?
Nauczyciel: Panie Stark, czy pan uczył się do tego testu?
Tony: Nie musiałem. Zawsze zdaję bez wkuwania materiału. Zna mnie pan już tyle lat. Nie potrzebuję długo siedzieć przy podręcznikach.
Nauczyciel: Będzie czwórka.
Tony: Tak słabo?
Nauczyciel: Na wyższą nie liczyłbym.

Niebieskooki z lekkim rozczarowaniem wyszedł z klasy. Powędrował do łazienki, gdzie spojrzał w lustro.

Tony: Co się ze mną stało?

Obecnie.

Pani Rhodes natychmiast wparowała do pokoju zaniepokojona krzykami syna.

Roberta: Czemu krzyczysz? Co się stało?
Rhodey: Nie mogę go wybudzić! Trzeba zadzwonić po karetkę!
Rhodey: Spokojnie, Rhodey. Połóż go na podłodze ostrożnie, a ja już dzwonię.

Wybrała numer ratunkowy. Powiedziała najważniejsze szczegóły.

Roberta: Za ile będzie pogotowie? Godzina?! Pani sobie żartuje! On może umrzeć! Co? Nie wiem, czy coś brał.

Po zakończeniu rozmowy z dyspozytorką stacji ratunkowej, zaczęła przeszukiwać pokój w celu znalezienia środków odurzających, leków lub czegoś innego.

Rhodey: Co powiedzieli?
Roberta: Tak, jak słyszałeś. Za godzinę mają być.
Rhodey: Tak długo mamy czekać?
Roberta: Wiem, ale nie mamy innego wyboru… Co z nim?
Rhodey: Oddycha, ale implant szwankuje.
Roberta: To znaczy?
Rhodey: Popatrz.

Wskazał na mechanizm, co ledwo się świecił. Migotał bardzo powoli, co nie oznaczało nic dobrego.

Godzinę wcześniej.

Tony wrócił z łazienki. Ukrywał swój podły nastrój, jak tylko mógł. Założył taką wewnętrzną maskę, ukrywając prawdziwe uczucia. Udawał, że wszystko grało. Na szczęście nie musiał już siedzieć w szkole, bo lekcje się skończyły. Razem z przyjaciółmi poszedł do zbrojowni. Wiedział, że obowiązków bohatera nie mógł unikać.
Kiedy znaleźli się na miejscu, on nadal milczał. Nie odezwał się ani jednym słowem, co rudą wręcz denerwowało.

Pepper: I jak wam poszedł test? Mnie prawie oblał, a was?
Rhodey: Czwórka, więc jest dobrze… Tony, kolejna szóstka do kolekcji?
Tony: Nie tym razem.
Rhodey: Piątka też jest dobra.
Tony: Masz rację.

Podszedł do stołu roboczego, skąd wziął narzędzia. Zaczął pracować nad zbroją. Pepper zabrała mu z rąk zabawki wynalazcy. Od razu się wściekł.

Tony: Zostaw to! Muszę pracować!
Pepper: Tony…
Rhodey: Chłopie, co w ciebie wstąpiło?
Tony: Już nic.

Odparł chłodno i wyszedł.

Pepper: Co go ugryzło?
Rhodey: Nie wiem, ale może coś się stało w szkole.
Pepper: On i szkoła? No nie wiem, Rhodey.
Rhodey: Nie zawsze można liczyć na sukces. Bywają różne rezultaty.
Pepper: I co? Ma przejmować się głupim testem z chemii?
Rhodey: Pogadam z nim.
Pepper: Pójdę z tobą.
Rhodey: Nie musisz. Poradzę sobie.
Pepper: Jak wolisz, ale powiedz, żeby do mnie zadzwonił.
Rhodey: Spoko. Powiem mu.
Pepper: To do jutra.

Pożegnali się, idąc w swoje strony. Zapach tostów przyciągnął syna Roberty do kuchni. Przez chwilę zapomniał o rozmowie z przyjacielem.

Roberta: Jak tam w szkole?
Rhodey: W porządku. To znaczy, u mnie jest okej. Nie wiem, co z Tony’m.
Roberta: Zrobiłam tosty. Na pewno się skusi. Rozweselą go tak, jak zawsze.
Rhodey: Mam nadzieję.

Obecnie.

Serce nadal biło zbyt wolno, a implant nie potrafił wysyłać odpowiedniego impulsu. Czekali długo na lekarza. Do tego czasu próbowali zapanować nad sytuacją. Chorego przykryli kocem, układając w pozycji w bezpiecznej. Wciąż nie mieli pojęcia, jak do tego doszło. Jednak Rhodey znalazł puste pudełko za łóżkiem. Pokazał je prawniczce.

Roberta: Pudełko po lekach… nasennych? Dlaczego to zrobił? Chciał się zabić?
Rhodey: Ja też tego nie rozumiem. Mam nadzieję, że nie umrze i uratują go. Nie wybaczę sobie, że byłem tak ślepy i nic nie zauważyłem. Przecież widziałem, że jak wrócił ze szkoły, był inny. Jak mogłem nic nie zrobić? Co ze mnie za przyjaciel?
Roberta: Nie dołuj się, synku. Wszystko będzie dobrze.

Godzinę później, przyjechała wyczekiwana pomoc. Lekarz wraz z dwoma sanitariuszami weszli przez furtkę. Zadzwonili do drzwi. Kobieta szybko zbiegła, żeby im otworzyć. Pokierowała ich na miejsce wciąż zmartwiona stanem Tony’ego. Pokazała doktorowi znalezisko w celu pomocy w diagnozie.

Lekarz: Nie jest dobrze. Taka duża dawka leków może spowodować śmierć. Według odczytów, musiał je połknąć godzinę temu.
Roberta: Czy można coś zrobić?
Lekarz: Musi, jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Tam ocenimy szczegółowo stan zdrowia.
Roberta: A dr Yinsen jest na dyżurze?
Lekarz: Powinien być. Jeśli jakoś może pomóc, to nie traćmy czasu.
Roberta: Mogę jechać z wami?
Lekarz: Tak.
Rhodey: A ja?
Roberta: Nie zostawię go samego.
Lekarz: Hmm… To wbrew zasadom, ale zgoda.

Przenieśli pacjenta na nosze, znosząc ostrożnie po schodach. Natychmiast wsiedli do karetki, jadąc na sygnale. Rhodey nerwowo wstukiwał litery, wysyłając wiadomość do rudzielca.

Rhodey: Powinna wiedzieć.
Roberta: Zgadzam się. Bardzo blisko się trzymają.
Lekarz: Puls w miarę równy, oddech w porządku, a… Przepraszam, co to jest za urządzenie?
Roberta: To implant, który ma za zadanie pobudzać serce do działania.
Lekarz: Nie działa prawidłowo.
Roberta: Skąd pan wie?
Lekarz: To zachowuje się, jak każda zaprogramowana maszyna. Teraz nie spełnia swojego działania. Ledwo pracuje.
Roberta: Już gorzej chyba być nie może.
Lekarz: Proszę się nie martwić. Trzeba być dobrej myśli.

Uspokajał, lecz niewiele dawały te słowa. Bardziej dawały powód na zwątpienie w nadzieję.
Kiedy pojawili się w placówce medycznej, zabrali nastolatka do zabiegówki. Tam zrobili płukanie żołądka, a następnie przenieśli na obserwację. Dr Yinsen został poinformowany o całej sytuacji i starał się jakoś naprawić ledwo działający mechanizm.

