**Pepper**
Czekałam, aż Tony się obudzi. Fakt, że to długo potrwa, skoro Fury go męczył ponad jedenaście godzin. Jedną godziną odsapnął. Pozostało dziesięć. Nie mogłam zostawić męża samego. Chciałam mu pomóc w odzyskaniu sił.
Kiedy miałam zamiar pójść do kuchni po coś smacznego, usłyszałam, jak ktoś szedł w kierunku zbrojowni. Pomyślałam o włamywaczu, więc chwyciłam za paralizator, idąc przegonić nieproszonego gościa. Już chciałam porazić intruza, ale w ostatniej chwili zorientowałam się, że to Matt wrócił do domu.
Pepper: No w końcu wróciłeś. Gdzie byłeś? Miałeś nigdzie nie wychodzić, Matt. Chcesz dostać szlaban za ucieczkę?
Matt: Mamo, przystopuj trochę. Poszedłem tylko zobaczyć się z Katrinie i tyle... Czemu tata leży i nic nie robi?
Pepper: Musi odpocząć, a ty skończ z tymi schadzkami zakochanych
Matt: Ale ja nie mówiłem o...
Pepper: Idź do pokoju
Matt: Nic mu nie jest?
Pepper: Spokojnie. Potrzebuje tylko dłuższego snu
Matt: Viper tu była?! Walczył z nią?!
Pepper: Cii... Mów ciszej i nie krzycz. Nie wiem, czy ją widział, ale ktoś inny jest winny za jego stan
Matt: Kto?
Pepper: Generał Fury
Matt: Mogę cię o coś spytać?
Pepper: Pytaj, jeśli nie prosisz o zgodę na seks
Matt: Ej! Co wy z tym macie?! Uwzięliście się na mnie?!
Pepper: Ciszej, bo go obudzisz
Matt: Przepraszam... Chciałem tylko zapytać, czy mam dalej chodzić do szkoły przez to, jak wyglądam
Pepper: Nic nie widzę dziwnego
Matt: Ukrywam łuski i pazury, ale ten efekt nie trwa długo
Pepper: Do szkoły będziesz chodził, aż otrzymasz świadectwo, więc migiem do pokoju spać
Matt: Jest dopiero szesnasta
Pepper: To ucz się
Matt: Hahaha!
Więcej nic nie powiedział, idąc do swojego kącika. Nadal czekała, aż Tony otworzy oczy i będziemy mogli porozmawiać o tym, co się ostatnio wydarzyło. O wieczorze kawalerskim, Tahiti oraz sabotażu ze strony jakiegoś złoczyńcy. Tylko, że większość została pokonana. Pozostał jedynie... Whiplash. O nie.
~*Dwie godziny później*~
**Ivy**
Zmieniłam plany. Mogłam dziś wykonać swoją zemstę. Nie było ciemno, a ludzie dalej bawili się. Powiedziałam Rhodey'mu o jednej z atrakcji, którą był skok ze spadochronem. Diana śmiała się, słysząc te słowa. Lepiej niech mnie nie zdradzi. Zgodził się na tę rozrywkę, ale wpierw musieliśmy zmienić ubranie na bardziej lekkie. Włożyłam spodenki, które przylegały do ciała i obcisły T-shirt koloru czarnego. Biało- czarna, jak zebra. Małej tylko zmieniłam bluzkę, zaś mąż też włożył komplet sportowy na przygodę życia.
Ivy: Gotowy?
Rhodey: Lubisz takie sporty ekstremalne? Nie chciałbym uciszać twoich krzyków
Ivy: Hahaha! Mów za siebie... Uwielbiam czuć adrenalinę, a najlepsza jest w powietrzu
Rhodey: Co robimy z Dianą?
Ivy: Będzie pod opieką instruktora. Na ten jeden skok... Kasę już zapłaciłam i lepiej nie bądź kurczak. Bądź dużym chłopcem
Rhodey: Ivy, latałem jako War Machine na spore dystanse. Nie stchórzę
Ivy: I bardzo dobrze
Uśmiechnęłam się z diabelskim uśmieszkiem po kryjomu. Tego skoku nigdy nie zapomni. Emocje gwarantowane. Faza pierwsza: amator.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, podeszliśmy do mężczyzny, co odpowiadał za bezpieczeństwo. Wyjaśnił nam, jak to ma wyglądać, a Diana zostanie z nim, bo dziecka nie wpuści do samolotu. Objaśnił zasady oraz, co zrobić w razie przypadku awarii. Były dwie linki, otwierające spadochron.
Po wytłumaczeniu wszystkiego, wsiedliśmy, lecąc na wyznaczoną wysokość. Zostaliśmy wyposażeni w plecak.
Ivy: Skaczemy?
Rhodey: Jestem przygotowany
Ivy: No to hop!
I wyskoczyłam, trzymając pod sobą Rhodey'go, który był skazany na mnie. Tylko ja mogłam otworzyć spadochron. Zabawny się, kochany.
Kiedy spadaliśmy coraz to szybciej, byliśmy też blisko zderzenia się z glebą.
Rhodey: Pociągnij za linkę
Ivy: Nie działa!
Rhodey: A ta druga?
Kolejna faza: wciskanie takiej ciemnoty, by zgotować mężulkowi piekło.
Ivy: Obie nie działają! Rhodey, my tu zginiemy!
Rhodey: Aaa!
Ivy: To już nasz koniec! Masz jakieś ostatnie życzenie?!
Rhodey: TAK! NIECH TA LINKA ZADZIAAAŁA!
Ivy: A MOŻE POWIESZ COŚ, CO NAPRAWDĘ CHCIAŁABYM USŁYYSZEĆ?!
Rhodey: AAA! PRZEPRASZAM! PRZEPRASZAM ZA TEGO POKERA! JA NIE CHCIAŁEM!
Ivy: Rhodey? Rhodey!
Rhodey: Co? Co takiego?
Ivy: Przeżyjemy
Pociągnęłam za linkę, otwierając spadochron. On nadal panikował, aż zasłonił sobie oczy. Czas na ostatnią fazę: powiedzenie prawdy, a to go zaboli najbardziej. Bezpiecznie wylądowaliśmy, porzucając sprzęt. Czekaliśmy na instruktora.
Ivy: Rhodey, wszystko gra?
Rhodey: Jak? Jak to się stało?! Boże! Już myślałem, że zginiemy!
Ivy; Uspokój się. To był żart
Rhodey: Co takiego?! O mało na zawał nie padłem!
Ivy: Kochanie, zemściłam się. Hahaha! Mam cię!
Rhodey: Wiem... Zasłużyłem sobie na to
Ivy: Oj! Skończ przeżywać. W ramach rekompensaty, stawiam kolację
Rhodey: Kolejny żart?
Ivy: Już nie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi