PROLOG
Tony siedział w warsztacie. Właśnie ciął ostatnie kable wraz z ładowarką do reaktora. Doskonale wiedział, jak to się może dla niego skończyć. Gdy już prawie skończył swoje działanie, musiał przerwać, gdy otworzyły się drzwi. Do środka weszła Viki i Pepper.
-A ty znowu tu siedzisz? Wiedziałam, że cię tu znajdę. Możesz z nami gdzieś pójść?- Viki skoczyła mu na szyję
-Nie teraz, Viki. Jak widzisz, pracuję
-A dla mnie nie zrobisz wyjątku?- cmoknęła go Pepper w policzek, by się ożywił
Tony odwrócił się i odwzajemnił gest swojej żony. Od razu też uśmiechnął się do nich i przytulił. Od ostatniego ataku szału zaczął kontrolować swoje emocje. Znalazł równowagę między rodziną a pracą. Trochę brakowało mu walk dla ratowania ludzi, ale cieszył się, że ma rodzinę, która go wspiera. Wstał od stołu i posprzątał po sobie cały bałagan, jak porozrzucane puszki z napojem energetycznym, papierki starych projektów, czy zwykłe klucze francuskie i inne narzędzia. Córka pomogła mu zrobić porządek. Udało im się w kilka minut.
-No i gotowe. Chodźmy na spacer. Dawno nigdzie nie byliśmy razem. Proszę, proszę, proooszę- zaczęła błagać Viki
-Zgoda, ale muszę...- nie zdołał dokończyć i zemdlał
-Musi się naładować- wzięła go Pepper z podłogi i położyła na kanapie
----****----
Viki rozglądała się, szukając ładowarki. Nie znalazła ani jednej działającej. Wszystkie były w kawałkach. Zepsute i nie do użytku. Przeszukała każdy kąt warsztatu.
-Viki, znalazłaś?- spytała zaniepokojona
-Nie ma- odparła spokojnie
-Jak to nie ma?!- była w szoku
-Wszystkie są zepsute. Nie ma żadnej działającej. Co teraz? Mamo?
Pepper wzięła rękawicę od zbroi Viki, która nadal nie była ukończona. Wiedziała, że to go zaboli, ale musiała spróbować włączyć reaktor na nowo.
-Wybacz mi, Tony- wymierzyła cios, uderzając potężną energią w reaktor
-Aaa! Pepper! Co ty mi zrobiłaś?!- gwałtownie się ożywił, odczuwając ból
-Nie miałam innego wyboru. To twoja wina. Czemu zniszczyłeś ładowarki?! Chcesz umrzeć?!- prawie załamał się jej głos
-Nie, ja tylko...- zaczął ciężko oddychać, ponownie tracąc przytomność
-Tony!- krzyknęła żona, a córka stała sparaliżowana ze strachu
Kobieta sprawdziła mu bransoletkę, gdzie miał notowane odczyty parametrów życiowych. Jego serce biło, ale zbyt szybko, że w każdej chwili mogło się zatrzymać. Zabrała go sposobem matczynym i wyszła z warsztatu. Musiała z nim pojechać do szpitala. Chwyciła za klucze od samochodu. Jednak ktoś musiał zostać.
-Viki, popilnujesz warsztatu. Zostań tu- poprosiła jej mama
-Czemu nie mogę jechać z tobą? Ja też się martwię. Chcę wiedzieć, czy tata wyzdrowieje?
-Nie martw się. Ona mu pomoże. Zna się na tym. Będzie dobrze
-Ale powiesz mi o wszystkim?- poprosiła
-Powiem- cmoknęła ją w czoło i pojechała do szpitala
Jechała najszybciej, jak się da. Bała się, że tym razem go straci na zawsze. Wrzuciła największe obroty silnika, by dotrzeć do celu. Udało się jej dojechać pod budynek w niecały kwadrans. Natychmiast pobiegła z nim do gabinetu dr Bernes. Jednak na szczęście spotkała ją na korytarzu. Od razu sprawdziła, co się z nim dzieje. Sprawdziła reakcję źrenic, odczyty z bransoletki i sam reaktor.
-Jak to się stało?- liczyła na jakiekolwiek wyjaśnienia
-Musiał mieć naładowany reaktor, ale wszystkie ładowarki ma zniszczone. Nie wiem, czemu to zrobił. No i walnęłam go z rękawicy. Na chwilę się obudził i znowu padł- wyjaśniła dość szybko
-Nie jest dobrze, a jego reaktor wygląda okropnie. Kto mu to zrobił?- zauważyła, jak z jego wnętrza wylewa się niebieska wydzielina
-Chyba nikt. Przecież nie ma już żadnych wrogów!
Victoria sprawdziła znowu odczyty. Nie wyczuwała też pulsu, co oznaczało, tylko jedno. Musiała interweniować. Szybko wzięła go na salę operacyjną, a Pepper stała przerażona przed blokiem. Nie zdołała jej zapytać, co się stało i już zniknęła za szklanymi drzwiami. Była tak przerażona, że jej ciało drżało ze strachu.