Lekarz: Podaliśmy odpowiedni leki, ale nadal nie reaguje.
Dr Yinsen: Wszystko z winy implantu. Nie działa, więc organ nie będzie posłuszny do prawidłowego funkcjonowania.
Lekarz: Jaki masz pomysł?
Dr Yinsen: Operacja.
Lekarz: Nie widzę do tego powodów. Nie ma…
Dr Yinsen: A właśnie, że jest zagrożenie życia! Trzeba coś zrobić, bo inaczej cały organizm się zbuntuje i będzie po chłopaku. Wiele przeszedł i zapewniam, że to jedyne rozwiązanie.

Lekarz chwycił za słuchawkę z telefonu od ściany, wybierając odpowiedni numer.

Lekarz: Przygotujcie salę operacyjną.

Starszy mężczyzna łagodnie uśmiechnął się. Zabrali chorego na blok. Rhodey wraz z matką gwałtownie wstali na widok lekarzy. Do tego wbiegła przerażona Pepper.

Pepper: Co się dzieje? Dostałam wiadomość.
Rhodey: Pepper…
Pepper: O nie! Tony! Błagam! Tylko nie to! Nie umieraj!
Dr Yinsen: Dzieciaki, spokojnie. Nikt nie umiera. Postaram się, aby wasz przyjaciel do was wrócił.
Pepper: Słowo?
Dr Yinsen: Obiecać nic nie mogę.

I to były ostatnie słowa, zanim drzwi sali zamknęły się na dobre. Cała trójka siedziała przed blokiem, próbując odgonić złe myśli. Rudowłosa nie była w stanie siedzieć. Kręciła się, mówiąc bardzo szybko.

Pepper: Jak to tego doszło? Przecież wszystko było dobrze, a tu coś takiego? Rhodey, odpowiadaj, bo cię zastrzelę i nie będzie już tak miło!
Rhodey: Pepper, ja również nie pojmuję tego, dlaczego połknął te cholerne tabletki.
Pepper: Co zrobił?!
Roberta: Ej! Głęboki wdech i wydech. Lepiej? A teraz posłuchajcie. Stres nic wam nie da, a jedynie zaszkodzi. Pomyślcie na spokojnie, dobrze?
Pepper: Chciał się zabić. Ja… Ja nie wierzę.
Roberta: Chciał, a lekarze w tej chwili próbują go uratować.
Rhodey: Gdybym znalazł Tony’ego na czas…
Roberta: Rhodey, już ci tyle razy tłumaczyłam. Obwinianie siebie nic nie daje. Po prostu pozostało nam czekać.
Pepper: Czekać? Ja tu zwariuję!
Rhodey: Pepper?
Pepper: Nie chcę … Nie chcę tu być.

Chłopak przytulił roztrzęsioną, aż ta uroniła kilka łez. Potem ta wybuchła płaczem, aż kolana się pod nią ugięły. Ciągle ją trzymał i starał się pomóc, jak mógł.

Rhodey: Musimy być silni. On chciałby tego od nas.
Roberta: Rhodey ma rację. Nie załamujcie się. Pozytywne myślenie przede wszystkim.

Nagle otworzyły się drzwi sali operacyjnej. Od razu zaczepili lekarzy, którzy nie wyszli z Tony’m. Bali się, co mogą usłyszeć.

Dr Yinsen: Pomimo zastąpienia wadliwego mechanizmu, nie udało nam się go uratować. Przykro mi.
Rhodey, Pepper: CO?!
Dr Yinsen: Naprawdę robiłem, co w mojej mocy, ale… Może gdyby nie połknąłby tylu tabletek, szanse na ocalenie byłyby większe.
Pepper: Operowany był kwadrans i tylko tyle ma nam pan do powiedzenia?! To kłamstwa! On żyje! Wiem o tym!
Dr Yinsen: Podam ci coś na uspokojenie, bo też będziesz przykuta do łóżka.
Pepper: On żyje! On musi żyć!
Dr Yinsen: Uspokój się. Zrobiłem, co się dało, ale serce nie reagowało na nic.

Więcej nic nie mówił, lecz zabrał rudowłosą do pokoju lekarskiego. Tam podał jej leki na uspokojenie, które połknęła, popijając wodą.

Pepper: Naprawdę nie żyje?
Dr Yinsen: Niestety. Musisz mi uwierzyć.
Pepper: Mogłam go zatrzymać. Mogłam, a ja nic nie zrobiłam.
Dr Yinsen: Nie płacz. Wiem, jakie to trudne. Czasami nie da się uratować wszystkich.

To smutna historia z morałem na końcu. Wszyscy mamy problemy i nie każdy nim sprosta. Jak silny by był, ból go dosięga na tyle mocno, że ciężko jest wstać i podnieść się.

---***---

Jest to chyba najdłuższy dramat ze wszystkich. Chyba, że był dłuższy kiedyś. Wstawiam go po maturze, bo chciałam jakoś wrócić do pisania. Jednak ta historia powstała 30 kwietnia, czyli szybciej wena dopisywała. Co jakiś czas będą się pojawiać one shoty, specjały, a projekt z odcinkami nadal nie jest ukończony. Zobaczymy, co się zrobi.
PS: Zapraszam na odwiedzenie blogów z mojej czytelni. Niektórzy jeszcze blogują, a inni dopiero zaczynają.

Zbyt dużo pecha, jak na jeden dzień

2 | Skomentuj

**Pepper**

Rany! Czekam na niego już ponad trzy godziny. Wybiła dwudziesta! Co się dzieje?! Ja rozumiem ratować miasto przed przestępcami, ale nikt niczego nie wykrył. Dziś nie miało być żadnej akcji. Zero blaszaka. To do niego niepodobne. Zaczynam się martwić. Wybrałam numer do Tony’ego. Trwało łączenie. Pierwszy sygnał… Drugi… Trzeci… No ile można?! Czwarty… Piąty… Koniec!

Pepper: Ach! Głupek!

Wrzuciłam telefon do torebki. Tak bardzo się rozgniewałam, że nie zwracałam uwagi na innych klientów kawiarni. Zapłaciłam za kawę i wyszłam. Szłam prosto do domu. Noc była taka spokojna, więc nie bałam się wracać sama.
Nagle wpadłam na kogoś. To był on.

Pepper: No nareszcie! Co tak długo?!
Tony: Pepper, muszę ci coś powiedzieć.
Pepper: To znaczy?
Tony: Z nami koniec.
Pepper: Tony, ty chyba żartujesz. Masz gorączkę? Co się z tobą dzieje? Nie możesz mówić poważnie.
Tony: Miałem ci to już dawno powiedzieć, bo ja…
Pepper: Jesteś gejem?!
Tony: Słucham?! Nie! Po prostu mam… Mam inną dziewczynę. Nie jesteś już dla mnie ważna.
Pepper: Tony…

Skamieniałam po tych słowach. Odbiło mu. Kto namieszał geniuszowi w głowie? Nie wierzyłam, żeby mówił to na serio.

Tony: Powinienem się przyznać przed naszą randką, ale nie miałem odwagi. Poza tym, ty masz Happy’ego. Nie będziesz sama.
Pepper: Ej! Jak możesz tak mówić?! Przecież zależało ci na mnie! Po tylu latach masz mnie dość! Nie wierzę! To… To nieprawda!
Tony: Pepper, nie rób scen i zaakceptuj to.
Pepper: Ale… Ale ja…

Nie wytrzymałam i pobiegłam do domu z płaczem. Zranił mnie. Tak dotkliwie w serce. Byłam załamana.

