Rozdział 91: Cięcie


Co tu robił Android? Nie powinien się zajmować atakiem na Ziemię? Słyszałem o jego planach. Wszyscy już o tym wiedzą. Musiałem wrócić do domu, bo trzeba ratować świat, ale tak naprawdę, to nie miałem wyboru. Placówka szkoleniowa poszła z dymem przez Androida. Teraz trzymał mnie za gardło i chciał udusić.

-Tego, co każdy chciał. Waszej śmierci. Iron Man najszybciej padnie, a z nim też Rescue i ty, War Machine

-Skąd ty...?- byłem przerażony, że znał nasze tożsamości

-Wiem? To proste. Katrine wgrała mi wszystkie informacje o was

Chwycił mnie bardziej za gardło, że z trudem złapałem oddech. Musiałem jakoś się uwolnić, ale byłem wysoko nad ziemią, więc skok skończyłby się dla mnie kalectwem. Musiałem wymyślić coś innego, co nie będzie czymś strasznym.
Nagle obluźnił uścisk, gdy zauważył moją mamę.

-Proszę... Zostaw ją!

-Nic jej nie zrobię, ale macie się ruszyć, bo zniszczymy Ziemię- z ramienia wyciągnął ostrze, którym przejechał po mojej ręce

-Musiałeś?!- syknąłem z bólu

-Musiałem. Bierzcie się w garść. Do roboty! Zniszczę was wszystkich!

-Po co ostrzegasz? Chcesz, żebyśmy cię pokonali?- nie rozumiałem, co chciał zdziałać

-To nie tak. Komunikuję koniec świata i chcę, żebyście sprawili nam zabawę- mówił, jakby się uśmiechał i puścił mnie, aż spadłem

Na szczęście nie było zbyt wysoko. Jedynie trochę się poobijałem. Android, jak się pojawił, tak zniknął. Co gorsza, w telefonie padła bateria. Za długo dzwoniłem do Pepper. Liczyłem na jej pomoc, a ona się nie pojawiła.
Wstałem na nogi i poszedłem do domu. Ledwo czułem kończyny, bo upadek nie był miękki. Mama niestety spanikowała.

-Rhodey!

-Nic mi nie jest

-Ty krwawisz!- krzyknęła bardziej, zauważając ranę

-To nic takiego- syknąłem, gdy dotknęła ręki, ale próbowałem myśleć o czymś innym, niż bólu

-Zabiorę cię do domu- podparłem się na jej ramieniu i weszliśmy do salonu, gdzie usiadłem na kanapie

Mama natychmiast znalazła apteczkę i zaczęła opatrywać ranę.

-Kto ci to zrobił?- spojrzała, pytającym wzrokiem

-Jeden z wrogów. Ten... który pracował z Katrine-  wycedziłem przez zęby, czując piekło przy przemywaniu rany

-Nie ma to, jak dwie tragedie tego samego dnia- przyznała niezadowolona z ironią

-Mamo, co się stało?- spytałem, widząc, że bardzo zbladła, do jakiego wniosku musiała dojść i nie potrafiła ukryć, co ją gryzie



Mijały kolejne godziny, aż wzrastała we mnie niepewność. Czy go jeszcze zobaczę? Dobra, spokojnie. Myśl pozytywnie, Pepper. Tony zawsze był silny i teraz też tak będzie. Wychodził już nie raz z gorszych tarapatów, ale on ma umrzeć. Może ta operacja coś zmieni? Trzeba wierzyć, że będzie dobrze.
Co chwilę sprawdzałam godzinę na telefonie równocześnie, rozglądając się, kiedy ktoś wyjdzie mi coś powiedzieć. W końcu ciszę przerwał dźwięk telefonu. Znowu Rhodey. Musiałam odebrać. Już nie dam rady.

-Cześć, Rhodey. Przepraszam, że nie odbierałam

-Potrzebowałem pomocy, ale już nie trzeba. Jest dobrze

-Rhodey, o czym ty mówisz?- nie mówił normalnie i zaczęłam się bać o niego

-Android za wszelką cenę chce, żebyśmy z nim walczyli. Mówił to do mnie, jak chciał udusić

-Nic ci nie jest?- czułam się okropnie, że mu nie pomogłam, a taka ze mnie "przyjaciółka"

-W porządku. To niegroźne draśnięcie

Było mi strasznie wstyd. Jak mogłam tak lekceważyć jego prośbę o pomoc? Jak mogłam nie wiedzieć, że ma kłopoty? Nie doszłoby do niczego, gdybym zareagowała. Niestety czasu nie cofnę. Nie chyba, że specjalnie pojadę do Budynku Baxtera, by poprosić o to Reeda Richardsa.

-Rhodey, ja... już nie dam rady. Przyjedziesz do szpitala?- prosiłam, łkającym głosem

-Pepper, co ci jest? Mama też mi nic nie mówi. Co się dzieje?

-Powinnam ci powiedzieć, bo jesteś jego najbliższym przyjacielem. Zawsze go wspierasz i mu pomagasz przez długi czas- mówiłam z płaczem, przypominając sobie, co mi powiedział mój mąż

-Ale co się stało?