Tymczasem lekarka walczyła o jego życie. W szafkach z urządzeniami szukała reaktora. Chirurdzy zdołali przywrócić prawidłowy rytm i obyło się bez intubacji.
-Nie ma już innych reaktorów? Naprawdę jest mi potrzebny!- była zdenerwowana, myśląc, jak go ocalić
-Raczej nie będzie konieczny. Sytuacja opanowana- przyznał chirurg, który nie wiedział, że się bardzo mylił
-Z reaktora wycieka kylit. Jest uszkodzony i trzeba go naprawić, bo inaczej umrze. To coś jest jego sercem i bez tego nie może funkcjonować!- wyjaśniła im powagę sytuacji
-Jesteś Victoria Bernes. Ty coś wymyślisz. Dasz radę. Zabierz go na obserwację na razie
Pepper natychmiast wstała, jak porażona. Od razu chciała wiedzieć, co się dzieje z jej mężem. Victoria nie wiedziała, jak przekazać informację. Zauważyła, że była roztrzęsiona. Bardzo przejęta. Uważała, że postara się powiedzieć, jak najmniej, by nie martwić zbytnio jego żony.
-Co z Tony'm? Żyje, tak? Powiesz coś?!- zaczęła krzyczeć, a po policzkach spłynęły łzy
-Żyje. Leży na obserwacji
-Uf. Dobrze, że nie OIOM- odetchnęła z ulgą i musiała podtrzymać się ściany
-Wszystko gra?- pomogła jej usiąść, widząc, jak opadła z sił
-To nic. Po prostu martwię się- chwyciła się za głowę, roniąc kolejne łzy
-Nie martw się. Będzie dobrze
Lekarka skłamała. Było jej trudno to zrobić, bo w końcu znała ich i uważała za przyjaciół. Pierwszy raz posunęła się do kłamstwa w słusznej sprawie.
Zaprowadziła ją do sali, gdzie leżał Tony. Był nieprzytomny, ale oddychał. Podeszła do niego i chwyciła za rękę.
-Tony, dlaczego to zrobiłeś? Po co ci to było? Naprawdę nie chcesz z nami żyć? Przecież my cię kochamy. Mieliśmy pójść z Viki na spacer, a teraz jesteś w szpitalu. Bądź zdrowy. Proszę- cmoknęła go w czoło i trzymała ciągle
Gdy Pepper przy nim czuwała, Viki pilnowała dalej warsztatu. Niecierpliwie czekała na jakieś informację. Przechodziła wokół pokoju w kółko, aż natrafiła na coś mokrego. Przyjrzała się temu bliżej. To był kylit. Od razu zadzwoniła do mamy.
Gdy nawiązywała połączenie, pod stołem roboczym znalazła wszystkie pocięte ładowarki.
-Tato, dlaczego to zrobiłeś?- powiedziała sama do siebie, myśląc nad jego zachowaniem
W końcu odezwała się Pepper. Odebrała telefon i wyszła z sali na korytarz.
-Viki, co się stało?- spytała zatroskana
-Mamo, jest źle. Znalazłam te ładowarki, ale to nie wszystko. Coś jest mokrego na ziemi i na pewno nie jest to woda, tylko kylit- zaczęła szybko wyjaśniać, lecz w miarę się zatrzymała, by złapać oddech
-Dobra, zwolnij. Nikt cię nie goni. Jesteś pewna, że to kylit? Może faktycznie jakaś woda?- próbowała uwierzyć w pomyłkę córki
-Jestem pewna. A co z tatą? Żyje? Chyba nie trafił na OIOM? Co się z nim dzieje?- po raz kolejny wyrzuciła sporo pytań, bo była i ciekawa i zdenerwowana
-Viki, daj mi czas na odpowiedź, Tata żyje i leży na obserwacji. Chyba nie jest źle, jak mi się wydawało
-Mamo, jeśli kylit jest w warsztacie rozlany i są uszkodzone ładowarki, to nasuwa mi się jedna myśl. Całkiem oszalał! Robił na sobie eksperymenty! Lepiej z nim porozmawiaj, jak się obudzi!- pomyślała o powrocie szaleństwa sprzed kilku tygodni
-Porozmawiam i nie martw się. Jest w dobrych rękach- usiłowała opanować emocje córki i rozłączyła się
Kobieta zastanawiała się nad pewną sugestią córki. Mogła mieć rację, ale eksperymenty? Nie chciała wierzyć, że żyje z szaleńcem pod jednym dachem. Postanowiła porozmawiać z dr Bernes. Jako jedyna wiedziała, w jak prawdziwych kłopotach znalazł się Tony.
Poszła do jej gabinetu, gdzie siedziała przy biurku z otwartą kartoteką. Układała w głowie swoją rozmowę. Lekarka zauważyła, że ktoś wszedł. Rzuciła wzrok na drzwi. Nie czuła się zbyt dobrze, by z nią rozmawiać, a kłamać nie mogła w nieskończoność. Czekała na rozwój wypadków.
