Tony, Rhodey i Pepper siedzą w autobusie. Jadą na wycieczkę z klasą na 3 dni, co nie było dobre dla Iron Mana z 2 powodów. Pierwszy: miasto musi bronić się same i drugi: implant potrzebuje ładowania. No dobra. Jest też 3 powód. Ruda knuła w swojej głowie, notując w pamiętniku, jak w arcy cudowny sposób "umilić" im wyjazd.
Pepper: Hmm… robaki? Dobry pomysł
Rhodey: A ty, co znowu kombinujesz?
Pepper: Jakie znowu? Czemu mnie o coś podejrzewasz? Może zapytaj Tony’ego, czy nie wyzionie ducha. Do zbrojowni jest daleeko stąd
Tony: Dzięki, Pepper za przypomnienie
Pepper: Oj, weź. Miasto poradzi sobie jeden dzień bez Iron Mana
Rhodey: 3 dni
Pepper uderzyła go w twarz. No i zaczyna się.
Pepper: Prosił cię ktoś, żebyś otwierał swoją jadaczkę?
Rhodey: Ty nas kiedyś zabijesz za nic
Tony: Popieram
Pepper: Haha! No zgoda. Macie trochę racji, ale zabiję z jakiejś przyczyny
Tony: Pepper, mam prośbę
Pepper: Słucham
Tony: Czy możesz być miła, chociaż jeden dzień? Bez głupich numerów?
Pepper: Co masz na myśli?
Rhodey: Chyba wszyscy pamiętają sztucznego węża i masło na korytarzu
Pepper: Ha! Ja sobie tego nie przypominam
Rhodey: A co z implantem? Musisz go jakoś ładować
Pepper: No i niańka wkracza do akcji
Rhodey: Och! Gdybyśmy nie byli pod opieką nauczyciela, zabiłbym cię
Pepper: Haha! Próbować zawsze można
Tony: Nie martw się. Nikt nie zginie
Pepper: Nie byłabym taka pewna
Odezwało się w niej diabelskie wcielenie, co wskazywało na jedno. Kłopoty.
Rhodey: To co wymyśliłeś, geniuszu?
Tony: Przerobiłem zasilanie akumulatora z starego auta
Pepper: Złodziej!
Tony: Pepper! Cisza! Byłem na złomowisku, to…
Pepper: Złomiarz!
Tony: Ech, Rhodey? Mógłbyś?
Pepper: Ała! Za co to? Tak się zachowujesz? Bijesz dziewczynę
Rhodey: A ty facetów
Pepper: Tak, ale żebyście się czegoś nauczyli, pacany
Rhodey: Tony, ona nazwała nas…
Tony: Słyszałem to! Mogę dokończyć?
Rhodey: Mów
Pepper: No gadaj
Tony: Pracowałem trochę z nim w zbrojowni i teraz jest coś takiego
Wyjął z plecaka urządzenie na kształt pierścienia. No tak. Pepper musiała coś powiedzieć.
Pepper: Haha! Czyli z takiego dupnego akumulatora, zrobiłeś takie kółeczko? Czemu się nie świeci?
Tony: Świeci, gdy zacznie się ładowanie, więc nic mi nie będzie. Rhodey, możesz mnie nie niańczyć?
Rhodey: Hmm… niech pomyślę. Eee… nie
Pepper: Dobra, mam plan
Tony: Boję się, co wymyśliłaś
Pepper: Nic strasznego. Chyba
Tony, Rhodey: Chyba?!
Pepper: Cicho, małpy. Ja tu mówię. Zrobimy jeden dzień bez głupot i matkowania. Aaa i Tony, ty też musisz z czegoś zrezygnować. Hmm…
Tony: Nie ma mowy, że zrezygnuję z ładowania
Pepper: W każdej chwili mogę ci to ukraść
Szepnęła coś do samej siebie, by nikt tego nie słyszał. Jednak jej mina już ostrzegała, by uważać na rudzielca.
Tony: Zrezygnuję z tworzenia projektów
Pepper: No i git
Przyjaciele wyszli z autobusu. Jak się okazało, pierwszą noc spędzą w schronisku, zaś następne będą pod namiotem. Uczniowie wzięli swoje walizki z plecakami, wchodząc do schroniska. Nauczyciel sprawdził, czy wszyscy byli obecni. Gdy się okazało, że tak było, pozwolił im pójść do pokoi. Pepper była z Whitney, a Rhodey z Tony’m. Ruda nie była zachwycona, ale chłopaki bez problemu zaakceptowali wybór, choć Tony wolałby być z Pepper. Niestety przez głupie zasady zostali rozdzieleni.
Rhodey: Nam się poszczęściło
Tony; Mów za siebie
Rhodey: A co? Wolałbyś być z Happy’m, czy Gene’m?
Tony: Nie. Chciałem być z Pepper
Rhodey: Gołąbeczki, jak się patrzy. Nic nie zrobicie sami. Nie martw się. I tak jesteśmy razem, ale ja się boję jej pomysłów
Tony: Nie panikuj. Nic nam nie zrobi. Obiecała
Rhodey: Tony, to tylko jeden dzień
Pepper: Dzisiejszy
Zaskoczyła ich Pepper, że prawie Rhodey uderzyłby w lampę.
Rhodey: Pepper!
Pepper: Haha! Dziś macie ode mnie spokój, ale wiecie, że siedzę z plastikiem? Nie daruję ci tego, Rhodey
Rhodey: A to moja wina?
Pepper: Tak, bo gdybyś tu nie był, byłabym z Tony’m
Rhodey: Zabawne. Zasady i tak zakazują
Pepper: Lalalala! Nie słucham cię! Jeszcze do was przyjdę
Wyszła, zamykając drzwi.
Tony: Przeraża mnie
Rhodey: No i w końcu się zgadzamy
Nauczyciel sprawdził, czy wszyscy jego podopieczni byli w łóżkach. Ostrożnie sprawdzał. Iluzją był fakt, że każdy spał. Kto na przykład? Pepper wymknęła się po cichu. Jak? Przez okno. Jednak Whitney zwróciła na nią uwagę.
Whitney: A ty dokąd?
Pepper: Nie twój interes. Lepiej pilnuj, żeby ci się nic nie zgubiło
Whitney: Czy ty coś sugerujesz?
Pepper: Tak, troszeczkę
Whitney: Zabiję cię!
Gwałtownie wstała z łóżka i już była gotowa wymierzyć pięściami, ale ruda uniknęła ciosu, lecz jej nie pozwoliła na to. Rzuciła torbą pełną różnych pierdół blondyny. Oberwała w głowę.
Whitney: Pożałujesz, że ze mną zadarłaś
Pepper: Powiedziałabym to samo
Uśmiechnęła się i poszła w stronę męskiej części pokoi. Nie trudno było je zauważyć, bo na parapecie suszyły się bokserki. Trochę się zniesmaczyła, a na głowę spadała woda…. Hmm…, to musiała być woda. Kapała na jej twarz.
Pepper: Żeby to była woda. Ciekawe, który taki mądry się moczy w łóżku? Strzelałabym, że Tony, ale nieważne
Zaczęła wspinać się wyżej, rozglądając się ostrożnie, czy trafiła do odpowiedniego pokoju. Od razu poznała Rhodey’go, który leżał nogami na wierzchu. Chrapał. Chłopak to samo. Było widać światło implantu, ale jego chrapanie najgłośniej słyszała. Ostrożnie skoczyła na podłogę.
Pepper: Tony, obudź się. Tony!
Tony: Pepper… idź spaaać
Pepper: Ale ja nie chcę. Nie chcę bez ciebie
Pokazała słodką minę, by się ulitował.
Tony: Dobra, Pepper. Czego chcesz?
Dziewczyna tak po prostu wskoczyła mu do łóżka i pocałowała.
Pepper: Mogę spać z tobą?
Tony: Eee… pewnie
Podrapał się w głowę. Trochę się zawstydził, ale w końcu pozwolił jej zostać. Czuł, bijące od niej ciepło, a serce biło takie żywe. Wreszcie człowiek puszka przestał się martwić, co stanie się podczas jego nieobecności.