**Virgil**

Moja córka nie odezwała się ani jednym słowem po powrocie. Wiedziałem, że coś poszło nie tak. Jeśli jakiś chłopak ją skrzywdził, popamięta mnie. Znałem Tony’ego. Zawsze troszczył się o nią. A może coś przeoczyłem? Może cała ich relacja okazała się wielkim złudzeniem.

**Tony**

Miałem wrażenie, iż o czymś zapomniałem. Tak pochłonęło mnie poprawianie zbroi, że… O nie! Zapomniałem o Pep! Jak ja mogłem? Idiota ze mnie. Pieprzony tchórz, a nie facet. Musiałem do niej zadzwonić. Od razu wybrałem numer. Nie odbierała. Bałem się, czy nie została ranna. W końcu nie raz Maggia próbowała zrobić jej krzywdę. Jednak alarmy milczały.
Kiedy chciałem ponownie nawiązać połączenie, do zbrojowni wszedł Rhodey.

Rhodey: A ty dalej tutaj? Kolacja gotowa. Może zjesz z nami?
Tony: Wybacz. Muszę coś zrobić.
Rhodey: Przy okazji pogadaj z Pepper.
Tony: Nie rozumiem.
Rhodey: Pan Potts przyszedł do ciebie.
Tony: Nie skrzywdziłem jej!
Rhodey: Tony, wyluzuj. Nic nie mówił. Chce z tobą zamienić parę słów. Nie bój się.
Tony: Skoro tak mówisz, to okej.

Zostawiłem narzędzia, wychodząc z bazy. Miałem złe przeczucia, co do nadchodzącej rozmowy z ojcem rudej. Starałem się chować w sobie strach, ale i tak serce biło, jak szalone. Przez ten stres kiedyś wykituję na dobre, czego każdy wróg życzy Iron Manowi. Nie ważne, czy są Święta, a może zwyczajny dzień. Łomot musi być.
Po pojawieniu się w domu Rhodesów, pokierowałem się do salonu. Rhodey był również przy tej rozmowie. No i Roberta oczywiście też musiała słuchać, co ja zrobiłem albo, co powinienem uczynić. Usiadłem na kanapie, próbując oddychać spokojnie. Niestety, lecz na marne. Bałem się.

Virgil: Tony, zawsze cię lubiłem. Nigdy nie podejrzewałbym, żebyś zranił Patricię, ale dziś wróciła zapłakana. Zamknęła się w pokoju i nie chce wyjść. Martwię się o nią, a podobno to twoja wina.
Tony: Moja? Ja wiem, że zawiodłem, panie Potts. Zapomniałem o…
Virgil: Podobno zerwałeś z nią.
Tony: SŁUCHAM?!
Rhodey: Tony, uspokój się.
Tony: Łatwo ci powiedzieć.
Virgil: Dlaczego to zrobiłeś?
Tony: Ja… Ja nie zerwałem z Pep. Nie ośmieliłbym się.
Virgil: Więc kłamie?
Tony: Nie wiem.
Virgil: Przysięgam, że jeśli coś sobie zrobi, będziesz cierpiał.
Tony: Nic nowego.

Gdy chciałem odejść od stołu, chwycił mnie za bluzkę i szarpnął dość mocno.

Virgil: Ja jeszcze nie skończyłem!
Roberta: Virgil, nie denerwuj się. Widzisz, że on nie wie nic o zerwaniu.
Virgil: Ona cierpi! On też będzie.
Roberta: Proszę cię! Nie rób tego!
Tony: Panie Potts…
Virgil: Dość tej dobroci!

Ścisnął moje gardło na tyle silnie, że nie mogłem oddychać. Dusiłem się.

Rhodey: Proszę przestać!
Virgil: Ona czuje się tak samo. I co? Miło?
Tony: Nie… Nie… jest.
Virgil: Dlatego dostałeś nauczkę.

Puścił mnie wolno, aż musiałem nabrać powietrza do płuc. Nic więcej nie powiedział do nas. Po prostu wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie miałem ochotę na jakąkolwiek pogawędkę. Poszedłem schodami do swojego pokoju. Padłem na łóżko i zasnąłem.

~*Następnego dnia*~

**Pepper**

Przestałam użalać się nad sobą. Niech ma swoją nową dziewczynę. Czułam się i tak podle, bo mnie wykorzystał, ale trudno. Nie ma prawdziwych facetów na świecie. Są tylko kretyni z pięknym spojrzeniem. To wszystko. Nie chciałam ruszać się z łóżka. Mogłam w nim leżeć całą wieczność. Niestety, lecz tatuś musiał się wprosić.

Virgil: Córuś, wszystko gra?
Pepper: A mogę kłamać?
Virgil: Nie przy mnie. Wiem, jak ci ciężko. Nie zawracaj sobie głowy takim głupkiem. Zresztą, już zapłacił za swoje.
Pepper: Tato?
Virgil: Tak, słonko?
Pepper: Co ty zrobiłeś?
Virgil: Nic wielkiego. Dostał karę i już cię nie skrzywdzi.
Pepper: Co mu zrobiłeś?!
Virgil: Nie martw się. On żyje, chociaż powinien zdychać.
Pepper: Tato!
Virgil: No co? Skrzywdził cię. Nie mogę pozwolić, żeby znowu zrobił to samo.
Pepper: Ale nie zachowuj się tak! W ten sposób pokazujesz, że sam nie jesteś od niego lepszy… Mogę zostać sama?
Virgil: O ile nie wyrządzisz sobie krzywdy. Może zabrałem ci ostre narzędzia, ale słyszałem, że dzieciaki mają przeróżne pomysły. Bardzo chore pomysły.
Pepper: Zaufaj mi. Ja taka nie jestem.

**Tony**

Ojciec Pepper miał rację. Ona cierpiała z mojej winy, choć tak naprawdę tamtego dnia nie widziałem się z nią na żywo. To musiał być ktoś inny. Nawet miałem podejrzenia, co do pewnej osoby. Tak obiecała nie sprawiać problemów, a znowu je powoduje.
Po przebudzeniu, odezwało się przypomnienie o naładowaniu implantu. Zignorowałem je. Nie chciałem dbać o siebie, kiedy moja ukochana została poważnie zraniona. Zszedłem na dół, gdzie umyłem twarz. Nie była zbyt wyraźna w lustrze. Wszystko przez brak energii w mechanizmie. Jakoś wytrzymam dwie albo trzy godziny. Zjadłem jedną kanapkę i poszedłem do zbrojowni. Tam natknąłem się na przyjaciela, który szperal przy zbroi.

Tony: Co ty robisz?! Zostaw to!

Wyrwałem mu z rąk narzędzia. Co on kombinował?!

Rhodey: Nic. Po prostu chciałem ci pomóc.
Tony: Nie wierzę. Niby jak?
Rhodey: Przecież jestem, jakby twoim bratem. Zawsze możesz na mnie liczyć.
Tony: Ale nie zmieniaj żadnych ustawień, jasne?
Rhodey: Spoko.

Niezbyt mu ufałem. Szczególnie po moich domysłach, jakie dotyczyły starego wroga. Jednak pozwoliłem na pracę. Na początku nie widziałem żadnych zastrzeżeń. Słuchał się wytycznych, więc nie musiałem niczego się czepiać. Dopiero później zauważyłem jakąś usterkę. Dość poważną.