-Dzień dobry, Victorio. Mogłabym o coś spytać?- podeszła nieśmiało i usiadła
-Coś nie tak?- spytała, zamykając teczkę
-Tak. Chodzi o mojego męża. Pewnie pamiętasz, co się z nim działo po skończeniu bycia Iron Manem? Wpadał w niejedno szaleństwo, a do tego wszystkiego, Viki znalazła pełno pociętych ładowarek i podejrzewa, że robił na sobie eksperymenty. Co tak naprawdę się z nim dzieje?- wyjaśniła swoje obawy
-I tak prędzej, czy później, byś się dowiedziała. Przykro mi to mówić, ale...- przerwało jej wejście lekarza z szybkim otwarciem drzwi
-Co się dzieje? Przerwałeś mi!
-Przepraszam, ale to pilne. Trzeba operować- poprosił, czekając na reakcję
-Wiedziałam, że tak będzie. Przygotujcie blok. Natychmiast!- rozkazała, wstając od biurka
Już nie odezwała się i w biegu pobiegła pod blok. Pepper dogoniła ją i nie wierzyła, co widzi. Z reaktora wyciekał kylit. Tony został podłączony do maski tlenowej, by ułatwić mu oddychanie. Ona stała przerażona. Chciała krzyczeć, albo podbiec do niego. Nic z tego. Wygrała bezradność.
Usiadła na korytarzu przed blokiem, roniąc po cichu łzy. Już myślała, że wszystko wróci do normy. W dodatku lekarka miała jej o wszystkim powiedzieć. Victoria ponownie musiała zadziałać. Zdecydowała się na coś ryzykownego.
-Nie ma innego na razie wyjścia. Reaktor jest zepsuty i zamiast mu pomagać, to bardziej szkodzi. Trzeba wszczepić tymczasowy rozrusznik
-Jesteś pewna? Mówiłaś, że to jego serce?
-Tak, to prawda, ale już do niczego się nie nadaje. Trzeba to zrobić. Pozbądźmy się reaktora- nalegała, choć obawiała się pogorszenia stanu zdrowia
-Jesteś tego pewna?- znowu zapytał chirurg, dziwiąc się jej decyzji, bo wcześniej mówiła, że to jego serce, a teraz bez problemu chciała się go pozbyć
-To moja ostateczna decyzja. Zróbmy to- wzięła do ręki skalpel, by lekko naciąć skórę, wyjmując z łatwością reaktor
Jeden z chirurgów przygotował rozrusznik do wszczepienia, a jeszcze inny uważnie obserwował funkcje życiowe, które po pozbyciu się reaktora zaczęły być nienaturalne. Podali mu kardiofrynę, normując puls na chwilę. Victoria bała się, że coś pójdzie nie tak, a to samo ryzyko mogło wpędzić Tony'ego do grobu. Ostrożnie wszczepili urządzenie. Czekali, aż zacznie działać. Powolne migotanie było dobrym znakiem.
-No i udało się. Tym razem trzeba go zabrać na OIOM. Rozrusznik utrzyma przy życiu, ale przez kilka dni. Będę go bacznie obserwować- ponownie odetchnęła z ulgą, ale dalej miała te same obawy
-Spokojnie, Victorio, Już wiele zrobiłaś. Wiesz, że nie możesz jej okłamywać, że nic złego się nie dzieje. Powinna być przygotowana na najgorsze- doradził chirurg, co również był wsparciem po śmierci Yinsena
-Może i masz rację, ale nie wiem, jak ona to przeżyje, a jeszcze ma 16- letnią córkę, która potrzebuje ojca- posmutniała i zdjęła rękawiczki, wrzucając je do kosza
-Nie martw się. Jakoś to będzie- próbował ją pocieszyć, ale dalej zmartwienia krążyły w głowie
-Tylko, że rozrusznik jest tymczasowym rozwiązaniem. Nadal może umrzeć!- krzyknęła, załamując się
Lekarz chwycił ją za ramiona i wziął od niej każde narzędzie z ręki. Próbował uspokoić jej nerwy, bo widział, że za bardzo się tym przejęła.
-Jeśli się nie opanujesz, ktoś inny się nim zajmie, bo nie jesteś, jak na razie w stanie- ostrzegł
-Przepraszam cię, ale po prostu jest tego zbyt wiele. Nie chcę, by umarł. Dobrze wiesz, że nie mogę na to pozwolić- z jej oczu wypłynęło kilka łez, lecz szybko je starła
-Będzie dobrze. Nie martw się- dalej miała wsparcie swego przyjaciela
-Dziękuję- przytuliła go i uspokoiła się
Zabrali Tony'ego na OIOM, gdzie został podpięty do różnych, przerażających maszyn, aż Pepper musiała zapytać, a raczej wykrzyczeć. Zaczepiła lekarkę przed salą.