Tony: Dobrze, że jesteś
Pepper: I wzajemnie
Tony: Jak ci się udało tu wejść?
Pepper: Ma się te sposoby. Nie znasz
Tony: Okno
Pepper: No i jednak znasz
Uśmiechnęła się, wtulając się w niego.Tony nie przypuszczał, do czego się posunie następnego dnia. Zasnęli razem. Chciała tę noc spędzić najlepiej, jak się da, ale obecność Rhodey’go im przeszkadzała. Miała ochotę wziąć go za “szmaty” i wyrzucić do pokoju Whitney. To miał być żart, który zrobiła.
Pepper: Mina Rhodey’go będzie bezcenna, jak się obudzi w samych majtach obok niej. Hahaha!
Dzień drugi. Rhodey się obudził. Wrażenie, jak po szalonej imprezie. Pytania? Gdzie jestem? Co ja tu robię? Co się stało? Patrzy, że leży w samej bieliźnie obok łóżka Whitney.
Rhodey: Aaaa!
Pepper śmiała się wniebogłosy, bo wiedziała, czyj to był pisk. Tony go nie poznał.
Tony: Nawet nie dadzą spać
Pepper: Wiesz kto? Twój przyjaciel piszczy, jak baba. Chyba już zdaje sobie sprawę, gdzie się znajduje. Hahaha!
Tony: Pepper, miało nie być głupot
Pepper: Zrobiłam to minutę po północy, czyli dzisiaj. Ha! Pepper Potts wróciła!
Nagle usłyszeli drugi pisk. Panna Stane przeraziła się na widok Rhodey’go. Wzięła do ręki torebkę i walnęła go mocno w głowę.
Whitney: Rhodey, wynocha! Już!
No i Rhodey miał poważne kłopoty. Chyba coś dla odmiany. Nauczyciel był wściekły, że złamał zasady.
Prof. Klein: Nie wiedziałem, że masz pociąg do Whitney. Jednak to ma się już więcej nie powtórzyć. Znacie zasady
Rhodey: Profesorze,ja…
Whitney: Już lepiej nic nie mów i idź
Rzuciła mu jego ubrania i wyszedł. Chłopak ubrał się i zszedł na śniadanie. Zupa mleczna. Zjadłby wszystko, co mu dadzą. Ruda zeszła też na dół wraz z Tony’m i we trójkę usiedli przy tym samym stole.
Pepper: Jak tam noc z Whitney? Podobało się?
Rhodey: Czyli to twoja sprawka?!
Pepper: Aha! Moja!
Rhodey: A co u was?
Pepper: Nic nowego. Tony szybko zasnął, ale powinieneś się martwić o siebie
Rhodey: Hę?
Tony: Pepper, nic nie mów
Pepper zaczęła mu szeptać, patrząc w jego oczy, by zrodził się w nim strach.
Pepper: Tak, jak na biologii. Jest facet z kobietą. Sam na sam, I dzieeją się kosmiczne rzeczy
Tony: Pepper, przestań. Rhodey, nie wierz jej
Pepper: I potem z tego tworu robi się coś nowego, co najpierw kopie, a potem płacze
Rhodey: Nie! Niemożliwe! Nie mogło się zdarzyć
Pepper: Tak to działa. Matki natury nie oszukasz
I w oczach pojawił się strach. Ruda się zaśmiała i wyszła coś zbierać. Nie było trudno znaleźć robaki. Białe robaki.
Rhodey: Myślisz, że Whitney…
Tony: Nie. Na pewno do niczego nie doszło
Rhodey: Jak mogła mnie wrzucić do jej pokoju?!
Tony: Uspokój się. Nie spłodziłeś bachora. Jest dobrze
Rhodey: Dziś idziemy pod namiot. Można się po niej wszystkiego spodziewać
Pepper wróciła do śniadania. Gdy Rhodey nie patrzył, szybko wrzuciła robale.
