Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FAZA 14. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą FAZA 14. Pokaż wszystkie posty

Part 336: Zaćmienie

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Zadałem dosyć kłopotliwe pytanie. Pepper miała mętlik w głowie. Uważałem, że warto podjąć ryzyko, jeśli istnieją szanse na całkowite wyleczenie. Najpierw musieliśmy skupić się na Ultimates. Pewnie coś planują. Nie uwierzą w szybką śmierć. Wyślą jakiś zespół do oględzin, a gdy dowiedzą się, że przeżyliśmy, przylecą do zbrojowni dokończyć dzieła.
Gdy wyszedłem z pokoju medycznego, odezwał się alarm. Znowu w porcie.

Rhodey: JARVIS, co mamy?

[[Wykryłem potężną energię w tamtym obszarze]]

Rhodey: Diana wróciła?

[[Jest pan w błędzie. Pojawił się nowy Inhumans]]

Rhodey: Ultimates mogą na niego polować... PEPPER, ZOSTAŃ Z TONY'M
Pepper: CHCĘ WALCZYĆ
Rhodey: NAJPIERW MU POMÓŻ. MARIA NIE DA SOBIE RADY
Pepper: EJ!
Rhodey: ZARAZ WRÓCĘ

Uzbroiłem się w pancerz, śledząc źródło mocy. Przemieszczało się, zmieniając swoje położenie. Jednak ktoś mnie wyprzedził, walcząc z oprychami. Nie mogłem w to uwierzyć.

Rhodey: Diana?

**Lightning**

Och! Kiedy on się nauczy mojej ksywki? Tak trudno zapamiętać? Lightning! Lightning, do cholery! Medusa prosiła, żebym pomogła nowej przemienionej dziewczynie z mojej drugiej rodziny. Bez taty dawałam sobie radę, smażąc obwody w broni. Teraz tak łatwo mnie nie pokonają. Nahrees nauczyła kolejnych sztuczek, co z pewnością przydadzą się podczas walki.
Gdy odrzucałam ich na sporą odległość, nastolatka uciekała w popłochu. Jeszcze nie znałam jej mocy. Była przerażona przemianą.

Lightning: Tatku, zajmiesz się nią?
Rhodey: A nie lepiej rozprawić się z Ultimates?
Lightning: Kim?
Rhodey: Taką mają nazwę
Lightning: Eee... Mów, jak chcesz. Najważniejsze, by polegli
Rhodey: Wiadomo

Wystrzelił z repulsorów, rozpraszając wrogów od nas, zaś ona nadal biegła w tym samym kierunku. Próbowałam ją złapać, lecz ciągle przybywało więcej ludzi z tej tajemniczej organizacji. Cóż... Pora pokazać nową sztuczkę. Wytworzyłam w dłoniach kulę energii, która rosła coraz bardziej, aż wybuchła, porażając elektronikę.

Rhodey: Diana, coś ty zrobiła?!
Lightning: Ups?

No tak. Zbroja padła, jak zużyta bateria. Przynajmniej powstrzymałam tych złych, tak? Medusa pojawiła się z Lockjaw i Blackboltem przy nowej Inhumans. Królowa uspokajała ją, zabierając do Attilanu. Misja wykonana. Uratowałam nieludzkie życie. Może zaczną mnie nazywać, jak powinni? Podeszłam do ojca, dając mu energię do uruchomienia tej puszki.

Lightning: Żyjesz?
Rhodey: Ech! Tak... Już zniknęli?
Lightning: Teraz będą musieli jej pomóc w poznaniu mocy
Rhodey: Dobrze cię widzieć, córciu. Martwiłem się, że zrobili ci krzywdę
Lightning: Taa... Te gnojki spróbują kogoś dotknąć, a spalę im wnętrzności w pył!
Rhodey: Ej! Lightning, spokojnie. Nie tak nerwowo
Lightning: Sorki
Rhodey: Zaczynasz mi przypominać Pepper
Lightning: Hahaha!
Rhodey: To nie jest śmieszne
Lightning: Oj! Przecież żartowałam
Rhodey: Naprawdę? Jakoś nie mogę w to uwierzyć
Lightning: Dzwoniłeś do mamy?
Rhodey: Byłem zajęty, a ona też się nie odezwała
Lightning: Trenowanie idiotów pochłania czas i cierpliwość
Rhodey: Hahaha! Ze mną nie miała problemu
Lightning: O! Więc tak ją poznałeś? Opowiesz mi?
Rhodey: Innym razem. Wracam do zbrojowni
Lightning: Lecę z tobą
Rhodey: Okej. Lepiej trzymaj się mocno
Lightning: Potrafię sama

Uśmiechnęłam się głupawo, uderzając w podłoże. Chyba mu szczęka opadła. Nie odezwał się ani jednym słowem.

Lightning: Co? Zatkało kakao?

**Tony**

To był sen. Prawdziwy koszmar. Pragnąłem się z niego obudzić. Moje prośby zostały wysłuchane, bo otwierałem oczy. Jedna osoba pochylała się nade mną. Kim ona była? Miała na palcu obrączkę, więc ożeniła się. Kto był tym szczęściarzem? Dziwnie się czułem. Niby ją kojarzyłem, ale słabo.

Pepper: Tony, nareszcie się obudziłeś!
Tony: Dlaczego płaczesz? Ktoś umarł?
Pepper: Ty, głupku. Mało brakowało, wiesz? Cudem cię odratowaliśmy
Tony: Chwila... Jakie "my"? Czy ja cię znam?
Pepper: Tony...
Tony: Skąd znasz moje imię?
Pepper: JARVIS, przeskanuj go! Co jest z nim nie tak?!
Tony: JARVIS? Do kogo ty mówisz?

[[Pan Stark doznał tymczasowej amnezji, co może być spowodowane sennym koszmarem]]

Pepper: Długo to potrwa?

[[Zależy od długości snu]]

Tony: Gadasz do komputera? Jesteś chora!

--***---

No i kończymy kolejną fazę. Pozostały nam dwie ostatnie. Teraz zrobię coś, na co chyba wszyscy czekają. Tony całkowicie będzie zdrowy. Tak. Odważyłam się na ten krok, choć lubię go męczyć. Historia będzie zataczać koło. Pamiętajcie ;)

Part 335: Za wolność umysłu!

0 | Skomentuj

**Pepper**

Mogliśmy krzyczeć, a on leżał bez jakiejkolwiek reakcji. Zupełnie tak, jakby był zamknięty w sobie. Myślał o czymś przez cały czas, nie zwracając uwagi na to, co się działo wokół niego. Pozorny spokój, który zamienił się w dramat. Zaczął świrować. Jak bardzo? Wstał, wymachując skalpelem.

Tony: Odejdźcie! Zostawcie mnie w spokoju!
Maria: Tato, co ci jest? Nie poznajesz nas?
Pepper: Jemu odbiło. Nie wiem, skąd to się wzięło... Tony, odłóż skalpel na miejsce. Nie zrobimy ci krzywdy
Tony: Zostawcie mnie! Zabiliście moją rodzinę! Nie... Nie zabijecie Iron Mana! Nie... zabijecie
Maria: Mamo?

Wstrzyknęłam mu w ramię środek uspokajający. Rozluźnił rękę, puszczając ostre narzędzie chirurgiczne na podłogę. Nadal nie spał, lecz ciągle dokuczał mu ból. Widziałam po wyrazie twarzy, że nie czuł się najlepiej. Poprosiłam córkę, by z nim została. Poszłam sprawdzić zapasy lekarstw. Nie potrafiłam odnaleźć morfiny. Skończyła się.

Rhodey: W porządku?
Pepper: Teraz już tak... Dziwne, że nie słyszałeś krzyków. Spałeś, czy jak?
Rhodey: Ech! No troszkę przysnąłem
Pepper: Lepiej wróć do domu. Sytuacja opanowana
Rhodey: Pepper, wiesz o Dianie. Inhumans ją chronią w Attilanie, a ja tam nie mogę z nią być. Do tego Ivy nadal się nie odezwała. Zaczynam się też martwić potrójnie
Pepper: Ale Tony wydobrzeje. Tak, jak zawsze
Rhodey: Nie jestem tego taki pewien

Naszą rozmowę przerwało wtargnięcie nastolatki. Była przerażona. Nie pytałam o nic. Jedynie pobiegłam do pomieszczenia, gdzie leżał nasz chory. Rhodey również zrobił to samo.

Pepper: Co jest grane, córciu?
Maria: Zobacz
Rhodey: Pepper? Niby panujesz nad sytuacją, prawda?

Zwątpiłam, widząc rozwalone narzędzia po całej sali. Nie mógł uspokoić swoich nerwów. Leki nie zadziałały zbyt długo. Tony, co się z tobą dzieje?

**Tony**

Przypomniałem sobie ponownie ten koszmar. Bałem się, że ich skrzywdzę, dlatego uciekałem. Nie mogłem się zatrzymać. Byłem przerażony też siłą tych zbirów ze Stark International. Serce biło zbyt szybko i w każdej chwili mogło zaprzestać działania. Musiałem jakoś opanować negatywne emocje. Usiłowałem słuchać głosów. Od kogo? Od przyjaciół.
Kiedy poczułem silny ból w klatce piersiowej, upadłem na podłogę. Ledwo dostrzegałem kogokolwiek, czy cokolwiek. Tylko przez słuch rozpoznałem Pepper, Marię i Rhodey'go.

Pepper: Tony, spokojnie. Zaraz ci pomożemy
Tony: Pep... Wybacz... Wybaczcie mi... oboje
Pepper: Oddychaj bez nerwów. Wszystko będzie dobrze
Tony: Ach! I tak... umrę
Rhodey: Chłopie, trzymaj się

Te słowa usłyszałem jako ostatnie, tracąc przytomność. W końcu umysł przegrał z ciałem. Ponownie w mojej głowie rozgrywał się koszmar. W pomieszczeniu, które bodajże było magazynem, znajdywały się różne postacie. Znałem każdego. Pośrodku stała platforma, a przy niej ściana pełna broni. Duch wybierał osobę, mówiąc krótko o niej.

Duch: Obadiah Stane. Modyfikował wynalazki twoje i ojca w broń. To oczywiste, że zginął z twojej ręki

W miejscu oprawcy pojawiło się moje ciało. Trzy sekundy i padł strzał z ręki sędziego, kim ja byłem. Potem wybrał Gene'a. Zmienił mi oręż na miecz. Położył skazańca, nakazując ścięcie winnego. Bez jakiejkolwiek chwili namysłu wymierzyłem cios.

Duch: Kto będzie następny, Anthony? Jak dużo krwi ma przelać się przez twoje dłonie? Nie odejdziesz tak łatwo do domu. Nie wrócisz tam nigdy

Niespodziewanie zgasły światła. Usłyszałem dźwięk karabinu, a następnie pojawiło się oświetlenie, ukazując resztę ciał. Ułożyły napis.


Jesteś mordercą, Iron Manie

**Rhodey**

Z Tony'm sytuacja wyglądała fatalnie. Pepper drugi raz uciskała klatkę piersiową, usiłując przywrócić krążenie. Coś zatrzymywało go od powrotu do rzeczywistości. Kolejny koszmar? Możliwe, a po tej śpiączce, mógł doznać urazu głowy. Mógłby zostać dłużej w szpitalu, wykryliby to i wyleczyliby mojego brata.
Kiedy ruda traciła siły, wyczułem puls.

Rhodey: Możesz przestać. Udało się
Pepper: Rhodey, ja mam... Ja mam tego dość... On ciągle może umrzeć, a my tylko spowalniamy to, co nieuniknione. Czy coś takiego ma nadal sens?
Rhodey: Nie poddawaj się. Może jego serce słabnie, ale wola walki tak szybko nie zniknie. Będzie walczył dalej, a my mamy mu pomóc w tym
Pepper: Więc mam wierzyć, że będzie lepiej?
Rhodey: Wspomniałaś wcześniej o serum
Pepper: Za duże ryzyko
Rhodey: A może warto je podjąć?

Part 334: Samobójcza misja

0 | Skomentuj

**Tony**

Próbowałem nawiązać kontakt z drużyną. Wciąż cisza. Musieli zagłuszać każdy sygnał przy użyciu EMP, chociaż zbroje jakoś były na chodzie. Niestety, lecz to może szybko się zmienić. Nawet zmieniłem kanał, lecz ciągle zanikało połączenie z War Machine oraz bazą.
Nagle dostrzegłem eksplozję jednego z budynków. Później zapalił się następny. To pułapka.

Tony: Rhodey, uciekaj! Rhodey!