-Victorio, wyjaśnij mi! Co się z nim dzieje?!- krzyknęła przerażona, licząc na jakieś logiczne wyjaśnienie
-Chciałam ci to to wcześniej powiedzieć, ale nam przerwało. Otóż nie będę ci ściemniać. Tony poważnie sobie zaszkodził. Reaktor jest nie do użytku, więc wszczepiliśmy mu rozrusznik. Niestety będzie działać jedynie kilka dni, a kylitu i nowego reaktora nie ma- wyjaśniła najspokojniej, jak się da, choć zauważyła drżenie jej rąk
-Tony... umrze?- spytała złamanym głosem
-Nic takiego nie powiedziałam. Bądźmy dobrej myśli
-Dobrej myśli?! Przecież nie jestem ślepa! Przestań mnie okłamywać i powiedz to! Powiedz, że...- nie zdołała dokończyć, zaciskając pięści
-Znajdziemy jakieś rozwiązanie. Tony będzie żyć- chciała ją podnieść na duchu
Tymczasem Viki miała swój plan. Postanowiła dokończyć zbroję, by polecieć szukać zastępczego metalu do kylitu. Zespawała wszystkie elementy i w trzy godziny zdołała się uzbroić. Nie miała czasu na testy. Musiała ratować tatę.
Najpierw poleciała do przyjaciela ojca, czyli Rhodey'go, znanego teraz jako generał Rhodes. Dość szybko załapała sterowność zbroi, więc godzina lotu wystarczyła, by dolecieć do niego. Był w swojej kwaterze. Viki zdjęła zbroję i poszła z nim porozmawiać. Zaskoczyła go jej wizyta.
-Dzień dobry, generale- uśmiechnęła się bez przymusu
-Cześć, Viki. Co cię tu do mnie sprowadza? Robisz jakąś niespodziankę, czy może zapraszasz na obiad?- nie ukrywał zaskoczenia, ale cieszył się, że przyszła
-Jak zwykle głodny- zażartowała na chwilę, aż wróciła poważna mina
-Wszystko gra? Jakoś zamilkłaś- próbował zrozumieć jej stan umysłu
-Tata umiera i muszę znaleźć coś, co zastąpi kylit. Wyobraź sobie, że zniszczył sobie reaktor i wszystkie ładowarki, a do tego dołączają eksperymenty. Naprawdę z nim bardzo źle. Może nie rozmawiałam z mamą, ale ja to czuję- mówiła bardzo szybko dość zdenerwowana, ale Rhodey był przyzwyczajony, bo w końcu w szkole gadułą była jej matka
-Musiał mieć ważny powód, by to zrobić. Najlepiej przeszukaj jego rzeczy dokładnie, szczególnie warsztat. On jest silny i nie da zabić się tak łatwo. Gdyby coś się działo, powiedz mi
Dziewczyna jedynie kiwnęła głową, wzięła zbroję i poleciała do warsztatu, choć myślała, by wpaść do Reeda Richardsa, ale po dłuższym namyśle stwierdziła, że on nie zna czegoś takiego, jak kylit. Natychmiast znalazła się w warsztacie. Zrobiła demolkę w sanktuarium ojca. Gdy przekopywała się przez różne kartony, zadzwoniła do niej Pepper.
-No nareszcie. Coś już wiadomo? Jakaś poprawa?- jako pierwsza doszła do słowa
-Córeczko, ja... Ja nie mam dobrych wieści. A ty coś masz?- zadrżał głos matki zrozpaczonej stanem męża
-Przeszukuję warsztat. Tu coś musi być, ale co się z nim dzieje? Mamo!- krzyknęła, by w końcu udzieliła należnej odpowiedzi
-Intubowali go. Jest źle. Jeśli coś znajdziesz, co mu pomoże, przynieś to, jak najszybciej do szpitala- wydusiła z siebie, wycierając policzki
-Mamo, spokojnie. Musimy być silne. Znajdę, co trzeba i tam przyjadę- poprosiła i rozłączyła się, żeby dokończyć poszukiwania
Przeszukiwała każdy kąt warsztatu. Na początku znajdywała jeszcze inne zniszczone urządzenia, rozlany kylit, porozwalane narzędzia i w końcu natrafiła na wiadomość z hologramu.
-To musi być klucz. Błagam, tato. Powiedz mi coś, co nam pomoże cię uratować- włączyła odtwarzanie
-Witajcie moje kochane. Jeśli znalazłyście tę wiadomość, to znaczy, że byłyście zmuszone wtargnąć z silą destrukcji do warsztatu. Musiałyście znaleźć się w trudnej sytuacji, którą pewnie ja stanowię jej źródło. Przepraszam, że do tego doszło. Przyznaję, że szperałem przy reaktorze. Czy mi odbiło? Może trochę, ale chciałem usprawnić jego działanie. Jednak potrzebowałem zniszczyć ładowarki. One były częścią eksperymentu. Na szczęście mam zapasowy reaktor. Trzymam go w szufladzie, jeśli jest wam potrzebny. Naprawdę wybaczcie mi za moją głupotę. Kocham was i nie chcę stracić- skończyła się wiadomość, a po jej policzkach spłynęły łzy, aż się rozpłakała, dowiadując się prawdy
Czuła żal do ojca, że narażał swoje życie w imię głupiego eksperymentu. Bała się, że go straci, a niepokój mamy się nasilał z każdą minutę. Trzymała Tony'ego za rękę i nie opuszczała go ani o krok. Próbowała ułożyć swoje myśli, więc wyjęła jakąś kartkę z notesu, chwytając za długopis, by napisać dla niego krótką wiadomość. Długo zastanawiała się, jakie słowa nadadzą się do wyrzucenia swoich myśli i emocji.