Pepper: Smacznego, Rhodey. To jedzmy
Rhodey: Taa, smacznego
Jej uśmiech diablicy znowu zagościł na twarzy. Czy ich wyjazd będzie jeden dzień normalny? To pojęcie względne. Gdy już odczuł coś, co się rusza mu na języku, od razu wypluł i pobiegł przemyć usta.
Tony: Pepper, co ty zrobiłaś?
Pepper: Powiedzmy, że leśni przyjaciele do nas zawitali w odwiedziny
Tony: I jak można nie kochać takiej wariatki, jak ty? Zaraz przyjdę
Pepper: Gdzie idziesz?
Wskazał palcem na miejsce, gdzie znajdował się implant.
Pepper: Ok, ale wróć od razu i nie zagaduj z paranoikiem
Tony: Pepper!
Poszedł najpierw do pokoju po swoją ładowarkę. Przyłożył do implantu i mógł bez problemu pójść porozmawiać z Rhodey’m, który nadal pluł do umywalki, próbując pozbyć się smaku robala.
Rhodey: Fuuj! Fuuj! Fuuuuj! To było podłe! I ty jej na to pozwoliłeś?!
Tony: Nic o tym nie wiedziałem. Na mnie też coś szykuje. Myślisz, że jestem bezpieczny? To błąd
Rhodey: Z drugiej strony, kiedyś będę się z tego śmiał, jak zacznę wspominać, ale dziś mam ochotę ją zabić!
Tony: Nie mogę ci na to pozwolić
Rhodey: Głupku, ja żartuję
Tony: No jasne! Wy wszyscy żartujecie!
Odczepił pierścień i schował do kieszeni.
Tony: Możemy dokończyć śniadanie? Potem musimy wziąć plecaki, bo mamy nocować poza schroniskiem
Rhodey: Zgoda, ale jakoś straciłem apetyt
Tony: Ty? Nie no. Nie wierzę. Aż tak ci zalazła za skórę? Haha! Dobre!
Po skończonym śniadaniu, nauczyciel prosił o spakowanie najważniejszych rzeczy pod namiot. Poszli do swoich pokoi, gdzie zabrali swoje rzeczy, a walizki pozostały w pokojach. Kiedy wszyscy byli gotowi, wyruszyli w głąb lasu. Oddalili się od schroniska o kilometr.
Prof. Klein: Pamiętajcie, że jutro wracamy do domu, więc dziś zobaczycie, jak się śpi w naturalnych warunkach. Namiot starczy na 4 osoby, więc podzielimy się na 3 grupy. Pierwsza: Pepper, Rhodey, Whitney i Tony. Druga: Happy, Gene, Rhona i Andy. Trzecia: Annie, Drake, Sara i Jack
Pepper: Ugh! Ja ją wykopie
Whitney: Mam ochotę zrobić ci to samo za ostatnią noc
Tony: Rozkładamy namiot?
Rhodey: Zanim się pozabijają? Pewnie
Chłopaki uporali się z namiotem. Nie było to dla nich zbyt trudne, jednak najgorzej szło grupie, gdzie był Happy. Namiot ledwo stanął i runął.
Gene: Happy, ty nic nie dotykaj. Lepiej popatrz na drzewa. Może zobaczysz wiewiórkę?
Happy: Wiewiórka? Gdzie?
Rhona: Poszłoby szybciej, gdybyś tak nie stał, kołku
Andy: Daj mu spokój, siostro. Jak się ściemni, skończy nam się czas
W końcu po wielu dość ciężkich próbach, wszystkie grupy miały miejsce do noclegu na noc. Zdążyli przed zachodem słońca. Pepper wpatrywała się w niebo, by zapomnieć o istnieniu Whitney, która coraz bardziej działała jej na nerwy. Co dokładnie? Jej obecność. Tony usiadł obok niej.
Tony: To tylko jedna noc. Dasz radę
Pepper: Oby, bo inaczej ją…
Tony: Pepper, spokojnie
Chwycił ja za rękę i chciał pocałować, ale jazgot…
Whitney: Nie widział ktoś mojej puderniczki?!
Tak, jazgot Whitney. Ruda się wściekła. Niedobrze. Będą kłopoty. Zaraz… Już są.
Pepper: Nikt nie będzie nam przerywać!