Nie był świadomy zagrożenia. Musiałem coś zrobić. Użyłem pola siłowego, co raczej długo nie zniesie potężnego wybuchu. Fala zbliżała się nieuchronnie, wysadzając trzeci wieżowiec. Pozostały dwa obok Stark International.
Gdy miała podpalić się kolejna konstrukcja, zepchnąłem Rhodey, by nie oberwał.

[[Uwaga, Wyczerpywanie się energii zbroi. Stan poniżej 20%]]

Tony: Ach! Cała moc... do pola siłowego!

[[Wykonuję...]]

Na kilka sekund mieliśmy ochronę, aż wybuchł ostatni budynek, odrzucając nas daleko. Poczułem ból w plecach, a do tego towarzyszyły mi zawroty głowy. Straciłem kontrolę nad zbroją. Rozbiłem się.

[[Uwaga. Spada konstrukcja]]

Tony: Widzę. Ach! Muszę... wytrzymać...  Rhodey, słyszysz mnie? Rhodey!
Rhodey: Tony? To ty? Co się stało?!
Tony: Długo... nie wytrzymam... Zaraz nam... spadnie na łeb... Przydałaby się... twoja pomoc. Aaa!

[[Przypomnienie. Zalecane naładowanie implantu]]

Tony: Poczułem... Dzięki

Ból rozprzestrzenił się po całym ciele, zaś moc w pancerzu spadła do stanu krytycznego. Dłużej nie mogłem utrzymać ścian. Zostałem przygnieciony.

Tony: JARVIS... Ile mocy?

[[Tylko 15%]]

Zanim całkowicie opadłem z sił, zdołałem uderzyć raz z repulsora w niebo. Oby zobaczył znak.

**Rhodey**

Mogłem domyślić się, że nie wszystko pójdzie, jak po maśle. Teraz większość wieżowców stała w gruzach. To było coś w rodzaju reakcji łańcuchowej. Widocznie podłożyli bomby, synchronizując czas do wybuchu. Jeden istniał pozytyw. Wrócił kontakt z bazą. Krzyków rudej nie można ignorować.

Pepper: Rhodey, błagam! Odezwij się! Jesteś mi potrzebny!
Rhodey: Pepper, coś nie tak?
Pepper: Znajdź szybko Tony'ego! Kończy mu się energia w zbroi i implancie, a do tego nie odpowiada!
Rhodey: Zaraz go znajdę
Pepper: Chciałam was ostrzec, ale straciłam kontakt
Rhodey: Wiem, bo myśmy ledwo nawiązaliśmy ponownie rozmowę, a potem znowu zniknął sygnał
Pepper: Proszę cię! Znajdź Tony'ego!
Rhodey: Nie bój się. Wrócę z nim

Zacząłem przeszukiwać gruzy z nadzieją na odnalezienie przyjaciela w dobrym stanie. Jednak jego żona sugerowała złe prognozy. Musiałem, jak najszybciej odnaleźć Iron Mana, bo będzie kiepsko.
Kiedy odrzuciłem większość skał, zobaczyłem element napierśnika. Reaktor ledwo świecił. Niedobrze.

Rhodey: Znalazłem go, Pepper!
Pepper: Jak się trzyma?
Rhodey: Zaraz zobaczę... Tony, słyszysz mnie?
Tony: R... Rhodey?
Rhodey: Nie ruszaj się. Już cię stamtąd wyciągam

Wyrzuciłem bloki, dokopując się do nóg. Pozostałe odłamki odsłoniły resztę elementów zbroi. Pomogłem mu wstać, skoro nieźle oberwał. Od razu poleciał na autopilocie.

~*Dwadzieścia minut później*~

**Pepper**

Zdjęłam zbroję Tony'ego, podłączając mechanizm do ładowania. Był ledwo przytomny. Wyglądał bardzo źle. Na szczęście nie umarł, a mało brakowało.
Gdy on odpoczywał, próbowałam dowiedzieć się, na czym polegała porażka planu. Histeryk niewiele powiedział. Tylko o zakłóceniach i tych wybuchach.

Pepper: Jakim cudem znali nasze zamiary?
Rhodey: Są nieźli. Można powiedzieć, że to zbiorowa organizacja
Pepper: Ultimates
Rhodey: Słucham?
Pepper: Opis pasuje. Zobacz, co było w bazie SHIELD
Rhodey: Znowu zhakowałaś do nich dostęp?
Pepper: I tak już nie istnieją. Nie pamiętasz inwazji?
Rhodey: Trudno zapomnieć
Pepper: Okej... Przejdę do sedna. Bogacą się, tworząc repliki technologii AIM, Hydry plus kilka broni od Mr. Mixa. Głównie nienawidzą nas za to, że wykończyliśmy ich przyjaciół w wojnie z obcymi
Rhodey: Ultimates... Kiedy zabiją swój cel, zaprzestaną swoich działań?
Pepper: Znajdą nowych wrogów lub po prostu rozpadną się
Rhodey: Wolę drugą wersję
Pepper: Ja też

Wróciłam do ukochanego, sprawdzając jego stan w pomieszczeniu medycznym. Maria rozmawiała z nim, a raczej usiłowała nawiązać kontakt.

Part 333: Poznaj Ultimates

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Nie każdy spór można złagodzić pocałunkiem, ale na rudej podziałało, jak z pioruna. Przestała krzyczeć po Tony'm i wzięła się za szukanie sprawców. Wykorzystywali dawną technologię po różnych organizacjach, z którymi walczyliśmy. AIM, Hydra... Cel mieli dość prosty. Likwidacja nas.

Rhodey: Przestaliście prowadzić ze sobą wojnę?
Tony: Rhodey, my nie...
Rhodey: No raczej nie było rozmowy pokojowej. Mam rację?
Tony: Jak zawsze... Musimy dowiedzieć się, jakie mają nowe plany. Być może skończy się na sprzedaży Inhumans, czy porwaniach... JARVIS, czy z sejfu taty coś zniknęło?

[[Sejf został opróżniony trzy dni temu]]

Tony: No nieźle
Pepper: Chyba wiem, co chcesz zrobić... Tony, nie rób tego
Tony: Muszę ich poszpiegować. Nie martw się. Nie zamierzam z nimi walczyć
Rhodey: Zgadzam się z Pepper. Masz zostać. Zwłaszcza po tym, że zostało ci niewiele czasu
Tony: Dzięki za przypomnienie.Od razu poczułem się lepiej
Rhodey: Sarkazm?
Tony: Nie inaczej

Wciąż upierał się przy swoim. Wskoczył do pancerza, wylatując przez właz.

Pepper: Na co czekasz? Leć za nim!
Rhodey: A ty tego nie chcesz zrobić?
Pepper: Muszę zająć się Marią
Rhodey: Spoko... Przecież nie zostawię go samego
Pepper: I to właśnie chciałam usłyszeć... Leć, Rhodey

Uzbroiłem się w swój pancerz, wzbijając wysoko w powietrze. Śledziłem trasę przyjaciela, choć znałem jego cel. Stark International.

**Maria**

O rany! Moja głowa! Co się stało? Kto mnie tak potraktował? Ledwo odwróciłam się, widząc twarz mamy. Później rozpoznałam miejsce, gdzie obecnie się znajdowałam. Zbrojownia. Niewiele pamiętałam. Głównie siedziałam z mamą w salonie. Coś oglądałyśmy, a potem ona zniknęła na chwilę i ktoś zasłonił mi usta, przyczepiając jakieś ustrojstwo do karku. Reszta wyglądała, jak czarny ekran. Pustka.

Maria: Mamo... Co... Co ja zrobiłam?
Pepper: Nie wstawaj. Leż spokojnie, córeczko
Maria: Mamo, odpowiedz
Pepper: Próbowałaś skrzywdzić swojego ojca
Maria: Co takiego?!
Pepper: Wiemy, że nie byłaś sobą i teraz chce poszukać odpowiedzialnego za to typka, żeby poznać jego zamiary
Maria: Pozwoliłaś mu?
Pepper: Nie jest sam. Rhodey ma na niego oko
Maria: To... dobrze
Pepper: Oberwałaś atakiem sonicznym. Jak się czujesz?
Maria: Głowa mnie boli
Pepper: Bardzo?
Maria: Jak diabli!
Pepper: Zaraz przyniosę leki
Maria: Zostań ze mną! Proszę!
Pepper: Będę kilka kroków za tobą. Nikt ci nie zrobi krzywdy
Maria: Mamo...
Pepper: Cii... Już dobrze

Przytuliła mnie, uspokajając. Poczułam chwilową ulgę. Bałam się, że znowu kogoś zranię, a wtedy tego nie chciałam. Oby tatuś trzymał się dobrze.
Gdy rodzicielka wróciła z tabletkami, połknęłam jedną, popijając szklanką wody. Nie byłam w stanie wstać. Musiałam leżeć.

Maria: Nie chciałam mu zrobić krzywdy
Pepper: Wiem o tym. Nikt cię za to nie obwinia
Maria: Nie jest ranny?
Pepper: Nie, ale... Śpij dobrze
Maria: Znowu coś próbujesz przede mną ukryć?
Pepper: Nie!
Maria: Więc niepotrzebnie krzyczysz
Pepper: Wybacz, lecz ostatnio tylko się boję o was. Teraz jacyś szaleni naukowcy próbują wszystkiego, by zabić najskuteczniej, ile mogą
Maria: A tata? Co z nim? Jest gorzej?
Pepper: Ma plan, Mario. Jeśli się uda, będzie zdrowy. Będzie próbował ryzykować o wszystko, co walczył
Maria: Na czym ten plan polega? Chyba nie chce...
Pepper: Chce odtworzyć serum, które wyleczy chore serce
Maria: Uda się?
Pepper: Szanse pół na pół

**Tony**

Zdołałem zbliżyć się do budynku na tyle blisko, żeby dostrzec ruch postaci. Zbroja wykryła nadlatujący pancerz. Czyżby mieli dostęp do schematów? Byłem w błędzie. To Rhodey. Widocznie nie mogli mnie puścić samego. Z jednej strony, to dobrze. Gdybym zaczął spadać, może złapać skafander. Skontaktowałem się z nim przez kanał, który również sięgał dostępem do Pep.

Tony: Kazała ci mnie śledzić?
Rhodey: Raczej pilnować byś nie zrobił niczego głupiego
Tony: Muszę poznać ich cel, Rhodey. Mogą być groźni. Posunęli się do ataku na nasze córki, podkładali bomby, a do tego...
Rhodey: Whoa! Spokojnie, chłopie. Wiem o tym, dlatego chcę pomóc
Tony: Dzięki
Pepper: Maria na chwilę się obudziła i znowu śpi. Zrobiłeś jej niezłą bombę w głowie, bo narzekała na ból
Tony: Podaj leki. Masz... w apteczce
Rhodey: Tony?
Tony: Tracę... sygnał... Rhodey?
Rhodey: Halo! Czy ktoś mnie słyszy?
Pepper: Chłopaki, jesteście tam?

Chyba wiedzieli, że ich obserwujemy. Pozbawili nas łączności. Niedobrze, a miałem nie walczyć. Widocznie ten plan musi ulec zmianie.

Part 332: Przeprosinowy całus

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie chciałem skrzywdzić córki, więc jedynie unikałem jej ciosów. Uderzała dość solidnie. Skąd ona ma tyle w sobie siły? Komputer włączył tryb ochronny zbrojowni, by użyć broni w razie konieczności.

Tony: Córciu, nie będę z tobą walczyć. Masz przestać, rozumiesz?
Maria: Zabrałem jej ciało, Stark. Walcz albo giń!
Tony: Maria! Aaa!

Uderzyła w moją klatkę piersiową, aż wrzasnąłem z bólu. Musiałem użyć rękawicy, żeby ogłuszyć ją. Poczułaby zwykły ból głowy. Bingo! Była pod czyjąś kontrolą! Atak soniczny powinien pomóc.

**Rhodey**

Nie znaleźliśmy nikogo w porcie. Pusto. Poza zadokowanym statkiem, nic więcej nie było. Szukaliśmy Marii oraz jakichkolwiek śladów po złoczyńcach. Nadal zero tropów.
Nagle usłyszeliśmy wybuch. Cały dok został zalany, a łódź spłonęła doszczętnie wraz ze skrzyniami. Podleciałem sprawdzić, czy ktoś żył. O dziwo nie znalazłem tam żywej duszy. Tylko jakieś plastikowe pistolety na wodę. To jakiś żart?

Rhodey: Pepper, daliśmy się nabrać
Pepper: Co masz na myśli?
Rhodey: Tu nic nie ma. Oni chcieli odwrócić uwagę
Pepper: Od czego? O Boże! Tony!

Natychmiast wzbiliśmy się w powietrze, lecąc do zbrojowni. Oby nie było za późno.

