No i skończyliśmy. W pełnej okazałości model Mark I. Ulepszyliśmy go o kilka drobiazgów. Miał jeden cel. Ratować życie. Chciałem go dziś przetestować, ale było już późno w nocy.
Spojrzałem na bransoletkę. Świetnie. Jutro szkoła, a my siedzieliśmy z tym do drugiej nad ranem. To dziwne, bo nie czuję zmęczenia.
Testowałem zbroję, lecąc nad miastem. Nie było, aż tak źle, ale ciągle wpadałem na te same budynki i ptaki, przypominające bilbordy. Gdyby Rhodey był w laboratorium, miałbym lepsze zorientowanie w terenie. Niestety dla niego zasady są święte. Szczególnie od Roberty.
Spojrzałem na bransoletkę. Świetnie. Jutro szkoła, a my siedzieliśmy z tym do drugiej nad ranem. To dziwne, bo nie czuję zmęczenia.
Tony: Dodałem możliwość kamuflażu, czyli bycie niewidzialnym, ale najlepsze jest to, że może zmieniać się w plecak, więc mogę go nosić ze sobą. Co tym sądzisz?
Rhodey: Kawał dobrej roboty. Musimy wracać do domu. Trzeba spaać
Tony: Dobra, nie ziewaj, bo zaraz ja… ooo zacznę ziewaać. Mówiłem?
Rhodey: Mówiłeś. Przetestujesz po szkole
Tony: Hmm…
Rhodey: O nie! Nie myśl o tym. Nie możesz!
Tony: Nic nie mówię. Zobaczymy. To choodźmy spaać
Zamknąłem drzwi, blokując je kodem i poszliśmy do domu. Do swoich pokoi. Umyłem jedynie ręce i padłem na łóżko w tym, czym byłem. Zasnąłem.
Następnego dnia w szkole
**Pepper**
No i gdzie oni są? Lekcja zaraz się zacznie, a ja nie mam zamiaru siedzieć sama. O! Ktoś przyszedł. Patrzę i patrzę i… Jest Rhodey. Sam? Dziwne. Od razu weszliśmy do klasy, czekając na Tony’ego.
Pepper: A jego, gdzie wcięło?
Rhodey: Chyba jest zajęty
Pepper: Ty nie umiesz kłamać
Rhodey: Zobaczysz, że kiedyś cię ciekawość zgubi
Pepper: Haha! Już zgubiła. To powiesz mi, gdzie jest?
**Tony**
Testowałem zbroję, lecąc nad miastem. Nie było, aż tak źle, ale ciągle wpadałem na te same budynki i ptaki, przypominające bilbordy. Gdyby Rhodey był w laboratorium, miałbym lepsze zorientowanie w terenie. Niestety dla niego zasady są święte. Szczególnie od Roberty.
<<Uwaga. Nadlatujące zagrożenie>>
Tony: Gdzie?
Poczułem, jak ktoś we mnie uderza czymś ostrym.
Tony: O! Już widzę
Nie zwróciłem na to uwagi i leciałem do bazy. Nie szukałem kłopotów. Próbowałem się dodzwonić do Rhodey’go. Przydałaby się jakaś strategia. Gościu na pile tarczowej nie dawał spokoju. Nie chciał pozwolić mi uciec.
Tony: Ej! Nie szukam kłopotów. Kim ty jesteś?
Whiplash: Mów mi Whiplash. Wszedłeś na mój teren i musisz otrzymać karę
Tony: Karę?
Rzucił na mnie bicze, porażając cały system. Nie wiedziałem, że ktoś taki może być wrogo nastawiony. Zdołałem się uwolnić, marnując energię unibeamu. Szybko wzbiłem się w powietrze, przyspieszając, by zgubić tego szaleńca. Rhodey, odbierzesz w końcu?
**Pepper**
Skończyły się lekcje, a Tony nie zjawił się na żadnej z nich. Rhodey jakoś się nie martwił, ale później twarz w powagi zmieniła się na niepokój.
Pepper: Wszystko gra?
Rhodey: Tak. Odprowadzić się do domu?
Pepper: Nie potrzeba, ale chętnie coś zjem. Jeśli ci to nie przeszkadza, mogłabym przyjść do was na obiad?
Rhodey: Pewnie. Nie ma problemu. Mama nie będzie widziała sprzeciwu
Pepper: Ona zajmuje się sprawą wypadku samolotu?
Rhodey: Eee… jaki wypadek?
Pepper: Oj! Nie wymigasz się. Dobrze wiesz, jaki. Nie mówiłam, że w jeden dzień będę znała wasze sekrety?
Rhodey: Chyba mówiłaś. Dobra, to chodźmy
Obiad był przykrywką, by odkryć ich tajemnicę. Wiem, że coś ukrywali. Poszłam do jego domu. Na stole leżały ciastka. Zjadłam kilka, a on wyjadł resztę, aż na białym talerzu były widoczne jedynie okruszki. Ma ten apetyt.
Rhodey: Zaraz przyjdę, a ty rozgość się
Pepper: Dzięki
Poczekałam chwilę, jak wyszedł z domu. Potem wstałam i szłam za nim w odpowiednim odstępie, by mnie nie widział. Dotarłam na teren jakiejś fabryki, ale opuszczonej. Szłam dalej, aż do metalowych drzwi. Sprytnie wkradłam się i schowałam za jakąś starą kanapą. Przez wejście w dachu wleciało coś na podobiznę robota, ale nie do końca. Tam był człowiek. Po zdjęciu zbroi ujrzałam twarz. Tony?
Rhodey: I jak tam lot próbny?
Tony: Nie było źle, ale spotkałem kogoś
Rhodey: Właśnie widzę, że coś… Ej, co się dzieje?
Zajrzałam przez kanapę i widziałam, jak on mdleje. Rhodey od razu wiedział, co robić. Zauważyłam, jak bierze jakieś urządzenie i podłącza do czegoś, co ma na klatce piersiowej.
Pepper: O cholera. Co to jest?
KONIEC CZĘŚCI SIÓDMEJ
KONIEC CZĘŚCI SIÓDMEJ
Niema jak szpiegująca papryczka...boskie uwielbiam, kocham i love you <3
OdpowiedzUsuń