Tony: Pepper!
Prof. Klein: Panno Potts, proszę o spokój!
Pepper: Zabiję tę małpę!
Rhodey: Boże, miej nas w opiece przed tymi wariatkami
Wszyscy wpatrywali się w bójkę dwóch dziewczyn. Komu kibicuję? Oczywiście, że Pepper. Córka agenta FBI potrafi się bić. Już nie raz pokazała swój mocny lewy sierpowy. Potem prawa ręka zrobiła ruch, aż blondi miała spuchnięty policzek. Nauczyciel próbował je rozdzielić. Niestety oberwał z łokcia i nie zdołał się mieszać w ich bójkę. W końcu obie opadły z sił. Wygrała Pepper.
Pepper: Mam nadzieję, że to było ostatni raz
Whitney: Musiałaś mnie gryźć?! Tak nie można!
Pepper: Wszelkie prawa nie istnieją w dżungli, małpko
Tony, Rhodey: Hahaha!
Whitney pobiegła z płaczem w głąb lasu. Chciała, jak najdalej uciec. Pepper opatrzyła sobie rękę, gdzie miała zadrapania po pazurach blondyny. Tony jej pomógł.
Tony: Musiałaś, prawda? I jeszcze uciekła
Pepper: Nie martw się o nią. Skoro tak długo miała upór do walki, wróci
Rhodey: Już myślałem, że to się nigdy nie skończy
Pepper: Ha! Faktycznie! Mogło trwać dłużej
Tony; Wiesz, czemu ją pobiła?
Pepper: Walczyłam!
Rhodey: No mów
Tony: Bo przerwała nam pocałunek
Rhodey: No faktycznie. Wy gołąbki sobie musicie pogruchać
Pepper: Zabiję cię
Zrobiło się ciemno. Wszyscy poszli do namiotów. Pepper miała rację, co do Whitney. Znalazła obóz i bez używania słów mijała naszą trójcę. Ona mogła spać spokojnie, ale nie Tony. Pepper nie zapomniała, by jemu też “umilić” wyjazd. Poszła do lasu i znalazła węża. Chwyciła go szczypcami za gardło, by nie próbował uciec.
Pepper: Jesteś mi potrzebny, maluszku. Trzeba skończyć hucznie ten wyjazd
Włożyła go do wora i zabrała do namiotu, Dopilnowała, by wszedł pod śpiwór chłopaka. Wszystko poszło zgodnie z planem. Teraz…
Pepper: Pozostało czekać
Uśmiechnęła się, czekając czujnie, aż usłyszy ten dźwięk, który wydawał Rhodey. Pisk.
Tony: Aaa! Wąż! Wąąż!
Auć! Oberwał w “małe co nieco”. Jego pisk był głośniejszy od Rhodey’go.
Pepper: To musiało boleć
Zaśmiała się, a Rhodey nie widział powodu do śmiechu.
Rhodey: Tony, opanuj się
Na nic słowa przyjaciela. Wybiegł z namiotu, machając nogawką. Próbował pozbyć się węża. Skakał z nogi na nogę. Zabawnie to wyglądało, jakby pijany pirat wziął za dużo rumu.
Pepper: Hahaha!
W końcu opanował się, gdy głową uderzył w drzewo. Dopiero wtedy wąż wypełzł ze spodni wracając do krzaków, skąd Pepper go porwała. Rhodey podbiegł do przyjaciela, który leżał na ziemi.
Rhodey: Nic ci nie jest?
Tony: W porządku, ale Pepper, przegięłaś! Wąż, serio?!
Rhodey: Mógł być jadowity
Pepper: Co za panikarze. Zwykły wąż. Nie martw się. Chciałam trochę zaszaleć
Tony: Zaszaleć?!
Serce biło mu, jak szalone z wrażeń. Pepper wraz z Rhodey’m pomogli mu wstać. Na szczęście profesora nie zbudzili, ale niektórzy uczniowie zauważyli widowisko. Mało brakowało, a któryś z tych gagatków kręciłby kamerą całą scenę.