~*Godzinę później*~

**Tony**

Zdołałem chwycić za rękawicę, używając impulsu dźwiękowego. Od razu odczuła ból, a chip wypadł na podłogę razem z nią. Podbiegłem, sprawdzając, czy wszystko było w porządku. Puls i oddech pasował do normy. Całe szczęście.
Po przeskanowaniu technologii, wzorzec odpowiadał tej od AIM. Od kiedy Hydra współpracowała z pszczelarzami?

[[Potwierdzono: dysk kontroli]]

Tony: Jakim cudem ją dopadli? Coś tu nie pasuje, JARVIS. Czy ja śnię? To... To musi być jakiś sen na jawie lub koszmar

Położyłem nastolatkę na kanapie, przykrywając kocem. Powinna odpocząć. choć sam poczułem się senny. Dość szybko. Musiałem poczekać, aż Pep wróci z Rhodey'm.
Kiedy sprawdzałem odczyty energii, przez dach wleciały zbroje. Oczekiwałem wyjaśnień od rudej, choć mnie ścinały nogi do snu. Nie zamierzałem się poddać. Próbowałem utrzymać się przytomny.

Tony: Gdzie byliście? Och! Nie mogłem do was polecieć, bo rudy ktosiek zablokował dostęp do lokalizacji pancerzy. Ekhm... Pepper, masz mi coś do powiedzenia?
Pepper: Eee...
Rhodey: Może ja was zostawię samych i jak skończycie się na siebie drzeć, będę czekał w kuchni
Pepper: O! Zgłodniałeś już?
Rhodey: Ja zawsze jestem głodny
Tony, Pepper: HAHAHA!

**Rhodey**

Zostawiłem urocze gołąbki w spokoju. Z tym jedzeniem znalazłem wymówkę po to, żeby przyjaciółka dostała karę za mieszanie w systemie. Któregoś dnia przeprogramuje JARVISA jako niańkę elektroniczną, czego Tony'emu nie zabraknie do szczęścia. Z ukrycia patrzyłem na sytuację. Krzyczeli na siebie nawzajem, aż pocałowali się, tuląc czule. Ha! Wiedziałem, że tak będzie. Jeszcze przez chwilę obserwowałem sytuację w razie wtopy brata.

Tony: Pocałunek nie wystarczy jako przeprosiny
Pepper: Wiem, w jakim jesteś stanie, dlatego nie chciałam, żebyś ryzykował
Tony: Tak? A Maria zaatakowała mnie i...
Pepper: Czekaj, bo nie nadążam. Niby dlaczego miałaby to zrobić?
Tony: Dysk kontroli

Cholera! Kontroler powrócił? Obawiałem się najgorszego. Zignorowałem złe przeczucia w głowie, myśląc nad prawdziwym zamiarem wrogów.

Tony: Dlatego Maria zasnęła. Ogłuszyłem ją z rękawicy
Pepper: Oszalałeś?! Nie mogłeś zrobić czegoś innego?!
Tony: Pep, nie użyłem repulsora, a ataku sonicznego
Pepper: Czyli nic jej nie będzie?
Tony: Trochę pośpi i tyle
Pepper: Oby, bo inaczej skończy się dla ciebie źle
Tony: Grozisz mi?

No i robi się zarówno zabawnie, jak i niebezpiecznie. Musiałem tam wkroczyć zażegnać konflikt, zanim nie doszło do użycia siły.

Rhodey: Chyba nie masz zamiaru go zabić, co?
Pepper: A nie wiem. Może ty będziesz pierwszy
Rhodey: Whoa! Wystarczy!
Pepper: Hahaha!
Tony: Nawet nie ruszaj narzędzi, Pepper
Pepper: A jeśli ruszę to, co wtedy?
Tony: Ech! Jesteś okropna
Pepper: Twoja upierdliwość osła mnie denerwuje i mam tego po dziurki w nosie! Chcesz zginąć?! Tony, bo ja mam...

Nie dokończyła, bo ten głupek ją uspokoił kolejnym buzi buzi w usta.

Part 331: Do utraty sił

0 | Skomentuj

**Pepper**

Nerwowo przeszukiwałam całą fabrykę. Nawet dzwoniłam do Roberty, która powiedziała, że nie widziała jej. Zaczynałam się martwić. I to nie na żarty, a Tony nadal się nie odzywał. Dopiero później dostrzegłam go na kanapie, jak śpi. Czy aby na pewno zasnął?
Kiedy chciałam spytać Rhodey'go, na komputerze wyświetlił się komunikat.

Pepper: Eee... JARVIS?

[[Pojawił się przed chwilą. Próbuję ustalić źródło tego przekazu]]

Pepper: Nie musisz... Wiem, kto to napisał

Zabraliśmy Marię Stark.
Przyda się nam jako żywa tarcza, gdybyście do nas strzelali.
Lepiej zjaw się sam, Iron Manie.
Dziś o osiemnastej w porcie.

Rhodey: Ciekawe, jak się pojawi, skoro śpi?
Pepper: Rhodey, co ty tu jeszcze robisz? Nie powinieneś wrócić do domu?
Rhodey: Musiałem poczekać, aż się uspokoi
Pepper: Co się stało?
Rhodey: Pewnie miał koszmary, bo myślał, że umarłem. Krzyczał na mnie, a potem przestał się denerwować
Pepper: Niedobrze
Rhodey: Raczej stan implantu nie wygląda za dobrze
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Poprosiłem o przeskanowanie mechanizmu i niestety, ale kończy mu się czas
Pepper: Ile? Ile jeszcze pozostało?
Rhodey: Dwadzieścia procent
Pepper: I tak nie pozwolę ryzykować z Extremis
Rhodey: Z czym?
Pepper: Chciał całkowicie wyleczyć swoje serce za pomocą serum. Jeszcze przeżyła nam walizka z próbkami lekarki, więc...
Rhodey: Może to zrobić
Pepper: Lepiej niech nie próbuje
Rhodey: Dlaczego? Jeśli ma szansę, żeby wyzdrowieć, powinien...
Pepper: Powinien znaleźć lepszy sposób, bo serum działa w dwie strony. Albo wyleczy jego organizm albo... Albo on umrze, rozumiesz? Nie zniosłabym kolejnej żałoby
Rhodey: Wiem, że się boisz, lecz trzeba być dobrej myśli, Pepper... Co zrobisz z Marią?
Pepper: Oni chcą Tony'ego, a on nie może teraz walczyć
Rhodey: A kto powiedział, że musi walczyć?
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Mam plan, ale musisz mi zaufać, dobra?
Pepper: No... dobra. Na czym on polega?
Rhodey: Hologram
Pepper: Hologram?
Rhodey: Pamiętasz, jak szukaliśmy Tony'ego? W porcie obok Mr. Fixa była iluzja zbroi. Leżał nieco dalej i utrudniał znalezienie siebie
Pepper: Myślisz, że moja zbroja potrafi skopiować ciało?
Rhodey: W końcu, to SHIELD tworzyła te kombinezony
Pepper: Racja

Zgodziłam się z planem paranoika, by w ten sposób ocalić Marię.

**Lightning**

Obudziłam się z bólem całego ciała. Niewiele pamiętałam, choć Lockjaw wszędzie rozpoznam. Poślinił mi twarz, co mi nie przeszkadzało. Lubił mnie, a ja jego. Chciałam rzucić mu piłkę, lecz nie miałam na to siły. Z kim mogłam walczyć? Nawet nie byłam w stanie wykrzesać z siebie ani jednej iskry.
Z zamyśleń wyrwało mnie pojawienie się Medusy. Zapytała o samopoczucie i nie kłamałam. Powiedziałam, co czułam. Próbowałam zrozumieć, kto dał tak ostrego łupnia. Królowa Inhumans wspomniała coś o łapaniu jej ludzi w celu sprzedaży do badań. Okropność. Komu tak zależało na nas?

~*Czterdzieści pięć minut później*~

**Tony**

Ocknąłem się w zbrojowni. Nikogo nie było poza sztuczną inteligencją. W bazie pozostała tylko moja zbroja. Gdzie oni się podziali? Mogliby walczyć z wrogiem? Niemożliwe. Nie zrobiliby tego. Przejrzałem kamery oraz ostatnie dane z komputera.
Nagle natrafiłem na wiadomość od anonimowego nadawcy. Domyślałem się, że tu chodziło o Hydrę lub nieznaną grupę naukowców. Przejrzałem całą dokumentację firmy. Jednak nie do wszystkich miałem dostęp. Coś tu nie pasuje.

Tony: Gdzie są Rhodey i Pepper?

[[Nie mogę ujawnić ich lokalizacji]]

Tony: Znowu ci szperała w systemie?

[[Po części]]

Tony: Ech! Moja ruda czasem potrafi utrudnić życie... JARVIS, sprawdź obecność wrogiej technologii

[[Brak możliwości namierzenia celu]]

Tony: Co?! Dobra, dobra. Tylko spokojnie... Oj! Oberwie za to, jak wróci

[[Panna Stark nalegała, żeby pan odpoczął]]

Tony: A z jakiej to potrzeby?

[[Z uwagi na stan implantu, który dłużej nie zdoła utrzymać przy życiu]]

Tony: Jak duże są uszkodzenia?

[[80%]]

Tony: Jesteś pewny?

[[Komputery nie kłamią]]

Tony: Przy wirusie może tak być

Już chciałem włączyć sprawdzanie oprogramowania, gdy znienacka zostałem zaatakowany przez... Marię? To nie mogła być ona. Musiałem mieć halucynacje. Ona nigdy nie podniosłaby na mnie ręki.

Part 330: Ty nie istniejesz!

0 | Skomentuj

**Tony**

Skan medyczny potwierdził zgon naukowca. Nadal nie miałem pojęcia, z czym walczymy. Postanowiłem przejrzeć bazę danych Stark International, by dojść do źródła. Być może tam znajdzie się coś godnego uwagi, co również połączy związek z plotką o odrodzeniu Hydry oraz eksperymentach na Inhumans.
Kiedy usiłowałem coś znaleźć, poczułem czyjąś obecność. Rozejrzałem się, czy ktoś mnie obserwował. Byłem w błędzie.

Tony: JARVIS, przeskanuj mój organizm. Chyba jestem chory

[[Zgadza się, lecz złudzenie może być spowodowane przez brak snu]]

Tony: Byłem w śpiączce

[[To prawda, dlatego nie ma pomyłki, panie Stark]]

Tony: Kogo tu przywiało? Przejdź przez wszystkie spektra

[[Wykonuję...]]

Tony: I co?

[[Nikogo nie wykryłem]]

Tony: JA... RVIS...

Upadłem na podłogę w zbroi. Zamknąłem oczy. I co? Nic. Widziałem Pepper oraz Rhodey'go w słabym świetle. Znajdowałem się w zbrojowni, lecz była w gorszym stanie, niż wcześniej. Podbiegłem do nich, ile miałem w sobie sił, ale nie mogłem się odczepić od ładowarki. Nie rozumiałem tego.
Gdy widziałem ich, nie odpowiadali. Spróbowałem rzucić niewielkim kamieniem w czoło. Znowu ten sam rezultat.

Tony: Pepper! Ach! Rhodey! Obudźcie się! Ludzie, co z wami?!

Usiłowałem odpiąć się od urządzenia, aż poczułem porażenie prądem. Bolało, jak diabli, a ten szatański uśmiech mógł pochodzić tylko od jednej osoby.

Tony: Duch?
Duch: Zgadłeś, Anthony
Tony: To ty... Ty ich zabiłeś!
Duch: Nie, Stark. Ich krew jest na twoich rękach
Tony: Jak to?

Przyjrzałem się dłoniom, skąd wypływała czerwona ciecz. Nie z mojego ciała. Pasowała do tej, co była na podłodze obok moich przyjaciół. Martwych ciał.

Tony: Nie. Nie! Kłamiesz! Ja bym nigdy... Ach! Ja nigdy... nie zabiłbym.. mojej rodziny! Aaa!
Duch: Miałeś już wcześniej swoje zabójstwa, pamiętasz? Andrew, Ivan...
Tony: Przestań!
Duch: Yinsen, Viper
Tony: Dość! Aaa!
Duch: Jesteś mordercą. Bądź z siebie dumny
Tony: AAA!

Nagle doznałem piekielnego bólu w klatce piersiowej. Nie mogłem nawet wstać. Duch jedną ręką wszedł w moje ciało, ściskając implant najmocniej, jak potrafił. Traciłem siły.

Duch: Umrzesz, Anthony. Twój czas się zbliża
Tony: Nie... Nie!

Krzyknąłem, pogrążając się w ciemności.

~*Piętnaście minut później*~

**Rhodey**

Próbowałem obudzić Tony'ego. Musiał zasnąć w zbroi. Z pomocą JARVISA odblokowałem pancerz. Pepper zajmowała się Marią. I dobrze, że nie wiedziała o stanie swojego męża.
Kiedy położyłem go na kanapie, dostrzegłem słabe światło implantu.

Rhodey: Tony, błagam cię. Ocknij się
Tony: R... Rhodey

Powoli otwierał oczy, lecz wyglądał na zdezorientowanego. Dość porządnie, bo zaczął krzyczeć.

Tony: Ty nie istniejesz! Umarłeś!
Rhodey: Tony, miałeś zły sen
Tony: Widziałem twoje ciało... Ty... Ty nie żyjesz!
Rhodey: Chłopie, uspokój się
Tony: Ja... widziałem
Rhodey: Tony, już dobrze. Nic złego się nie stało. Odpocznij, zgoda?

Przytuliłem go, bo był bardzo roztrzęsiony. Nawet odważył się płakać, czego zwykle nie robił. Uspokajałem brata, by niczego się nie bał.

Rhodey: JARVIS, jaki jest stan implantu?

[[Uszkodzenia na poziomie 80%]]

Rhodey: Mogę coś zrobić?

[[Za późno. Przykro mi]]

Ciągle siedziałem przy Tony'm, aż zasnął bez nerwów. Mechanizm świecił mocnym światłem, a serce biło odpowiednim rytmem.

**Pepper**

Poszłam na chwilę do kuchni w celu zaparzenia kawy. To była zaledwie minuta i w salonie nie znalazłam córki. Zaczęłam się o nią niepokoić. Pomyślałam, żeby pójść do zbrojowni. Być może tam poszła.
Po wypiciu napoju, dziewczyny nie znalazłam w części roboczej. Jedynie zobaczyłam rozwalone części zbroi Iron Mana.

Pepper: Tony, nie widziałeś gdzieś naszej rozrabiaki? Tony?
Rhodey: Wybrałaś zły moment, Pepper
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Nie było tu Marii
Pepper: Gdzie ona się podziewa?

Part 329: Utniesz jedną głowę, a odrosną dwie nowe

0 | Skomentuj

**Pepper**

Rhodey nie mylił się. W skrzyni znaleźliśmy ciała w stanie hibernacji. Żywe, lecz miały jakieś znaki na czole, co pewnie oznaczało, że nie byli zwyczajni. Czyżby Inhumans? Pewnie stąd taka broń, która mogła unieszkodliwić ich moce. Musieliśmy uciec, by nie dać się złapać. Jednak zagrodzili nam drogę ucieczki.

Tony: Strzelamy?
Pepper: Na raz...
Tony: Dwa...
Tony, Pepper: TRZY!

Wystrzeliliśmy wiązkę promieni, czyszcząc sobie drogę. Dołączyliśmy do War Machine, wzbijając się w powietrze wraz z więźniem.
Nagle oberwałam rzutką elektromagnetyczną, aż straciłam zdolność lotu. Mój geniusz szybko mnie złapał w swoje objęcia. Byłam przy nim zawsze bezpieczna. Dotarliśmy do bazy w jednym kawałku. O dziwo drzwi okazały się otwarte. Tony od razu dostrzegł intruza, mierząc z rękawicy.

Tony: Jak tu wszedłeś?
Pepper: Clint?
Clint: Widzę, że polujemy na ten sam cel. No nieźle
Pepper: Powinieneś być z Natashą... Śledziłeś nas?
Rhodey: Lepiej miej dobre wytłumaczenie, bo nie jest nam do śmiechu
Clint: Wszystko przez nich, prawda?

Rzucił zdjęcia naukowca, którzy wtedy stali w porcie, lecz my złapaliśmy jednego z nich. Zabraliśmy go, przykuwając do krzesła metalowymi kajdankami o sporej grubości. Przypominały pierścienie z łańcuchem. Nie wiedziałam, kiedy nasz geniusz to stworzył. Miał wiele tajemnic.

Clint: Co z nim zrobicie?
Pepper: Musimy wydobyć z niego informacje
Clint: Natasha może w tym pomóc. Jest najlepsza w tym
Pepper: Nie wątpię
Rhodey: Wiesz, z kim mamy do czynienia? Czego oni chcą?
Clint: Krążą plotki, że Hydra znowu werbuje ludzi
Tony: "Zetnij jedną głowę, a odrosną dwie nowe"
Clint: Właśnie
Tony: Czyli moja firma jest pod wpływem Hydry. Przecież Viper zginęła. Kto byłby w stanie ich prowadzić?
Rhodey: Widocznie pojawił się ktoś nowy... Co znaleźliście w skrzyni?
Pepper: Ludzi, ale tych Inhumans
Rhodey: Więc sprzedają ich. Po co?
Clint: Do eksperymentów. Będą próbować wszystkiego, by stać się niepokonani
Pepper: Co mamy robić?
Clint: Odpuśćcie sobie
Rhodey: Nie możemy, bo moja córka została w to wplątana
Pepper: W zbrojowni wybuchła bomba
Clint: Rozumiem, więc uważajcie na siebie
Tony: I nawzajem

Pożegnaliśmy się z łucznikiem, wracając do uprowadzonego speca z Stark International. Mąż osobiście chciał poznać wszystkie szczegóły i prosił, żebyśmy zostawili go samego. Trochę się bałam, choć powinnam wrócić do Marii. Może nie stanowiła celu przez bycie zwykłą dziewczyną, ale z takimi nigdy nie wiadomo. Odważyli się podłożyć bombę. Porwanie mogłoby być możliwe.

**Tony**

Pozostałem sam z naukowcem. Reszta wyszła z bazy, jak prosiłem. Pokazałem mu zdjęcia z transakcji, gdzie znaleźliśmy ludzki towar. Milczał, dlatego podałem mu kartkę, uwalniając prawą rękę z uwięzi. Nadal obserwowałem, by nie próbował żadnych sztuczek.

Tony: Dla kogo pracujesz?

Nie mogę powiedzieć. Oni mnie zabiją

Tony: Kto?

Mój szef

Tony: Ostatnio niezbyt interesowałem się firmą, ale coś robiliście w laboratorium. Długo współpracujecie z Hydrą?

Hydra nie istnieje. Szukajcie dalej

Tony: Powtórzę jeszcze raz... Dla kogo ty i twoi ludzie pracujecie? Hydra, Punisher, Mr. Fix? No kto?

Zabiłeś go. Skończysz tak samo

Tony: Więc potwierdzasz, że ta bomba to wasze dzieło?

Pokazałem kawałek, który się zachował po eksplozji. Kiwnął głową, potwierdzając moje słowa. Zadałem mu ostatnie pytanie.

Tony: Czego tak naprawdę chcecie?

Śmierci twojej, Rescue i War Machine. Musicie umrzeć, by nikt więcej nie cierpiał

Tony: Kto cierpi? Kto?!

Podniosłem ton, a on zaczął się dusić. Odblokowałem drugą część kajdanek, sprawdzając, czy zatruł się czymś. Nie mógł oddychać. Padł na podłogę. Z ust zaczęła wypływać krew. Byłem w szoku. Próbowałem jakoś opanować sytuację, lecz było za późno. Sprawdziłem puls. Nie żył. Chwyciłem się za głowę, niedowierzając temu, co zobaczyłem.

Tony: JARVIS?

[[Tak, panie Stark?]]

Tony: Czy ja go zabiłem?

[[Nie. On użył trucizny, którą ukrył przy zębie. Musiał przegryźć kapsułkę, by doszło do reakcji]]

Part 328: Uwolnij się z koszmaru

0 | Skomentuj


~*Pół godziny później*~

**Rhodey**

Zdołaliśmy z Pepper uspokoić Tony'ego. Nie wiedziałem, że ta sprawa tak bardzo go wkurzyła. Powoli zaczynał być sobą. W bazie wylądowały kapsuły z pancerzami. Dzięki, Natasho.
Po przyjrzeniu się uzbrojeniu każdego egzemplarza, znikąd pojawił się pies. Był sam, a w pysku trzymał kartkę. Podszedłem do niego, sprawdzając treść wiadomości. Byłem w szoku, lecz głównie bałem się o Dianę. Córciu, dlaczego mnie nie posłuchałaś?

Tony: Rhodey?

Lightning jest bezpieczna w pałacu.
Wróci do domu, gdy wydobrzeje.
Jeśli jesteś ciekaw, kto ją tak urządził,
uważaj na siebie w porcie.
~Medusa~

Pepper: On chyba cię nie usłyszy... Rhodey, do cholery! Odezwij się!

Krzyki rudej spowodowały, że zwierzak pary królewskiej przeniósł się w inne miejsce. Nie byłem w stanie czegokolwiek powiedzieć. Wszedłem go zbroi, lecąc do domu, a raczej dokładnie tam, gdzie Diana została zaatakowana. Oczywiście nie musiało minąć sporo czasu, bo przyjaciele wyśledzili moją trasę.

Rhodey: To moja sprawa. Wracajcie do zbrojowni
Tony: Ty mnie nigdy nie zostawiłeś, więc ja odwdzięczam się tym samym
Rhodey: A ty, Pepper?
Pepper: Mam ochotę komuś skopać tyłek
Tony: Te skafandry są przystosowane do naszego poprzedniego uzbrojenia, lecz ciężar mamy ten sam
Rhodey: Dziwne, że nie jesteś na nich zły
Tony: Bo Fury nie żyje i nikt nam nie zakaże z nich korzystać... Rhodey, dokąd lecimy?
Rhodey: Ktoś zaatakował Dianę i w porę pojawili się Inhumans
Tony: Czyli ci sami, co podłożyli bombę. To pewnie jakaś grupa, która zna naszą tożsamość i pragnie nas zniszczyć
Pepper: Tylko, że oni dopiero teraz się ujawnili
Rhodey: No właśnie... Może śmierć Mr. Fixa dała im do zrozumienia, by dłużej nie czekać w ukryciu
Tony: Masz rację... JARVIS, masz coś?

[[Wykryłem trzy osoby uzbrojone w broń Stark International]]

Tony: Chyba będę musiał zająć się firmą, skoro takie rzeczy się dzieją
Pepper: Lecimy na nich?
Rhodey: Oj! Najpierw plan, bo też nas złapią, a skoro poradzili sobie z Inhumans...
Tony: To nie przelewki

Podeszliśmy ostrożnie za skrzynie portowe, przyglądając się ich zamiarom. Kto im produkował tak niebezpieczną broń? Komputer wykrył więcej celów, niż poprzednio. Z trójki zrobiła się trzydziestka. Wszyscy uzbrojeni po uszy. Jeden z nich komunikował się gestami.

Rhodey: Tony, czy mogliście zatrudniać osoby, co nie mogą mówić?
Tony: No pewnie. Taki problem nie miał wpływu na nic. Wystarczyło wysyłać wiadomości z poleceniami
Rhodey: Rozumiem, więc mamy walczyć z naukowcami
Tony: Niemożliwe
Pepper: Nawet mają plakietkę z pracy w laboratorium
Rhodey: Faktycznie... Co robimy?
Tony: Na razie obserwujmy
Pepper: Nuda
Tony: Pep, nie mamy innego wyjścia

~*Kolejne pół godziny później*~

**Pepper**

Ech! Nudziłam się. Te typki jedynie wysyłały do siebie komunikaty. Nie mogliśmy poznać ich treści, bo wszystko wpisywali w tablet. Niby zaatakowali córkę Rhodey'go. Widocznie przeszkodziła im w czymś ważnym, a nie wyglądali na bardzo groźnych zabójców. Zwykli ludzie z chęcią zarobienia pieniędzy. Wykonują czyjeś zadanie, choć z tą nienawiścią Tony może mieć rację.
Gdy przestali się porozumiewać, do portu podpłynęła łódź z nowym ładunkiem.

Pepper: Zakład o stówę, że w skrzyniach jest broń?
Tony: Wchodzę w to
Rhodey: A ja myślę, że trzymają tam coś innego
Pepper: Co niby?
Rhodey: Ludzi

Zamarłam z przerażenia. Czy to możliwe? Jednak wszelkie warianty mogły pasować. Wciąż nie rozszyfrowaliśmy motywu działania tej szajki szalonych naukowców. Zdecydowaliśmy zakraść się i dorwać jednego człowieka z gangu. Rzuciłam granat dymny, czego nie miałam wcześniej w Rescue. Nie mogli nas zobaczyć, czyli punkt dla blaszaków. Ostrożnie zaszliśmy zabójcę, obezwładniając go lekkim uderzeniem z ataku sonicznego. Chyba Fury chciał nas zastąpić, gdybyśmy przepadli bez śladu.