Tony: Co ty zrobiłeś?!
Rhodey: Wszystko działa. Nie widzisz?
Tony: Zepsułeś system podtrzymywania życia! Chcesz, żebym zginął na akcji? Ty też masz mnie za potwora?! Nie! To musi być sen. CHCĘ SIĘ OBUDZIĆ!
Rhodey: Przestań krzyczeć, Tony. To nic ci nie da, a pogarsza twoją sytuację.

Miał rację, aż na złość poczułem ból w klatce piersiowej.

Rhodey: Idź naładuj implant, a ja poprawię ten błąd.
Tony: Niczego już nie ruszasz, jasne?!

Zrzuciłem narzędzia ze stołu. Byłem wściekły, przez co ból nasilał się bardziej. Do tego odezwał się alarm. Miałem pecha. Iron Man był potrzebny. Niby coś mówił, a ja go olałem. Poleciałem na samobójczą misję. Dlaczego? Bo mogłem już z niej nie wrócić.
Gdy wyleciałem ze zbrojowni, dostrzegłem Whiplasha. No tak. Zawsze na niego wpadam. Nie musiałem podlatywać zbyt blisko, bo szybko zostałem zauważony. Od razu oplótł zbroję biczami, porażając systemy. Błagałem, żeby przestał. Cierpiałem psychicznie, więc fizyczny ból był trudniejszy do zniesienia.

Tony: Aaa!
Whiplash: Jesteś dziś zbyt słaby. Czyżby zły dzień?
Tony: Aaa! Można tak… Aaa! Powiedzieć!
Whiplash: Nie martw się, Iron Manie. Wkrótce będzie po wszystkim.
Tony: Aaa!

Zawsze walczyłem do samego końca, a teraz byłem słaby. Nie wytrzymałem zbyt długo, bo na obronę też nie miałem sił. Czułem, jak umieram od środka i od wewnątrz. Płonęła skóra, serce biło coraz wolniej, ściskając rozrusznik tak mocno, że miałem wrażenie, jak rozrywa płuca. Nie mogłem oddychać.
Już miałem się poddać, gdy usłyszałem czyjś głos.

Pepper: Tony, nie daj mu się!
Rhodey: Tony, walcz!
Tony: Pepper… Rhodey?

Wydawało mi się, że miałem omamy słuchowe. Jednak słyszałem ich głos. Jak to możliwe?

Tony: Umieram.
Pepper: Nawet tak nie mów. Jesteś Iron Manem! Człowiekiem z żelaznym sercem! Uda ci się! Wygrasz!
Tony: Ale system…
Rhodey: Nikt nie zniszczy twojej woli życia.
Tony: Ty jesteś… winny.
Rhodey: Ja? Dlaczego?
Pepper: O! Już wiem! To ma sens! Tony, to Madame Masque cię wrobiła! Nie zerwałeś ze mną tylko ona to zrobiła, a Rhodey nigdy nie skrzywdziłby ciebie. Tony, musisz do nas wrócić. Musisz.

W jej głosie słyszałem zbliżający się płacz.

Tony: Ach! Nie… Nie mogę.
Whiplash: Tyle wystarczy, bo i tak szybko skonasz.

Zaśmiał się złowrogo i odleciał. Opadłem z sił, rozbijając się. Nie byłem w stanie wstać, a autopilot nie działał. To koniec. Koniec Tony’ego Starka oraz Iron Mana. Straciłem przytomność.

**Rhodey**

Pepper krzyczała na cały głos. Nie mogłem go zostawić na śmierć. Musiałem mu pomóc. W tym celu poleciałem moim pancerzem na miejsce ostatniego sygnału Mark II. Byłem przerażony. Zbroja była w opłakanym stanie, a pewnie jej użytkownik też nie miał się najlepiej. Skan wykazał spore obrażenia.

Pepper: Rhodey, masz go? Powiedz, że znalazłeś Tony’ego!
Rhodey: Jest, ale…
Pepper: Ale?! Ja cię zabiję, jak on umrze! Zrób coś!
Rhodey: Nie świeci się reaktor. Nie jest dobrze… Tony, słyszysz mnie? Powiedz coś.
Pepper: Zabierz go do szpitala. Natychmiast!
Rhodey: Komputerze, jakie są szanse przeżycia?

<<Szanse są niewielkie ze względu na spore uszkodzenia fizyczne, wyłączony rozrusznik oraz rozległe poparzenia trzeciego stopnia>>

Pepper: Rhodey?

Nie odpowiedziałem. Wyjąłem przyjaciela ze zbroi, zabierając do najbliższej placówki medycznej. Błagałem pierwszego, napotkanego lekarza o pomoc. Natychmiast go zabrał na blok. Mama dowiedziała się o “wypadku”. Za każdym razem, gdy Tony walczył o życie z winy walk, wmawiałem jej, że to tylko kraksa samochodem, potrącenie przez pijaka i inne takie brednie. Ruda pojawiła się krótko po niej. Była wściekła, zrozpaczona, a zarazem bardzo przerażona całą sytuacją.

Pepper: Głupia Whitney! To wszystko jej wina!
Rhodey: Wiem, Pepper. Jednak nie zauważyliśmy nic podejrzanego. My też zawiniliśmy.
Roberta: Tony za dużo ma ostatnio tych “wypadków”. Ma niezłego pecha.
Rhodey: Mamo, to nie jest śmieszne.
Roberta: Nie śmieję się.
Pepper: Oby uratowali Tony’ego.

Czekaliśmy dość długo na informację, aż wreszcie wyszedł jakiś lekarz. Długo milczał, ale skłoniliśmy do rozplątania języka.

Lekarz: Robiłem, co w mojej mocy. Bardzo mi przykro.
Pepper: Nie. Nie! Nie może być! Kłamie pan!
Rhodey: Pepper, spokojnie.
Lekarz: Gdybyśmy znali lepiej tę technologię, którą miał zepsutą, być może dalej mógłby żyć. Współczuję wam.

Więcej nie powiedział nic i poszedł. Pepper chciała rzucić się na niego z pięściami, ale w porę ją powstrzymałem.

Pepper: ZOSTAW MNIE!
Rhodey: Pepper, cii… Ochłoń, bo kogoś zabijesz.
Pepper: Nie wierzę. Oni… Oni kłamią. Tony nie zostawiłby nas.
Rhodey: Wiem o tym, ale to koniec.

Wybuchła płaczem i jedyne, co mogłem zrobić, to ją przytulić. Pewnie po paru minutach sam uświadomię sobie, do czego doszło. Na razie nie czułem nic, bo za dużo uczuć próbowało dać o sobie znać. Gdybyśmy wcześniej rozgryźli sztuczkę Whitney, on wygrałby walkę z Whiplashem. Na pewno tak skończyłaby się potyczka z największym nemezis. A teraz? Teraz nie ma nic.


Koniec.

--***---

Dziękuję Karolinie aka Sadystka za zainspirowanie, danie pomysłu na ten dramat. Oj! Takich tortur Tony jeszcze nie miał. Zerwanie z Pep, kłótnia z Rhodey'm, zła funkcjonująca zbroja i do tego niedbanie o zdrowie. Jutro widzimy się z projektem, a tak dobranoc. ;)

Za wszelką cenę- tragiczna historia o poświęceniu

2 | Skomentuj
~*Z okazji 200 partów w "IMAA inaczej" przedstawiam wam zupełnie inny scenariusz, niż do tej pory. Czy jest happy end? A w gruzach, co możesz znaleźć? Tu szukaj odpowiedzi na pytania.*~


Koniec świata
Zagłada
Ludzie giną
Intubują Pepper
Ratują
To był zwykły dzień
Zwykła lekcja
a potem
staje się tragedia
i w tej sytuacji
Ona może umrzeć
On chce ją ratować
Decyduje się poświęcić
swoje życie
by ocalić ukochaną
Jego serce
przestało być
Maszyny
próbują
utrzymać
go
przy
życiu
........... 