Gdy ruda spisywała list, Viki znalazła poszukiwaną rzecz. Chwyciła za reaktor, zamknęła warsztat i zamiast pojechać taksówką do szpitala, poleciała w zbroi. Kwadrans później była przed budynkiem. Zdjęła zbroję i pobiegła szukać mamy. Zajrzała do sali obserwacji. Wparowała do środka. Jednak nie znalazła tam nikogo.
-Gdzie oni są?!- krzyknęła, a lekarze patrzyli na nią ze zdumieniem, ale jeden z nich wiedział, czego chce
-Ich tu nie ma. Są na OIOMie, jeśli szukasz mamy- odparł przyjaciel lekarki
-Wiesz, kim jestem?- spytała nieco zdezorientowana
-Jesteś córką Starków. Znam cię. Mam cię zaprowadzić, czy trafisz sama?
-Na OIOM? Wiem, gdzie to jest. Dziękuję- uśmiechnęła się, biegnąc przez korytarz do odpowiedniej sali, trzymając silnie reaktor w rękach
Szybko trafiła na oddział, gdzie znalazła dr Bernes i mamę. Bez gadania dała lekarce reaktor. Jeden element już mieli, ale nadal pozostała sprawa metalu.
-Znalazłaś go w warsztacie?- oderwała się Pepper od kartki
-Tak i tylko to. Aha no i też znalazłam hologram. Powiedział w nim, że chciał "usprawnić" działanie reaktora, a ładowarki były częścią "eksperymentu"- znowu zaczęła być gadułą, co im nie przeszkadzało
-Został jeszcze kylit. Nie miał go gdzieś schowany w zapasach?- spytała lekarka
-Niestety, nie. Czy pomogłam jakoś? Wierzę, że on musi żyć! Ratuj go!- krzyknęła prawie rozpaczliwie
-Zrobię, co się da i chyba wiem, co może zastąpić kylit- dała nadzieję, która znowu zgasła, gdy nastąpił atak, że puls był nierówny, a rozrusznik zaczął się psuć
Victoria bez większego wahania zawiozła go na salę operacyjną, gdzie zajęła się wszczepieniem reaktora. Z pomocą przyjaciela ustabilizowała jego stan, choć mechanizm został zniszczony.
-Trzeba coś zrobić. Bez metalu, reaktor nie będzie działał odpowiednio. Czym zastąpić kylit?- spytała lekarza, który również głowił się nad tą zagadką
-Co powiesz na uran? Gdyby znowu potrzebował operacji, mamy go w dostatku
-Tylko, że jest promieniotwórczy. To za duże ryzyko- obawiała się skutków użycia pierwiastka
Po lekkim namyśle podjęła decyzję. Zaryzykowała, ale w obecnej sytuacji musiała to zrobić. Do reaktora dała uran, spajając elementy ze sobą. Ostrożnie go zamontowali w klatce piersiowej, pozbywając się rozrusznika. Wszystkie funkcje na monitorze wariowały, bo organizm musiał zaakceptować metal. Jeden z chirurgów chciał już jakoś zareagować, ale Victoria nalegała, by poczekali.
Nagle Tony zaczął samodzielnie oddychać, więc mogli mu usunąć rurkę z przełyku. Wszystko powoli wracało do normy. Jednak stało się coś dziwnego. Na kardiomonitorze pojawiła się ciągła linia.
-To niemożliwe- sprawdziła ręcznie puls i oddech, który wyczuwała słabo
-Trzeba podać adrenalinę, bo umrze- zwrócił uwagę na to lekarz
-Nic nie róbcie. Poczekajcie chwilę- wciąż nie pozwalała na jakiekolwiek działania, licząc na poprawę stanu zdrowia w dość specyficznym tempie
Cierpliwość opłaciła się. Puls był normalny, a oddech spokojny bez zakłóceń. Ryzyko się opłaciło. Mogli zakończyć operację. Victoria jedynie sprawdziła działanie reaktora z sercem.
Gdy okazało się, że działał prawidłowo, zabrała Tony'ego ostatni raz na OIOM, gdzie miał wydobrzeć w ciągu kilku dni. Pepper nie zauważyła, kiedy znowu pojawił się w sali, a wiadomość zgięła w pół, kładąc na stole. Była zmęczona całym tym strachem i niepewnością. Zasnęła obok łóżka na krześle. Tylko Viki żyła pełnią energii. Nie chciała budzić mamy, więc czekała na obudzenie się ojca.