Pepper: Okej. Mamy go... Co teraz?
Tony: Bierzemy drania do bazy
Rhodey: Eee... A statek? Nie przeszukamy skrzyń na nim?
Tony: Hmm... I tak musimy to zrobić... Pep, wrócisz z Rhodey'm, a ja sprawdzę pokład
Pepper: Tony, nie puszczę cię samego
Rhodey: Ja też się nie zgadzam. Idziemy z tobą
Tony: Ktoś musi pilnować więźnia
Pepper: Rhodey, zostaniesz z nim?
Rhodey: Czemu ja?
Pepper: Bo gdyby próbował jakiś sztuczek, nie będziesz miał z tym problemu
Rhodey: Dobra... Uważajcie na siebie
Tony, Pepper: I WZAJEMNIE

Polecieliśmy na statek, zostawiając War Machine z obezwładnionym naukowcem. Najpierw pozbyliśmy się strażników, którzy strzegli towaru. Wszystko szło dość gładko. Do czasu, aż odezwał się alarm. Musieliśmy uciekać, lecz sprawdziliśmy zawartość skrzyni. Przegrałam zakład.

Part 327: Niemy bandyta

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Teraz na pewno musiałem pójść do bazy żeby upewnić się, kto mógł czyhać na życie mojej córki. Nie mogłem zbytnio biec przez nogę, dlatego jedynie przyspieszyłem chód. Cała ich trójka była przy komputerze. Dziwne, bo na podłodze znalazły się ślady spalenizny. Co się stało?

Rhodey: Jesteście cali?
Tony: Nie było nas tutaj, gdy doszło do wybuchu... Czemu nie siedzisz z mamą?
Rhodey: Musicie mi pomóc
Pepper: Co? Zgubiłeś Dianę?
Rhodey: To nie jest śmieszne, Pepper
Tony: Rhodey...
Rhodey: Mówiła, że widziała kogoś w porcie. Nie opisała szczegółów, ale nie wiem, co mam o tym myśleć
Tony: Był blisko dawnej bazy Mr. Fixa?
Rhodey: Nie wiem
Tony: Dziwne
Rhodey: A co tu się stało?
Tony: Mam wrogów w firmie. Szaleństwo, nie? Nawet podesłał groźbę
Rhodey: Tony, lepiej nic nie rób. Zostaw tę sprawę policji
Tony: Grozili mojej rodzinie! Nie odpuszczę im!
Pepper: Kochany, nie denerwuj się, bo sam sobie szkodzisz stresem. Pamiętaj o zaleceniach
Tony: Wybaczcie, ale muszę coś zrobić
Rhodey: JARVIS, przeskanuj okolicę

[[Skanowanie...]]

Rhodey: Jeśli ten ktoś się uaktywnił, to musiał czekać na odpowiedni moment
Tony: Wiedział, że byłem w szpitalu. Cholera!
Pepper: Co jest?
Tony: Wiem, kto nam grozi

Wyświetlił dane jednego z pracowników Stark International. Odpowiadał za sprzedaż ostatnich wynalazków w ręce Mr. Fixa. No nieźle. Myślałem, że koniec z wrogami, a tu taka niemiła niespodzianka.
Kiedy komputer przeskanował teren, wykrył kilku naukowców na terenie portu. Przydałaby się zbroja, a żadnej nie mamy. Chyba, że Natasha zachowała jakieś dla nas.

Rhodey: Zadzwońmy do Natashy. Może nam pomóc... Pamiętacie, co mówiła o swojej zbroi?
Tony: Że SHIELD pracowało nad nią i innymi egzemplarzami
Pepper: Skoro ma je mieć, dzwonimy

**Natasha**

Clint wyszedł z domu w celu trenowania z łukiem oraz strzałami pełnego wachlarzy zastosowań. W tym czasie mogłam zrobić test ciążowy. Niestety, ale po tej akcji w kosmosie, zbliżyliśmy się bardzo do siebie. Na tyle blisko, aż zapomnieliśmy o zabezpieczeniach. Poszłam do łazienki wykonać test.
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu. Zostawiłam tester, odbierając połączenie.

Natasha: Halo? Kto mówi?
Pepper: Hej! Mogę mieć do ciebie prośbę? To ważne
Natasha: Zależy, co masz na myśli
Pepper: Potrzebujemy pancerzy do walki
Natasha: Rozumiem, a musicie mieć je już teraz?
Pepper: Tak, bo tu chodzi o nas wszystkich
Natasha: Nie bardzo rozumiem
Pepper: Wyjaśnię... Jakiś gościu z firmy Tony'ego podłożył nam bombę, która wybuchła w fabryce, ale na szczęście nikogo tam nie było, więc żyjemy, lecz u Rhodey'go ktoś zaczął się kręcić i może być związany z zabitym Mr. Fixem. Jeśli chce zemsty, musimy być uzbrojeni, rozumiesz?
Natasha: Eee... No dobra. Zaraz wyślę kapsuły. Tylko nie wysadźcie ich za pierwszym razem, zgoda?
Pepper: Okej... A tak, co u ciebie?
Natasha: Nikt nie słucha?
Pepper: Nikt... Co się dzieje?
Natasha: Mogę być w ciąży
Pepper: To wspaniale!
Natasha: Ciszej, bo ktoś to usłyszy
Pepper: Powinnaś się cieszyć
Natasha: Zależy od testu
Pepper: Oj! Nie martw się. Pomogę, gdybyś czegoś potrzebowała
Natasha: Dzięki
Pepper: Uspokój się i będzie dobrze... Clint nie wie o niespodziance?
Natasha: Boję się jego reakcji
Pepper: Hahaha! Przerabiałam ten temat i cię rozumiem... Dobra. Muszę kończyć, bo Tony zaczyna świrować
Natasha: Co takiego robi?
Pepper: Krzyczy!

Szybko rozłączyła się, choć ta rozmowa nieco mi pomogła ukoić nerwy. Wróciłam do łazienki, sprawdzając wynik. Pozytywny. Na razie ta wiadomość nie powinna ujrzeć światła dziennego. Schowałam test do kieszeni. Podeszłam do komór, wpisując współrzędne zbrojowni. Od razu poleciały wysoko w powietrze, namierzając odpowiedni cel.

~*Dwie godziny później*~

**Lightning**

Tatuś długo nie pokazywał się w domu, zaś te typki ciągle okrążały ten port. Czego oni szukają? Jak guzów, chętnie im nabiję kilka w łeb. Jeden z nich coś pisał i nie odezwał się ani jednym słowem. Musiał być niemy. Wkurzała mnie ich obecność, więc wzięłam sprawy w swoje ręce. Wyszłam z domu, namierzając energię życiową tych idiotów.

Lightning: Wynoście się stąd albo poznacie gniew Lightning!

Wymierzyłam dłońmi w skrzynie, strzelając do nich. Nastąpił wybuch. Najpierw chciałam ich porządnie nastraszyć, a oni nadal się nie bali.
Gdy miałam zamiar potraktować ich sporą dawką wyładowania, poczułam dziwne ukłucie w przedramieniu. Natychmiast odwróciłam się. Nikogo tam nie było. Jednak zaczęłam tracić siły. Słabłam wraz z utratą mocy. Myślałam, że zostanę pojmana, aż niespodziewanie pojawiło się wsparcie. Zamglonym wzrokiem dostrzegłam Lockjaw. Inhumans? Medusa zamortyzowała mój upadek przez rozciągnięcie włosów. Nadal nie mogłam nic zrobić, lecz siła głosu Blackbolta przeraziła złoczyńców. Zostałam zabrana z miejsca walki do Attilanu. Podziękowałam za pomoc, mdlejąc w pałacu. Nawet piesek nie zdołał mnie obudzić. Byłam zmęczona. Mogłam posłuchać taty i nic nie robić. Oj! Głupia ja.

Part 326: Wrogowie nadal istnieją

0 | Skomentuj

~*Następnego dnia*~

**Tony**

W południe otrzymałem wypis, by wrócić do domu. Na początku lekarz miał, co do tego spore obawy, ale przekonałem go, że przy Pep będę uważał na siebie. Być może bez ignorowania zaleceń, choć wszystko zależało od obowiązków Iron Mana. Mimo braku wrogów na Ziemi, w kosmosie przekonaliśmy się, że nie jesteśmy sami. Planeta mogła być ponownie narażona z powodu ataku kosmitów. Któregoś dnia będziemy zmuszeni do walki w celu ochrony naszego świata, gdzie żyliśmy.
Kiedy znaleźliśmy się w części domowej, Roberta zostawiła nas i Rhodey musiał zrobić to samo. W salonie siedziałem z rudą oraz Marią.

Pepper: Nadal nie sądzę, że powinieneś dostać ten wypis, bo z tobą jest naprawdę kiepsko, Tony
Tony: Będzie dobrze. Przeżyłem tyle przygód, że śmierć jest niczym
Pepper: Ej! Nawet tak nie mów. Boimy się o ciebie
Tony: Nie musicie. Wkrótce rozwiążę problem z implantem
Pepper: Jak?
Tony: Extremis
Pepper: Co to jest?
Tony: Serum, które wyleczy moje serce. Nie będę potrzebował mechanizmu, by żyć. Będę zwykłym człowiekiem, ale...
Pepper: Wiedziałam, że coś się za tym kryje
Maria: Tato, co ty kombinujesz?
Tony: Kiedyś dr Yinsen z Victorią powiedzieli mi, że część serum została użyta do pozbycia się Vortexu. Jeśli jest jakaś szansa na lepsze życie, wykorzystam ją
Pepper: A jakieś są efekty uboczne?
Tony: Nie wiem. O tym nie wspomnieli. Jednak może zadziałać w dwie strony. Albo wyleczyć cały organizm...
Pepper: Albo cię zabić... Tony, nie ryzykuj. Znajdziemy inne wyjście
Tony: Ja już zdecydowałem
Pepper: Bez uzgadniania z nami? Nawet nie pomyślałeś o nas!
Tony: Pep, nie chcę umrzeć
Pepper: Też tego nie chcę!
Maria: Mamo, poczekaj

Pobiegła za swoją matką, a ja pozostałem sam. Już dawno nie doszło między nami do kłótni. Chciałem tylko poprawić sytuację, a nie ją pogarszać.

**Pepper**

Pobiegłam z salonu do sypialni, trzaskając drzwiami przez gniew. Nawet nie chciałam rozmawiać z córką, która nalegała na rozmowę. Czy Rhodey wiedział o planie z serum? Pewnie to był ich męski sekret. Byłam na nich wściekła. Najbardziej oberwie się przyjacielowi, bo go krył z kłamstwami.
Nagle usłyszałam wybuch w okolicy domu. Przerażona wybiegłam z pokoju, dochodząc do źródła hałasu. Okazało się, że w dawnej zbrojowni wybuchła bomba. Tony zaczął analizować, kto mógł ją podłożyć.

Tony: JARVIS, masz coś?

[[Nadal próbuję dopasować]]

Pepper: Tony, powinieneś odpoczywać
Tony: Wiem, ale próbowałem to zrobić. Tylko, że ktoś próbuje nas zabić
Pepper: Nikt z wrogów nie przeżył. Kto mógł być do tego zdolny?

[[Ukończono skan... Element pasuje do wynalazku Stark International]]

Tony: Z firmy? Dziwne
Pepper: Nawet zostawił wiadomość

To było tylko dla ciebie ostrzeżenie, Stark.
Jeśli chcesz, by nikt nie ucierpiał, 
radzę ci się zjawić samemu w Stark International. 
Mamy do pogadania.

Pepper: Tony?
Tony: Zrobię to
Pepper: Nie możesz! Masz zostać!
Tony: Pep! Ja muszę!
Pepper: Nikt ci nie każe
Tony: Nie mogę pozwolić, żeby ktokolwiek was skrzywdził, rozumiesz? Skoro ładunek wybuchł dzisiaj, to wieczorem tam pójdę
Pepper: Najpierw odpocznij
Tony: Dobrze
Pepper: Zgadzasz się?
Tony: Mam dość kłótni

Przytuliłam go, czując lekki przypływ spokoju. I tak martwiłam się o niego. Ten ktoś musiał zastawić pułapkę. Jaki miał w tym cel?

~*Godzinę później*~

**Rhodey**

Przez chwilę rozmawiałem z mamą, bo miała pilną rozprawę w sądzie. Postanowiłem udać się do fabryki, lecz cały zamiar został powstrzymamy przez telefon. Od Diany. Oby oddała pandę do zoo.

Rhodey: Hej, córciu. Coś się stało?
Lightning: Gadałam z opiekunem rezerwatu i powiedział mi, że mogę ją odwiedzać za darmo
Rhodey: Widocznie przywiązała się do ciebie
Lightning: Hahaha! Z winy jagód... A jak tam Iron Man?
Rhodey: Wrócił do domu. Będzie dobrze
Lightning: Cieszę się, ale mam do ciebie jedną sprawę
Rhodey: Jaką?
Lightning: Jacyś goście się kręcili w porcie
Rhodey: Nic nie rób, jeśli znowu ich zobaczysz

Part 325: W odwiedziny

0 | Skomentuj

**Pepper**

Tony opowiedział mi swój zwariowany sen. Miał w nim pozmieniane wspomnienia, a do tego walczył z pokonanymi wrogami. Na szczęście, kiedy mnie tam zobaczył, zaczynał wracać do rzeczywistości. Głównie Duch uprzykrzał mu życie. Dobrze, że ten koszmar się skończył. Był z nami i pragnął żyć.
Kiedy lekarz wszedł do sali, musiałam zostawić na chwilę męża samego. Nie chciał tego, ale nie miałam innego wyjścia. Potrzebne były badania, by sprawdzić, jak się trzymał po śpiączce oraz doznanych urazach.

Maria: I jak? Powiedział coś?
Pepper: Jest zmęczony, lecz na chwilę z nim rozmawiałam
Rhodey: Jak on się czuje?
Pepper: Ciągle się męczy z implantem
Maria: Ale wróci do domu?
Pepper: Na pewno tak będzie, Mario
Roberta: Wrogów już nie macie, prawda? Co zamierzacie zrobić?
Pepper: Wszystko ustalimy, jak dostanie wypis
Rhodey: Musi skończyć z bohaterowaniem, Pepper. Dobrze wiesz, że ta akcja mogła go wykończyć
Pepper: Wiem o tym, dlatego zaplanowałam coś innego
Rhodey: Co takiego?
Maria: Mamo, czy ja o czymś nie wiem?
Pepper: Tak, córciu. Zaplanowałam dla nas wakacje. Wyjedziemy z dala od Nowego Jorku
Roberta: To bardzo dobry pomysł. Należy wam się. Zasłużyliście na długi odpoczynek
Pepper: Mario, co o tym sądzisz?
Maria: Jestem za
Rhodey: Ja też pojadę
Pepper: Nie ma mowy. Ty już byłeś w Rio ze swoją rodzinką. Nie obraź się, ale tym razem chcemy spędzić ten czas bez ciebie. Jeszcze słyszałabym, jak niańczysz Tony'ego, a tyle razy ci podkreślałam, że dbam o niego, bo jest moim mężem
Maria: Whoa! Nie mów, aż tyle. Sama ledwo zrozumiałam, co powiedziałaś
Rhodey: Hahaha! Gaduła
Pepper: Gdybym miała przy sobie klucz francuski, dostałbyś porządnie w łeb, lecz go nie mam, czyli sobie pożyjesz

Zagroziłam mu, zaś nasza rozmowa rozluźniła odrobinę sytuację. Oby lekarzyna przekazała dobre wieści.

**Tony**

Dostałem leki przeciwbólowe, które niewiele zdołały pomóc przy niwelowaniu bólu. W końcu błąd polegał na uszkodzeniu mechanizmu. Musiałem stworzyć nowy lub skopiować serum Extremis. Wolałem wyleczyć swoje serce. Już za długo męczę się z tym ustrojstwem, co ciągle wymagało napraw. Gdyby Yinsen albo Victoria nadal żyli, poradziliby coś na to. A tak byłem sam, chociaż Pep próbowała jakoś pomóc. Wystarczy, że była przy mnie.
Po spisaniu wyników, do sali wszedł Rhodey. Zmienili się? Pewnie tak uzgodnili. Ukrywałem nawet przed nim swój stan. Starałem się pokazywać dobre samopoczucie.

Rhodey: Hej, Tony. Wszystko gra?
Tony: Jak widać... Nie umarłem
Rhodey: Wiem o wszystkim i nie kłam, że nic się nie dzieje
Tony: Co masz na myśli?
Rhodey: Rozmawialiśmy z lekarzem. Wiemy, że nie mogą ci pomóc z implantem. Tony, musisz zrezygnować z bycia Iron Manem. Potrzebujesz prawdziwego odpoczynku
Tony: A ty? Twoja noga?
Rhodey: Daję radę, ale ty naprawdę powinieneś zadbać o siebie
Tony: Rhodey?
Rhodey: Tak?
Tony: Co dokładnie... mówił... lekarz?
Rhodey: Obawiał się trwałego uszkodzenia mózgu. Może wyniki trochę wykazały brak takiej możliwości, lecz nadal podkreśla to samo...  Chcesz znowu pogadać z Pepper?
Tony: Rhodey, czy ja... Czy ja was skrzywdziłem?
Rhodey: Nie. Nic się nie stało. Cały czas byłeś w śpiączce. Tylko nas straszyłeś tymi atakami. Baliśmy się, że umrzesz
Tony: Bo i tak umrę
Rhodey: Chłopie, będzie dobrze. Zresztą, twoja żona wymyśliła sobie wakacje. Skorzystaj z tego
Tony: Mam się bać
Rhodey: Zależy, co to za miejsce
Tony: Hahaha! Cała... ona

Lekko się zaśmiałem, bo ból wzrastał na sile. Ruda coś kombinowała? Miałem do tego złe przeczucia. Przyjaciel wyszedł z sali, nalegając na oszczędzanie sił. Kolejna w odwiedziny przyszła Maria. Córka rzuciła mi się na szyję. Tak łatwo nie zamierzała mnie puścić.

Tony: Córciu, spokojnie. Nie odejdę... Żyję
Maria: Tatku, tak się bałam
Tony: Już wszystko... jest... dobrze
Maria: Słaby z ciebie kłamca
Tony: Co... twoja mama... planuje?
Maria: Hahaha! Ubzdurała sobie wycieczkę dookoła świata
Tony: Żartujesz sobie?
Maria: Tak... A tak na serio, ona chce jechać do Egiptu
Tony: Egipt?
Maria: No wiesz. Piramidy, Sfinks i takie tam
Tony: I piasek
Maria: No piasek musi być, bo nie byłoby pustyni
Tony: Tęskniłem za wami
Maria: My też

Czule przytuliłem córkę i ucałowałem ją w czoło. Jako ostatnia osoba weszła Roberta. Ona też wiedziała? Przy niej starałem się być szczery. Zawsze mogłem zaufać prawniczce. Zawsze mogłem przyjść, zwierzając się z problemu. Po latach, nie uległo to zmianie.

Roberta: Pewnie każdy pytał o twoje samopoczucie. Może sam powiesz coś od siebie?
Tony: Na razie... trzymam się
Roberta: Właśnie słyszę... Potrzebujesz czegoś?
Tony: Tylko wypisu
Roberta: Raczej szybko cię nie wypuszczą
Tony: Dlaczego?
Roberta: Bo muszą być pewni, że poza chorym sercem nie masz innych uszkodzeń. To poważne, Tony

----***----

Hej. Tęskniliście? Witajcie z powrotem. Pora kontynuować bloga, prawda? Przerwa bardzo mnie rozleniwiła, ale nie napisałam nic nowego. Wszystko, co wstawiam, było wymyślone w poprzednim roku.

PS: Myślałam, żeby dodać streszczenia do tej serii, lecz notek jest za wiele, więc raczej będziecie musieli jakoś sami ogarnąć tą sporą ilość wątków oraz postaci w "IMAA inaczej".

Part 324: Podświadomość cz.2

2 | Skomentuj

**Tony**

Dlaczego powiedziałem, że Duch umarł? Niby kto mógł być do tego zdolny? Zaczynałem błądzić na tyle mocno, że głowa pulsowała z bólu. Wróg jedynie mierzył z broni. Jeśli wszystko było snem, nie mogłem zginąć. Nie mogłem, a jednak czułem, że moje ciało umierało.

Duch: Poddaj się, a zapewnię ci szybką i bezbolesną śmierć
Tony: Ach! Naprawdę? Kłamiesz, Duch... Nie zabijesz mnie
Duch: Podaj jeden powód
Tony: Bo nie istniejesz!

Przyzwałem zbroję, celując w niego z repulsora. Zagroziłem mu śmiercią, a ten śmiał się pod maską. Tak samo zachowywał się, jak za życia. Nie ruszało go to i przeładował swój pistolet. Czekał tylko na odpowiedni moment, by strzelić.

Tony: Nie strzelisz
Duch: Naprawdę? Myślisz, że to sen? Że Pepper, Rhodey i inni nie zginęli z twojej winy? Wydaje ci się, iż nie jesteś winny? Oj! Anthony, jesteś żałosny
Tony: Oni żyją. Wiem o tym
Duch: Twój ból jest prawdziwy. Udowodnię to

Szybko zamachnął się, chwytając za sztylet, który wbił w moją rękę. Wykonał ruch tak szybko, aż nie byłem w stanie przewidzieć ataku. Krew sączyła się z rany. Po części miał rację, bo odczuwałem ból, zaś ścisk w klatce piersiowej robił się mocniejszy. Z trudem oddychałem. Wkurzyłem się, strzelając na oślep. Cel ciągle się przemieszczał. Zbyt szybko dla mojego oka, czy sensorów zbroi. Jakim cudem zdołał przebić się przez jej materiał? Traciłem siły, choć nie miałem zamiaru tak łatwo odpuścić zabójcy.
Kiedy załadowałem moc do unibeamu, przede mną pojawiła się Pepper. Już nie dostrzegałem zagrożenia. Mój mózg płatał mi figle.

Pepper: Tony, odłóż broń. No chyba, że chcesz mnie zabić
Tony: Pepper? Ty przeżyłaś?
Pepper: Walczyłam za nas, rozumiesz?
Tony: A Duch, Stane i Kontroler?
Pepper: Nikogo nie było... Kochanie, obudź się. To tylko zły sen
Tony: Pepper...
Pepper: Musisz się ocknąć... Nikogo nie zabiłeś, a jeśli kogoś skrzywdzisz, to tylko
Duch: SIEBIE
Tony: Co?

Byłem zaskoczony, gdy ponownie pojawił się Duch. Ukochana zniknęła. Nie wierzyłem, co widziałem. Przeciwnik przebijał się przez tworzywo pancerza, co nie stanowiło problemu przy wykonywaniu śmiertelnych ciosów. Atakował coraz bliżej implantu, a z każdego cięcia wylewało się mnóstwo czerwonej cieczy. Wykrwawiałem się.

Duch: Nadal uważasz, że to imaginacja?
Tony: Pepper... Ona żyła... Widziałem ją! Aaa!
Duch: Żegnaj, Anthony

Zadał ostateczny cios w słaby punkt Iron Mana. W sam środek mechanizmu. Wrzasnąłem z bólu, upadając na podłoże. Sylwetka zjawy rozpłynęła się. Ponownie dostrzegłem żonę.

Pepper: Tony, obudź się. Jestem tu przy tobie
Tony: Pepper...
Pepper: Walcz... Zostań z nami
Tony: Nie... Nie mogę. Ja umrę
Pepper: Jesteś silny. Nie poddawaj się. Czekamy na ciebie z Marią
Tony: Ach! Domyślam się
Pepper: Wróć, Tony. Wróć

Z jej oczu wypłynęły łzy. Powoli zamykałem powieki, dostrzegając ułamek uśmiechu rudej. Chyba wola walki nadal wystarczyła, by wygrać gonitwę między życiem, a śmiercią.

~*Godzinę później*~

**Pepper**

Nadal siedziałam z Marią daleko od sali. Jednak podeszłyśmy do lekarza, który lekko uśmiechnął się. Coś musiało się zmienić. Ciekawość wzięła górę i zapytałyśmy o stan Tony'ego. Córka zaczęła podskakiwać z radości. Też ucieszyłam się na wieść, że odzyskał przytomność. Pozwolił wejść jednej osobie. Uzgodniłam z resztą, że to będę ja. Widziałam, jak rozglądał się, szukając czegoś. Byłam szczęśliwa, aż rozpłakałam się, widząc te spojrzenie błękitnych oczu.

Pepper: Tony, wróciłeś do nas. Tak się cieszę, że żyjesz. Wiesz, jak martwiliśmy się o ciebie? Oj! Tony, ostatni raz mnie tak nastraszyłeś
Tony: Ciebie... też miło... widzieć... Pep
Pepper: Jak się czujesz? Pamiętasz, dlaczego tu jesteś?
Tony: Ech! Walczyłem i...
Pepper: Tony, spokojnie. Musisz odpoczywać
Tony: Umierałem, prawda?
Pepper: Tak trochę, ale teraz będzie coraz lepiej

Przytuliłam go bez zwracania uwagi, czy cierpi. Poczułam bicie jego serca. Było takie słabe, a nadal usiłował walczyć, żeby żyć dalej.