Za wszelką cenę



Poniedziałek. Godzina ósma. Lekcja fizyki. Klasa pisała duży test z całego półrocza. Pepper próbowała zgapić jakieś odpowiedzi od Tony'ego, który prawie kończył pisać ostatnie wyniki.

Tony: Pepper, myśl sama
Pepper: Ale ja... nie umiem
Tony: Fizyka to nie wszystko. Spróbuj coś strzelić. Nawet wypisać dwa zdania i dadzą ci punkty
Pepper: Dzięki, że we mnie wierzysz
Tony: Po prostu o ciebie dbam

Uśmiechnął się i wziął swoją kartkę, by dać ją nauczycielowi. Gdy już miał dostać arkusz, rozległ się alarm. Uczniowie nie wiedzieli, co się dzieje. Niebo spochmurniało, zmieniając się na kolor czerwony, a w dół zaczęły spadać meteoryty.

Prof. Klein: Koniec testu! Już! Uciekajcie!

Wszyscy uciekali najszybciej, jak się da. Udało im się wyjść na zewnątrz budynku. Na własnych oczach widzieli, że pogoda się również zmieniła. Zaczął padać deszcz. Przyjaciele pobiegli w stronę zbrojowni.

Pepper: Wiedziałeś, że tak będzie?
Tony: Nie! To nie powinno się zdarzyć
Rhodey: Tony, czy ty coś zrobiłeś?
Tony: Żartujesz sobie?! To nie moja wina! Musimy, jak najszybciej się schować. Najbezpieczniej będzie w fabryce
Pepper: No to mamy problem

Ulice były zatłoczone, a sfrustrowani kierowcy wyzywali jeden do drugiego. Deszcz przestał padać i zaczęły tworzyć się duże grudki gradu, mogące zabić człowieka.

Tony: Pepper, ruchy!

Dziewczyna zmęczyła się biegiem i musiała odsapnąć. Czas działał na ich niekorzyść.

Rhodey: Padnij!

Ostrzegł, krzycząc, a oni to zrobili. Jednak nie mogli się zatrzymywać. Do tego wszystkiego wiatr stał się silny, że mogła wytworzyć się trąba powietrzna.

Tony: Nie możemy się zatrzymać. Robi się coraz gorzej
Pepper: Znasz skrót do fabryki?
Tony: Można iść przez Stark International, ale nie wiem...
Rhodey: Nie da się. Zablokowane

Gdy spadały coraz to grubsze warstwy gradu, zaczęli biec, ile mieli sił w nogach.

Tony: Pepper, nie zatrzymuj się!
Pepper: Tony, uważaj!
Tony: Pepper!
Rhodey: Pepper! Nie!

Osłoniła Tony'ego swoim ciałem, by nie trafił go grad. Z trudem oddychała.

Pepper: Tony...

I upadła. Chłopak wziął ją na ręce i zabrał do najbliższego szpitala. Jak się okazało, korytarze były wypełnione pacjentami.

Tony: Potrzebny nam lekarz!

Jego donośny krzyk usłyszał dr Yinsen. Natychmiast wziął rudą na blok, by zatamować silne krwawienie. Tony był przerażony, a Rhodey dalej myślał, że był winny tej całej klęsce żywiołowej. Usiedli przed salą operacyjną. Na zewnątrz aura ponownie się zmieniła.

Tony: Rhodey, ona nie może umrzeć. Nie... Nie może

Głos mu drżał, a serce biło gwałtownie z tych wrażeń. Niezbyt optymistycznych. Linie energetyczne zostały zerwane, więc nikt nie mógł nawiązać kontaktu z bliskimi, a Virgil musiał wiedzieć, co się dzieje z Pepper.

Rhodey: Uspokój się. Będzie dobrze. Jest w dobrych rękach
Tony: Łatwo mówić, żeby się uspokoić. Dlaczego ona się rzuciła w moją stronę?! To ja powinienem być na jej miejscu! Nigdy sobie tego nie wybaczę, jeśli coś pójdzie źle
Rhodey: Tony, nie obwiniaj się. To nie twoja wina. Chciała cię uratować
Tony: To samobójstwo!

Tak się zdenerwował, że zakuło go przy implancie. Próbował się uspokoić, ale na samą myśl, że jego ukochana może umrzeć, robiło mu się słabo. Po dwóch godzinach wyszedł lekarz. Natychmiast wstał, jakby dostał piorunem.

Tony: Doktorze, co z nią?
Dr Yinsen: Nie wygląda to dobrze. Nie potrafi samodzielnie oddychać i musieliśmy ją podpiąć do respiratora. Próbuje walczyć, więc przeżyje, ale... 
Tony: Ale co? Co się stało?!
Dr Yinsen: Nie krzycz, bo to ci nic nie da. Problem jest taki, że ma uszkodzone serce. Próbujemy ją utrzymać przy życiu, lecz szanse na przeżycie są niewielkie. Leży na OIOMie

Tony zwrócił się twarzą wściekle na przyjaciela.

Tony: No i gdzie tu jest dobrze?! Nie! Ona nie może umrzeć! Nie może!
Rhodey: Tony, co się dzieje?

Chłopak słabł, ale próbował się trzymać na nogach. Razem podeszli pod wyznaczoną salę. Rhodey doskonale znał ten scenariusz na pamięć. Tam decyduje się, czy ktoś przeżyje, czy też nie. Tony wszedł do sali. Widział, jak była podłączona do różnych maszyn, a kardiomonitor pokazywał słaby puls.

Tony: Pepper, walcz. Musisz być z nami. Nie możesz umrzeć. Mogłaś się nie rzucać i pozwolić, bym to ja cierpiał za ciebie

Z oczu wypłynęły łzy. Trzymał ją za rękę. Niespodziewanie do sali przyszedł Yinsen. Prosił, by opuścił salę.

Tony: Muszę z nią być! Ona... mnie potrzebuje!
Dr Yinsen: Nic nie zdziałasz, Tony. Robimy, co się da, ale uszkodzenia są poważne
Tony: Jak bardzo?
Dr Yinsen: Serce nie pracuje, jak powinno. Tak samo było w twoim przypadku po wypadku
Tony: Czyli implant może ją uratować?
Dr Yinsen: Tak, ale nie mamy w zapasach
Tony: Ja mogę dać swój. Jestem tego pewny
Dr Yinsen: Wiem, że ci na niej zależy, ale nie możesz pozbawić się życia
Tony: Ja ją kocham! Ona musi żyć!
Dr Yinsen: Nie pozbawię cię implantu. Zostałbym posądzony o zabójstwo
Tony: Ona będzie żyć. Zrobię, co trzeba, by ją ocalić

Tony wyszedł z sali i pobiegł do łazienki. Tam w spokoju się wypłakał. Patrząc w lustro, zastanawiał się, jak ocalić Pepper. Z kieszeni wyjął scyzoryk i wyjął mały nóż, by za jego pomocą wyrwał z piersi implant. Wiedział, że to samobójstwo, ale kochał ją nad życie. Kochał i nie chciał jej stracić. W kilka minut pozbył się mechanizmu. Zaczął powoli odczuwać tego skutki, a na klatce piersiowej była krew. Zdołał wyjść na korytarz, trzymając się ściany. Obraz się zamazywał, ale nie chciał się poddać. Ostatkami sił doszedł na OIOM. Rhodey był przerażony.