-Udało się?- spytała Victorię
-Było gorąco, ale wszystko będzie dobrze. Miał sporo sił, by walczyć. W końcu dla was musiał wygrać ze Śmiercią. Możemy być spokojne. Niebawem stanie na nogi- powiadomiła z uśmiechem na twarz, tląc iskierkę w sercu
-Dziękuję- rzuciła się w jej ramiona i uwolniła krople łez
-Od tego przecież jestem. Mówiłam, że nie pozwolę mu umrzeć. Już jest dobrze i będzie coraz lepiej
Córka Tony'ego w końcu odetchnęła z ulgą, że koszmar w końcu minął. Teraz jedynie czekała na jeden znak. Na jego przebudzenie. Po kilku minutach ona również poczuła się senna i zasnęła przy parapecie, kładąc na nim głowę.
Było już późno w nocy. Tony powoli otwierał oczy, ruszając delikatnie palcami, całą dłonią, aż głowa zrobiła lekki ruch w prawo. Zauważył córkę, jak spała, zaś po przeciwnej stronie poznał swoją zmęczoną żonę. Widział normalnie obraz bez problemów, choć kilka minut minęło w ciemnościach. Jego ręka natrafiła na kartkę. Otworzył ją.
-
Od Pepper- przeczytał początek
Zaczął czytać pierwsze linijki wyznań Pepper. Nie wiedział, że tak bardzo przeżyły jego walkę o życie. Na papierze były plamy po łzach, co już uświadczyło go w przekonaniu, jak kobieta jego życia musiała cierpieć.
Kochany Tony
Przez ciebie znowu muszę przeżywać na nowo ten koszmar. Czy kiedyś zastanowiłeś się, co się dzieje z moim sercem? Umiera, gdy czuję, jak ryzykujesz własnym życiem. Masz kochającą rodzinę i wspaniałego przyjaciela. Czego ci brak? Czy jesteśmy dla ciebie ciężarem? Co się dla ciebie liczy? Gdy to piszę, ciągle jestem przy tobie i patrzę na twoje zamknięte oczy. Tracę nadzieję, że znowu cię zobaczę, ale jeśli to przeczytasz, daj mi znać, że wróciłeś do nas. Pamiętaj, że my ci pomożemy z Viki we wszystkim. Po prostu nam na to pozwól.
Tęsknię
Pepper
List bardzo go poruszył. Nie zdołał zatrzymać jednej łezki, uciekającej z oka. Zaczął rozumieć, jakie błędy popełnił. Zaczął zauważać te rzeczy, które były dla niego zbyt odległe. Chciał zacząć żyć od początku.
Chwycił żonę za rękę i ścisnął, by odczuła wysłany sygnał. Jego serce zabiło szybciej przez te wrażenia z listu ukochanej. Miał plan, żeby naprawić relacje z rodziną, które przez pracę były na straconej pozycji. Znowu zamknął oczy i zasnął, lecz dalej ściskał rudą za rękę.
Następnego dnia nastał nowy dzień. Nie był tak depresyjny, jak poprzednie dni, gdy toczyła się zacięta batalia o jedno istnienie na Ziemi. Pepper obudziła się z bólem karku i kręgosłupa. Nic dziwnego, jak spała w niezbyt komfortowej pozycji. Viki również się zbudziła, a jej ojciec potrzebował czasu. Kobieta poczuła, że ktoś ściskał jej rękę, a kartka była otwarta.
-Viki, to byłaś ty? Czytałaś tę kartkę?- spytała, przecierając oczy
-Nie, mamo. Grzecznie spałam. Uwierz mi, ale tak było. Mamo, może...- chciała coś powiedzieć, ale przerwała jej Victoria
-Witajcie. Jak się czujecie?- zapytała o samopoczucie
-Dobrze- ziewnęła Viki
-Victorio, co z Tony'm?- nalegała żona na odpowiedź
-Już nic mu nie grozi. Dochodzi do zdrowia. Jak dobrze pójdzie, to za trzy dni wróci do domu- odparła optymistycznie
Lekarka sprawdziła odczyty z monitora i wyniki badań. Ne miała powodów do obaw. Bez ukrywania informacji mogła im powiedzieć o wszystkim. W końcu zobaczyli, jak Tony się budzi. Jeszcze nie czuł się w pełni sił, ale zaskakująco szybko wracał do zdrowia.
-Pepper- zawołał słabym głosem
-Tony, nareszcie- cmoknęła go w policzek, a z oczu wypłynęły łzy
-Witaj wśród żywych. Trochę z tym zwlekałeś. Nie spieszyłeś się- zażartowała lekarka, a Viki od razu przytuliła tatę
-Dobrze was... znowu widzieć. Wybaczcie... mi, co zrobiłem- przytulił je do siebie, a córkę ucałował w czoło
-Ja ci wybaczam, tato. Już więcej nam tego nie rób. Gdybyś nie nagrał wiadomości, nie byłoby cię tu z nami- przyznała, ale błagała o poprawę
-Kochane... nie płaczcie... przeze mnie. To nie ma... sensu- poprosił o brak rozpaczy
Victoria nalegała, by opuściły salę. Musiała mu zrobić kilka badań diagnostycznych w sprawie serca i nowego reaktora. On odczuwał zmianę w ciele przez inny metal. Odważył się o to zapytać.
