Part 242: Diana Rhodes



**Tony**

Ile wypiłem? Wystarczająco, by stracić kontrolę nad ciałem i umysłem. Błądziłem wzrokiem, poszukując Pepper. Jednak zniknęła tak, jak przyjaciel pana Rhodesa. Roberta wiedziała, że przesadziłem z alkoholem, ale nie krzyczała na mnie. Chciała postawić jedynie do pionu. Nie rozumiałem, dlaczego zniknęła moja żona. Czyżby miała przede mną jakieś sekrety? Postanowiłem wrócić z Robertą i jej mężem do domu.
Gdy mijaliśmy karetkę na sygnale, otrzymałem SMS. Od razu pomyślałem o najgorszym.

Ivy rodzi. Dziś będę tatusiem ;)

Roberta: Wszystko gra?
Tony: Musimy pojechać do szpitala
Roberta: A jednak wypiłeś za dużo
Tony: Nie o to chodzi. Rhodey napisał, że Ivy tam jest i rodzi
Roberta: Wow! Dość szybko
Tony: Czyli?
Roberta: Zmiana planów... Tony, na pewno dobrze się czujesz? Ile piłeś?
Tony: Ech! Trochę kręci w głowie i nie pamiętam, czy wypiłem trzy, a może cztery szklanki szkockiej
Roberta: I dlatego przeleciałeś Ivy?
Tony: Co?! Ja nie...
Roberta: Może Pepper
Tony: Rozmawiałem z nią o tym
Roberta: No i?
Tony: Chyba mogłem wpaść
David: My też
Roberta: Nie ma szans! Pamiętałabym takie rzeczy
Tony: Ech! Chyba... nie
Roberta: Tony?

Przechyliłem się w bok, uderzając o szybę i zasnąłem.

**Rhodey**

Nareszcie otworzyli te drzwi. Ile można czekać, by czegoś się dowiedzieć? Lekarka przez chwilę się uśmiechała, lecz coś się za tym kryło. Pragnąłem zobaczyć się z żoną i ucałować dzieci. Myślałem nad zadaniem jednego pytania, choć po niezręcznej ciszy zaczęła mówić.

Dr Bernes: Lepiej nie wstawaj, Rhodey, nim nie skończę
Rhodey: Coś nie tak, Victorio?
Dr Bernes: Gratuluję wam córeczki. Na pewno spełnicie rolę rodziców i chyba w ten sposób przestaniesz niańczyć Tony'ego. Teraz masz dziecko do opieki
Rhodey: Jak to dziecko? Miały być bliźniaki
Dr Bernes: Doszło do... komplikacji
Rhodey: Komplikacji?
Dr Bernes: Chłopczyk nie przeżył. Miał owiniętą pępowinę wokół szyi... Próbowałam go ocalić, ale przykro mi. Nie udało się
Rhodey: Jak... Jak to się stało?
Dr Bernes: Zdarza się dość często przy bliźniaczej ciąży
Rhodey: Czy ona jest zdrowa?
Dr Bernes: Bardzo dobry okaz zdrowia... Rhodey, chcesz zobaczysz się z nimi?
Rhodey: Oczywiście, a Ivy wie?
Dr Bernes: Musiała poznać prawdę i... ciężko znosi tę informację
Rhodey: Dlatego potrzebuje mojego wsparcia
Dr Bernes: Chodź ze mną. Zaprowadzę cię

Wystarczyło skręcić w lewo, by dotrzeć na odpowiednią salę. Przez szybę widziałem, jak karmiła nasze dziecko. Uśmiechała się z przymusu. Kłamała, że była szczęśliwa. Zapukałem, uprzedzając o pojawieniu się. Ostrożnie wszedłem, siadając obok niej.

Rhodey: Hej, Ivy. Jak się czujesz?
Ivy: Na pewno wiesz, do czego doszło
Rhodey: Poradzimy sobie razem. Przynajmniej mamy córeczkę
Ivy: Nie wolałbyś mieć synka?
Rhodey: Troszeczkę, ale ty jesteś najważniejsza. Chcę, żebyś była naprawdę szczęśliwa... Jak ją nazwałaś?
Ivy: Diana
Rhodey: Diana Rhodes... Podoba mi się... Hej, kruszynko. Widzisz? Od dzisiaj jestem twoim tatą

Chwyciłem za dłoń malutkiej dziewczynki, dzieląc się szczerym uśmiechem. Ivy jedynie uroniła łzę, wzruszając się na ten widok. Chciałem zabrać je, jak najszybciej do nowego domu. Załatwiłem po cichu wszelkie formalności, odnajdując cztery ściany z dala od hałasu miasta. Gdzieś na obrzeżach, ale powinno być dobrze. Jako War Machine obronię je przed każdym, kto spróbuje skrzywdzić.

Ivy: Dobrze, że jesteś, Rhodey... Dziękuję
Rhodey: Będę tu z tobą, dopóki mnie nie wywalą
Ivy: Hahaha!
Rhodey: Co? Taka prawda
Ivy: Chodź tu

Przytuliłem się do niej, obejmując wspólnie Dianę. Jakoś dam radę z dzieckiem. Będę świetnym tatuśkiem.

**Tony**

Obudziłem się w szpitalu na korytarzu. Zauważyłem, jak pani Rhodes wypytywała się, gdzie leżała żona Rhodey'go. Pora ich odwiedzić. Wciąż też martwiłem się o rudą. Zniknęła bez słowa.

**Pepper**

Zdołałam zabrać zbroję, zablokować możliwości uruchomienia innego pancerza, a do tego wykasowałam całą historię wyszukiwania o Tahiti. No i wyłączyłam lokalizację Rescue. Do pomocy wezwaliśmy agentkę Hill oraz specjalistkę od kosmitów z SWORD. Nikt nie wiedział, czy wrócimy żywi, lecz znaliśmy cel misji. Uratować Virgila Potts.

**Matt**

Powinienem coś wymyślić, ale bałem się matki Katrine. Nie mogłem nic zrobić. Jednak przełamałem się, aż zetknąłem się ze spluwą przy czole. Viper patrzyła na mnie gniewnie. Chyba warczeć nie będzie?

Viper: Wynocha... Wynoś się stąd, bo cię zabiję!
Duch: Viper, uspokój się. On nie zrobił jej krzywdy
Viper: ZAMKNIJ SIĘ!

Chwyciła za pistolety, strzelając na oślep. Padłem na podłogę, zaś ojciec Katty jakoś zniknął. Super. Pomyślałem o ucieczce, lecz nie chciałem zostawić dziewczyny samej z szurniętą babą. Jak ona może mieć te geny? To sama wpadka, co ze mną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X