Part 304: Rodzinny piknik



**Rhodey**

Mama miała po części rację. Mogliśmy bardziej zaszkodzić Tony'emu, niż pomóc. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze. No prawie, bo część uszkodzeń nadal pozostała. Zdołaliśmy naprawić do tego stopnia, by implant mógł odpowiednio funkcjonować. Pepper zajmie się nim, ale zostałem z nimi do realizacji planu.
Gdy moja rodzicielka wróciła do domu, usiadłem na krześle, zasypiając na siedząco.

~*Dziewięć godzin później*~

**Pepper**

Obudziłam się w zbrojowni na kanapie. Nikogo więcej nie było. Jedynie JARVIS powiedział, że wybiła dziewiąta. Powoli wstawałam, by nie upaść. Czułam się jakoś dziwnie i chyba powód był zbyt osobisty. Zużyłam resztki energii, by uratować męża. No nic. W miłości robi się różne rzeczy.

[[Zalecam długi odpoczynek, panno Stark]]

Pepper: Dzięki, JARVIS. Poradzę sobie. Nie jestem Tony'm. Pamiętaj o tym

[[Tony jest w części domowej. Zarejestrowałem na nagraniu, że wyszedł z Rhodey'm]]

Pepper: Szybko się pozbierał

[[Nie cieszysz się?]]

Pepper: Cieszę i nadal też mam obawy, co do jego pomysłów

[[Rozumiem, dlatego proszę również uważać na swój stan zdrowia]]

Pepper: Nic mi nie jest... Naprawdę

[[Nie wykryłem żadnych zagrożeń... Czy mam coś dla pani zrobić?]]

Pepper: Nie trzeba. Sama się zajmę moim głupkiem

Zdołałam wstać o własnych siłach i poszłam do kuchni. Tam wypiłam kubek kawy, przegryzając bułkę z jogurtem. Jak się okazało, nie tylko ja zgłodniałam. Rhodey przylazł, a za nim Maria i Tony. Nareszcie w komplecie.

Pepper: Ty miałeś leżeć, a Rhodey powinien wrócić do domu
Rhodey: Zaraz pójdę, ale najpierw coś zjem. O ile nie zablokowałaś dostępu do lodówki
Pepper: Powybijam ci palce, jak weźmiesz za dużo... Tony?
Tony: Niech je. Potem dołoży się do zakupów
Maria: Hahaha! Ma takiego głoda, że wszystko zje?
Rhodey: Oj! Taki już jestem... To smacznego
Pepper: I wzajemnie

Każdy brał po kromce chleba, smarując masłem oraz dodając swoje ulubione dodatki do kanapki. Smakowały wyśmienicie, co widziałam po minie łasucha.

Tony: Pep, masz jakieś na dziś plany?
Pepper: Czy niańczenie ciebie się liczy?
Tony: Heh! Nie
Pepper: No to nie mam... A ty masz?
Tony: Pomyślałem nad piknikiem rodzinnym
Maria: Pójdziemy do parku wszyscy razem? Jestem za! Nareszcie spędzimy więcej czasu jako rodzina
Tony: I taki mam zamiar
Pepper: Tony, czy ty... chcesz umrzeć?
Tony: Nie! Nie chcę! Po prostu uratowaliśmy świat i możemy odpocząć od bohaterowania
Maria: Mamo, pójdziemy? Więcej takiej okazji nie będzie
Pepper: Och! Zgoda, ale pod jednym warunkiem
Tony: Jakim?
Pepper: Zero Iron Mana
Tony: Warunek przyjęty

Uśmiechnął się głupawo, co też zrobił Rhodey, kończąc drugą kanapkę. Czy oni to razem wykombinowali? Świntuchy. Jednak zaufałam im. Możemy spędzić czas bez wzywania kłopotów.
Po zjedzeniu śniadania, córka pobiegła pakować rzeczy do plecaka. Była bardzo ruchliwa i zatrzymywała się jedynie na krótki postój.

~*Dwie godziny później*~

**Tony**

Znajdowaliśmy się w parku. Wszystko działało zgodnie z planem. Rhodey w zbroi patrolował teren, czy któryś z wrogów nie zbliżał się do nas. Miał skontaktować się na wypadek wykrycia nieproszonego gościa. Maria skakała na skakance po trawie, a my z rudą leżeliśmy na kocu, wpatrując się w bezchmurne niebo.

Tony: Obiecałem spokój. Udało się?
Pepper: Póki nie ma blaszaka, jest okej... Rhodey nie chciał być z nami?
Tony: Sprawy rodzinne
Pepper: Diana wciąż nie wróciła
Tony: Widocznie nie... Jak się czujesz?
Pepper: Dobrze.  A ty?
Tony: Przy tobie zawsze najlepiej
Pepper: Kiedyś wybiję ci zęby za ten głupawy uśmieszek. Domyślam się, że razem z żarłokiem pomyślałeś nad piknikiem
Tony: Wybacz... Po prostu dawno tak nie czułem się szczęśliwy przy was
Pepper: Ja też

Cmoknęła mnie w policzek. Cieszyłem się, że mogliśmy tak miło spędzić ten czas. Jeśli nic tego nie zepsuje, zapamiętam dzisiejszy dzień jako jeden warty pozytywnych wspomnień.
Kiedy chciałem wziąć butelkę z wodą, zauważyłem nieznaną sylwetkę nad nami. Widocznie nie byliśmy tu sami. Nie minęło zbyt wiele czasu, jak to coś złapało Pepper znienacka.

Tony: Pepper?

Zniknęła tak szybko, jak ten ktoś ją złapał. Nie wiedziałem, co robić. Musiałem skontaktować się z Rhodey'm. Może wiedział, z nim mieliśmy do czynienia. Czego chciał od mojej żony? Kim była ta osoba? Makluańczyk?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X