Part 303: Przekraczając granice możliwości



**Rhodey**

Nie odpowiedziała. Jak na złość musiała się rozłączyć. Bałem się, co ona mu zrobiła. Dlaczego krzyczała, a później tak nagle się rozłączyła? Przyjaciółka zawsze była chodzącą zagadką, ale teraz liczyło się coś więcej poza tym, do czego się posunęła. Słowa są kluczem. Ratuję go, więc nie przeszkadzaj. Co to miało znaczyć? Nie zastanawiałem się długo nad odpowiedzią i zdecydowałem zobaczyć na własne oczy, co ruda robiła. Cmoknąłem żonę w czoło, wychodząc z domu.
Kiedy znalazłem się na miejscu, minęła jedna godzina od tej rozmowy. Nigdzie nie było światła. Za wyjątkiem jednego miejsca. Pobiegłem do pomieszczenia medycznego, gdzie znalazłem ją we krwi nad stołem z narzędziami.

Rhodey: Pepper, co ty wyprawiasz?! Chcesz go zabić?!
Pepper: Powiedziałam, że masz mi nie przeszkadzać! JARVIS, jaki jest stan?

[[Wykryłem nienaturalne bicie serca, co wiąże się z...]]

Pepper: Nie kończ! Wiem, co to znaczy!
Rhodey: Pepper?
Pepper: Będziesz tak stał, czy jakoś się przydasz?!
Rhodey: Nie znam się na tym
Pepper: Ja też, ale daję radę
Rhodey: Po tych twoich krzykach nie byłbym taki pewny
Pepper: Rhodey, do cholery! Pomożesz?!
Rhodey: Co mam robić?
Pepper: Na razie kontroluj, czy się budzi albo dzieje coś złego
Rhodey: Zgoda

Posłuchałem się jej, robiąc ciągłą analizę stanu Tony'ego. Akurat te życie miała w rękach jego własna żona. Czy to dobrze? Jeśli nic się nie spieprzy, będzie dobrze.

~*Dwie godziny później*~

**Pepper**

Robiłam wszystko według wskazówek komputera. Wszystko szło mniej więcej gładko, aż doszło do najgorszego. Rhodey krzyczał, że funkcje życiowe drastycznie spadały. Usiłowałam jakoś opanować sytuację. Wstrzyknęłam adrenalinę, ale substancja w niczym nie pomogła.
Nagle kardiomonitor zaczął piszczeć, pokazując ciągłą linię. Nie mogliśmy użyć defibrylatora, dlatego jedynym ratunkiem były moje moce. Skupiłam się na sercu, które potrzebowało zastrzyku energii. Zamknęłam oczy, a siła przepłynęła przez ciało chorego. Czułam jej utratę, ale walczyłam za niego. Tak było trzeba.

Rhodey: Pepper, starczy! Wrócił
Pepper: To... dobrze
Rhodey: Ej! Co się dzieje?
Pepper: Wygraliśmy

Upadłam na podłogę, zaś przyjaciel zdołał mnie złapać, nim uderzyłam o podłoże. Musiałam nabrać mocy. Pozostało jedynie czekać na przebudzenie ukochanego. Trochę mu zajmie pobudka, bo bardzo przeciążył swoje serce. Na szczęście część uszkodzeń zdołałam załatać, choć tym sposobem spowolniłam to, co nieuniknione. Śmierć.

**Rhodey**

Gdy tylko zabrałem Pepper na kanapę, by odpoczęła, zszyłem rany, a brat o dziwo zaczął odzyskiwać przytomność. Chciał wstać, lecz mu odradzałem. Jak zwykle narobił nam stracha.

Rhodey: Żeby to było ostatni raz, Tony. Mam dość tego strachu o twoje życie. Pepper też i właśnie zasnęła. Chcesz jej coś przekazać?
Tony: Przepraszam... To moja wina... Czy ona... znowu używała... mocy?
Rhodey: Chyba tak, ale nie martw się. Żyje... Tak właściwie, to ona cię uratowała
Tony: Po raz kolejny... Nie zdołam sobie przypomnieć... Rhodey, muszę coś zrobić. Pomożesz?
Rhodey: Zależy, w czym
Tony: Czuję się winny, dlatego chcę przygotować dla niej wyjątkową niespodziankę
Rhodey: Hmm... Niespodziankę, powiadasz? Może wybranie się całą rodziną do parku na piknik?
Tony: Dobry pomysł, ale gdyby któryś z wrogów się pojawił...
Rhodey: Ja go odgonię
Tony: Poważnie?
Rhodey: No jasne. Sam potrzebowałem oderwać się od obowiązków. Pora na was
Tony: Zgoda. Najpierw pójdę po Marię
Rhodey: Nie, chłopie. Wpierw sen, jasne?
Tony: Oj! Niech będzie

Pomogłem mu wstać ze stołu i poszliśmy do salonu. Kanapę zajmowała mała Starkówna, czyli spać będzie w sypialni. Ostrożnie wszedłem z nim po schodach, podtrzymując, żeby nie upadł.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, ciało zmusiło mnie do tego samego stanu. Do stanu spoczynku. Zostawiłem przyjaciela w pokoju, bo chyba mama miała ze mną do pogadania.

Roberta: Wszyscy śpią, a ty nie
Rhodey: Zajęłaś się Marią?
Roberta: Szybko wróciła do domu... Czemu masz ręce we krwi?
Rhodey: Zapomniałem ich umyć
Roberta: Robicie dziwne rzezy. Co tym razem?
Rhodey: Musiałem pomóc Pepper
Roberta: To jej krew?
Rhodey: Nie!
Roberta: A kogo?
Rhodey: Tony'ego
Roberta: Wy na serio zwariowaliście. Takimi rzeczami zajmują się specjaliści... Dlaczego to zrobiliście?
Rhodey: Mamo, on mógł umrzeć, a my wiemy, do czego służy implant. Nikt nie mógłby mu pomóc
Roberta: Czyli żyje dzięki waszej dwójce?
Rhodey: Jest w sypialni. Nie widziałaś, jak go zabrałem na górę?
Roberta: Niezbyt. Patrzyłam się w inną stronę... Rhodey, rozumiem wasz cel działania, ale nie przesadzajcie, bo sami możecie pogorszyć sytuację
Rhodey: Wiem, mamo. Wiem
Roberta: Zgaduję, że zostajesz z nimi
Rhodey: Muszę, bo mam ważną misję
Roberta: Jaką?
Rhodey: Rodzinną

--**--

W związku z tym, że jest mało czytelników, notki będą pojawiać się do 26 października. Będzie długa przerwa i dopiero w styczniu wrócą opowiadania.

2 komentarze:

  1. Tylko nie to. Uwielbiam twoje opowiadania 😱😱😱

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że jeszcze to czytasz. Jednak muszę odpocząć od bloga. Obiecuje wznowić pisanie najszybciej, jak to możliwe. Dzięki, że zostałaś. Doceniam to ;)

      Usuń

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X