Rhodey: Tony, co ty zrobiłeś?!
Tony: Daj... im... to
Rhodey: Tony!

Upadł nieprzytomnie na podłogę. Krzyk usłyszał lekarz i natychmiast sprawdził, kto go powoduje oraz dlaczego.

Dr Yinsen: Rhodey, ty mu na to pozwoliłeś?
Rhodey: Przysięgam, że nie! Błagam, proszę coś zrobić!
Dr Yinsen: Coś powiedział, nim zemdlał?
Rhodey: Mam dać ten implant

Podał mu urządzenie, a dr Yinsen sprawdził, czy chłopak nadal żyje. Sprawdził bicie serca, puls i oddech. Jego mina sugerowała, że musieli przygotować się na najgorsze. Choć uspokoiły się klęski żywiołowe, rannych i ofiar ciągle przybywało. To była apokalipsa.
Rhodey liczył, że to zły sen i nic się nie dzieje naprawdę. Specjalista wziął mechanizm i wszczepił Pepper. Od razu mógł pozbyć się respiratora, gdy znowu oddychała bez przeszkód. Role się odwróciły. Teraz to Tony umierał. Gdy Pepper powoli się wybudzała, na sąsiednim łóżku trwała walka o życie. Przyjaciel za pozwoleniem był przy niej, a Virgil wraz z Robertą mieli się zjawić. Część szkód została naprawiona.

Pepper: Rhodey, gdzie... Gdzie ja jestem?
Rhodey: Dobrze, że żyjesz. Miałaś szczęście. Jesteś w szpitalu
Pepper: Co... się stało?
Rhodey: Coś miało spaść i ty się na to rzuciłaś, by go... ochronić
Pepper: Tony? Jest tu?

Rhodey zamilknął. Wskazał na łóżko obok. Wtedy spostrzegła coś na klatce piersiowej.

Pepper: Co to tu robi?
Rhodey: To cię uratowało
Pepper: O nie! Tony!

Spojrzała znowu w tamtą stronę. Blada twarz, zamknięte oczy.

Pepper: Rhodey, czy on...
Rhodey: Nie wiem. Lekarz zaraz nam powie

I jak na zawołanie pojawił się Ho w zakrwawionym fartuchu.

Dr Yinsen: Witaj, Pepper. Jak się czujesz?
Pepper: Dobrze, ale... co z Tony'm?
Dr Yinsen: Jest w śpiączce. Od Roberty zależy, czy dalej go utrzymywać przy życiu. Nie wiadomo, czy odzyska przytomność
Rhodey: Aż tak źle? Czy to przez pozbycie się implantu?
Dr Yinsen: Tak. Już skontaktowałem się z waszymi rodzicami. Na szczęście nic im się nie stało. Byli daleko od centrum klęski
Pepper: On nie może umrzeć! Nie może! Ja go kocham!
Dr Yinsen: Powiedział tak samo, gdy prosił mnie o wszczepienie ci jego implantu

Pepper się rozpłakała. Nie mogła w to uwierzyć. Nie mogła pojąć, dlaczego on ma umrzeć. Nagle zjawili się Virgil z Robertą. Kobieta poszła porozmawiać z lekarzem na osobności.

Roberta: Czy to prawda? Tony nigdy się nie obudzi?
Dr Yinsen: Niestety, ale możliwe, że tak. Nie mam innego implantu, a sam wyrwał go sobie, by przeżyła Pepper. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z tak wielką miłością
Roberta: Obiecałam Howardowi, że będę się nim opiekować
Dr Yinsen: Spokojnie, Roberto. Nikt cię nie obwinia. Od ciebie jedynie zależy, czy mam go odpiąć od aparatury, czy też nie
Roberta: Dajmy mu czas
Dr Yinsen: Bez implantu nie będzie w stanie żyć
Roberta: To jakiś koszmar. Myślałam, że nie będzie drugiego końca świata, Że pierwszego nie przeżyję, a teraz to. Co z Pepper?
Dr Yinsen: Wróci do zdrowia, a implant jest tymczasowy. Uszkodzenia się naprawią. O dziwo ma możliwość szybkiej regeneracji. Zupełnie, jakby nie była człowiekiem
Roberta: Mam nadzieję, że Tony wróci do nas

W wiadomościach mówiono o skutkach katastrofy. Wiele osób zginęło. Virgil siedział przy swojej córce i cieszył się, że żyła, ale jej przyjaciel nie miał tyle szczęścia.

Virgil: Jak dobrze, że żyjesz. Bałem się, że ciebie stracę
Pepper: A jednak jestem tu, ale Tony...
Virgil: Będzie dobrze, Pepper

Nagle Rhodey musiał iść, bo lekarz miał do zrobienia pewne czynności medyczne. Usiadł na korytarzu i zaczął myśleć, co zrobić, jeśli Tony nigdy się nie obudzi. Co zrobić, gdy cały świat będzie potrzebował Iron Mana, a jego już nie będzie? Co zrobić, gdy straci się brata? Na te i inne pytania próbował sobie odpowiedzieć. Roberta dalej rozmawiała z lekarzem.

Roberta: Tony zawsze był silny. Musi dać radę
Dr Yinsen: Nie będę ci dawać złudnych nadziei, ale za niedługo wysiądą pozostałe narządy, jak mózg i serce
Roberta: Dlaczego to musi się dziać?! Dlaczego?!
Dr Yinsen: Nie wiem

Niespodziewanie na kardiomonitorze Tony'ego pojawiła się pozioma, ciągła linia.

Dr Yinsen: Wiedziałem, że tak będzie
Roberta: Ratuj go!
Pepper: Tony! Nie! Nie zostawiaj mnie! Proszę

Rhodey wbiegł do sali. Byli przerażeni, a jedynie Virgil był spokojny. Lekarz użył defibrylatora. Strzelił raz. Nic. Strzelił drugi raz. Ten sam rezultat. Użył adrenaliny, która również nie poskutkowała. Pepper słyszała jedynie pisk z maszyny i widok ciągłej inii dał jej znać, że ukochany odszedł. Przytuliła się do Rhodey'go. Oboje płakali.

Pepper: Rhodey... to nie... może się dziać
Rhodey: Nie wierzę. Przegrał. To nie do wiary
Roberta: A jednak. Stało się
Dr Yinsen: Przykro mi
Pepper: Nie! Nie!

Koniec

Okruchy życia, czyli 5 lat i ani roku dłużej

0 | Skomentuj


**TONY**
Rok pierwszy
Jedna szklanka, druga, trzecia i tak bez końca. Nie potrafiłem inaczej. Firma upada przez konkurencję, broń lepiej się sprzedaje, zaś technologię, którą tworzę dla ratowania życia... Nikt jej nie potrzebuje. Nawet Iron Man stał się zbędny. Pozostał jedynie problem, co zrobić z pracą. Już nawet zapomniałem, że pozostało mi zaledwie pięć lat nędznego życia. Nie mogłem zmienić swego losu. Musiałem jakoś istnieć z myślą, że będzie coraz gorzej. Na szczęście Rhodey mnie wspiera, choć czasem muszę pozostać sam i napić się jednej szklanki szkockiej.

