Part 321: Zagubiona towarzyszka


**Roberta**

Pepper ciągle siedziała przy nim. Nie spuszczała go z oka, a jego córka gdzieś błądziła po szpitalu. Dawno się nie pojawiła obok swojej mamy. Widocznie bardzo przeżywała kłótnię oraz to, co działo się z jej ojcem. Powinnam sprawdzić, czy poczuła się lepiej. Wszystko tylko nie przyznawać się do prawdy.

Pepper: Gdzie idziesz?
Roberta: Poszukać Marii. Długo nie wraca
Pepper: Potrzebuje czasu, by zrozumieć
Roberta: No nie wiem, Pepper. Może lepiej zobacz, czy czegoś nie potrzebuje. Nie zapominaj, że ona też się martwi
Pepper: Zgoda, ale... Jakoś mam wrażenie, że nie wiem wszystkiego
Roberta: Co takiego?
Pepper: Nie znam całej prawdy. Wszyscy milczą. Mam rację?
Roberta: Powinna jeszcze być w szpitalu. Lepiej zacznij od łazienki
Pepper: A ty?
Roberta: Zostanę tutaj. Gdyby coś się działo, od razu ci powiem
Pepper: Mam taką nadzieję... Zaraz wrócę, kochany. Kocham cię

Ucałowała mu dłoń i z lekkim uśmiechem wyszła z sali. Akurat w tym momencie pojawił się lekarz. Powiedział mi, że wyniki nie były, aż takie złe, choć sprawa z implantem wyglądała bardzo poważnie. Pomimo kiepskiego stanu, nalegał, by być dobrej myśli, bo walczył. Walczył, więc nie poddał się. Prawdziwy Iron Man w zbroi lub bez. Zawsze stara się dojść do zwycięstwa. Specjalista jedynie podał zwykłe leki i spisał parametry, wychodząc na korytarz.

**Maria**

Długo nie wychodziłam z łazienki, bo płakałam. Ludzie tylko mnie mijali, ale zdarzało się, że ktoś podszedł i zapytał z troską o samopoczucie. Nic nie odpowiadałam. Milczałam, cierpiąc w samotności. Według zegarka w komórce, siedziałam tu ponad cztery godziny. Może dłużej?
Gdy próbowałam się pozbierać, usłyszałam, jak ktoś wchodził do pomieszczenia. Mama? Od razu przytuliła mnie, aż poczułam jej wewnętrzny strach. Bała się.

Maria: Mamo?
Pepper: Wybacz za tamtą kłótnię. Kłamałam, by cię chronić przed problemami. Myślałam... Myślałam, że jakoś sam zdoła się pozbierać, a on walczył z dwoma wrogami. Prawie zginął. Wiesz o tym, prawda? Jednak leży już w innej sali. Będzie coraz lepiej, córeczko. Poradzimy sobie z tym razem

Niby uśmiechnęła się, a z drugiej strony, to nadal odczuwała ten niepokój. Postanowiłam z nią pójść do taty. Jeśli mówiła prawdę, niebawem się obudzi. Wróci z nami do domu.
Po znalezieniu się na miejscu, pani Rhodes siedziała przy jego łóżku. Ledwo nas zauważyła, odwracając się.

Pepper: Roberto, wszystko gra?
Roberta: O! Widzę, że znalazłaś zgubę. Cieszę się... Jak się czujesz, Mario?
Maria: Jest okej, chociaż martwię się o tatę
Roberta: Jak wszyscy
Pepper: Proszę... Odpowiedz mi na pytanie... Co mówił lekarz?
Roberta: Za kilka dni powinien się obudzić
Pepper: Kłamiesz! Powiedz... Co tak naprawdę jest grane?
Maria: Pani nas okłamuje? Dlaczego?
Roberta: Zgoda. Powiem wszystko, co wiem... Tony jest...

**Ivy**

Żółtodzioby. Nie dawali rady z podstawową serią ćwiczeń. Widocznie obijali się, a z takich nie da się zrobić żołnierzy. Oni mają walczyć za kraj? Raczej Akademia Wojskowa nie pasowała do takich typków. Robili damskie pompki, męcząc się po minucie. Coś jeszcze? No tak. Idioci, którzy źle trzymali karabin. A potem zdarzają się amputacje kończyn.

Ivy: Ruchy, ruchy, RUCHY! Nie ociągać się, gamonie!

Krzyki nic nie wskórały, a cierpliwość się kończyła. Oj! Rhodey, byłeś zdecydowanie lepszym kadetem. Zatęskniłam za rodziną, bo przy nich działy się niespotykane rzeczy. W Akademii będzie wiało nudą. Chyba, że zmienię tor przeszkód na prowizorycznie łatwy. Przedszkolak bez trudu przeszedłby go w pięć minut.

~*Piętnaście minut później*~

**Rhodey**

Siedziałem z Dianą, oglądając film. Oczywiście nie wytrwaliśmy długo przy nim, więc skakała ponownie po kanałach. W końcu znudziło to nastolatkę. Poszła do garażu ćwiczyć swoje moce. Oby nie spaliła samochodu.
Nagle w pokoju przestraszyłem się przez narastający dźwięk telefonu. Od mamy. Nie zdążyłem odebrać połączenia. Potem dostałem SMS-a o dziwnej treści.

Tony jest na kardiochirurgii. Musimy pogadać w cztery oczy

Nigdy w życiu nie spodziewałbym się takiej wiadomości. Zaczynałem się niepokoić. Zdecydowałem pojechać do szpitala. Najpierw sprawdziłem, jak córka bawiła się "zabawkami". Rozsypała wszelkie narzędzia po podłodze, co przesuwały się bez dotyku ręki. Jedynie dostrzegłem wokół nich moce elektryczności.

Rhodey: Eee... Co ty robisz?
Lightning: Ćwiczę. Nie widzisz?
Rhodey: No widzę, ale... Nieważne... Muszę jechać do szpitala. Zostaniesz sama?
Lightning: Spoko. Nic nie zrobię. Hahaha! Chyba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X