Trudno mi było powiedzieć. Jak mu przekazać w najbardziej delikatny sposób? To było trudne. Sama do tej pory nie potrafię się z tym pogodzić.

-Operują go- wydusiłam z siebie

-Tony'ego? Pepper, co ty mówisz?!- był w szoku, ale jednocześnie tez przeraził się tą informacją

-On... umiera- znowu się rozpłakałam

-Co ty wygadujesz? To niemożliwe.  To... to musi być jakoś koszmar- również nie chciał w to uwierzyć

-Ja też nie chcę tego już słyszeć, ale pamiętasz, jak ostatnio zemdlał? Wszystko się sprawdza, a pomiary na bransoletce były specjalnie dodane, by bardziej obserwować jego stan- przetarłam oczy, szybko mu tłumacząc

Rhodey na chwilę zamilknął, by pewnie ułożyć to sobie w głowie. Potrzebował wsparcia, a ja nic nie zrobiłam. Mogło coś mu się stać, nawet zginąć. W końcu zaatakował go "przyjemniaczek" Katrine.

-Wiem, że ci jest ciężko. Będzie dobrze. Zaraz do ciebie przyjadę

-Będę czekać przed salą operacyjną

-Dobrze. To do zobaczenia i już nie płacz. To nie zdrowo tak ciągle płakać


Pepper była niespokojna. Pewnie przez to, co ja się teraz od niej dowiedziałem. Czy mama o tym wiedziała? Dlatego zamilkła i chciała to przede mną ukryć? Bałem się, że ruda wpadła w kłopoty, a tu coś takiego.

-Mamo, wiedziałaś, że Tony jest umierający?- spytałem, powstrzymując łzy, bo ta wiadomość mną wstrząsnęła

-Chciałam ci powiedzieć. Jednak Pepper mnie wyprzedziła. Prosiła, bym ci tego nie mówiła, a ona sama się złamała. Jego stan się pogorszył. Chciał uciec ze szpitala no i stała się tragedia. Potrafisz ruszać ręką?

-Nie zmieniaj tematu! Potrafię! Od kiedy wiesz?

-Można powiedzieć, że kilka dni temu poznałam prawdę. Mi też jest ciężko, a Pepper najbardziej przeżyła. To jej mąż, więc nic dziwnego- wyznała mama, kończąc opatrywanie rany

-Pojadę ją wesprzeć. Dam radę mimo ręki. Android chciał mnie nastraszyć, a zabić chce naszą trójkę w tym samym momencie. Mamy ratować świat

-Na razie zajmijcie się sobą i uważajcie na siebie. Muszę jechać do pracy, bo mam rozprawę psychopaty. Trzymaj się i powiedz mi, jeśli czegoś się dowiesz

Od razu wstałem i ubrałem kurtkę, bo w nocy zrobiło się zimniej. Wziąłem też klucze od auta i pojechałem do szpitala. Biedna Pepper. Tak strasznie mi jej szkoda. Taka tragedia. Mieliśmy ułożyć sobie życie, a tu kolejna katastrofa. Jedna po drugiej. Zaczynałem mieć dość bycia bohaterem, Czy na tym polega poświęcenie? Nie możemy zabrać szczęścia przez ciągły chaos?
Po godzinie dojechałem na miejsce. Niestety drogę znałem na pamięć i znalazłem zrozpaczoną rudą.

-Już jestem, Pepper- przytuliłem ją, bo wiedziałem, że w tej sytuacji potrzebowała wsparcia

-Dziękuję, że jesteś- odwzajemniła bardziej uścisk

-Wiem, że Tony jest w ciężkiej kondycji, ale trzeba wierzyć, że wszystko będzie dobrze

-Próbuję, ale nikt do tej pory nie wyszedł! Operacja się ciągnie w nieskończoność, a niewiedza mnie pogrzebie żywcem!

-Pepper, spokojnie

-Jak mam być spokojna, kiedy Tony umiera?!- od razu z oczu wypłynęło kilka łez

Oboje baliśmy się, co się może zdarzyć. Powtarzałem w głowie pozytywną mantrę. To pewnie była niebezpieczna operacja.

-Jak ręka?- próbowała zająć się czymś innym

-Nie jest źle. Mogło być gorzej. A co dokładnie się stało, że mu się pogorszyło?

-Implant nie działa, jak trzeba i reaktor łukowy ponoć ma go ocalić. On nie może nas zostawić! On musi z tego wyjść! Ja go potrzebuję. Świat go potrzebuje!

-Pepper, będzie dobrze- usiedliśmy, czekając w miarę spokojnie na jakieś wieści

Mijały długie godziny. Po bodajże trzech godzinach od mojego przyjścia, wyszła Victoria. Bałem się, co możemy usłyszeć.

-Operacja była trudna i niestety nie mam zbyt dobrych wiadomości

-Czy on...?- Pepper cała dygotała, aż nie mogła nic powiedzieć bez jąkania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Mam pisać dalej ?
Skomentuj co sądzisz o tej notce. Każda twoja opinia jest warta mojej uwagi

© Mrs Black | WS X X X