-Co zastąpiłaś zamiast kylitu?
-To uran. Mam go w dużych ilościach, więc w razie twojej kolejnej głupoty, będę przygotowana. Możesz mi szczere powiedzieć, dlaczego to zrobiłeś?- wytłumaczyła, zadając nurtujące ją pytanie
-Dziwne. Radioaktywne, a jeszcze żyję. Muszę mieć za dużo szczęścia. Pytasz mnie, dlaczego zniszczyłem reaktor? Chciałem, by działał efektywniej. Męczyło mnie ciągle wstawanie i ładowanie. Mam prawo żyć, jak prawdziwy człowiek
-Pozwól, że ci przerwę. Żaden człowiek nie był w stanie przeżyć tyle, co ty. Masz chore serce na zawsze i musisz z tym żyć. Tylko nie świruj, bo następnym razem nie będziesz mieć tyle szczęścia- ostrzegła, kończąc skan
-Masz rację, ale chcę żyć długo razem z moją rodziną, a Viki mam tyle do powiedzenia. Nie mogę umrzeć za 10 lat
-I to był ten największy powód do robienia na sobie eksperymentów? Tony, ja cię rozumiem, że chcesz żyć dłużej, ale to nie moja wina, że sam wypadek, walki jako Iron Man i ciągle przeciążanie serca są tego przyczyną- wyjaśniła Victoria
Kobieta współczuła mu. Ma rodzinę, a przez przeszłość i swoją bezmyślność mógł nie ujrzeć następnych dni. Jednak widziała, jak pragnął życia i to dzięki córce, a list mu uświadomił, jak bardzo zranił Pepper, którą kochał ponad wszystko.
-A co mogę zrobić? Proszę, powiedz mi. Ja chcę żyć- był załamany
-Wrócisz do domu i coś w sobie zmienisz. Skoro wiesz, ile ci zostało czasu, nie zmarnuj go. Najlepiej skup się na rodzinie, a pracę pozostaw komuś innemu- doradziła
-Tylko, że ja... nie mogę. Nie mogę zrezygnować z pracy. Z czegoś muszą być pieniądze
- Skup się na tym, co jest dla ciebie ważne. Przemyśl to sobie. A powiedz mi, czy gorzej się czujesz przez uran w reaktorze?- zapytała o jego stan
-Nie. Jest dobrze, ale...
-Ale co? Niczego nie ukrywaj. Mów mi o wszystkim- narzucała szczerość
Tony pogrążył się w myślach, krążąc w wspomnieniach. Przypomniał sobie zaręczyny, ślub, każdą akcję Iron Mana, a potem narodziny Viki, szaleństwo, pracoholizm i bliską śmierć. Z ilości późnych obrazów życia, jego serce gwałtownie zabiło mocniej.
-Tony, co się dzieje?- lekko nim szturchnęła, a on był tak pogrążony w starej pamięci, że nie usłyszał jej
Gdy przypomniał sobie, jak mógł stracić swoich przyjaciół przez zagrywki Katrine, opadł bezwładnie na łóżko. Victoria podała mu coś na uspokojenie.
-Tony, obudź się. Musisz się uspokoić! Tony!- krzyknęła, a on dalej nie drgnął
Wędrówkę po przeszłości oraz minionych wydarzeń przerwało pojawienie się Pepper. Słysząc krzyki lekarki natychmiast weszła do sali. Było zdezorientowana. Nie wiedziała, co się z nim dzieje.
-Victorio, słyszałam krzyki. Co się dzieje?- spytała zmartwiona
-Chyba sobie coś przypomniał i to go przeraziło. Trzeba czekać. Możesz być przy nim? Możliwe, że pomożesz mu wrócić do rzeczywistości- poprosiła i zostawiła ją na chwilę z nim, licząc na poprawę sytuacji
Żona chwyciła go za rękę, a drugą położyła na reaktorze. W ten sposób chciała dać mu poczucie bezpieczeństwa, które było zaburzone przez napływ największych obaw z przeszłości, gdy był Iron Manem.
-Tony, jestem z tobą. Nie jesteś sam. Obudź się. Przestań wracać do tamtych lat. Ciesz się, z czego masz. Pamiętaj, że cię kocham. Wróć, proszę. Tony, obudź się
Tony zaczynał zamykać przeszłość i wrócił do realnego świata. Gwałtownie się zbudził, ale czuł się spokojny, gdy zauważył Pepper, nieodstępującej o krok.