Rok drugi
Przestałem liczyć, ile wypijam litrów trunku jednego dnia. Przestałem wpatrywać się w upływający czas. Nie chciałem wychodzić do ludzi. Wyglądałem,  niczym wrak człowieka, który stracił wszystko. Justin Hammer przejął moją firmę wraz z każdym moim wynalazkiem. I co zrobił? Stark Solutions stało się największą bombą zbrojeniową. Wojska się biły o każdą oręż do walki. W jaki sposób ten dzieciak dostał mój dorobek życia? Długo nie pojawiałem się w pracy, aż zarząd przejął władzę nad prowadzeniem biznesu. Nie chciałem zawracać Viki tym głowy. Powinna być szczęśliwa.

Rok trzeci
Alkohol mnie niszczył, ale był jedyną pożywką dla zapomnienia, co się wydarzyło w ostatnich latach. Jednak przez to, moje serce słabło. Nie pracowało, jak trzeba. Lekarka domyśliła się, czym zawiniłem. Zalecała uważać i wspomniała, że do końca pozostały mi dwa lata. Czy to dużo? Zbyt mało, żeby coś zmienić. Zbyt mało, by liczyć na jakąś ostatnią deskę ratunku. Raz przyszła do mnie Pepper. Widziała, jak wyglądałem. Było mi wstyd się pokazywać z tak ciężką kondycją. Kiedy znalazła w warsztacie puste flaszki szkockiej, nalegała na poznanie prawdy. Nie powiedziałem nic. Zażądała rozwodu.

Rok czwarty
W nocy dostałem silnego ataku serca. Nie potrafiłem oddychać. Jako, że mieszkałem sam przez zniszczone małżeństwo, musiałem wezwać pomoc. Chwyciłem ledwo za telefon, a dyspozytorka ledwo zrozumiała mój bełkot. Dobrze, że Rhodey zechciał wpaść z wizytą. I to on mi uratował życie. Zabrał do szpitala, gdzie przeszedłem zabieg. Cały ten stres, trudna sytuacja z Pepper i Viki oraz upływ czasu, były przyczyną zawału. Przyjaciel ciągle był przy mnie, wspierając w tak trudnej walce. Nalegał, żebym powiadomił je o tym, co się stanie. Umrzeć miałem dopiero za rok, choć siły życiowe odchodziły już teraz. Poprosiłem kobiety mego życia na przyjazd do szpitala. Tylko Viki się nie zjawiła.

Rok piąty
Byłem podpięty do różnych maszyn. Leżałem bez ruchu, wpatrując się w twarz Rhodey'go i mej ukochanej rudowłosej. Wiedziałem, że umierałem, dlatego chciałem przyznać się do wszystkiego, co się wydarzyło przez te wszystkie lata. Opowiedziałem jej, jak firma stała się czymś złym. Mówiłem, że przez alkohol próbowałem zapomnieć, ale to jedynie doprowadzało organizm do całkowitego wyniszczenia. Kiedy skończyłem swoją historię, usiłowałem podnieść rękę, by ścisnąć jej dłoń. Z pomocą Rhodey'go udało się. Ona jedynie powiedziała słabo moje imię, a po policzkach spłynęły łzy. Pragnąłem ją przytulić. Poprosiłem i tak zrobiła. Ostatni obraz, jaki pamiętałem, był uśmiech Pep. Uśmiech nadziei, która zgasła wraz z wybiciem końca czasu.

**PEPPER**

Rok pierwszy
Tony nic mi nie mówił. Mało kiedy się odezwał do mnie jakimś słowem. Nawet, kiedy Viki przyjeżdża w odwiedziny, nie potrafimy rozmawiać, jak prawdziwa rodzina. Coś musiało się stać, że staliśmy się dla siebie obcy. Unikaliśmy się, niczym woda ognia. Hammer próbował zdobyć Stark Solutions, więc pewnie stąd odcięcie mojego męża od nas. Jednak problemów było więcej. Czułam, że próbował ukryć coś przede mną. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Starałam się z nim porozmawiać, ale on jedynie zamknął się warsztacie, prosząc o chwilę samotności.
Rok drugi
Firma upadła. Nie wiem, jak będziemy teraz żyć. Nic nie powiedzieliśmy naszej córce, choć w gazetach było głośno o sukcesie przedsiębiorcy Hammer Multinational, a Tony wyglądał, jakby miał gorączkę. Chciałam zmierzyć mu temperaturę, lecz nim się obejrzałam, ponownie zniknął za drzwiami warsztatu. Podejrzewałam kolejne prace nad zbroją. Jednak złoczyńcy zostali dawno powstrzymani. Musiał zajmować się innym zajęciem. Nie posądziłabym go nigdy o zdradę. Martwiłam się, że wpadł w jeszcze większe bagno, a ja byłam bezradna. Nie mogłam mu pomóc. Nie mogłam. Nie mogłam, ale chciałam.

Rok trzeci
Wykorzystałam nieobecność męża, by poszperać w jego sanktuarium. Chciałam znaleźć odpowiedź. Miałam niewiele czasu, bo od lekarki z pewnością szybko wróci. Raczej nie będzie chciała go zostawić w szpitalu. Przecież poszedł jedynie na badania kontrolne. Znalazłam na podłodze puste flaszki whiskey, rozrzucone narzędzia i jakieś niedokończone śniadanie  z bodajże kilku tygodni. Gdy wrócił do domu, nalegałam na rozmowę. Był wściekły, że grzebałam mu w rzeczach. Byłam na niego wściekła. Puściły mi nerwy. Chciałam się z nim rozwieść. I powiedziałam mu to.


Rok czwarty
Siedziałam w nocy przy oknie, rozmyślając nad tym, czy warto walczyć o małżeństwo, które już było w gruzach. Zerwałam z nim wszelkie kontakty, lecz numer nadal pozostawiłam. Jakaś część mnie pragnęła zacząć wszystko od nowa. Dać mu szansę. Tony Stark nigdy nie stałby się alkoholikiem. Rhodey do mnie zadzwonił, mówiąc, co się stało Tony'emu. Miał atak serca. Nie bardzo potrafiłam uwierzyć. Nie chciałam być brana na litość. Jednak wszystko się zmieniło, gdy usłyszałam jego słaby głos w słuchawce. Prosiła, żebym przyjechała razem z Viki. Jednak ona nie chciała go znać. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego.

Rok piąty
Byłam przerażona diagnozą. Mój mąż umierał. Przez cały ten czas, gdy posądzałam go najgorsze. Okazało się, że przez alkohol pragnął zapomnieć o problemach. Wiedział, jakie będą tego efekty. Stąd był wcześniejszy zawał. Lekarka pozwoliła mi przy nim być w tych ostatnich minutach jego życia. Usiłował ścisnąć moją rękę. Był taki słaby, że Rhodey pomógł mu ją podnieść. Sama ścisnęłam dłoń. Wypowiedziałam jego imię i przytuliłam bo tego chciał. Z bezradności zaczęłam płakać, bo nic nie mogłam zrobić. Uśmiechnęłam się, dodając otuchy. Na przeprosiny również zabrakło czasu. Spóźniłam się.


**RHODEY**

Rok pierwszy
Ukrywanie tajemnic bywa trudne, choć ja potrafiłem trzymać dziób na kłódkę. Jednak wolałbym powiedzieć Pepper, dlaczego Tony tak dziwnie się zachowuje. Nie wiedziała o diagnozie, a obiecałem przyjacielowi o dotrzymaniu tego sekretu. Nie chciał je martwić, ale i tak to robił. Myślałem, że nie wpadnie w żadne kłopoty. Myliłem się. Podczas ostatniego spotkania, zauważyłem niesprzątniętą flaszkę po szkockiej. Zaczynałem go podejrzewać o problem alkoholowy. Próbowałem się upewnić, iż błędnie sądzę. Niestety, ale sam przyznał się do spożywania trunków w szkodliwych ilościach.