Pepper: Koniec żartów
Tony: To nie był żart
Pepper: Oj, Tony. Jeszcze będziesz się z tego śmiać
Tony: Nie dzisiaj
Pepper: Może zagramy w grę?
Tony: Pepper, dość. Chcę spać
Pepper: Rhodey?
Rhodey: Jutro, bo jestem zmęczony
Pepper: Ach, faceci. Na żartach się nie znają
Wrócili do namiotu. To była jedyna noc spędzona poza schroniskiem. Tony nie mógł uwierzyć, czemu Pepper posunęła się do czegoś takiego. Rhodey chciał ją przywiązać, ale uznał, że w ten sposób nic nie zdziała. Zasnęli.
Dzień trzeci. Uczniowie wstali z wschodem słońca. Spakowali swoje śpiwory i zabrali plecaki, zwijając namioty. Blondyna od razu uciekła od naszej trójki. Nie dziwne, skoro unikali się, jak ognia- wody.
Pepper: Tony, pobudka! Wstajemy!
Tony: Zaraz
Pepper: Rhodey, pomóż
Rhodey: Nie
Zaśmiał się, czekając, aż Pepper zrobi ruch. Chwyciła go i jakoś wyniosła z namiotu. Żeby bardziej ocudzić chłopaka, wylała… Nie, nie wylała. Wykręciła szmatę na głowę z wody. Od razu książę się zbudził.
Tony: Aaa! Pepper!
Pepper: Witamy, witamy. Wracamy dziś do domu, pamiętasz?
Tony: Pamiętam. Nawet się cieszę. Nic więcej nie zrobisz
Rhodey: Nie chciałbym ci nic mówić, ale w mieście ma większe pole do popisu
Pepper: Hahaha! Prawda! Dobra, chodźmy do schroniska. Pora wyjechać z tej puszczy
Tony: Zgadza się. To chodźmy
Autokar już stał, czekając na uczniów. Wszyscy zdołali zabrać wszelkie bagaże i swoje rzeczy. Oczywiście posprzątali po sobie. Hmm… czy to się też tyczy facetów? Tak jakby. No dobra. Nie czepiajmy się jednostkowych szczegółów. No i wyjechali do domu.
Pepper: Mieliśmy grać w grę i nie wyszło
Rhodey: Jakoś nie paliłem się, aż tak do tego
Pepper: Haha! Byłoby zabawnie
Tony: Ciekawe, czy to też boli
Pepper: Wybacz, że ten wąż był taki uszczypliwy. Haha!
Tony: Mimo wszystko, było ciekawie
Dziewczyna wtuliła się w niego, dając mu buziaka w policzek.
Pepper: Widzicie, że musiałam coś zrobić
Rhodey: Chyba już nigdy nie zjem zupy mlecznej
Pepper: Oj, Rhodey. To ci wyjdzie na zdrowie
Tony: Pepper ma rację
Rhodey: O! Czy teraz stoisz po jej stronie?
Tony: Nie! Po prostu zgadam się z nią. Za dużo jesz, a potem dziwić się, że ganiasz za autobusem kawałek i już zdyszany
Rhodey: Odezwał się człowiek- bateria
Przyjaciele wybuchli śmiechem. Przez chwilę patrzyli, jak mijają drzewa. Nie spostrzegli, jak znaleźli się w mieście. Podziękowali kierowcy i wyszli z autobusu. O dziwo nie było kłopotów. Tony od razu chciał pobyć w zbrojowni. Otrzymał szczęśliwą dla niego wiadomość.
<< Wykryto sygnaturę: Whiplash>>
Tony: Whiplash, ty mały, chciwy draniu. Tęskniłem za tobą
I jak można się domyślać. Walka. I na tym kończymy wycieczkę
KONIEC
---***---
A teraz pora na krótką przerwę z dodaniem nowych opowiadań. Zajmijmy się czymś mniejszym, czyli komedie :) Jak się podoba?
---***---
A teraz pora na krótką przerwę z dodaniem nowych opowiadań. Zajmijmy się czymś mniejszym, czyli komedie :) Jak się podoba?
Cudo wąż i parapet najlepsi
OdpowiedzUsuń