-Pepper, ja też cię kocham. Dziękuję- przytulił ją, aż odważył się na namiętny pocałunek
Trzy dni później, Tony wrócił do domu. Obiecał, że się poprawi. Jednak one nie wiedziały, jak długo z nimi będzie. To byłby zbyt wielki cios dla nich. Spotkali się w warsztacie, bo Viki chciała mu coś pokazać. Nie uwierzył, co widzi.
-Viki, czy to...- nie zdołał dokończyć, bo gaduła się wtrąciła
-Aha. Przedstawiam ci moja zbroję. Violet. I jak ci się podoba?- uśmiechnęła się, czekając na odpowiedź ojca
-Jestem z ciebie dumny. Świetnie się spisałaś. A tak w ogóle, to dziękuję, że mnie uratowałaś- przytulił ją czule, całując w policzek
Miłą atmosferę przerwała żona. Uderzyła go w twarz, ale potem przytuliła i pocałowała. Był zdziwiony jej zachowaniem. Rhodey się uśmiał, a Viki również się zmieszała. Nie znała mamy z takiej strony.
-Mogę wiedzieć, za co to było?!- prawie krzyknął, nalegając na wyjaśnienie
-Zasłużyłeś sobie na to, Tony. Przez ciebie o mało, co nie umarłam ze strachu, ale dobrze, że wróciłeś, ale następnym razem, jak coś zwalisz, sam będziesz się składał- zagroziła
-Serio?- zrobił wytrzeszcz oczu z niedowierzania
-Stary, nie dramatyzuj. Ona żartuje. Przecież nie pozwoliłaby ci umrzeć- uspokoił go przyjaciel
-Mamo, ty żartowałaś?- spytała Viki
-No pewnie, że żartowałam. Kocham go nad życie- przyznała z uśmiechem, obejmując w pasie
-To co robimy?- spytała dziewczyna, mając ochotę na lot Violet
Tak ją korciło, by gdzieś polecieć zbroją, ale przypomniała sobie o wcześniejszych planach, nim ojciec padł, jak zużyta bateria. Pociągnęła całą trójkę pod same drzwi warsztatu i je otworzyła. Wszystkich wyrzuciła na świeże powietrze, popychając całą siłą.
-Ej, Viki. Gdzie mamy iść?- odważył się spytać Tony
-Na spacer, jak wcześniej planowaliśmy- zdradziła
-Pamiętam. No to chodźmy
Wspólnie poszli do pobliskiego parku, gdzie przeszli wzdłuż ścieżki po kilka razy. Potem zaczęli się gonić po trawie, grając w berka.
Gdy Rhodey się potknął o kamień, najbardziej śmiała się Viki, bo taki generał, a pokonany przez kamień. Po grach i zabawach usiedli pod drzewem, gdzie zjedli kanapki. Oczywiście to przyjaciel pierwszy dorwał się do jedzenia.
-Rhodey, jak zwykle do jedzenia, a musi być pierwszy. To ci nie ucieknie- zwrócił uwagę Tony, śmiejąc się
-Tony, musimy coś ustalić. Nie pozwolę ci się zamęczać pracą. Od teraz ja zarabiam, a ty zajmujesz się domem- rozkazała żona, kładąc nacisk na JA i TY
-Gosposia domowa. No ładnie, chłopie. Tego się po tobie nie spodziewałem- zachichotał Rhodey, wyobrażając go sobie w fartuchu, jak trzyma miotłę
-Bez przesady. Gosposią, to ja nie będę. Jak już, będę ogarniał porządek, co będzie dla mnie wyzwaniem- pomyślał nad zamianą ról
-Zgadzasz się, czy nie? Musisz coś w sobie zmienić. Nie chcę, byś znowu zrobił jakąś głupotę. Nie wiem, jak długo przeżyję, patrząc, jak sam siebie zabijesz- powiedziała na poważnie
Nagle Tony przypomniał sobie, ile mu czasu pozostało. Jedynie dziesięć lat. Obiecał poprawę, więc zgodził się.
Rhodey wrócił do swojej bazy po zjedzeniu kanapek. Pożegnał się z nimi i poszedł w swoja stronę. Mąż oprzytomniał, więc bez wahania chciał tego samego dnia wcielić zmiany. Przez dwa lata zdołał żyć bez pracy, ale na dłuższą metę nie dawał rady pociągnąć. Po prostu znudziły mu się prace domowe.
EPILOG
Kiedy Viki była pełnoletnia, wyprowadziła się do New Jersey, by mieć blisko do rodziców. Chciała się usamodzielnić oraz dać im wolną przestrzeń.
Minęły trzy kolejne lata. Pozostało mu ich pięć do życia. Tylko lekarka wiedziała, że wkrótce umrze. Spędzał najwięcej czasu z rodziną. Bardzo rzadko wchodził do warsztatu. Jedynie, by naładować reaktor. I tak bezmyślny geniusz zrozumiał, co się dla niego liczy. Rodzina.
KONIEC
----***----
Pozostało jedno opowiadanie i kończymy z tym blaszakiem. Jak się podobało?