Rok drugi
Tony wpadł w gorsze tarapaty. Nie wiem, dlaczego zaniedbał pracę. Przecież specjalnie siedział dłużej w pracy, by Pepper z Viki nie brakowało pieniędzy na nic. Nie potrafiłem uwierzyć, że tak po prostu oddał swój dorobek życia w ręce Justina Hammera. Z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej. Czasem było trudno mi go rozpoznać po nieogolonym zaroście na twarzy. On nie stracił wszystkiego. Ciągle miał mnie i swoją rodzinę. Jednak mówienie mu o tym nie poprawiało sytuacji. Sięgał po kolejny kieliszek alkoholu. Teraz byłem przekonany, że stał się alkoholikiem.

Rok trzeci
Czekałem na jakiś znak od przyjaciela. Mieliśmy się spotkać, ale on zmienił plany. Dopiero wieczorem odebrałem od niego telefon. Mówił zrozpaczonym głosem. Powiedział, że Pepper zażądała rozwodu. Nie chciała z nim żyć pod jednym dachem, a córka się nie odezwała już po tej awanturze. Współczułem mu. Prosiłem, żeby walczył o swoje małżeństwo. Żeby nie poddawał się. Jednak miał już dość. Nalegałem na wyrzucenie każdej flaszki szkockiej, jaka pozostała na półce. Krzyczał, że to mu pomaga zapomnieć. Zapomnieć? A od czego miał mnie? Jestem jego przyjacielem, ale i też bratem. Chyba o tym nie pamięta.

Rok czwarty
Nie mogłem zasnąć. Coś mi mówiło, by zobaczyć się z Tony'm. Nie odbierał telefonu, a jeszcze tak późno nie było. Ledwo dwudziesta. Postanowiłem pojechać do niego, by upewnić się, że nic mu nie jest. Ostatnio bardzo zaniedbał swoje zdrowie przez ciągle picie. Nie raz dostał ataku. Na szczęście niegroźnego, ale i tak się martwiłem. Kiedy pojawiłem się na miejscu, usłyszałem niepokojący huk, jakby coś spadło na ziemię. Natychmiast otworzyłem drzwi, a na ziemi leżał mój przyjaciel, trzymając się za serce. Nie potrafił oddychać.
Prosiłem, żeby powiadomił Pepper. I zrobił to. Zabrałem go do szpitala, bo to był silny atak serca.

Rok piąty
Nie chciałem słyszeć żadnych złych wieści. Jednak miał ostatnie godziny na powiedzenie tego, czego nie zdołał przekazać przez te kilka poprzednich lat. Lekarka nie dawała żadnych szans na wyleczenie. Przyznał się swojej żonie, co robił i dlaczego tak dziwnie się zachowywał. Milczałem, bo miałem o tym wszystkim pojęcie. Mogliśmy jedynie się z nim pożegnać. Pomogłem mu podnieść rękę, by uścisnął jej dłoń. Tylko jego córki nie było. Pewnie bardzo przeżyła, jak ich skrzywdził. Pepper lekko się uśmiechnęła, ale płakała. Potem zamknął oczy i sam uroniłem łzy, wiedząc, czego byłem świadkiem. Straciłem brata.

**VICTORIA**
Rok pierwszy
Próbowałam się usamodzielnić, mieszkając osobno od rodziców. Nadszedł czas posmakować życia. Jednak na weekendy przyjeżdżałam w odwiedziny. Cieszyłam się, że znalazłam chłopaka. Pomagał mi, kiedy go potrzebowałam i zawsze mogłam liczyć, że mnie wysłucha. Właśnie byłam na rodzinnym obiedzie. Zwykle każdy z nas coś powiedział. Śmialiśmy się, lecz teraz z niewiadomego powodu pozostała tylko cisza. Nawet mama, która potrafiła mówić wiele rzeczy na raz, milczała. Podejrzewałam jakieś kłopoty między nimi lub sprawa firmy bardzo przytłaczała ojca przez konkurencję.

Rok drugi
Nigdy nie zwierzałam się chłopakowi z problemów rodzinnych. Nie chciałam go nigdy tym przytłaczać, ale miarka się przebrała. Nie potrafiłam być spokojna. Zwłaszcza, kiedy Stark Solutions wpadło w ręce Justina Hammera. Chciałam porozmawiać z mamą, więc przyjechałam wcześniej się z nimi zobaczyć. Problem w tym, bo tata nas unikał i mogłam jedynie pogadać z moją rodzicielką. Była zagubiona. Nie wiedziała, co powiedzieć. Ja sama nalegałam na jakiekolwiek wyjaśnienia. Musiałam jakoś odkryć prawdę, co się z nim działo. Niestety, ale nie potrafiłam z nim nawiązać kontaktu.

Rok trzeci
Akurat chciałam pobyć trochę sama z moim chłopakiem. Pragnęliśmy miło spędzić czas. Zaaranżował przepyszną kolację, a wino wybrał idealne na ten wieczór. Już mieliśmy przejść do drugiej części, jaką była namiętna noc, lecz została przerwana przez telefon mamy. Poprosiłam, by mi wybaczył. Nie był zły i rozumiał, że to może być coś ważnego. Wyszłam na chwilę z pokoju, a on szykował się do seksu. Miałam nieodebrane połączenie, więc zadzwoniłam ponownie pod ten sam numer. Usłyszałam płacz przez słuchawkę. Dowiedziałam się o planie rozwodu.

Rok czwarty
W końcu mogłam spędzić upojny wieczór z ukochanym. Nic nam nie przerwało. Specjalnie wyłączyłam telefon. Szybko doznałam rozkoszy, aż upadliśmy zmęczeni całym stosunkiem, wtulając się do siebie. Ponownie złożył pocałunki na moich ramionach, szepcząc, że mnie kocha i nigdy nie miałby zamiaru mnie pozostawić. Pragnęłam spędzić z nim życie. Kiedy miałam zamiar iść do łazienki, on uklęknął przy mnie i poprosił o rękę. Zgodziłam się, rzucając się na szyję. Płakałam ze szczęścia. Jednak w głowie pojawiły się zmartwienia. Włączyłam telefon. Zauważyłam wiadomość. Tata miał zawał.


Rok piąty
Odwiedziłam ojca w szpitalu, choć nie miałam odwagi przekroczyć progu sali. Sama dowiedziałam się od lekarki, ile mu czasu pozostało. Miał tej nocy skonać, ale nie chciałam, by na mnie patrzył swoim bladym spojrzeniem. Wolałam obserwować wszystko zza szyby razem z narzeczonym. Było mi trudno powstrzymać łzy, gdy mama zaczęła płakać, a wujek również nie potrafił się powstrzymać. Pragnęłam tam wejść, lecz coś mnie powstrzymywało. Szepnęłam jedynie, że się z nim żegnam i życzyłam mu wiecznego spokoju. Po powrocie do domu, padłam na łóżko, płacząc bez opamiętania. Poczułam utratę kogoś bliskiego. Utratę ojca.
KONIEC

----**---

Pierwszy raz pisałam w takiej formie, jak tu widzicie. Po prostu czasem rozmyślamy nad sensem własnego istnienia. Stąd taka, a nie inna notka. Zalicza się do dramatów, bo nasi bohaterowie nie kończą szczęśliwie.
© Mrs Black | WS X X X