Part 318: Kiedy zgaśnie światło


**Pepper**

Czekać na odpowiedź? Co dokładnie Roberta miała na myśli? Tony ani razu nie otworzył oczu. Musiałam uzbroić się w cierpliwość. To było jedyne wyjście. Maria tylko chciała dowiedzieć się, kiedy będzie mogła wejść. Lekarka zajęła się nią przez chwilę i przyprowadziła moją córkę do nas. Też niepokoiła się jego stanem. Nadal utrzymywaliśmy dziewczynę w niewiedzy, lecz mogła przekroczyć próg sali.

Maria: Mamo, co się dzieje z tatą?
Pepper: Nic takiego... Jest chory i musi odpoczywać
Maria: A w domu nie może chorować? Czemu szpital?
Pepper: Bo tam nie leżałby w łóżku. Wiesz, jaki on jest. Zamiast nic nie robić, to pracowałby godzinami w fabryce
Maria: Ale zniszczyli ją... Nie mógłby w niej pracować
Pepper: On zawsze znajdzie jakiś sposób

Mało brakowało, a powiedziałabym o dodatkowej zbroi. Wtedy wiedziałaby, że kłamię o chorobie. Uspokoiłam swoje nerwy, wstając z podłogi. Nie odezwała się ani jednym słowem. Jednak miałam pewne obawy. Domyślała się prawdy.

Pepper: Córeczko, wszystko gra?
Maria: Nie mówisz mi wszystkiego. Co tak naprawdę się stało?
Roberta: Mario, za bardzo się przejmujesz. Gdyby z twoim tatą byłoby źle, nie byłabyś tutaj, prawda?
Pepper: To nic nie da. Ona wie
Maria: Co wiem?
Pepper: Wszystko
Maria: Nie rozumiem
Pepper: Wiesz, że ma chore serce. Ostatnio nie pokazywał tego po sobie, ale bardzo źle się czuł
Roberta: Pepper, o czym ty mówisz?
Pepper: Wiedziałam, jak cierpiał i nie miałam zamiaru cię tym przytłaczać. Teraz dzielnie walczy, by wrócić do nas
Maria: On... On umiera?
Pepper: Nie, choć nie jest z nim dobrze
Maria: Długo miałaś zamiar mnie utrzymywać w niewiedzy? Odpowiedz, mamo!
Pepper: Nie chciałam, żebyś o tym myślała, rozumiesz?
Maria: Nie... Nie rozumiem. Jak mogłaś?!
Pepper: Maria, zaczekaj!

To była chwila, kiedy na jej twarzy pojawił się żal. Powiedziałam połowę prawdy. Poczułam lekką ulgę, lecz nie przypuszczałam tak burzliwej reakcji.

Pepper: Znienawidzi mnie za to
Roberta: Zrobiłaś dobrze, a ona potrzebuje chwili namysłu
Pepper: Chyba... Chyba masz rację

Akurat, kiedy odzyskałam spokój, pisk maszyny wszystko zniszczył. Spojrzałam na implant, którego światło zbladło. Wołałam lekarza. Nie wiedziałam, że podczas śpiączki organizm może się tak zbuntować. Zostałyśmy wyproszone z sali.

Pepper: Tony... Jestem tu... Musisz walczyć

Położyłam dłoń na oknie, przyglądając się pracy lekarzy, co walczyli o jedno życie, bo mogło zgasnąć w ułamku sekundy. Nadzieja rozpadła się, jak domek z kart.

~*Pół godziny później*~

**Ivy**

Diana próbowała ogarnąć porządek przez pandę małą. Mąż nadal wyglądał na przytłoczonego całą sytuacją. Martwił się o brata, a do tego musiał znieść moją nieobecność przez następne miesiące. Wspólnie podjęliśmy decyzję. Rozumiał, że kiedyś miało nastąpić rozstanie.

Ivy: W porządku, Rhodey? Może połóż się i zaśnij
Rhodey: Nie mogę. Przecież miałem pilnować Diany
Lightning: LIGHTNING!
Rhodey: KRZYCZEĆ NIE MUSISZ! No i widzisz, co ona wyprawia. Ktoś powinien mieć na nią oko
Ivy: Wiem, ale sama dam radę
Rhodey: Lepiej odpocznij przed podróżą
Ivy: Oj! Nie lecę, aż tak daleko. To tylko New Jersey
Rhodey: I tak będę tęsknił. Gdyby zbrojownia nie została zniszczona, poleciałbym do ciebie w odwiedziny
Ivy: O! To miłe z twojej strony
Rhodey: Wrogów już nie ma, więc będę leniuchował przy telewizorze
Ivy: Hahaha! No niestety, chociaż... A kosmici?
Rhodey: Nie przesadzaj. Raczej nie opanują Ziemi. Jest tyle herosów, że nie zliczysz ich na palcach jednej ręki
Ivy: Masz się oszczędzać z tą nogą. Zapomniałeś?
Rhodey: Pamiętam

Pocałowałam ukochanego w usta, aż zapragnęłam rzucić go na kanapę. Szybko zrezygnowałam, bo nasza córeczka miała problem z dzikim zwierzęciem. Oby do jutra zwróciła ją do zoo. Rhodey tego dopilnuje.
Gdy kolejny pocałunek oddałam w szyję, wyprzedził moje myśli, popychając mnie na tapczan.

Ivy: Oszczędzaj nogę
Rhodey: Poradzę sobie i bez niej

Jego dłonie wędrowały wzdłuż dekoltu, aż do brzucha. Tam zatrzymałam go, kładąc ręce. Zachowywał się niegrzecznie. Czułam, że był napalony, aby posunąć się do głębszej namiętności bez zabezpieczenia. Czy Diana zaakceptowałaby rodzeństwo? Zabawne, bo nie powinna być jedynaczką.
Kiedy moja blokada została złamana, rozpiął guzik od spodni, rozsuwając też suwak za jednym zamachem. Wszystko szło tak gładko, a podniecenie wzrastało z każdym posunięciem męża. Już miał wsunąć rękę do moich majtek, gdy na nas wskoczyła panda. Poważnie?

Rhodey: Aaa!
Lightning: Sorki, ale uciekła mi
Ivy: Rhodey?
Rhodey: Ach! Prawie... miałem... zawał
Lightning: Ups? Przeszkodziłam wam? Ej! Czy wyście chcieli mi zrobić braciszka? Zabraniam wam!
Ivy: To nasza sprawa! Idź do pokoju!
Rhodey: Na dziś... wystarczy
Ivy: Chyba masz rację

Zapięłam dżinsy, doprowadzając się do porządku. Nie pomyślałabym, żeby to panda nam przeszkodziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X