Pepper: Śpij dobrze
Tony: Pep, nie... odchodź... Zostań
Pepper: Ale musisz nabrać sił
Tony: Zostań
Pepper: No dobrze... Lekarze niewiele zdołali ci pomóc, bo implant...
Tony: Wiem, Pepper... Czuję to
Pepper: Bardzo boli? Może poproszę o jakieś leki i...
Tony: Nie musisz... Dobrze cię widzieć

Cmoknął mnie w policzek, ukrywając złe samopoczucie. Siedziałam przy nim, bo tak chciał. Razem jakoś damy radę, choć nie wiedziałam, że ktoś mógł nam zagrozić. Teraz wystarczyło, by wrócił do zdrowia, a skoro Iron Man nie miał żadnych wrogów, pora zająć się dalszymi planami.

----***---

Czas na przerwę. Wiem, że niektórych zawodzę, choć nie mam wyboru. Muszę odpocząć i żebyście byli ciekawi, skończyłam w zeszycie pisać "IMAA inaczej". Z notkami wrócę od stycznia, a osoby z Wattpada wiedzą, że mam też inne opowiadania. Opowiem o nich krótko.
  1.  "W poszukiwaniu przeznaczenia" (rozszerzona wersja wypadku i tego, jak Gene Khan potrafi być zły) Podzielone na 40 części. Pisane z punktu widzenia obserwatora
  2. "It's too late" (Tony i Pepper jadą na wakacje do Japonii). 10 części perspektywami Tony'ego i Pepper
  3.  "Ghost" (Tony ginie podczas inwazji i kradnie ciało z kostnicy--> brzmi dziwnie, ale tak było) Tu siedem części i głównie pisanie perspektywą Tony'ego
  4. "Przypadkowe przeznaczenie" (Tony, Rhodey i Pepper urodzili się tego samego dnia). Łącznie 24 części. Pisane różnymi perspektywami
I tyle. Czy warto czekać do stycznia 2017? Odpowiedzcie sobie sami na to pytanie.

Part 323: Podświadomość cz.1

0 | Skomentuj

**Tony**

Nie mogłem odpowiedzieć na podstawowe pytania. Kim jestem? Jak się tutaj znalazłem? Byłem zagubiony, aż zaczynał urywać się film. Cały świat rozpadł się, krusząc na małe odłamki szkła. Wszystko znikało, a postacie również rozpływały się w powietrzu. Pozostałem sam w pustce. Poza czernią nic więcej nie istniało, a droga do prawdziwego domu była daleka. Próbowałem odnaleźć wyjście, lecz znikąd pojawiła się mgła. Nic nie byłem w stanie dostrzec.

Tony: Rhodey, Pepper! No przestańcie! Jeśli to zabawa w chowanego, pokażcie się! Halo! Słyszycie mnie?!

Brak odpowiedzi. Naprawdę śniłem? Nie wierzę. Dobra, Tony. Skup się. Co pamiętasz jako ostatnie? Wiem, że z kimś walczyłem. Fakt, ale nie mogłem wrócić do zbrojowni. Bingo! Viper zniszczyła część fabryki. Okej. Nie jest źle. Co jeszcze było?
Gdy usiłowałem sobie przypomnieć niewielki szczegół, odczułem silny ból głowy oraz klatki piersiowej w tym samym czasie. Co się dzieje?

**Pepper**

Musieliśmy natychmiast wyjść z sali. Tony miał drgawki, a do tego implant znowu szwankował. Błagam cię, skarbie. Walcz. Czekaliśmy przed salą na jakiekolwiek informacje. Siedzieliśmy, jak na szpilkach. Ręce Marii drżały ze strachu, zaś Rhodey o dziwo jakoś zachowywał zimną krew.

Rhodey: Pepper, on walczy. Gdyby tego nie robił, wciąż byłby w śpiączce
Pepper: Wiem o tym, ale i tak się martwię. Mogłam go zatrzymać, a ja nic nie zrobiłam
Roberta: Obwinianie się tutaj w niczym nie pomoże
Maria: Mamo, bądźmy dobrej myśli. Mamy go wspierać, prawda?
Pepper:  Tak, córciu
Rhodey: Chyba skończyli działać

Nie musiał nic więcej mówić, bo to było, jak impuls. Natychmiast podbiegłam do lekarza, który ledwo wyszedł z sali. Podzielił się ze mną, co odkrył. Nie ukrywałam przerażenia, choć też przekazał dobrą wieść. Podziękowałam mu i prosił, żebym odpoczęła, skoro poprzednim razem z przemęczenia zemdlałam. Niechętnie się zgodziłam, idąc po kawę. Córka poszła ze mną. Dałam jej gorącą czekoladę. Usiadłyśmy na ławce nieco dalej od sali chorego.

Maria: Co powiedzieli?
Pepper: Najgorsze za nami
Maria: Naprawdę? A mówili, że umrze?
Pepper: Nie wspomniał o tym, ale mówił, że organizm nadal się nie poddaje w walce. Powinien się obudzić jutro, jeśli nie dostanie ataku serca
Maria: Czyli będzie żył?
Pepper: Tak ma być, Mario

Uśmiechnęłam się, dając jej do zrozumienia, by myśleć pozytywnie. Jednak nie poddałam się złą wiadomością, co nie brzmiała ani trochę optymistycznie. Lekarz wspomniał o paraliżu, a nawet trwałym uszkodzeniu mózgu.

**Lightning**

A to ci niespodzianka. Tak szybko się za mną stęskniła? A może za jagodami? Niestety, ale musiałam ją oddać do zoo. Tatuś nalegał. Pewnie nie lubił pand lub najzwyczajniej bał się ich. Wielki mi War Machine, co ma stracha przy tak uroczych zwierzątkach. Dałam małej porcję świeżych jagód, które szybko zniknęły w brzuchu głodomora.

~*Dziesięć minut później*~

**Roberta**

Jako, że byłam dawną matką zastępczą Tony'ego, zdołałam dowiedzieć się, czy stan uległ poprawie. Rokowania okazały się dobre, a ryzyko stałych uszkodzeń nadal istniało. Rhodey siedział, przyglądając się przez szybę, jak leżał nieprzytomny. Strach nadal istniał, choć pozbyli się maszyn, które odstraszały na sam ich widok.

Roberta: W porządku, Rhodey?
Rhodey: Nie wiem, czego mam bardziej się bać. Domu w ogniu, czy śmierci brata?
Roberta: Nie potrafię ci odpowiedzieć na to pytanie... Pepper wie, co trzeba zrobić
Rhodey: Czekać
Roberta: Dokładnie... Co miałeś na myśli, mówiąc o pożarze?
Rhodey: Zostawiłem Dianę samą, a z jej mocami jest niebezpieczna
Roberta: Czyli Ivy wróciła do Akademii?
Rhodey: Tak
Roberta: Dziwne
Rhodey: Co takiego?
Roberta: Nie bałeś się ją zatrzymać? Pamiętasz, jak zginął twój ojciec? Właśnie przez walkę, a ona zrobi to samo
Rhodey: Na razie trenuje kadetów. Powiedziałaby, gdyby miała lecieć na misję... Mamo, dlaczego oni nie mogą mu pomóc?
Roberta: Dobrze znasz odpowiedź. W dzisiejszych czasach nikt nie zna tej technologii, a twórcy urządzenia umarli. Do tego śmierć dr Bernes... Rhodey, on będzie walczył
Rhodey: Oby starczyło mu sił

**Tony**

Ktoś szedł w moją stronę. Widziałem tylko zielony blask na poziomie oczu. Wydawało mi się, że znam tę osobę. Powoli wstawałem, trzymając się za implant, który nadal ściskał niemiłosiernie mocno. Całe szczęście, że mózgownica przestała nawalać.

Duch: Nadal tu jesteś, Stark? Widać, że jesteś uparty
Tony: Duch? Co ty... Co ty tu robisz? Umarłeś
Duch: Mylisz się. Ja wcale nie umarłem. Złego diabli nie biorą

Part 322: Nieunikniona bitwa

0 | Skomentuj

**Rhodey**

Jakoś nie ufałem własnej córce. Może przez ten ostatni numer z autem? Przepaliła wszystkie przewody, ale uratowała Tony'emu życie. Jednak narobiła wiele szkód. Jeden dobry uczynek nie skreślał tych złych.
Po wyjściu z garażu, wyszedłem na zewnątrz. Znienacka wskoczyła na mnie panda, aż serce podskoczyło do gardła. Myślałem, że dostanę zawału. Powoli się uspokajałem, odkładając zwierzę na podłogę.

Rhodey: DIANA!
Lightning: CO TAK KRZYCZYSZ. TATUSIU?
Rhodey: PANDA!
Lightning: CO TAKIEGO?
Rhodey: ONA WRÓCIŁA! MASZ TU PRZYJŚĆ I ZAPROWADZIĆ JĄ DO ZOO! TERAZ!
Lightning: OCH! JUŻ IDĘ!

W mgnieniu oka pojawiła się przy mnie. No tak. Szybkość przez moce Inhumans. Raczej dziś nic więcej nie powinno zaskoczyć. Zostawiłem Dianę, by zwróciła uciekiniera w odpowiednie miejsce. Nie zwlekałem dłużej z podróżą do szpitala. Przyjaciel potrzebował każdego wsparcia. Jeśli przenieśli go z intensywnej terapii, czy to znaczyło poprawienie się stanu? Obudził się? Marne szanse, ale zawsze jakieś. Miałem pogadać z mamą w cztery oczy. Nie napisałaby tego bez powodu. Coś tu nie pasowało do reszty. Co?

~*Pół godziny później*~

**Pepper**

Nie mogłam zrozumieć, co Roberta miała nam do powiedzenia. Bałam się, że to coś strasznego. Nie zdołała dokończyć zdania, bo ciągle ktoś wchodził, spisywał dane i wychodził na zewnątrz. Głównie pielęgniarki oraz lekarze.

Maria: Może nam pani powiedzieć, co się dzieje?
Roberta: Ech! Przykro mi. Naprawdę wam współczuję
Pepper: Powiedz nam prawdę
Roberta: Chcesz wiedzieć?
Maria, Pepper: CHCEMY!
Roberta: Okej. Niech będzie, więc... Lekarz powiedział, że wyniki nie są złe i trzeba być dobrej myśli
Pepper: I tyle? Nic więcej nie wspominał?
Roberta: Mówił o implancie. Nie są w stanie nic z nim zrobić
Maria: Tata umrze?
Pepper: Nie, skarbie. On będzie dzielnie walczył
Maria: Nie jestem już naiwną dziewczynką. Mogę znać prawdę
Pepper: Roberto?
Roberta: Mechanizm utrzymuje go przy życiu. Teraz doznał poważnych uszkodzeń. Ledwo działa
Pepper: Czyli... Czyli umiera... Nie! Tylko nie to!
Roberta: Pepper, bądź silna. Zrób to... dla niego
Maria: Mamo, musimy być przy nim. Nie płacz
Pepper: Po raz kolejny... ta sama... diagnoza
Roberta: Wszystko może się zmienić
Pepper: Tony, walcz. Zostań z nami... Mężu, wytrwaj w chorobie. Musisz obudzić się

~*Pięć minut później*~

**Rhodey**

Pojawiłem się punktualnie na miejscu. Zapytałem w recepcji, gdzie mogłem znaleźć Tony'ego. Było jedno miejsce. Kardiochirurgia, jak rodzicielka wcześnie napisała w SMS-ie. Bez trudu odnalazłem salę, dostrzegając trzy osoby przy jego łóżku. Wyglądał w o wiele lepszej kondycji, niż ostatnio. Miałem wrażenie, że wkrótce wróci do pełnych sił, ale zastanawiałem się nad jednym. Pepper płakała. Ostrożnie otworzyłem drzwi, wchodząc do środka.

Rhodey: Mamo, co się dzieje?
Roberta: Już zna prawdę
Rhodey: Jaką? Przecież jest dobrze
Roberta: Niezupełnie, Rhodey. Tony może umrzeć
Rhodey: Znowu? Nie wierzę. Nie! Oni kłamią! Przecież naprawiliśmy implant!
Pepper: To na nic. Spóźniliśmy się... My znaleźliśmy go za późno
Rhodey: Pepper...
Pepper: Czas ucieka... Nikt nie może mu pomóc
Rhodey: Nawet lekarze?
Pepper: Oni załamują ręce
Rhodey: Oj! Tony, coś ty najlepszego narobił? Musisz wrócić, jasne? Rodzina cię potrzebuje. Walcz, chłopie. Walcz

**Tony**

Chwyciłem za rękę mamy, przenosząc się do naszego domu. Tam, gdzie dorastałem, zmieniając się w innego człowieka. Przestałem być egoistą, myśląc jedynie o pieniądzach, czy firmie. Niby każdy detal odzwierciedlał ten sam pokój, salon, kuchnię oraz warsztat, co zwykle był moim miejscem do rozwijania zdolności przy konstrukcji wynalazków. Od tych małych do wielkich kolosów. Byłem zwykłym dzieckiem.
Nagle obraz zaczął się załamywać. Kolory się rozlewały, a pode mną pękła podłoga. Znowu znalazłem się w budynku Stark International. Pep leżała osłabiona, usiłując walczyć.

Pepper: Tony...
Whiplash: Uparta dziewucha, bo nie chce umierać. Wiesz, dlaczego?
Tony: Nie
Duch: Bo jesteś dla niej sensem istnienia
Tony: Ja? Niemożliwe

Poczułem się dziwnie. Przez chwilę zatraciłem własną tożsamość.

Part 321: Zagubiona towarzyszka

0 | Skomentuj

**Roberta**

Pepper ciągle siedziała przy nim. Nie spuszczała go z oka, a jego córka gdzieś błądziła po szpitalu. Dawno się nie pojawiła obok swojej mamy. Widocznie bardzo przeżywała kłótnię oraz to, co działo się z jej ojcem. Powinnam sprawdzić, czy poczuła się lepiej. Wszystko tylko nie przyznawać się do prawdy.

Pepper: Gdzie idziesz?
Roberta: Poszukać Marii. Długo nie wraca
Pepper: Potrzebuje czasu, by zrozumieć
Roberta: No nie wiem, Pepper. Może lepiej zobacz, czy czegoś nie potrzebuje. Nie zapominaj, że ona też się martwi
Pepper: Zgoda, ale... Jakoś mam wrażenie, że nie wiem wszystkiego
Roberta: Co takiego?
Pepper: Nie znam całej prawdy. Wszyscy milczą. Mam rację?
Roberta: Powinna jeszcze być w szpitalu. Lepiej zacznij od łazienki
Pepper: A ty?
Roberta: Zostanę tutaj. Gdyby coś się działo, od razu ci powiem
Pepper: Mam taką nadzieję... Zaraz wrócę, kochany. Kocham cię

Ucałowała mu dłoń i z lekkim uśmiechem wyszła z sali. Akurat w tym momencie pojawił się lekarz. Powiedział mi, że wyniki nie były, aż takie złe, choć sprawa z implantem wyglądała bardzo poważnie. Pomimo kiepskiego stanu, nalegał, by być dobrej myśli, bo walczył. Walczył, więc nie poddał się. Prawdziwy Iron Man w zbroi lub bez. Zawsze stara się dojść do zwycięstwa. Specjalista jedynie podał zwykłe leki i spisał parametry, wychodząc na korytarz.

**Maria**

Długo nie wychodziłam z łazienki, bo płakałam. Ludzie tylko mnie mijali, ale zdarzało się, że ktoś podszedł i zapytał z troską o samopoczucie. Nic nie odpowiadałam. Milczałam, cierpiąc w samotności. Według zegarka w komórce, siedziałam tu ponad cztery godziny. Może dłużej?
Gdy próbowałam się pozbierać, usłyszałam, jak ktoś wchodził do pomieszczenia. Mama? Od razu przytuliła mnie, aż poczułam jej wewnętrzny strach. Bała się.

Maria: Mamo?
Pepper: Wybacz za tamtą kłótnię. Kłamałam, by cię chronić przed problemami. Myślałam... Myślałam, że jakoś sam zdoła się pozbierać, a on walczył z dwoma wrogami. Prawie zginął. Wiesz o tym, prawda? Jednak leży już w innej sali. Będzie coraz lepiej, córeczko. Poradzimy sobie z tym razem

Niby uśmiechnęła się, a z drugiej strony, to nadal odczuwała ten niepokój. Postanowiłam z nią pójść do taty. Jeśli mówiła prawdę, niebawem się obudzi. Wróci z nami do domu.
Po znalezieniu się na miejscu, pani Rhodes siedziała przy jego łóżku. Ledwo nas zauważyła, odwracając się.

Pepper: Roberto, wszystko gra?
Roberta: O! Widzę, że znalazłaś zgubę. Cieszę się... Jak się czujesz, Mario?
Maria: Jest okej, chociaż martwię się o tatę
Roberta: Jak wszyscy
Pepper: Proszę... Odpowiedz mi na pytanie... Co mówił lekarz?
Roberta: Za kilka dni powinien się obudzić
Pepper: Kłamiesz! Powiedz... Co tak naprawdę jest grane?
Maria: Pani nas okłamuje? Dlaczego?
Roberta: Zgoda. Powiem wszystko, co wiem... Tony jest...

**Ivy**

Żółtodzioby. Nie dawali rady z podstawową serią ćwiczeń. Widocznie obijali się, a z takich nie da się zrobić żołnierzy. Oni mają walczyć za kraj? Raczej Akademia Wojskowa nie pasowała do takich typków. Robili damskie pompki, męcząc się po minucie. Coś jeszcze? No tak. Idioci, którzy źle trzymali karabin. A potem zdarzają się amputacje kończyn.

Ivy: Ruchy, ruchy, RUCHY! Nie ociągać się, gamonie!

Krzyki nic nie wskórały, a cierpliwość się kończyła. Oj! Rhodey, byłeś zdecydowanie lepszym kadetem. Zatęskniłam za rodziną, bo przy nich działy się niespotykane rzeczy. W Akademii będzie wiało nudą. Chyba, że zmienię tor przeszkód na prowizorycznie łatwy. Przedszkolak bez trudu przeszedłby go w pięć minut.

~*Piętnaście minut później*~

**Rhodey**

Siedziałem z Dianą, oglądając film. Oczywiście nie wytrwaliśmy długo przy nim, więc skakała ponownie po kanałach. W końcu znudziło to nastolatkę. Poszła do garażu ćwiczyć swoje moce. Oby nie spaliła samochodu.
Nagle w pokoju przestraszyłem się przez narastający dźwięk telefonu. Od mamy. Nie zdążyłem odebrać połączenia. Potem dostałem SMS-a o dziwnej treści.

Tony jest na kardiochirurgii. Musimy pogadać w cztery oczy

Nigdy w życiu nie spodziewałbym się takiej wiadomości. Zaczynałem się niepokoić. Zdecydowałem pojechać do szpitala. Najpierw sprawdziłem, jak córka bawiła się "zabawkami". Rozsypała wszelkie narzędzia po podłodze, co przesuwały się bez dotyku ręki. Jedynie dostrzegłem wokół nich moce elektryczności.

Rhodey: Eee... Co ty robisz?
Lightning: Ćwiczę. Nie widzisz?
Rhodey: No widzę, ale... Nieważne... Muszę jechać do szpitala. Zostaniesz sama?
Lightning: Spoko. Nic nie zrobię. Hahaha! Chyba

Part 320: Uszanuj moją decyzję

0 | Skomentuj

**Pepper**

Leniwie otwierałam oczy, spoglądając na mamę Rhodey'go. Dziwnie się czułam. Z jednej strony, wciąż nie zniknęły obawy o stan Tony'ego, lecz po części strach zmienił się w bezradność. Leżałam przypięta do aparatury. Zemdlałam?

Pepper: Co... się... stało? Czy ja...
Roberta: Na chwilę straciłaś przytomność. Bardzo się zdenerwowałaś, więc przez silny stres tu jesteś
Pepper: A Tony? Co z nim?
Roberta: Ile chcesz wiedzieć?
Pepper: Wszystko
Roberta: Zabrali go do innej sali
Pepper: Jest już lepiej? Jak się czuje? Mogę się zobaczyć z moim mężem?
Roberta: Lekarka ci pozwoli, jeśli czujesz się na siłach
Pepper: Ale... Ale jest lepiej, prawda?
Roberta: Chyba tak, skoro opuścił OIOM
Pepper: Tony, trzymaj się

**Tony**

Rhodey zginął. To nie mogła być prawda. Potem kulka przeszła przez głowę do czaszki Matta. Zamarłem. Oprawcy się śmiali złowrogo, czekając na zgon Pep. Jej nie mogłem stracić. Wyglądała na wycieńczoną. Krew spływała po rękach, skroni, lecz największa rana znajdowała się w okolicy brzucha. Płakała, błagając o szybką śmierć.

Tony: Pepper, nie bój się. Wydostanę cię stąd... Zapłacicie mi za to, co zrobiliście. Słyszycie?! Nie odpuszczę wam!
Duch: Zostałeś tylko ty, Stark. Nie oczekuj, że przeżyjesz, bo tak nie będzie

Uruchomił jakieś urządzenie, które spowodowało okropny ból głowy. Nie miałem na sobie zbroi, więc nici z ochrony. Upadłem na kolana, trzymając się za makówkę. Ruda musiała znieść o wiele gorszy ból. Whiplash uderzał w nią z biczy, aż skuliła się, chroniąc narządy przed śmiertelnym porażeniem, co mogłoby doprowadzić do zwęglenia organów.

Tony: Aaa! Pep, wytrzymaj! Zaraz... będzie... po wszystkim
Stane: Oj! Ty tylko karmisz każdego swoimi kłamstwami. Jesteś żałosny, Anthony. Twój ojciec był bardziej pożyteczny, nim go zabiłem
Tony: Aaa! Co?! Co ty bredzisz?! Przecież... Gene. Aaa! Gene zabił... mojego... Ach! Ojca!
Pepper: Tony... ja dłużej... Aaa! Nie... wytrzymam
Whiplash: Hahaha! Mogę tak robić całą wieczność
Tony: Pepper... Tato... Zabiłem was

Byłem załamany. Przestałem krzyczeć, poddając się. Nadzieja umierała ze mną jako ostatnia deska ratunku.
Kiedy miałem zamiar całkowicie skapitulować, usłyszałem czyjś głos. Kobiecy i do tego znany. Mama? Dostrzegłem ją jako ducha, co wyciągnął do mnie rękę. Coś mówiła. Pragnęła, żebym wrócił do domu. Do domu? Gdzie był ten dom?

~*Dwie godziny później*~

**Roberta**

Nie mogłam powiedzieć Pepper całej prawdy. Wiedziałam zbyt wiele okrutnych dla niej informacji. Pamiętam jeszcze, jak niby na chwilę się obudził. Był spokój, a potem nastąpił niespodziewany atak serca. Obecnie leżał na kardiochirurgii, gdzie lekarze mogli ustabilizować pracę wyniszczonego organu. Lekarka zbadała dziewczynę i pozwoliła, żeby zobaczyła się z Tony'm. Poszłam razem z nią, by być dla niej wsparciem w tak trudnej sytuacji. Weszłyśmy do sali, patrząc na chorego, co wyglądał na śpiącego. Oby przypuszczenia okazały się prawdą. Całe szczęście, że pozbyli się większości przerażających maszyn. Pozostała jedynie maska tlenowa, kardiomonitor oraz zestaw do reanimacji.

Roberta: Jak się czujesz?
Pepper: Widząc go w takim stanie, trochę się cieszę. Wreszcie nie ma OIOMu
Roberta: Zgadza się. Będzie coraz lepiej, Pepper. W końcu dojdzie do siebie
Pepper: Chyba ma pani rację
Roberta: Nie martw się. Wróci do zdrowia
Pepper: Dlaczego kłamiesz?! Proszę tego nie mówić! On zawsze będzie chory! Zawsze będzie ryzykował, a jego serce dłużej nie wytrzyma!
Roberta: Pepper...
Pepper: Przepraszam... Ja... Ja nie chciałam krzyczeć
Roberta: Rozumiem twój strach. On na pewno poczuje się lepiej
Pepper: Wciąż nic nie zrobili z implantem
Roberta: Bo nie znają się na tym
Pepper: Tony umrze
Roberta: Nikt tego nie powiedział
Pepper: Chociaż widać, że umiera?!
Roberta: Uspokój się

Moje słowa nic nie znaczyły. Po prostu nie przekazywały dobrych intencji, a fałszywą nadzieję. Możliwe, że też zgubną. Nie miałam zamiaru przyznać się, jaką usłyszałam wieść od lekarza prowadzącego mojego przyszywanego syna. Powiedział najgorszą diagnozę z możliwych. Nie można było wyleczyć ani zrobić czegokolwiek do spowolnienia choroby. Śmierć jedynie pozostała nieunikniona na pasie następnych nieszczęść.

Pepper: Tony, walcz dalej. Jesteś coraz bliżej nas. Niebawem się spotkamy

Ucałowała ukochanego w czoło, ściskając mu dłoń najsilniej, jak potrafiła. Trzymała się tej złudnej szansy, żeby się przebudził. Jednak nadal specjaliści nie potrafili pomóc pacjentowi z tak poważnym schorzeniem.
© Mrs Black | WS X X X